Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2011-07-02 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2866 |
– Tylko nie to, znowu. Nie może tak być – pomyślał, po czym zrezygnowany oderwał wzrok i położył czytany rękopis na kolanach – Dlaczego ktoś musiał już to wszystko napisać, dlaczego musiał być pierwszy, szybszy, zwinniejszy? Wszystko stracone – westchnął, odrzucając niedbale wygniecione karty powieści, które opadły bezbronnie na podłogę, odwrócone na ostatniej, w pełni zapisanej, stronie. I wyszedł. Wyszedł z tej strony ostatniej, bogatej, plastycznej i żywej. Wyszedł dojrzały, spokojny, mocą wieku posiwiały, mądrością naznaczony, z oczami głębokimi i wzrokiem myślącym. Gdy blady świt nie dopuszczał jeszcze jasnych promieni słońca, które siłą swego optymizmu rozpuściłyby w cieple poranka lekką mgłę, jaka w spuściźnie nocy unosiła się nisko w okolicach portu, szedł powoli wzdłuż nabrzeża, patrząc na spokojne morze, obmywające burty leniwie kołyszących się jachtów. Niepotrzebne już światła latarni połyskiwały złotym blaskiem w błękicie poranka, a śnieżnobiałe mewy, poderwawszy się do lotu, śpiewem nieśmiałym witały kolejny dzień. Opustoszała ulica, która w ciągu godziny miała zamienić się w prawdziwe targowisko wypełnione gwarem krzątających się ludzi, posilonych mocną kawą i zaczarowanych labiryntem kolorowych straganów pełnych świeżych ryb, warzyw i owoców, była jeszcze cicha i martwa, zanurzona w nierozkwitłym wciąż świetle poranka. Szedł z lekko opuszczoną głową, zamyślony i tak nieobecny, jakby wpisywał się w tę samotność ulicy i pustkę głuchą, niezauważalny, niedostrzegalny i niewidzialny. I, gdy mijał bramę wyciętą półksiężycem sklepienia w równej linii kamienicznej zabudowy, jednorodnie patrzącej wysokimi oknami na tę ulicę zapomnianą, port i morze dalekie, gdy tę bramę mijał i mgła chłodną ciemność ze środka jej wymywała, ujrzał postać niewyraźną, choć zdawało mu się, że skądś znajomą, bliską, z przyczyn niewyjaśnionych mu oddaną, niemal wyczekującą. Był to młody chłopiec, o cerze śniadej, rysach wyraźnych, morskim wiatrem ukształtowanych, choć giętkich jeszcze i sprężystych, z oczami, mimo młodości, głębokimi i wzrokiem myślącym.
– Napiszę. I będzie to wielkie – szepnął chłopiec mijającemu go mężczyźnie.
– Wiem – odpowiedział mężczyzna – ale do końca będziesz się zastanawiał czy wielkość, którą przypiszą ci zachwyceni bałwochwalcy, faktycznie będzie twym celem, istotą rzeczy, twoją prawdą i wewnętrznym spełnieniem.
Po czym odszedł, niknąc powoli w coraz rzadszej mgle wstającego dnia, rozpływając się nieuchwytnym pyle chłopięcych marzeń.
ratings: very good / good
Na przykład:
Westchnął. Niedbale odrzucił wygniecione karty powieści. Opadły bezbronnie na podłogę, odwrócone na ostatniej, w pełni zapisanej stronie. Wyszedł.
Czytelnikowi czasami trudno nadążyć za myślą pisarza i niestety trzeba się do czytelnika nieco schylić, zrobić ten mały ukłon i uprościć tekst. W przeciwnym razie pisze się tylko dla wąskiej, elitarnej grupy.