Author | |
Genre | romance |
Form | prose |
Date added | 2015-06-16 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2977 |
„Co teraz robisz? Siedzisz pewnie przed lusterkiem i czeszesz umyte włosy. Mam nadzieję, że wciąż są długie, bo taką właśnie Cię pamiętam. Pamiętam Cię z tych chwil co byłaś najszczęśliwsza. Jak biegłaś po dyplomie, w tej czerwonej sukience, włosy rozwiane frunęły za Tobą.
I każdy gest Twój pamiętam, z tych dobrych dni. Jak stałaś za siatką szpitala gdy miałem żółtaczkę. Patrzyłaś całymi dniami w moje okno, a wszyscy pacjenci zazdrościli mi Ciebie, wiesz. Albo jak na wieże ratowniczej nakrywałem nas ręcznikiem, żeby Cię całować. A pamiętasz jak meble chcieliśmy kupić? Przyklejona do szyby podziwiałaś białe, drewniane łóżka, śmiejąc się, że chyba chcesz mieć dwa. Żeby wygodnie było. A ja pytałem -Czy żeby kochanków ukrywać? A ty obrażałaś się wtedy tak poważnie, i szłaś wyprostowana jak struna. Bo taka właśnie byłaś, Laura. Taka byłaś.
I inna nie bądź. Bo innej Cię nie chcę. O ile Ty dalej chcesz mnie?
Cały czas Cię widzę. Przestań już się malować, załóż tamtą sukienkę. Ja założę te nowe spodnie i pójdziemy gdzieś. To nic, że nie mam pieniędzy. Zabiorę Cię gdzieś gdzie nie ma ludzi. Zawsze nam było lepiej bez nich. „
List leżał między książkami nieprzeczytany od miesiąca, ale cały czas parzył ją swoją obecnością. Zatrzymując go- stała się już nie bez winy. Myślała, że brak odpowiedzi załatwi sprawę. Ale kiedy przyszedł następny, otwierała go już pospiesznie, jakby bojąc się, że ktoś wyrwie jej go spomiędzy palców.
„Szkoda, że nie możesz spojrzeć na świat moimi oczami. Widziałabyś jak się zmieniłem, jak inaczej teraz wszystko widzę. Dawniej mówiłem, że chcę mieć ładne buty, dobre spodnie i byle jaki pogrzeb, bo i tak liczy się to, co trzymam w tej chwili w ręku. Uwierz mi Laura, teraz inaczej jest. Ważne jest dla mnie to co mam w środku dla kogoś i to co ten ktoś może mieć dla mnie.
Może musiało się stać to wszystko, żeby w tym moim pustym garze coś zadzwoniło, jak w miedzianym dzwonie…Z braku Twojej odpowiedzi zrozumiałem, że chcesz mnie obciążyć dodatkową karą, ponad to co zadał mi sąd. Oczywiście możesz mnie osądzać i potępiać, ale nie możesz odebrać mi pamięci o sobie. I nie jestem już ten sam. Jeden profesor co ze mną siedzi mówi, że ja mam chorą duszę po prostu.
Chcę żyć tylko dla Ciebie. Ty nie wiesz jak to jest odliczać godziny w oczekiwaniu na list od Ciebie. To jest teraz dla mnie jedynym uzasadnieniem istnienia. Każdy stara się tu stworzyć dla siebie jakąś iluzję prawdziwego życia. Snują swoje głupie zajoby. Robią cacka ze szczoteczek do zębów, zbierają piosenki, handlują papierosami. A mnie to wszystko nie obchodzi. Bo myślę o Tobie.
Układam w kółko listy do Ciebie i czytam w myślach te, które chciałbym otrzymać. Ale odpowiedź nie nadeszła. Chcesz mi dać więcej czasu do przemyślenia? Dobrze. Staram się to rozumieć. I tak cały czas myślę. Co robisz i gdzie, do kogo się śmiejesz. Pamiętaj, że teraz, za murem, nie żyjesz tylko dla siebie, ale też żyjesz w mojej wyobraźni.
W myślach cały czas przywołuję wizję naszego spotkania. Idziemy pod most, żeby nikt już nas nie znalazł…”
Te listy nosiła przy sobie. W torebce, w notesie, w portfelu. Żeby nikt ich nie znalazł. Nie wiedziała już co robić. Odkąd je przeczytała, oczekiwanie tego człowieka zaczęło jej ciążyć. Widziała go, pochylonego nad kartką papieru. Jego białą twarz za kratami.
I czuła się winna, ale wcale nie żałowała tego co robiła. Czekała na następne listy, czując nawet pewna niecierpliwość, że tak długo ich nie ma.
„Kochana moja. Teraz już wiem kim jestem dla Ciebie. Mieszańcem z podwórka, który próbował Cię ugryźć. Wiem, że nie możesz mi zapomnieć tego świństwa, ale wiedz, że już wtedy gdy mówiłem, że „to twój błąd i twoja sprawa”- już wtedy coś wyło we mnie i darło pazurami w środku. Wiesz czemu to powiedziałem? Chciałem grać niezależnego, Laura. Ty mnie znasz, znasz moje sprzeczności. Ty jedna rozumiesz co jest w mojej duszy. I to nie są słowa na wyrost. Bo jeśli nie Ty to kto? To po co potrzebne mi toŻYCIE? Staje się ono zwykłą wegetacją. Rośnięciem za płotem. Tyle lat jeszcze przede mną i bez Ciebie ich nie przetrwam.
I przepraszam, że kartka taka pogięta, ale jak pisałem ten list to jeden taki, co ma ksywę Pogrzebacz, za gwałt siedzi, szturchnął mnie w bok i zasyczał: „Ty tu się zapłakujesz a ona pewnie w tango dawno poszła, bez takiej kuli u nogi.” No i musiałem mu zaprawić, aż do kibla wleciał. Oddziałowy zapowiedział mi karcer. Ale za Ciebie mogę iść nawet do piekła.
Jeśli nie dasz rady nic napisać, wyślij chociaż pustą kartkę. Żebym wiedział, że jeszcze nie czas mi umierać”
Sam podsunął jej wyjście. Wsunęła lekko do koperty gładką, białą, zimną kartkę. To było prostsze niż napisanie czegokolwiek i mogła dalej się oszukiwać, że to zwykły ludzki odruch. Żeby go utrzymać przy nadziei. Bo nadzieja to życie. Żeby przetrwał najtrudniejszy czas, gdy świat kurczy się do rozmiarów celi. Czuła się potrzebna. I jemu, i sobie. A może nawet jej samej było bardziej to wszystko potrzebne? Miała teraz na co czekać.
A jej list przyjęty został jak najgorętsze wyznanie.
„Laura! To było tak jakby mnie do ameryki wystrzelili! Ręce tak mi się trzęsły, że nie mogłem otworzyć koperty. Dziękuję Ci za to, czego nie napisałaś. Ja i tak czytałem to co chciałem, żebyś napisała: że wierzysz mi, że jestem kim innym, i że będziesz czekać na mnie, i że mam po co wracać.
Mam tu jednego przyjaciela, był profesorem. I on przywraca mi wiarę mówiąc, że prawdziwa jest ta miłość co przeszła przez cierpienie. Miłość rodzi się we wspólnej walce.
Nie chcę być żebrakiem Laura, ale teraz czekam choć na jakieś jedno, krótkie zdanie. Muszę je mieć, rozumiesz? Bo gdybym mógł chociaż przejechać obok Ciebie i chociaż z daleka Cię zobaczyć, to mógłbym dalej czekać i rok następny. A tak- pustka długa jak gwizd nocnego pociągu. Nie mam nic „
Pustą kartkę mogła wysłać raz, ale co dalej? Teraz musiała podjąć decyzję- zniszczyć listy, przerwać tę więź- albo brnąć dalej. Ale to już nie było takie proste. Pisma Laury podrobić nie umiała. A jej już dawno nie było. Uciekła zaraz po tym wszystkim, zabrała kilka rzeczy i zniknęła bezpowrotnie. Przenosząc się, nawet jej, swojej współlokatorce, nie pozostawiła adresu. Dlatego nie miała gdzie odesłać tych listów. A z kolei zniszczenie ich uważała za nieludzkie. Początkowo czytała je ze zwykłej ciekawości tego, co tamci mieli sobie do powiedzenia. Usprawiedliwiała się, że przecież znała ich. Znała Laurę, znała Janusza. I znała wszystkie akty ich dramatu. Wiedziała, że Laura nie wróci już nigdy, że pozostała po niej tylko kupka popiołu ze spalonego zdjęcia. Wiedziała też, że ona nie wysłałaby nawet pustej kartki. Dla niej ta miłość umarła jeszcze przed ofiarami wypadku.
A ona zrobiła to wszystko jakby w jej zastępstwie. I czuła się tym usprawiedliwiona, bo miała przecież okazję podtrzymać kogoś na duchu. Może zrobiła to niepotrzebnie? Może źle, choć w dobrej intencji? Nieważne. Odtąd to oszustwo stało się jej prawdą i jej potrzebą.
Napisać mu, że Laura wyjechała do innego miasta to byłby drugi wyrok dla niego, ostateczny. A ona wiedziała co czuje człowiek, który nigdy nie dostaje listów. I łatwo było wysłać tą pustą kartkę. Na odległość mogła być przecież tamtą…
Teraz, kiedy zdecydowała się dalej odpisywać, z trudem przypominała sobie jego twarz. Próbowała go sobie wyobrazić. Jego twarz za kratami, jak patrzy przez okno.
I wymyśliła kolejne kłamstwo. Napisała list na maszynie. Pisała, że złamała rękę i tak jej łatwiej. Wystukać.
I gdy koperta z cichym szelestem wsunęła się do skrzynki na listy, poczuła przerażenie ale i wielką ulgę, że stało się to co nieodwołalne było już od dawna.
„Najkochańsza moja Lauro! Więc jednak wciąż żyje dla Ciebie. Dałaś mi teraz dalszy cel istnienia, bo bez tego można tu tylko oszaleć. Moje życie jest przecież tam, poza murami, a jedyną bolączką tu obecnych jest to czy tam ktoś jeszcze o nas myśli. Gdyby tylko skrócono mi karę… Już nic nie zrobię co mnie za kratki ma wpędzić! Nigdy! Dosyć mam niewoli i niewolnictwa, upokorzeń i hańby.
Jeden jest taki, co ze mną w celi jest, co głośno opowiada, że zaprawić się chce. Przekręcić znaczy. Ale ja- od kiedy dostałem Twój list- mam po co żyć. Nawet nie wiesz ile razy całuję te litery w ciemności.
Tylko czy naprawdę musisz pisać na maszynie? I tak ogólnie? Co w pracy, a nie co myślisz?”
Czytała te listy po kilka razy, zapominając, że przecież nie są do niej. Nie chciała tego pamiętać. Nikt tak do niej nie mówił. Była brzydka, nieśmiała, oczytana. W biurze siedziała schowana zawsze za bramą biurka i okularów, zawsze zostawała po godzinach.
Zawsze pamiętała żeby wyjąć listy z samego rana. Chociaż adresowane do Laury, te listy były jednak odpowiedzią na jej słowa. Więc komu się należały? Laura zniknęła przygnieciona sprawą, której tu przeżyć nie mogła. Ale ona pozostała.
Pamiętała ten dzień doskonale. Gładziła ją po długich włosach, gdy ta leżała zwijając się z płaczu na łóżku. Powiedziała wtedy Januszowi. A on jej na to, że za ciążę odpowiedzialna jest kobieta. I, że nie da się złapać na jej haczyk…
Najpierw nikomu nie chciała powiedzieć. Wsiadła tylko z rana w autobus i ruszyła nad morze, do niego, tam gdzie był zatrudniony jako ratownik na jakiejś plażyczce. Gdy dojechała, był pijany, w otoczeniu zapatrzonych wczasowiczek. Przyjął ją paskudnie: po co przyjechała, szpiegować go? Śledzić? Jest wolny. Powiedziała po co- i wtedy usłyszała tamte słowa. Uciekła stamtąd.
Opowiedziała wszystko Justynie, łącznie z tym, że z nimi koniec.
Za godzinę dostała wezwanie do szpitala. Nagły wypadek, ktoś musiał przyjechać. Dwie osoby potrącone przez jadące szybko auto. Jedna zmarła przy niej, druga kilka dni się męczyła. Tym samochodem jechał Janusz. Podobno do niej. By ją zatrzymać.
Laura nie poszła na rozprawę. Nie mogła znieść tych szeptów, spojrzeń. Za nią tak pędził przecież. Załatwiła sobie przeniesienie i wyjechała gdzieś daleko.
Podjęła jej rolę- to prawda, ale pytana co robi czy co myśli, odpowiadała już sama. Starała się pisać ogólnikowo, tyle tylko- mówiła sobie- żeby nie czuł się opuszczony. Mieszała prawdę z kłamstwem, ale nie mogło być inaczej.
„Gwiazdo najkochańsza… nazywam Cię tak, bo gdy leżę tu nocą i gdy jest pogodnie widzę w rogu okna gwiazdę. I ona tak świeci, tak patrzy na mnie, że aż widzę w niej Ciebie jak czeszesz włosy. Boże, jak ja bym pragnął Cię zobaczyć! Chociażby przez okno, dotknąć chociażby przez szybę. Wygrywają nie ci co rozmieniają miłość, ale ci co ofiarują ją raz i tylko raz. Może musiałem zapłacić taką cenę, żeby to zrozumieć? Bo teraz wiem, że prawdziwe życia to droga do tego, bez czego żyć nie można. Moja droga do Ciebie.
Jeden taki to ma dobrze. Gra na skrzypcach, a że siedzi tylko za kradzież to 3 razy w tygodniu dostaje przepustkę do szkoły muzycznej. Łyk wolności. Jak ja mu zazdroszczę.
Lauro kochana, przyślij mi jakieś swoje zdjęcie, abym mógł Cię oglądać. Będę miał do kogo mówić. I nie pisz tak jakby to było sprawozdanie. Napisz czy masz jeszcze tamta sukienkę. I czy jest ktoś, kto obchodzi Cię bardziej niż ja?
Po tym liście postanowiła zapuścić włosy. I przystawała przed każdą wystawą widząc czerwoną suknię. Nawet nie zauważyła tego, że zaczęła traktować te listy jak listy do siebie.
A potem stało się wszystko.
„Gwiazdo! Jeśli nie przyjedziesz wreszcie do mnie to poproszę tamtego chłopaka, żeby pomógł mi się zaprawić! Ciągle błagam o słowa miłości, a ty, że pogoda ładna. Spójrz na mnie inaczej. W duszy swej nie jestem przestępcą, ale winnym człowiekiem.
Lauro, gdy przypominam sobie tamten dzień, gdy przyjechałaś do mnie z naszą sprawą, a ja Ciebie wygnałem- znów wszystko wyje we mnie. Ale jak Cię zobaczę, to Cię przekonam, że nie jestem już tamtym sobą.`
Wyjęła z szuflady byłej lokatorki jego zdjęcie, zdziwiona, że nie może sobie przypomnieć jego twarzy. Dzięki niemu już nie była zapomniana. Zaczęła chodzić do kina, żeby móc pisać mu o filmach. Zaczęła kupować ubrania, żeby mu się podobać. Zaczęła żyć.
W swoich listach był coraz bardziej niecierpliwy. On nie chciał opisów dnia, on chciał listów o sobie. Potwierdzenia, że ma dla kogo żyć.
Liczył na jej wizytę. Wyjaśniał, że stara się o widzenie. Podawał jej szczegółowo obliczone połączenia kolejowe.
Pomijała to milczeniem.
Przysłała przekaz na bilety. Odesłała. Napisał kolejny list, gdzie obiecywał, że to już ostatni i że jak w ciągu tygodnia nie przyjedzie to będzie już po nim. Błagał: „Nie każ mi być żebrakiem, przyjedź!”
Szantaż. Histeria. Takie stany się tam zdarzają- próbowała sobie tłumaczyć. Miała zapewnić mu nadzieję a oto doszło do pierwszej wyrwy. I nie przewidziała, że to stanie się tak ważne dla niego jak i dla niej. Tyle słów padło o miłości, że starczyłoby na cztery jej życia. Nie wiedziała, że wyobraźnia tak może wypełniać dni. Czuła się bogatsza. Jego uczucie stało się jej własnością. Tak jak on cały, nawet jeszcze o tym nie wiedząc.
Teraz musiała podjąć decyzję trudniejszą od tej o otwarciu pierwszego listu.
Tan ostatni list…Napisał go człowiek, który nie ma już wyboru. A ona co mogła? Albo nie jechać i stracić wszystko, mieć go na sumieniu. Mogła także jechać, pokazać twarz. I też stracić wszystko.
Usiadła na łóżku i wyjęła pudło ze wszystkimi listami. Czytając je kolejny raz zdała sobie sprawę, że ma już długie włosy jak tamta. I suknie kupiła czerwoną.
Podróż do Szczecina zajęła jej całą noc. Pod bramą spotkała pełno kobiet z torbami. Sama nie miała nic.
Pokój widzeń pachniał olejną farbą. Ściskała torebkę, aż bolały ją ręce. Zdjęła okulary.
-To ty? Gdzie Laura?
-Nie ma jej.
-Nie mogła przyjechać?
-Nie ma jej.
-Pierdolisz. Mam listy od niej. Pisała, że wciąż mnie kocha.
Pamiętała wszystkie listy. Każde słowo.
-Co tu robisz? Jak tu weszłaś?
-Powiedziała, że jestem twoją narzeczoną.
-Co się, kurwa, stało z Laurą?
Założyła z powrotem okulary. Spojrzała mu odważnie prosto w twarz. Laury nie ma już prawie rok. Nie ma po niej śladu, adresu. Uciekła przed nim. A te listy to ona pisała. Tak, wszystkie. Każdy jeden. Pisała, bo wie co to być całkiem samemu.
Wyrzuciła to z siebie. A potem była cisza. Tylko jedno, ciche westchnienie: Ty dziwko…
Podniosła się z krzesła. On też wstał. Odwrócił się. Strażnik patrzył zdziwiony.
I kiedy już była prawie za drzwiami, poczuła że ktoś je przytrzymał.
-Kiedy znowu przyjedziesz?- jego oczy błyszczały.
chowder.pinger.pl
ratings: good / excellent
Pojawiło si ę sporo błędów w zapisie, ale z braku miejsca wskażę tylko te, które wystąpiły do słów "ze tak długo ich nie ma".
Najbardziej szwankuje interpunkcja. Brakuje przecinków przed: co byłaś (lepiej byłoby napisać: gdy byłaś), gdy, jak meble, gdzie, jak się co mam, co ten, co zadał, co ze mną, mówi, jak to jest, co robiła; zbędne przecinki przed: w tej, z tych, jak w miedzianym dzwonie (a swoją drogą dzwony nie są miedziane, lecz spiżowe, ewentualnie mosiężne, czyli ze stopów miedzi),ponad, pochylonego.
Zwrot "na wieże ratowniczej" należy napisać "na wieży ratowniczej".
Brakuje spacji po wielokropkach oraz po niemal wszystkich myślnikach.
Podczas zwracania się do kogoś używamy rzeczownika nie w mianowniku, lecz w wołaczu. Piszemy i mówimy nie "Uwierz mi, Laura", lecz "Uwierz mi, Lauro".
ratings: perfect / excellent
Byłoby ckliwie i sentymentalnie - gdyby nie nieoczekiwana zmiana bohaterek i finał.
jakim cudem zaufać komuś,
kto sam siebie, ciebie - a więc nas - zdradził
??
Czy kwaśny ogórek znowu będzie tak świeżutki jak tamten wczorajszy ogóreczek
??
Rzeka Czasu
nigdy nie płynie
"w górę rzeki".
N i g d y
nie wchodzisz 2x
do tej samej wody!