Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2015-06-20 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2916 |
DAWNO TEMU W KIELCACH
Dawno, dawno temu jeśli chciałeś zrobić karierę i brak było ci poparcia by załapać się w Olkuszu, Wieliczce, to Kielce były wyśmienitym miejscem by zrealizować ten pomysł. To w okolicach Kielc i Chęcin, leżących przecież nieopodal, ambitni i zdolni uzyskiwali wysokie dochody. To tutaj potrzebowano fachowców i tu zaczynały się bajeczne kariery. Olkusz, Wieliczka, Chęciny i Kielce były źródłami bogactwa Polski. Ciągnęli do tych miast kupcy, a za nimi barwny tłum oferujących rozrywki, rzemieślników wytwarzających wszelkie potrzebne dobra, zakonników organizujących życie religijne. Kielce? – jedno z kilku miast – tygrysów gospodarczej mapy Polski. To brzmi jak bajka? Może i tak brzmi, ale bajką nie jest.
Kiedy w dawnej Polsce bogacono się na handlu zbożem i innymi płodami rolnymi, nie robiono tego tutaj. Ziemie tu kiepskie, rolnictwo sprawdza się tu jako pomysł na życie tylko w wypadku kilku niszowych produktów, a jednak ludzie osiedlali się na tym terenie od niepamiętnych czasów. I nie chodziło im o truskawki i lawendę. Przyciągał ludzi przemysł – taki jaki istniał kiedyś. To nie na powierzchni tej ziemi kryło się bogactwo, ale w jej głębinach. Kiedy człowiek odkrył po czym tu stąpa? Dawno, bo historia produkcji sięga czasów dla naszego regionu prehistorycznych. Najstarsze góry Europy kryły w sobie tyle skarbów, że konkurowano między sobą o prawo władzy nad tymi terenami. A ponieważ najstarsze góry Europy porastała puszcza dostarczająca najpowszechniej wykorzystywanego surowca do wszystkiego, czyli drewna, było to miejsce jakby wymarzone do tworzenia. Małe osady rolnicze były w stanie zapewnić prowiant dla tych ambitnych i dla siebie, a cała potrzebna reszta kryła się w zboczach gór, albo na ich powierzchni. To przyciągało. Oprócz soli było tu prawie wszystko, czego dawno temu w gospodarce było trzeba.
Wydobywano wtedy kamień, rudy metali i przetapiano je. To cała panorama działań, od górnictwa, zespołów narzędziowych, poprzez organizację, przerobienie rudy na porcje metalu, z których nabywca mógł zrobić co chciał, usług kwatermistrzowskich, itd. To, co oferowały okolice Kielc nie było produktami sprzedawanymi za garść grochu, ale stanowczo drożej. Metale różne tu wydobywano, od żelaza poprzez ołów po miedź, a nawet uran ( choć ten akurat to już w naszych czasach). Osadnictwo rolnicze ma miejsce dość późno w stosunku do Sandomierza czy innych sąsiadów. Osadnictwo górniczo hutnicze zaczyna się tu o wiele wcześniej. Zjeżdżali tu fachowcy – i ci od pracy: i ci od ich zaopatrywania . I osoby im towarzyszące i za nimi ciągnące.
Czy to był „złoty wiek” Kielc? Chwila z dzieciństwa, do której potem chętnie się wraca we wspomnieniach? Nie, to była tylko jedna z wielu takich chwil. Ale ten właśnie moment zakotwiczył nazwę Kielce w historii.
Żelazo wytapiano tu już w czasach cesarstwa rzymskiego, a wiemy o tym, bo znajdowano monety rzymskie. Kupcom opłacało się dotrzeć w ten zakamarek Europy, więc chyba oferowano tu wiele kęsów żelaza na sprzedaż. A może decydowała jego jakość, bo wydobywano tu rudy żelaza znane jako hematyt, nie występujące na powierzchni i dość kłopotliwe w eksploatacji. Złoże takiej rudy miało do metra grubości, więc aby się do niej dostać należało posiadać odpowiednią wiedzę i umiejętności.
Potem rozpoczęto eksploatację rud ołowiu, miedzi. Skąd ówcześni ludzie wiedzieli gdzie kopać i co można pod ziemią znaleźć? Nie prowadzono badań geologicznych, a takie doświadczenia przekazywano ustnie. Ojciec pokazywał synowi. Kiedy pojawiają się źródła pisane odnotowują już tylko stan istniejący. Wydobycie i praca przy obróbce już trwa..
Pomysły należą do naszych przodków. Skąd o tym wiemy? Bo nazwy są nasze, nie zapożyczone wraz z technologią.
Żelazo jest nasze. Inne nacje inaczej je nazywają. Wytapiają je rudnicy. W dymarkach, bo wdmuchiwanie powietrza do pieca to dymanie. To co dziś nazywamy hartowaniem kiedyś było kaleniem. A do wytapiania żelaza i innych metali używano węgla, ale proste skojarzenia i tu są mylące, bo chodzi o jedną tylko z jego odmian. Myśląc węgiel wówczas miano na myśli tylko węgiel drzewny. Innego nie używano.
Wypłukana i wstępnie przetopiona ruda nazywana była dul. Młot, którym wykuwano stal nazywał się baba.
I miedź jest słowiańską nazwą. Omiedzić znaczyło wtedy osłodzić.
Jak rozchodziły się wtedy wieści o tym, że tu warto przyjechać? Nie wiemy tego, ale się rozchodziły. W ten sposób w okolicy dzisiejszych Chęcin powstała osada wolnych rudników/ górników wydobywających rudę. A gdy osada się rozrosła, Kazimierz Wielki buduje tu zamek i ustanawia tu starostwo, by chronić bogactwa przed najazdami i czerpać z nich korzyści. Wieści o bogactwach ukrytych w tych ziemiach nie są tajemnicą. O nadanie ziem w okolicy starają się biskupi krakowscy. Tak powstaje Bodzentyn i podniesiona zostaje ranga Kielc, w których już od 1081 roku stoi kościół. Administracja królewska, czyli państwowa, w ten sposób konkuruje z administracją kościelną. O co? Przecież nie o to co można wyhodować na tej ziemi. O to, co można z niej wydobyć i przetworzyć.
Dziś metal jesteśmy w stanie zastąpić tu i ówdzie plastikiem, kompozytem. Mimo to wciąż nie ma innych podków niż stalowe. Gwoździ używamy stalowych. I broń w większości produkowana jest ze stali.
Wtedy broń mogła być z drewna i kości. Gwoździ używano sporadycznie. Przewodów miedzianych nie znano, ale tanie ozdoby miedziane i brązowe – tak. Tańsze niż srebrne i złote.
Dom można było postawić bez gwoździ. Ale już broniący go wojowie musieli mieć miecze i zyskiwali przewagę, jeśli mieli podkute konie.
A zaopatrujący kuźnice w węgiel stawali się konkurencyjni jeśli mogli się posłużyć stalowymi siekierami do wyrębu lasu. Mogli bowiem dostarczyć tego węgla więcej, mniej w to własnego wysiłku wkładając.
Kto miał swój metal blisko, zyskiwał siłę, przewagę w kontaktach z sąsiadami. Z zasady chcących przejąć bogactwa sąsiada. A jeśli złoża były bogate można było się z sąsiadami wymieniać na ich bogactwa.
Dawno, dawno temu Góry Świętokrzyskie oferowały wszystko, czego było trzeba, by wykorzystać tkwiące w nich bogactwa. Rudy nie trzeba było transportować daleko, by ją przetopić. Węgiel pozyskiwano na miejscu. Zresztą transport na większe odległości czynił produkcję mało opłacalną.
Góry porastała puszcza oferująca także i inne bogactwa. Bartnictwo, czyli hodowla pszczół i pozyskiwanie miodu, wosku, obok polowań na zwierzęta futerkowe to tylko niektóre z pobocznych gałęzi ówczesnej gospodarki. Puszcza oferowała, zdawałoby się, bezmiar drewna do pozyskania w różnych celach. Metody, jakie stosowano przy istniejących zasobach, sprawiały, że nikt nie martwił się o wyczerpywanie. Zasoby zresztą zdawały się być niewyczerpywalne. Według dzisiejszych ocen wyczerpywały się złoża rudy, ale dość szybko znajdowano nieopodal kolejne i przystępowano do ich eksploatacji.
Do wytopu metalu potrzebny był węgiel. Coś, co pozwalało podnieść temperaturę na tyle, by wytopić metal z rudy. O ile miedź, ołów potrzebują niewielkich temperatur, to żelazo jest już bardziej wymagające w tym względzie. Radzono sobie z tym. Nawet jeśli w tym czasie nie potrafiono osiągnąć takich temperatur, by wytopić żelazo od razu w postaci gotowej surówki., to potrafiono wykonać niemal gotowy półprodukt, który zdolny kowal potrafił przetworzyć na miecz, podkowę, obręcz do koła wozu, okucie do tarczy czy płytę stalową na zbroję czy hełm.
Używano do tego celu węgla drzewnego – takiego jaki dziś stosuje się w grillach. Wytwarzaniem węgla drzewnego, używanego zresztą nie tylko w hutnictwie, zajmowali się węglarze. Zapotrzebowanie na wytwarzane przez nich materiały opałowe bynajmniej wcale nie wygasło do dziś, zmieniły się za to metody pozyskiwania.
Dawni węglarze koczowali w lesie budując kopce do zwęglania drewna, czyli mielerze. Przenosili się z miejsca na miejsce po wyczerpaniu surowca, albo w ślad za rudnikami. Złoża rud metali, jakie wówczas eksploatowano wyczerpywano o wiele szybciej niż dziś – tak niewielkie one były. Dom Kiemliczów z „Potopu” to luksusowy wizerunek takiego siedliska. Węglarze dotrwali do XIX w, ale i dziś zapotrzebowanie na węgiel drzewny jest spore, choć jak wspomniałem wykorzystuje się go w innych celach.
Niektórzy metalurdzy twierdzą, że tamta stal była lepsza, bo w węglu drzewnym nie ma siarki, więc nie zanieczyszcza ona stali – topionej wraz z węglem. No i węgla tego nie trzeba było wieźć aż ze Śląska , ale robiono go na miejscu.
Żelazo wydobywano tu na długo przed przejściem nieopodal Celtów, czyli gromady ludów posądzanych o rozpowszechnianie umiejętności obróbki tego metalu. Aby robić to sprawniej i z mniejszym wysiłkiem wymyślano różne ułatwienia.
Zaś o pokazanie w Polsce napędzania miechów mechanicznie posądza się, tym razem chyba słusznie, Cystersów. Ten wynalazek usprawnił kucie, zwiększył ilość wykutego metalu. Dzięki temu zawartość większego pieca, jeśli uda się taki wybudować, też da się przetopić i wykuć do wieczora..
Cysterski pomysł opierał się na przekładni przenoszącej siłę koni w kieracie, albo rzeki w kole młyńskim. Dymanie w dymarkę stało się mocniejsze, a więc i rudę dawało się wytopić szybciej, w wyższej temperaturze. I można było wykuwać mocniej, bo i ciężar kującej metal baby – tak nazywano młoty kowalskie, też mógł być większy. Ta nazwa jest wciąż używana- dziś baba wbija pale.
Jedna dymarka była zdolna wytworzyć kilkadziesiąt ton stali rocznie. Zróżnicowanie w podatkach od kół napędowych – od dzierżawcy połowę tego, co płaci właściciel – wskazuje, że koła napędowe były wynajmowane
W jaki sposób młot ma bić? – na kilka sposobów rozwiązano ten problem. Gdzieś tu z Polski pomysł się wywodzący to młot podrzutowy.
A kiedy zasoby żelaza się wyczerpały albo ich eksploatacja przestała być opłacalna, okazało się , że jest tu również cenna miedź. Jej złoża odkrył około 1591 roku Jan Niedźwiedź, a że złoża były bogate i łatwo dostępne w zamian p. Niedźwiedź mógł prowadzić kuźnicę na własny rachunek. I tuż obok odkryto też złoża ołowiu. I znów ruszyło wydobycie, topienie i kucie. Biskupi krakowscy otwierają kopalnię w Miedzianej Górze. Administracja królewska uruchamia ponownie kopalnie w Chęcinach, ale część sztolni trafia na zydz, czyli kurzawkę, Zrezygnowano z tej inwestycji. Za to w dobrach biskupich panował wzrost gospodarczy. Budowali miasta i kopalnie. Nawet Kostomłoty zyskują prawa miejskie. Powstają huty, i to specjalistyczne. Przyzwyczajone do przetopu tylko rud jednego metalu. Powstaje Kielecki Urząd Górniczy utworzony przez bp. Maciejowskiego – w 1601.
Tkwiący w tym regionie potencjał dostrzegano i potem. Robił to marszałek Małachowski, ksiądz Ściegienny i rząd II RP w latach ’30 XX w.
Sama zaś nazwa Kielce ma jeszcze jeden źródłosłów.
Wywodzono ją już od Celtów – Keltów. Od kielców., czyli ówczesnego modelu wędzideł. Od kłów dzika.
Chrześcijańscy misjonarze zakonnicy, którzy tędy przeszli, nazwali to miejsce czerpiąc ze świata swych wyobrażeń. Ponieważ napotkali tu wioskę smolarzy, wytapiających dziegieć i smołę z drewna, czuli smrody i widzieli opary i gotującą się smołę, to wyobraźnia podpowiadała im, że tak wygląda piekło. Czyli miejsce, gdzie potępione dusze cierpią. Jakoś powszechnie wtedy gotująca się smoła kojarzyła się z torturami, mękami piekielnymi, smażeniem grzeszników w smole.. Miejscowi zaś też mieli swoje wyobrażenie takiego miejsca dla niegodziwców, tyle że u nich było to miejsce o wyraźnie męskim imieniu - nie piekło, lecz pkieł. Przetworzone potem i inaczej wymawiane.
Smolarze to jeszcze jedna z grup zawodowych zdobywających bogactwa puszczy.
Smolarze z węglarzami spotykali się na pewno w lesie. Czy interesy były zbieżne, czy nie? Jak wam się wydaje? Stawiam na to, że co najmniej ze sobą handlowali..
ratings: perfect / very good
Albo się nie doczytałam?
:)))
ratings: perfect / excellent
Z wyrazami podziwu