Go to commentsDorota Masłowska, 'Kochanie, zabiłam nasze koty'
Text 1 of 2 from volume: Eseje
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2015-08-01
Linguistic correctness
Text quality
Views2627

Kochanie, zabiłam nasze koty to powieść o niezwykłych walorach artystycznych, które dotyczą estetyki tekstu. Piękno języka mówionego, umiejętność gry słownej, zabawa nazwami własnymi i słowotwórstwo stanowią największe atuty tej książki. Kwestie językowe zajmują niemal każdą stronę powieści, jakby zasłaniając inne cechy, którymi powieść mogłaby się odznaczać. Książka jest ważna pod względem lingwistycznym i stanowi świadectwo o literackich zdolnościach autorki. Gra z czytelnikiem nadaje lekkiej atmosfery, jakby różnej od rzeczywistości polskiej. Powieść ta dotyczy społeczeństwa polskiego, owszem, ale jedynie w tym sensie lekkości, kawiarnianego przesytu, zakupowego szaleństwa, którym oddaje się wielu ludzi, lecz bez żadnej refleksji. Społeczna rola omawianej powieści sprowadza się jedynie do zabawienia czytelnika, zajęcia mu wolnej chwili. Bohaterowie to osoby o niewygórowanych ambicjach, zajmuje ich egzystencja z dnia na dzień, mają swoje problemy, które są problemami uniwersalnymi, ale w kontekście bardzo ogólnym. Konsumpcjonizm, któremu oddają się możliwie jak najczęściej oraz problemy dotyczące spraw uczuciowych, stawiają ich w świetle krytyki, która niekiedy w powieściach doszukuje się głębi, ciekawej refleksji albo pouczenia.


Lekkość, która wyziera z tekstu powoduje skojarzenia z myślą płynącą z lektury Nieznośnej lekkości bytu Milana Kundery, a świat ukazany przez Dorotę Masłowską jakby wpisuje się idealnie w ten stan życia pozbawionego sensu, gdzie głębsze emocje nie są istotne. Bohaterowie powieści Kochanie, zabiłam nasze koty sprawiają wrażenie niedbających o wartości duchowe i nastawieni są jedynie na powierzchowne doświadczanie życia, które odbywa się poza miejscami pozwalającymi na refleksję czy kształtowanie intelektu: w centrach handlowych, kolorowych czasopismach, restauracjach. Codzienność, której oddają się z intensywnością, nie powoduje w nich satysfakcji, nastawieni są bowiem na ślepy konsumpcjonizm. Można zaryzykować stwierdzenie, że żaden z nich nie czuje się dobrze nawet z samym sobą, ponieważ przyjemność życia powoduje w nich dyskomfort. A ich sposób na siebie jest przewidywalny i rutynowo odtwarzany. Choć starają się żyć pełnią życia, niezauważone piękno świata przelatuje przez ich palce. Lekkość rzeczywistości zaprezentowanej przez Dorotę Masłowską czasem staje się nie do zniesienia, pozbawiona jest bowiem znaczenia innego, niż język, którym jest opisana.


Z innej strony ważnym aspektem podczas lektury Kochanie, zabiłam nasze koty stanowi pojęcie kultury masowej, do której można zaliczyć tę powieść charakteryzującą się nadrzędnością aspektów estetycznych wobec przekazu intelektualnego. Noël Carroll w książce Filozofia kultury masowej twierdzi, że to właśnie sztuka masowa zapewnia ogromnej liczbie ludzi pierwszy kontakt z doświadczeniem estetycznym.1 I w tę tezę wpisuje się książka Doroty Masłowskiej, która wywołuje wrażenie zaskoczenia właśnie przez jej językową okładkę. Od pierwszej do ostatniej strony tekstu przekaz jest dominowany przez artystyczny hałas jej języka, ale trudno doszukać się głębi w tekście. Nie istotne jest ocenianie czy wartościowanie jej prozy ze względu na brak refleksji czy uniwersalnego przekazu, podobną opinię prezentuje Noël Carroll, który proponuje, aby zdefiniować naturę kultury masowej. Takie podejście można także zastosować podczas lektury powieści Masłowskiej i oprócz kunsztu językowego spróbować zauważyć emocje, które przekazuje, moralność oraz ideologię. Ta ostatnia nie stanowi niestety żadnej istotnej wartości, ponieważ przedstawia ideologię konsumpcyjną, ale emocje i moralność jej bohaterów stawiają czytelnika w pozycji pytającej albo po prostu obserwującej. Można powiedzieć, że powieść Kochanie, zabiłam nasze koty wpisuje się w nurt sztuki masowej, ale nie jest produktem nieudanym, bo wywiera wrażenie na czytelniku przede wszystkim ze względu na niespotykaną formę językową.



Literacki kunszt Doroty Masłowskiej. Lektura i analiza powieści



Farah przegląda czasopisma. Zauważa małą karteczkę – liścik od cichego wielbiciela. W opowieści następuje dygresja, stanowiąca opis wewnętrznych przeżyć bohaterki, który przypomina o artystycznym stylu autorki. Następnie Farah zabija Franka, chłopaka z kursu jogi. Czytelnik poznaje kolejną bohaterkę, przyjaciółkę Farah Joanne, która śni niecodzienną historię, jak odbywa stosunek seksualny z dostawcą jedzenia. Nagle na zewnątrz rozlega się strzał. Joanne otwiera drzwi i widzi zabitego kota, a obok zwłoki mężczyzny przykryte gazetą Yogalife. Następnego dnia Joanne opowiada w pracy o śnie, wszyscy są zaskoczeni.


Kolejne strony powieści przedstawiają historię poznania Farah i Joanne, które od razu przypadły sobie do gustu. Dialog na zupełnie błahy temat przybliża odbiorcy współczesny, rozkapryszony punkt widzenia i choć sposób wypowiedzi bohaterek nadaje ironicznego, a nawet komicznego wydźwięku, fragment ten obrazuje modny język wprost z kawiarni fitness klubu : „Może żelu antybakteryjnego?”. „Dzięki, troszeczkę. Chociaż żal mi bakterii. To żywe stworzenia. Wiem, czasem brzmię jak nawiedzona”. „Nie, dlaczego? Masz prawo tak myśleć”, „To przez ten buddyzm – kompletnie zmienił mój punkt widzenia.”2.



Fragment ten ukazuje także inną wariację językową, interpunkcję, a różnorodność form dialogowych w utworze zaciekawia czytelnika i urozmaica lekturę powieści.


Niedługi opis przybliża czytelnikowi postać Joanne, jej wygląd, aspiracje, pracę oraz to, jak postrzegana jest przez Farah. Fragmenty te stanowią barwną dygresję od fabuły oraz noszą znamiona wyraźnego, narratorskiego „ja” , które charakteryzuje atmosferę niemal całej powieści. Pomimo osadzenia akcji w Nowym Jorku i przedstawienia historii dwóch przyjaciółek Farah i Joanne, amatorek Jogi i miejskich miłości, powieść zawiera wszelkie artystyczne zalety stylu Doroty Masłowskiej, z którymi czytelnik miał okazję zapoznać się podczas wcześniejszych lektur jej dzieł. Ironiczne spojrzenie na współczesną, fejsbukową rzeczywistość albo stosunek do ogólnopojętej hipsteriady ukazuje fragment: „Obiecaj mi coś, Fah - powiedziała któregoś dnia, gdy poszły na kawę do tego kompletnie trendowego Bad Berry, gdzie jak dzień długi wysiadują rozmaite dziwadła, manifestując światu swą wyjątkowość, której trzpień, jak się potem okazuje zlokalizowany jest w oprawkach od okularów... Kawa jak to kawa: smakowo była wcale bez rewelacji i Fah pomyślała, że chyba oszalała, żeby płacić osiem dolarów za zwykłą kawę.”3.


Kunszt i pogmatwanie językowe uwidaczniają się między innymi w licznych metaforach opisujących, np.: „Za szybą rozciągał się widok na opalizujące w upale, zakurzone Bath, pełne rozgardiaszu i popołudniowego ożywienia, matek z dzieciakami i wymiętych hipsterek w czapkach do wspinaczki górskiej mimo upału, z torebkami przypominającymi stare moszny.”4


Następnie pojawia się opis sprzedawcy-hungarysty, który zakochał się w Joanne, opis ten nosi znamiona groteski, którą z wrodzonym talentem posługuje się autorka: „(...) żałosny, sprzedawca ze sklepu z armaturą, podobno absolwent hungarystyki, niemogący znaleźć pracy w zawodzie, znamy te gadki. Typ wychudłego, wiecznie zaplątanego w pajęczynie własnych kończyn gościa, w dodatku z małą błyszczącą łysinką, którą obsesyjnie krył pod szczwanymi zaczeskami.”5.


Obyczajowość miejska jest elementem, który niejako buduje świat przedstawiony. Farah i Joanne chodzą na popcorn do kina, oddają się czynnościom typu kilkugodzinne przymierzanie ubrań w sklepie lub po prostu włóczą się po mieście. Być może taki dobór tematu świadczy o zainteresowaniach autorki określonym typem psychologicznym bohaterów. Choć autorka jest daleka od oceniania, subiektywne opisy społeczeństwa konsumpcyjnego sprawiają, że nietrudno czytelnikowi zgodzić się z jej ironią. Farah i Joanne wybierają się na kawę, a sytuacja ta, choć na pozór banalna, staje się okazją do dygresji, ciekawych i nowatorskich językowo, stanowiących zazwyczaj opis wewnętrznych uczuć bohaterek. Czytelnik może przyjrzeć się narratorskiemu „ja”, które ujawnia się, czarując pięknem wypowiedzi, jej intelektualnym artyzmem oraz ilością wymyślnych nazw własnych, neologizmów, czerpaniem ze slangu. Przy tym wszystkim narracja zachowuje charakter historii o bohaterach zwykłych, jak z ulicy, na pozór przyziemnych, nic nieznaczących, co może argumentować wrażenie logicznego lekceważenia, braku powagi osoby opowiadającej.


Farah i Joanne przechodzą kryzys znajomości, coraz rzadziej się spotykają i odbywają kurtuazyjne telefony, a wszystko to za sprawą związku Joanne z hungarystą. Farah zostaje w tyle, wciąż zajęta jogą, żelem antybakteryjnym i ekologicznym trybem życia. Poróżnienie, które występuje pomiędzy przyjaciółkami ciekawie obrazuje kontrast między światem przedstawionym modnym, przewlekle przyjaznym otoczeniem Nowego Jorku, a perspektywą narracji osadzoną w ironicznym i nieco krytycznym spojrzeniu na opisywaną rzeczywistość i, można zaryzykować stwierdzenie, wykreowaną z polskiego punktu widzenia.


Rozmowa telefoniczna jest częstym modelem scen powieści, co po pierwsze ukazuje charakter bohaterek, po drugie staje się dobrym sposobem na puszczenie wodzy literackiej kreatywności, a w przypadku omawianego dzieła nadaje dialogom dramaturgii.


Odrzucona Farah bagatelizuje sytuację, zaczyna wmawiać sobie, że przyjaciółka i jej nowy chłopak stroją sobie żarty i unikają jej. Postawę bohaterki czytelnik może zrozumieć jako barwną ironię połączoną jednak z sympatią, która wyziera z narracji, wobec bohaterki. Pojawia się tu także aspekt o zabarwieniu psychologicznym, bowiem czytelnik napotyka postać, dla której związek przyjaciółki jest powodem burzliwej zazdrości i strachu przed odrzuceniem. Niesamowicie ciekawe i niekonwencjonalne podczas lektury okazują się obrazy poetyckie wplątane w opisy, np. : „Szarpnęła taflę okna i obserwowała, jak papieros, paląc się jeszcze, leci w pełną świateł i pędzących taksówek wielkomiejską noc. Wirując, spada w dół, w dół, dół, razem z jej złudzeniami, uczuciami i wszystkim.”6.


Analiza stylu autorki jest ciekawa pod względem lingwistycznym. Słowotwórstwo, któremu z sukcesem oddaje się Masłowska, obfituje w liczne neologizmy i zabawę nazwami własnymi, jak w przypadku nazw ulic, restauracji, jedzenia, tytułów filmów, czasopism czy artykułów, np.: „Jogomoda”, „Medytacja – wybieramy najlepsze gadżety” albo „Kubki decafu na odtłuszczonym”. Prostym, lecz interesującym zabiegiem okazują się także zdrobnienia imion głównych bohaterek Fah i Jo, co świadczy o charakterze wypowiedzi, jej uproszczeniowym, żartobliwym i ironicznym zabarwieniu. Hiperbole okazują się atrybutem autorki, nie tylko w rozumieniu lingwistycznym, lecz także podczas prowadzenia narracji, jako przykład niech posłużą odczucia wewnętrzne bohaterek, które można potraktować jako wyolbrzymienie.


Poetyckość autorki ujawnia się niemal w każdym akapicie powieści, a język metafor, w którym liryzm miesza się z hałasem współczesności i kapryśnym konsumpcjonizmem w efekcie rodzi literackie perły. Natomiast intelektualny wydźwięk prozy Masłowskiej ujawnia się w trafnych sformułowaniach, często ujętych w formie wyliczeń, np.: „Jednak ta uszczypliwość przyszła jej do głowy dopiero później, po wielu godzinach obsesyjnego rozpamiętywania ich rozślinienia, niesmacznych gestów, ciągłych ocierań, miętoszeń, przylegań, macanek, figli, które czynili jakby celowo(...)”7.


Podczas lektury powieści uwagę czytelnika przykuwa charakterystyka Joanne, która przedstawiona z różnych perspektyw, daje barwny obraz tej postaci. Warto porównać opis Joanne z perspektywy Farah oraz dwa różne opisy z perspektywy narracji. I wygląd zewnętrzny, i cechy charakteru choć opisane bez dużej ilości szczegółów mogą jednak wywoływać uczucie głębszego poznania postaci.


Opis z perspektywy narracji, bez nacechowania emocjonalnego: „Na pewno przemknęła wam jej twarz o bardzo mięsnych ustach i policzkach jak porzeczki, alabastrowa, sklepiona jak u lalki i tak też wymalowana, pełna sterczących rzęs i wywracanych wymownie oczu, z włosami koloru sztucznych kasztanów doprowadzonymi za pomocą lakieru do perfekcyjnej odporności na najsilniejsze warunki pogodowe. Ubierała się zawsze według sobie tylko znanego klucza, coś jakby >>i wygodnie, i brzydko, i z nutą ekstrawagancji<<, maskując swoje atuty pod nadmiernymi ekspozycjami nie tego, co trzeba.”8.


Opis z perspektywy narracji, z nacechowaniem emocjonalnym: „Zresztą, na Boga, odczepmy się już od Jo. To bardzo, w gruncie rzeczy, sympatyczna, psychicznie silna i do rany przyłóż dziewczyna i źle byłoby, byście widzieli ją wyłącznie przez pryzmat jej erotycznego magnetyzmu. Jo lubi żartować; ma fajny, ochrypły śmiech; kto się zna na strzyżeniu, ten wie, że ona robi swoją robotę świetnie.”9.



Opis z perspektywy Farah: „Nie, Joanne nie była z całą pewnością bardzo atrakcyjna. Tak uważała Fah i uważała też, że jest to niestety opinia obiektywna. Jo miała cienkie nogi i zawsze złachane szpilki na oskubanych, zdecentrowanych, zezujących jakby obcasach, które notorycznie podmalowywała lakierem do paznokci;”10.



Farah wpada w ręce poradnik „Życie pełne cudów. Zauważ magię istnienia w 14 dni”, dzięki któremu uwalnia się od negatywnych emocji i „węzłów nawykowych”. Czytelnik razem z bohaterką odkrywa dobrą moc przemian, jakie wyzwala podręcznik. Dziewczyna poznaje sąsiada w pralni, gdzie odbywają rozmowę, która staje się okazją do twórczego popisu autorki, splatającej opis sąsiada i rozmowę o ubraniach, tworząc tym samym ciekawe porównanie postaci i ubrań, które nacechowane są znaczeniem ciała lub cech ludzkich. Okazuje się, że sąsiad przechodził ciężki okres w swoim życiu, ponieważ leczył się na oddziale zamkniętym, co o dziwo Farah bierze za zaletę, jakby choroba mężczyzny mogła zwiększyć jej szanse w jego oczach. Motyw psychiki bohaterów nieustannie pojawia się w powieści, w tym przypadku ukazuje również współczesny problem, z którym boryka się wielu ludzi. Po części zawstydzona, po części zaskoczona nowo nawiązaną znajomością przez tydzień unika chodzenia do pralni, ale zarazem następuje w niej przemiana, a w myślach rysuje się obraz takiej, jaką chciała siebie widzieć, i jaką chciała być w oczach Joanne: „Fantazjowała, że któregoś dnia spotkają się przypadkiem, gdzieś na mieście i Joanne nawet jej nie pozna. Nie będzie śladu po starej, poczciwej wiecznie dającej się zaganiać w kozi róg Fah, z której można tak cudownie porobić sobie popychadło(...) Na jej miejscu stać będzie kompletnie odmieniona, świadoma swojej wartości i przemiany kobieta, wokół której kręcić się będzie grupka zwariowanych przyjaciół.”11.


Akcja powieści zostaje zastopowana przez opis okolicy Bohemian Street, gdzie Joanne pracowała. Zmienia się także tok fabuły, którego główną bohaterką staje się właśnie Joanne. Ten fragment popycha do refleksji nad podmiotowością bohatera względem narracji, co może mieć znaczenie dla struktury dzieła, gdzie historia Farah zostaje zastąpiona historią Joanne, jakby kończyła się jedna część toku powieści na rzecz następnej. Ale także przemiana następująca w Farah może być powodem, dla którego fabuła zaczyna interesować się drugą bohaterką.


W tym fragmencie ujawnia się „ja” autorki, co sugerować może inspirację dla powstania powieści, bowiem okazuje się, że artystka podróżowała do Nowego Jorku, a Bohemian Street okazała się ważną dla Masłowskiej okolicą. Opis miejsca, ludzi na ulicach, tak indywidualnych i wolnych, swój atut ma w przedstawieniu na pozór nic nieznaczących szczegółów, jak np.: umizgi starych żulów do ładnej dziewczyny, sylwetki ulicznych sprzedawców, wymyślone, groteskowe ubrania przechodniów albo modne stylizacje Vivienne Westwood. W tym momencie czytelnik poznaje historię z życia Joanne, kiedy pracowała w salonie fryzjerskim Hairdonism prowadzonym przez Jeda. Pojawia się charakterystyka Jeda, którą warto porównać z opisami sąsiada Farah. Pomimo niepowiązania obu bohaterów, postaci posiadają wspólne cechy, a patrząc na bliskie umiejscowienie w toku fabularnym mogą stanowić parę konstrukcyjną, którą czytać można jako kontrast, ukazanie kolejnych dwóch typów psychologicznych albo model bohatera drugoplanowego, określonego typu mężczyzny, jednego odpowiadającemu pewnemu etapowi w życiu Farah, drugiego w życiu Joanne.


Opis sąsiada z perspektywy narracji: „Był to blady chłopak, opasły i przezroczysty jak marcepan, ubrany w czarny T-shirt z wizerunkiem jakiejś plątaniny czaszek i uciekających palących się ludzi. Jego oczy, niby skąpo rzucone bakalie, majaczyły gdzieś głęboko w cieście twarzy; ta, zamazana w tłuszczu, okolona przez kilka symbolicznych włosów, wyrażała wielkie pragnienie przytulenia się do poduszki i obudzenia za wiele, wiele milionów lat(...)”12.



Opis sąsiada z perspektywy zdarzenia w jego życiu: „Opowiedział jej, jak swojego czasu grał w „Counterstrike`a” przez sieć i niewiele spał, chyba bardzo niewiele. A potem znaleźli go na podjeździe, jak przepasany ręcznikiem, z liściami mydlanej piany wiszącej spod pach trząsł się na wycieraczce. Twierdził, że podczas kąpieli przyszedł do niego pod prysznic wujek, ostro go to wkurwiło i nie dawał się przekonać, żeby wejść do środka. Do dziś jest dość przeciwny wchodzeniu gdziekolwiek, prawdziwy jednak problem ma z wychodzeniem.”13.


Opis Jeda z perspektywy narracji: „Jed to duży, gruby chłop o sympatycznej dość twarzy, skłonnej do mienienia się wszystkimi odcieniami czerwieni, po których oceniać dość trafnie można stopień jego odrealnienia: od lżejszych rumieńców aż po pełen melancholijnych blików szkarłat niedopieczonego befsztyka. W niezłych marynarkach i włoskich butach, swojemu zakładowi usiłuje nadać artystowski sznyt, zapychając każdą szparę książkami wielkiej przypadkowości, kupowanymi hurtem po dolarze.”14.


Opis Jeda z perspektywy Farah i ich intymnej znajomości: „Dupogłów” - pomyślała. Coś go dziś ugryzło. Choć właściciel i pomysłodawca „Hairdonismu” zazwyczaj był do rany przyłóż. Nawet jeśli czasem, gdy był pijany, zbyt długo mierzwił jej włosy albo trzymał jej dłoń przy swoich ustach, zostawiając na niej czułe pocałunki, dużo zbyt intymne i mokre jak na pracodawcę. Kiedyś nawet próbował ssać koniuszki jej palców; (...) nie pytajcie dlaczego: był nieszczęśliwy i powinno czasem go spotkać trochę czułości, nawet jeżeli to tylko jego własna czułość, a w dodatku potem jej nawet nie pamięta.”15.


Następnie pojawiają się kolejne postaci – Mallery, koleżanka z pracy Joanne oraz klientka salonu pani Lores. Narracja przechodzi z pierwszoplanowej na kształt wyznania wewnętrznego w scenę o charakterze dramatycznym, co przypomina także o stylu autorki, której dzieła scena kocha. Oprócz dialogów pomiędzy kobietami i Jedem czytelnik napotyka wyraźny, bo z wieloma szczegółami, opis gry ciała, spojrzeń, ruchów bohaterów, co wprowadza element postrzegania przestrzeni w dziele. Pomieszczenie jest nie za małych, nie za dużych rozmiarów, dobrze wyposażone, przyjazne bohaterom. Pojęcie to jest rozwijane również w innych rozdziałach, np. podczas opisu Bohemian Street. Jed zapytuje Joanne o jej chłopaka hungarystę, co staje się okazją do dyskretnej dygresji na temat intymnej zależności dziewczyny i jej szefa, erotycznej, sensualnej i namiętnej. Joanne zwraca się do Jeda, mówiąc: „Kochanie”, a on przybiera pozę zmanierowanego dorobkiewicza. Scena wnosi do dzieła element zaskoczenia i budowania napięcia u czytelnika oraz ukazuje funkcjonowanie salonu fryzjerskiego, w którym wytwarzają się silne emocje i relacje pomiędzy osobami związanymi z tym miejscem.


Dzieło odznacza się dużą ilością opisów, które niekiedy obfitują w porównania, a porównania w powieści budowane są zazwyczaj z członów w jakimś sensie bliskich sobie znaczeniowo, jako przykład niech posłuży porównanie parkowych wiewiórek i zakochanych, niemal beztroskich par. Styl autorki nasuwa ironiczne skojarzenie i pewnie słusznie, bo przecież nie można doszukiwać się tu głębszego przekazu, ale biorąc pod uwagę całą bajkowość historii, poetyckość świata przedstawionego, porównanie to może być przejawem trafnego liryzmu, który w okolicy Bohemian Street daje odbiorcy namiastkę utopii i jest to właśnie spojrzenie przez pryzmat ironii, która z jednej strony stawia czytelnika z powrotem do pionu, z drugiej zaś pozostawia iluzję, że gdzieś tam można doświadczyć bajeczności istnienia. Utopijność i wrażenie, że końcem końców bohaterowie są skazani na szczęśliwe zakończenie przejawia się w powieści niejednokrotnie i jest to czymś niezwykłym, bo charakterystycznym dla stylu autorki. A tę niezwykłość oczywiście dopełnia język Masłowskiej, warto przytoczyć jedną z jej literackich pereł, którą nosi często i z gracją, czyli synestezję: „Pachniało pieczonymi orzechami, spalinami i nagrzaną tapicerką samochodu. Fonosferę wypełniała zawiesina popołudniowego harmidru, niesnaski włóczęgów, łomot deskorolek ze skweru.”16.



Fabuła powraca do historii Joanne i hungarysty. Czytelnikowi zostaje zaserwowany opis mieszkania Joanne, w którym przejawia się także charakterystyka Joanne, co można potraktować jako odbicie postaci, jej uosobienia w dobrach materialnych, wystroju mieszkania i właśnie to przenikanie, splatanie wątków oraz wielość wspólnych znaczeń jest jedną z artystycznych zalet powieści. Omawiany fragment odnosi się również do pojęcia przestrzeni w dziele i odpowiada przestrzeni życiowej bohaterki. W tym miejscu warto także wspomnieć, że utwór traktować trzeba jako dzieło sztuki, właśnie ze względu na złożoność materii literackiej, którą prezentuje autorka. Zagadnienie niech zobrazuje kilka przykładów opisu mieszkania powiązanego z opisem postaci: „(...) zaraz zresztą było po wszystkim i po miłości zostawało tylko kilka zadrapań paznokci na boazerii, wznoszących się króliczków kurzu, walających się luzem po parkiecie włosów łonowych.17 Albo: „Joanne zaś cierpiała na ten typ zbieractwa, którego ofiary mówią: >>ależ to słodziutkie!<< na widok niemal wszystkiego, co da się odczepić, wziąć i zabrać ze sobą do domu. Po dwóch latach jej bytności tutaj większość boazerii pokryta była obrazeczkami, pocztówkami, zdjęciami, ulotkami ze szkół jogi (...)”18.



Po spędzonym wieczorze z hungarystą Joanne opisuje w pamiętniku swoje wrażenia zdrowotne i zawodowe, wspomina niemiłą sytuację w sklepie, gdzie spotkała Farah i wraca myślami do pamiętnego zdarzenia w kinie, kiedy po raz ostatni widziała przyjaciółkę. Kartka z pamiętnika zdaje się okazją do kolejnej odsłony bohaterki, ponieważ czytelnik napotyka wypowiedź, która oprócz formy różni się stylem od wcześniejszych rozmów czy ekspresji bohaterki. Joanne staje się pewniejsza siebie i z wygodnym dystansem odnosi się do zadry między nią a Farah, a zmiana ta odbywa się za sprawą związku z hungarystą.


Niespodziewane spotkanie wzbudza w Farah niemiłe uczucia. Nie potrafi pogratulować przyjaciółce, że razem z chłopakiem jadą na wakacje, ponieważ nadal odczuwa złość względem Joanne. Ich rozmowa podobna jest do wcześniejszych, choć obie są z lekka obojętne i nie cieszą się sobą nawzajem, jak kiedyś. Spotkały się w centrum handlowym, a fakt, że wpadły na siebie okazuje się mniej interesujący, niż przeglądanie ubrań. Unosząca się między nimi zadra, połączona z nieustępliwą ironią wyzierającą z tekstu, wzbudza w czytelniku zabawne odczucia, bowiem bohaterki próbują zachować pozory przyzwoitości. Joanne opowiada o klientce, która nie zapłaciła jej za strzyżenie, w zamian dając Joanne zaproszenie na wernisaż, które, korzystając z okazji, zostaje wręczone Farah. Rozmowa kończy się groteskowym wtrąceniem: „(Mam spotkanie w Klubie Anonimowych Joanneholików – mogła jej wtedy powiedzieć. - Z trenerem będziemy pracować dziś nad tym, żebym przestała wąchać twój sweter, który u mnie kiedyś zostawiłaś).”19.


Farah wraca do domu i czuje się nieszczęśliwa, jakby spotkanie Joanne przypomniało o jej niedoli. Trudno rozwikłać stan psychiczny bohaterki, choć wydaje się krytyczny, ponieważ w łazience wyciąga żyletkę i zaczyna się ciąć, jakby „przecinała samą siebie”. Świadczy to o ciężkich uczuciach, które wywołało spotkanie Joanne, choć w tym momencie Farah robi coś niezwiązanego z ich przyjaźnią, próbuje przekroczyć własne granice, jakby przemiana, którą wcześniej przechodziła miała stać się trwałą jak cement. Na szczęście Farah zaprzestaje samookaleczenia, może nigdy nie byłaby do tego zdolna, a może właśnie doceniła siebie. Dziewczyna zapada w niezwykły sen.


Farah znajduje się na plaży. Wchodzi do wody i płynie w stronę dna, przedzierając się przez sterty śmieci. Środowisko oceanu, prawie zawsze błękitne i naturalne, zostaje przedstawione w sposób przerysowany. Żeby nie było zbyt pięknie, i żeby było ciekawie, autorka nieco niszczy wyobrażenie podwodnego świata znanego z programów dokumentalnych. Farah wpada na syrenę, której opis warto przytoczyć, ponieważ jest zaskakujący i zabawny, realistyczny za sprawą wielu szczegółów niepodobnych do syren znanych z baśni, ale właśnie to jest ogromnym atutem prozy Masłowskiej, że posługuje się groteską z wrodzonym talentem: „Miała ochrypły głos, kalifornijski akcent i rozbiegane oczy dworcowej oszustki. Musiała być kiedyś ładna; miała czarne oczy i zepsutą od trądziku cerę; jej włosy zawiązane były siatką z K-martu.”20.


W ręce wpada jej magazyn Yogalife, w którym czyta o zanieczyszczeniu oceanu, co wpływa na życie i zdrowie syren. Jest to oczywiście odniesienie do życia Farah nastawionego na zdrowy, bezbakteryjny tryb. Następnie prosi syrenę o pomoc, a ta zabiera jej spodnie. Gdyby doszukiwać się znaczenia tej sytuacji, można by wskazać prześwit podświadomości Farah, która jednak śni sen po spotkaniu z Joanne, które wyzwoliło w niej koszmarne nawroty niezdrowych uczuć. Farah budzi się bez spodni od pidżamy, które leżą w przedpokoju. Zdarzenie to nadaje namiastki snu na jawie, tego czaru, którym odznacza się cała powieść.


Następnego dnia Farah wybiera się na wernisaż. Sytuacja ta staje się okazją do kolejnej odsłony „ja” autorki, która ze swojej perspektywy opisuje miasto w piątkowy wieczór. Okazuje się, że autorka nie lubi miejskiego harmidru albo stylu życia: „Byle do piątku”, ogólnie pojętego mieszczaństwa, co może w pewnym sensie być zaskoczeniem dla czytelnika znającego poprzednie dzieła Masłowskiej, bowiem niemal każdy z jej utworów, choć czasem z nutą melancholii, jest jednak przebojowy, co mogłoby sugerować, że autorka jest osobą aktywną pod względem rozrywkowym, z drugiej zaś strony sylwetki pisarzy odznaczają się zazwyczaj refleksyjnością, statycznością, co jakby argumentuje stosunek autorki do szaleńczych zabaw.

W kolejnym fragmencie pada tytuł powieści: „(Jasne. Na co pójdziemy? NA KRWAWY OJCZYM 2? Na ZJEDZ MÓJ MÓZG CHOCLĄ, TYLKO SIĘ NIE ZACHLAP? - mogła odpowiedzieć mu wtedy Fah. - Na KOCHANIE, ZABIŁEM NASZE KOTY?)”21.



Tytuł książki pojawia się w kontekście fikcyjnego filmu i okazuje się przypadkowy, przez co zaskakujący, jakby autorka nazwała swoje dzieło ot tak. Zabieg ten z całą pewnością nadaje awangardowego połysku powieści i wykazuje pewne lekceważenie przez autorkę ścisłych literackich zasad.


Wyjście do galerii jest okazją do rozwinięcia pojęcia przestrzeni miejskiej w dziele. Tym razem czytelnik napotyka opis okolicy centrum miasta, które budzi się do weekendowej zabawy. Ale przestrzeń wypełniają ludzie, ich obyczajowość i kultura zabawy, więc tym razem to mieszkańcy „używają” miasta, tworząc jego rzeczywistość, którą określić można jako modną, hipsterską albo grungową. W tym fragmencie pojawia się także stwierdzenie na temat współczesnej sztuki, które można potraktować jako zdanie autorki, ironiczne, uwypuklające absurd i kwestie sporną zastanawiającą wielu krytyków i odbiorców: „(...) ekspozycja przedstawiała między innymi pocięte kawałki pościeli. Zdawały się one krzyczeć >>Nie, nie, kochani, jeśli myślicie, że robić sztukę to znaczy malować przez trzydzieści lat grubą babę z dzieckiem i ze skąpanymi w słońcu arkadami w tle, to grubo się mylicie. Lepiej przez trzydzieści sekund pociąć pościel na kawałki, a resztę tego czasu przeznaczyć na palenie gandzi, mamrotanie pod nosem, śmianie się z filmików na Youtubie i wchodzenie na znaki drogowe.<<”22.


Farah czuje się nienaturalnie w tym artystycznym środowisku. Nagle zaczepia ją Gosza, młoda dziewczyna o ekscentrycznym wyglądzie, która okazuje się projektantką ulotek, alternatywnie natchnioną artystką. Nieco zgrywa się i panoszy podczas rozmowy z Farah. Idą razem do łazienki, Gosza opowiada swoją historię, która odkrywa czytelnikowi jej charakter i sposób bycia. Gosza jest rozproszona, trochę niestabilna, nie wie, czego tak naprawdę chce, niecierpliwa, niepoważna, zupełnie odstaje od stylu bycia Farah, która jednak jakąś korzyść czerpie z nowo nawiązanej znajomości, ponieważ nie jest na wernisażu sama, co najbardziej ją krępowało. Gosza wygłasza także opinię na temat sztuki, podobną do prezentowanej poprzednio, choć w tym momencie następuje kontrast pomiędzy jej opinią, a charakterem Goszy, która na pierwszy rzut oka wydaje się propagatorką takiego myślenia o sztuce: „(...) wiesz, co odstręcza mnie od tworzenia? To, że każdy jeden chłopek-roztropek może nagle zostać artystą. Weźmie toto pęczek bazylii, wetknie sobie w cewkę moczową i robi wokół wielkie halo, że to jest jego porąbane dzieciństwo!”23.


Pojawia się tu także bardzo smutna, bo prawdziwa obserwacja na temat środowiska artystycznego i stawania się artystą, jakby autorka rzucała piachem w oczy młodym, pełnym marzeń artystom, dając nieco ironiczną, lecz pozbawioną złudzeń poradę: „Weź parę brudnych patyczków do uszu i namaluj kutasa ołówkiem z Ikei. I przeleć jakiegoś ważniaka z wyliniałą bródką, żeby tylko stał przy tym i powtarzał >>Hm, to niezwykłe zderzenie dojrzałego przekazu z infantylną estetyką odpadu i bazgrołu<< (...)”24.


Po kilku drinkach obie dziewczyny wychodzą z wernisażu. Uciążliwa Gosza łapie taksówkę, mówiąc, że jedzie w tę samą stronę, za podróż zapłacić musi oczywiście Farah. Gosza opowiada historię jej związku z byłym chłopakiem. Rozmowa okazuje się niemal tyradą, ponieważ dziewczyna nie zwraca uwagi na Farah, która ma już dość szczegółów z życia dopiero co poznanej osoby, ale pragnienie nie bycia samej zwycięża. W kolejnym fragmencie następuje dygresja od fabuły, a narracja z 3-osobowej przechodzi w 1-osobową. Sytuacja ta staje się okazją do zastanowienia, czy w tym przypadku czytelnik ma do czynienia z „ja” autorki czy narratorki, lecz w przeciwieństwie do poprzednich wypowiedzi o charakterze odautorskich opinii, tutaj pojawia się sytuacja fabularna, ale inna od historii Farah i Joanne. Osoba opowiadająca, kobieta, spotyka agenta nieruchomości, jak można wnioskować, w celu wynajęcia lub kupna mieszkania. Mężczyzna okazuje się wyglądać równie groteskowo jak pozostali bohaterowie, co uświadamia czytelnika o cesze prozy Masłowskiej, której książki tworzą zazwyczaj postaci zwykłe, o odstręczającym wyglądzie, opisywane w sposób uwypuklający ich nieestetyczność, będącą w przypadku artystki materią twórczą. „Z takim widokiem to będzie się pisać, co nie?” mówi agent i ukierunkowuje odbiór na sytuację „meta” powieści. Czytelnik dowiaduje się co nieco na temat kulisów artystycznych, jak właśnie doboru miejsca, w którym się tworzy. Ale autorka potrafi również autoironizować. Pozbawiona patosu względem swojej pracy, którą jednak mogłaby chwalić się, zważywszy na jej dorobek.


Następnie pojawia się kolejny bohater Ernest, partner artystki. Odbywają zabawną rozmowę – ona nie ma weny twórczej, on próbuje ją pocieszyć, zaczynają się spierać. Czytelnikowi zostają odkryte realia osoby piszącej, która nie zawsze znajduje wenę, aby tworzyć. Ta nie idealność dodaje autorce uroku i artystowskiego poloru. W tym fragmencie zmienia się także tok wypowiedzi, a ekspresja staje się bardziej bezpośrednia i realistyczna i choć nie ma w niej miejsca na Farah i Joanne, nieporządek charakterystyczny dla osoby tworzącej kojarzy się nieco z bohaterkami powieści, ich niepoukładanym, pełnym szczegółów życiem. Przedstawione zależności wpisują się w charakter hałaśliwej współczesności, którą nasączony jest świat powieści.


Nagle następuje ciekawe zdarzenie. Autorka wchodzi do windy, gdzie na podłodze siedzi Farah. Zlewanie się rzeczywistości fikcyjnej z realną stanowi interesujący zabieg pod względem literackim. Autorka występuje w roli kreatorki, która spotyka swoją bohaterkę, co daje wrażenie troski, dbałości o byty powodowane za sprawą klawiatury komputera. Okazuje się, iż Farah i artystka razem z Ernestem będą mieszkali w tej samej kamienicy, co jest frapujące pod względem pojęcia czasu w powieści, bowiem zastanawiająca staje się kwestia czy historia Farah i Joanne, choć fikcyjna, odbyła się przed wprowadzą artystki do kamienicy, czy trwała linearnie.


Farah wraca do mieszkania. Budzi się następnego dnia, a wieczór na wernisażu pamięta jak przez mgłę. Jej stan można określić jako smutny kac. Nadal samotna, nie wstaje z łóżka, więzi międzyludzkie dawno zerwane, nawet Gosza nie odzywa się do niej. Wyznania wewnętrzne Farah trafnie odzwierciedlają jej sytuację – są monotonne, nudne, przepełnione goryczą istnienia. W końcu Farah bierze się w garść i wychodzi na miasto. Jedzie na St. Patrick`s, gdzie oddaje się kulinariom. Jest to jeden z wielu fragmentów powieści, w których pojawia się kultura jedzenia. Autorka z namiętnością opisuje rożne dania i restauracje, wyciągając z nich barwy i smaki, które odczuwa także czytelnik. Zainteresowanie tematem jest jak najbardziej współczesne, bowiem wspomniana kultura jedzenia, warto dodać – na mieście, funkcjonuje chyba w życiu każdego człowieka. Fikuśne nazwy potraw stają się okazją do wariacji językowych autorki, która dokonuje zabawnych obserwacji związanych z obsługą restauracji: „- Poproszę... - powiedziała Fah. - Poproszę... Poproszę duże nugegetsy. - Dużych nie ma. - A jakie są? - Są Ogromne, Gigantyczne i Potworne. - To ogromne. - Dodatkowy tłuszcz? - pyta kasjerka. - Nie, bez dodatkowego tłuszczu. - Czy chcesz dodatkowe tysiąc pięćset kalorii za półtora dolara? - Nie, dziękuję. - Poczwórne czy poszóstne frytki? - Poczwórne. - Dziękuję, przyjęłam zamówienie.”25.


Następnego dnia Farah śni sen o podwodnym świeci, w którym spotyka starą, obleśną syrenę. Syrena prosi dziewczynę, aby przeczytała na głos fikcyjny artykuł z Yogalife traktujący o stanie duchowym cywilizacji Zachodu. I choć na pierwszy rzut oka wydźwięk artykułu wydaje się krytyczny, to w ujęciu sytuacji fabularnej jest po prostu plastyczny. Artystka wykorzystuje estetykę brukowców i pojęcie szumu medialnego do przedstawienia chwytliwej opinii na temat życia na miarę celebrytów. I choć jest to ciekawe zagadnienie, bo stawiające autorkę w roli osoby ukazującej te złe aspekty zachłyśnięcia się chwilą sławy czy półsławy, to obiektywnie rzecz biorąc, fragment ten jest kolejną dygresją od fabuły, a nawet dygresją dygresji, co u niektórych czytelników może wywołać niezrozumienie. To, co jest atutem autorki, czyli płynne przeskakiwanie od tematu do tematu, staje się nagle pułapką, a chwila ta nadaje powieści niespójności, choć z drugiej strony, będąc upartym, można by przekuć to w atut, nazywając ten „wypadek” cechą powieści śmietnikowej, do której można wrzucić tak naprawdę wszystko, to jednak patrząc na powieść od strony badawczej, trzeba otwarcie powiedzieć, że konstrukcja dłuższej formy prozatorskiej nie jest mocną stroną Masłowskiej. Można odnieść to również do wypowiedzi autorki na temat jej sztuki pisania, w których mówi otwarcie, że nie przykłada wagi do planowania swojej pracy. I znów można interpretować to dwojako: albo jako cechę dodatnią, którą będzie fakt, że po prostu jest utalentowana, albo jako postawę nader niedbałą o to, co albo jak pisze, bez refleksyjności nad pracą pisarską, jakby sztuka, którą tworzy miałaby być z nadania. W jednym z wywiadów mówi: „Być może są pisarze, którzy siadają do pisania z gotową tezą, czy z gotową myślą, którą chcą przeprowadzić, ale mój proces twórczy jest zupełnie odwrotny. Ja raczej jestem właśnie taką osoba grzebiącą w śmietniku bez żadnych założeń.”26.


Taką postawę niektórzy mogą postrzegać jako nietwórczą lub opinie niewnoszącą nic do literatury, ale oczywiście nietrudno zgodzić się z opinią, ze mimo wszystko, Masłowska jest niemal jak skarb dla literatury polskiej.


Po chwili Farah budzi się w swoim łóżku, a do kamienicy wchodzi Gosza, która odwiedza nową koleżankę, informując, że rozstała się z chłopakiem. Ni stąd, ni zowąd pojawia się kot Goszy, co można potraktować jako małą wpadkę autorki, ale jest to jedynie szczegół niewpływający na całość odbioru dzieła. Dyskusja na trzeźwo okazuje się zupełnie inna, niż ta na wernisażu, a podczas rozmowy Gosza z lekkością odnajduje się w roli, która wcześniej zarezerwowana była dla Joanne. Gosza zaczyna pomieszkiwać u Farah.


Ciekawym jest, że relacje bohaterów nie rozwijają się stopniowo, lecz stają się częścią toku emocjonalnego, który kształtuje całą powieść, i który świadczy o ciągłości narracji tak, jakby fabularność książki była podrzędna względem ekspresji artystki. Historia Joanne zostaje zakończona. Bohaterka nie pojawia się już w powieści, a jej sytuacja pozostaje bez rozwiązania, miejsce Joanne zastępuje Gosza. Na pierwszy plan wysuwa się Farah. Pozostaje jeszcze epizod autorki i Ernesta, których można potraktować jako zastąpienie Joanne i hungarysty, co nadaje efektu podwójności, który w powieści pięknie dźwięczy, i który możliwe, że niezamierzony, świadczy o zagadnieniu pamięci i podświadomości pisarskiej w akcie twórczym.


W kolejnym fragmencie pojawia się wyznanie wewnętrzne artystki stanowiące odniesienie do bakteriofobii Farah, jej przywiązania do szczegółów i życiowego rozdygotania, co obrazuje w kontekście utworu znaczenie bohaterki, a raczej jej sposobu bycia, który można interpretować jako swojego rodzaju personifikację hałasu twórczego autorki, takie skojarzenie nasuwa jej wypowiedź: „Słyszę bicie ich serc, szum mózgów, szmer krwioobiegów, czuję wilgoć oczu i turgor jam brzusznych ogarniętych procesami digestywnymi; monotonny ambient życia, którego jestem częścią. Wszędzie uszy, zanieczyszczone pory, plamy wątrobowe, turbany, perfumy, zęby, oddechy, flory bakteryjne, otwarte rany, włosy dzieci, plastry na odciskach, wąsy, z którymi jednam się, zespalam, skłębiam, zlepiam.” 27.


Farah i Gosza jadą do baru, gdzie znajduje się były chłopak Goszy Chris oraz jego aktualny chłopak, który spiera się z Goszą. Dochodzi do bójki pomiędzy nimi. A kiedy Farah chce zabrać Goszę z baru, ta niemiło traktuje dziewczynę. Farah wraca do siebie i jest zrozpaczona, jakby po raz kolejny traciła bliską osobę, nie może wybaczyć Goszy jej zachowania.


Farah zapada w sen. spotyka syrenę, którą poznała w pierwszej podwodnej wędrówce. Syrena opowiada absurdalne rzeczy, obie płyną w głąb oceanu, ale scena ta nie wnosi nic nowego do fabuły, stanowiąc raczej zakończenie powieści, a zarazem wpisując się w kategorię groteski niemal ekspresjonistycznej. Ostatnie strony książki pozwalają na obserwację, jak historia ewoluowała podczas pisania. Narracja jest bardziej opisowa, aniżeli poetycka oraz bardziej rozwinięta w stronę „ja” autorki. Nie następuje też rozwiązanie problemów bohaterów, jakby miały się rozwiązać poza powieścią, na kształt kompozycji otwartej. Czytelnik może odnieść również wrażenie dojrzewania fabuły, która zamiast skupiać się na następujących po sobie zdarzeniach przerywanych dygresjami, staje się bardziej ogólna i nielinearna. Powieść kończy klamra kompozycyjna: „Na ulicy przed domem leżał kot z białym kołnierzykiem – napisałam wtedy – ni to grzejąc się w słońcu, ni to raczej jednak nie żyjąc, wnosząc z faktu, że nie było słońca ani żadnych innych przyczyn, by leżeć wśród pędzących samochodów.”28.





1N. Carroll, Filozofia sztuki masowej, tłum. M. Przylipiak, Słowo/Obraz/Terytoria, Gdańsk, 2011.

2 D. Masłowska, Kochanie, zabiłam nasze koty, Noir sur Blanc, Warszawa, 2012, s. 15. 3 Tamże, s. 16. 4Tamże, s. 16. 5Tamże, s. 16. 6Tamże, s. 28. 7Tamże, s. 23. 8Tamże, s. 13. 9Tamże, s. 24. 10Tamże, s. 14. 11Tamże, s. 41. 12Tamże, s. 38. 13Tamże, s. 39. 14Tamże, s. 46. 15Tamże, s. 50. 16Tamże, s.54. 17Tamże, s. 56. 18Tamże, s. 57. 19Tamże, s. 70. 20Tamże, s. 73. 21Tamże, s. 73. 22Tamże, s. 81. 23Tamże, s. 85. 24Tamże, s. 86. 25Tamże, s. 117. 26ISTANBUL THEATRE FESTIVAL|TR WARSZAWA|Dorota Masłowska|Spotkanie, Youtube, 04 czerwca 2014, <https://www.youtube.com/watch?v=WE1UOq5mmHI>. 27Tamże, s. 137. 28Tamże, s. 155.



  Contents of volume
Comments (8)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Za długie! Kto Ci Człowieku będzie to czytać? Podobne grzechy niegdyś popełniały takie tygodniki jak "Tygodnik Powszechny" do 1981 roku [później opozycyjny, dzięki czemu opozycyjnie "czytaty"] oraz - pod red. Tadeusza Mazowieckiego - Tygodnik "Solidarność".

Recenzja ma zachęcać, nie zniechęcać.

Mój krytycyzm wobec powieści Twojej bohaterki nie ma tu żadnego znaczenia, ponieważ b_d_c patrzy beznamiętnie okiem - niegdyś zawodowego - uniwersyteckiego krytyka literackiego.

Życzliwie :)))
avatar
"Książka jest ważna pod względem lingwistycznym i stanowi świadectwo o literackich zdolnościach autorki."

Chyba kwestia gustu, ale pierwsze zdanie to kompletne drewno, a raczej pusty w środku pień.

W drugim chyba lepiej byłoby: "i stanowi świadectwo literackich zdolności autorki".

"Gra z czytelnikiem nadaje lekkiej atmosfery"?
Problemy uniwersalne w kontekście ogólnym? Jestem przekonany, że w tym kontekście "uniwersalny" = "ogólny", zatem uznaję to za tautologię. Albo coś w tym rodzaju.

"oddają się"/"oddaje się" - za blisko siebie
w drugim akapicie znowu

"Z innej strony ważnym aspektem podczas lektury Kochanie, zabiłam nasze koty stanowi pojęcie kultury masowej, do której można zaliczyć tę powieść charakteryzującą się nadrzędnością aspektów estetycznych wobec przekazu intelektualnego."

To w ogóle nie jest po polsku. I za dużo "aspektów".

Bardzo toporny styl, jakby autor (nieudolnie) silił się na naukowość. Proponowałbym lżejszy, bardziej potoczny język.

"ciekawa pod względem lingwistycznym", "ważna pod względem lingwistycznym", bla, bla, bla.

Popracuj nad powtórzeniami i konstruowaniem prostszych, bardziej przejrzystych zdań. Można pisać treściwie i klarownie.

Tekst jedynie "przeleciałem" wzrokiem. Dwa akapity na tyle mnie zmęczyły, że nie miałem siły na więcej, a chciałem zaprzeczyć befanie i przeczytać całość :)

Pozdrawia fan Doroty Masłowskiej! ;)

PS Nie chce mi się polemizować na temat wypływających z książki morałów i moralątek, na temat funkcji języka itd. Sygnalizuję tylko, że z większością twoich wniosków absolutnie się nie zgadzam.
avatar
Dzięki za komentarze. Wrzuciłem ten tekst tylko po to, aby poszerzyć bazę wiedzy na temat polskiej literatury współczesnej. Bardziej interesujące okazują się teksty artystyczne, dlatego zapraszam na mojego bloga WWW.MZENIUK.BLOGSPOT.COM!!! Pozdrawiam :)
avatar
Całkowicie zgadzam się z treścią pierwszego komentarza i z większością zarzutów komentarza drugiego. Jedno muszę jednak podkreślić. Tekst ma nienaganną interpunkcję, co jest rzeczą rzadko spotykaną. Natomiast chciałbym zaznaczyć i przypomnieć, że zdanie jest zamykane przez kropkę, dlatego cudzysłowy zamykające cytowane fragmenty powinny być przed kropkami, a nie za nimi. No i jeśli jakiś fragment cytuje się kursywą, a w tym fragmencie wymieniony jest tytuł książki, to należy ten tytuł dodatkowo wyodrębnić cudzysłowami (mam na uwadze cytowany fragment oznakowany pierwszym przypisem). Nie wiem, czy jest to wina możliwości technicznych portalu, bowiem numery przypisów oznakowuje się małymi cyframi usytuowanymi nieco wyżej od tekstu. Wstawienie zaś dużych cyfr w jednym ciągu z tekstem, a dodatkowo z kropkami, wygląda trochę dziwnie i niefachowo.
Postanowiłem jednak wstawić oceny i obydwie oceny obniżyłbym po pół punktu, a że takich możliwości nie ma, to obniżam o jeden punkt ocenę za poziom literacki.
avatar
Bardzo dziękuję za komentarze. Na pewno potraktuję tę krytykę konstruktywnie :) Na swoją obronę dodam, że tekst ten nie był recenzją w pierwotnym zamierzeniu, lecz tekstem raczej krytycznym. Może nie wyszło mi to nazbyt dobrze, ale zainteresowało Was, więc dorzucę jeszcze jakiś tekst tego typu :)) Mi jednak podoba się takie podejście do lektury książki, ponieważ ukazałem także swoje spojrzenie na tę książkę i moje wnioski mogą okazać się dla niektórych ciekawe, dla innych mniej. Mimo wszystko dzięki raz jeszcze za poświęconą chwilę. Kochani jesteście! :)) <3
avatar
Trochę długie,ale merytorycznie czytelne na tyle,aby zapoznać się częściowo z lekturą.Moim zdaniem krytyki się nie ocenia,wiadomo,ze krytyk pisze o kimś,więc musi się na literaturze znać,a to jak pisze,to kwestia odbioru,i nie jest to literatura:)
avatar
Praca krytycznoliteracka NIE MOŻE się zaczynać i kończyć na stwierdzeniu

podoba/nie podoba

mi się

Takie (oczko) "misie" (puszcza) - t nie krytyka literacka, a puszczanie oczka

albo w stronę Autora

albo do Odbiorcy
avatar
NIE MOŻESZ /jako świadomy swego warsztatu Autor/ ignorować = ergo pomijać = dorobek literacki wszystkich /poza Tobą/ prozaików, poetów, piosenkarzy, dramatopisarzy i krytyków świata,

bo na tej skórce banana wielu przed Tobą już kark swój na amen było skręciło.

Wydana w Warszawie w 2012 r. /nowojorska u swych źródeł/ powieść śmietnikowa D. Masłowskiej "Kochanie, zabiłam nasze koty"

to inna /polska, więc dla nas lepsza/ wersja kultowych dzisiaj perypetii /z lat 90-tych/ Brigdet Jones wraz z jej wszystkimi psiapsiółkami, koleżankami - i rywalkami.

Jako bardzo oczytany, błyskotliwy i wyjątkowo utalentowany Twórca Dorota Masłowska /także w tej powieści/ wyważa dawno /gdzieś indziej, np. w ubiegłowiecznej Anglii, w Ameryce Południowej, w Mezopotamii, zawsze gdzieś indziej, poza Polską/ na oścież otwarte drzwi. Na szczęście Ona /D. M./ doskonale to rozumie. To Jej na ten temat celna w punkt wypowiedź /cytuję/:

Nie da się muzyki stworzyć od nowa. Jest stworzona z chińskich podzespołów, które można tylko miksować i przekładać. Tak jak w literaturze - wszyscy mieliśmy

/u źródeł, które trzeba znać, by po raz setny nie wejść - z ręką w nocniku - do tej samej rzeki/

/wszyscy mieliśmy/ TO SAMO.

Świetna, bardzo profesjonalna i bardzo wnikliwa recenzja
© 2010-2016 by Creative Media