Author | |
Genre | romance |
Form | drama |
Date added | 2015-08-11 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 3076 |
SCENA I
Pracownia malarza, na środku podwyższenie (stół) przykryte zieloną tkaniną zdobioną roślinnym ornamentem. Po lewej stronie sztaluga z płótnem, na którym widać ciemnozłote tło i zielony materiał. Z tyłu, po prawej stronie na pionowym wieszaku wiszą dwa złote płaszcze. Do pomieszczenia wchodzą Mężczyzna I i Kobieta I.
Malarz: Moi drodzy, jak wspaniale, że przyszliście. Rozgośćcie się.
Kobieta I: Dziękujemy za zaproszenie, miło ciebie widzieć.
Mężczyzna I: (Podaje rękę malarzowi) Dzień dobry, Gustawie.
Kobieta I: Nigdy wcześniej nie pozowałam do obrazu.
Malarz: To wielki błąd. Płótno kocha urodę taką, jak twoja.
Mężczyzna I: (Wtrącając się) Ja również nigdy wcześniej nie pozowałem.
Malarz: (Spogląda na mężczyznę) Nie można mieć wszystkiego.
Kobieta I: Dziękuję.
Mężczyzna I: Ja również dziękuję. Gdzie mamy się ustawić?
Malarz: Zanim przystąpię do tworzenia sztuki, proszę, abyście się przebrali.
Mężczyzna I: (Podchodzi do wieszaka, spogląda na stroje) Czy dla mnie też coś przygotowałeś?
Malarz: (Podchodzi do mężczyzny, zdejmuje z wieszaka złoty płaszcz, nakłada mężczyźnie na ramiona) I coś jeszcze, ten oto liść laurowy. (Wyciąga z wewnętrznej kieszeni płaszcza zielony wianek, nakłada mężczyźnie na głowę). Le magnifique!
Kobieta I: Cudownie! Cudownie!
Mężczyzna I: Cudownie...
Kobieta I: Gustawie, cóż za gust, cóż za klasa! To złoto, te beże!
Mężczyzna I: (Załamując ręce) Nie wierzę.
Kobieta I: (Wyciąga ręce na boki, zaczyna się kręcić w kółko) Jestę modelkę, ach, ha, ha, ha! Jestę prawdziwą modelkę!
Malarz: (Do siebie) W to koledzy z Secesji nie uwierzą.
Mężczyzna I: (Do kobiety) Przestań już.
Malarz: Możemy już zacząć?
Kobieta I: Jak najbardziej, gdzie mam stanąć?
Malarz: Uklęknij na podwyższeniu. (Do mężczyzny) Stań obok i obejmij ją ramieniem, a palce połóż na twarzy. (Po chwili) Na jej twarzy!
Kobieta I: Czy ja mam tylko klęczeć?
Malarz: Jedną dłoń połóż na piersi, a drugą na jego karku. Skieruj twarz w moją stronę, zamknij oczy. (Do mężczyzny) Niech twoje usta sugerują zbliżający się pocałunek.
Mężczyzna I: Gdzie mam ją pocałować?
Malarz: W dupę.
Kobieta I: Ej...
Malarz: Pocałuj ją w policzek, blisko warg. (Maluje przez dłuższą chwilę w ciszy).
Kobieta I: Ślina mu cieknie.
Mężczyzna I: (Głośno siorbie)
Malarz: Już w porządku?
Kobieta I: Tak, Gustawie. Twórz sztukę!
Malarz: (Zawzięcie maluje, co jakiś czas słychać siorbanie mężczyzny. Zwraca się do pary) Jak się poznaliście?
Mężczyzna I: (Nie odrywając ust od policzka kobiety) W cyrku.
Malarz: Niemożliwe.
Kobieta I: A jednak.
Malarz: Powiedz coś więcej, proszę.
Kobieta I: Jako panna miałam trudności ze znalezieniem potencjalnego narzeczonego. Przyjaciółka poleciła mi wziąć sprawy w swoje ręce i wybrać się do cyrku albo teatru. Jest w sprawach miłosnych obeznana, jak prawdziwy myśliwy, który wie, w jakich lasach szukać zwierzyny. Opowiedziała mi o zasadzie trzech zet.
Malarz: Co to za zasada?
Kobieta I: Znajdź, zdobądź, zachowaj.
Malarz: Ale dlaczego właśnie cyrk?
Kobieta I: Przyjaciółka podpowiedziała mi, żeby nie szukać mężczyzny w teatrze, ponieważ w teatrze jak w kalejdoskopie – wszystko się kręci wokół sceny i nigdy nic nie wiadomo. Mniej w nim miłości, niż przygody, różnego rodzaju muz i femme fatale (Mężczyzna głośno siorbie). Dziewczęta do teatru śpieszą rzeszą nieprzebraną, lecz każda pragnie być widzianą. A w cyrku jest konkret, akrobaci, fakirzy, iluzjoniści. Do cyrku przychodzą prości, prawdziwi mężczyźni.
Mężczyzna I: (Nie odrywając ust od policzka) Tam się poznaliśmy.
Malarz: Czyżbyście wpadli na siebie przy klatce z tygrysami?
Kobieta I: Na pewno nie wpadłabym na nikogo przy klatce z tygrysami, ponieważ jestem zwolenniczką ochrony praw zwierząt, nie wybrałabym cyrku, w którym torturuje się zwierzęta.
Mężczyzna I: Może ja opowiem?
Malarz: Tylko nie odwracaj głowy, właśnie kreślę twoje loki.
Mężczyzna I: Wybrałem się do cyrku, gdzie miała występować grupa z Francji. Na widowni ujrzałem wysoką dziewczynę, zgrabną, o włosach ciemnych, spojrzeniu modrym. Usiadłem blisko niej, zaczęliśmy rozmawiać.
SCENA II
Nagle rozlega się pukanie. Malarz spogląda na zegarek i podchodzi do drzwi. Do pomieszczenia wchodzą Mężczyzna II
i Kobieta II.
Mężczyzna II: Witaj, przyjacielu.
Malarz: Dzień dobry, moi mili.
Kobieta II: Czy nie przyszliśmy za wcześnie? Chyba jesteś jeszcze zajęty?
Malarz: Nic z tych rzeczy, rozbierzcie się. Czy zechcielibyście się czegoś napić?
Kobieta II: Ja dziękuję. Może mąż?
Mężczyzna II: Nie, dziękuję.
Malarz podchodzi do Mężczyzny I i Kobiety I.
Malarz: Na dziś musimy już skończyć.
Mężczyzna I: (Odrywa usta od policzka kobiety. Sepleni) Nareszcie.
Kobieta I: Gustawie, czy powiedziałam coś nie tak?
Malarz: Nie, skądże... Przyjemnie się z wami pracuje.
Kobieta I: Myślałam, że praca modelki wymaga poświęcenia większej ilości czasu.
Malarz: Owszem, to prawda, ale moje artystyczne zamierzenie w przypadku tego obrazu jest nieco inne.
Kobieta I: Powiedz coś więcej, proszę.
Mężczyzna I: Gustaw jest zajęty, prawda Gustawie?
Kobieta I: Nalegam.
Malarz: Do tego obrazu postanowiłem wykorzystać więcej niż dwoje modeli.
Kobieta I: Niezmiernie świeży pomysł, cóż za innowacja!
Malarz: Możliwe, że dzięki temu uzyskam lepszy efekt w uwydatnieniu płynności i falistości linii.
Mężczyzna I: (Sepleniąc) Falliczności?
Kobieta I: Co za nietakt... Gustawie, nie przejmuj się. (Spogląda znaczącym wzrokiem
na Mężczyznę I) Nie będziemy już dłużej zajmować ci czasu. Sztuka nie lubi czekać.
Malarz: A to również ciekawe zagadnienie...
Rozmowę przerywa chrząknięcie Kobiety II. Następuje zamiana miejsc. Mężczyzna II i Kobieta II ubierają złote płaszcze, Mężczyzna I i Kobieta I stają przy drzwiach, żegnają się z malarzem, wychodzą.
Malarz: Możemy zaczynać.
Kobieta II: Nie mogę się doczekać.
Malarz: (Z uśmiechem) Przyjmijcie, proszę, pozę taką, jak wasi poprzednicy. (Wskazując palcem) Tu, na podwyższeniu.
Mężczyzna II: Opowiedz o idei swojego dzieła.
Kobieta II: Nie przeszkadzaj Gustawowi.
Malarz: Ale ja chętnie...
Kobieta II: ...Oddam się pracy artystycznej. (Do mężczyzny) Widzisz, nie przeszkadzaj Gustawowi. Obejmij mnie i pocałuj... Delikatniej... Mógłbyś postarać się bardziej... Ach, nic z tego nie będzie. (Do malarza) Może zamienimy się miejscami?
Malarz: My?
Kobieta II: Nie, my.
Mężczyzna II: Gustawie, zaczynaj, bo w tym przypadku dyskusja może nie mieć końca.
Malarz: Chciałbym poznać historię waszego uczucia. To byłoby pomocne przy malowaniu.
Mężczyzna II: (Zamyślony) Naszego uczucia...
Kobieta II: Uczucie było, ale się skończyło.
Malarz: Jak to skończyło?
Kobieta II: A tak to.
Mężczyzna II: Nie wygłupiaj się.
Kobieta II: Nie wygłupiam się. Przed ołtarzem przysięgałeś mi wierność, miłość i konto małżeńskie. A jest tylko konto.
Mężczyzna II: A miłość?
Kobieta II: Gdyby była miłość, to byłyby dwa, a może nawet trzy konta.
Malarz: (Z uśmiechem) Chyba nie jest aż tak źle...?
Kobieta II: Żarty żartami, masz rację, nie jest aż tak źle, ale z drugiej strony...
Mężczyzna II: Już bez żadnego ale!
Malarz: Jak się poznaliście?
Mężczyzna II: Początki są zawsze najpiękniejsze.
Kobieta II: Byłam szczęśliwą, dobrze sytuowaną towarzysko panną, kiedy poznałam mojego przyszłego męża.
Mężczyzna II: I to jeszcze jaką panną!
Malarz: Jaką? Chętnie posłucham.
Kobieta II: Taką od końca sierpnia do końca września. (Chwila ciszy) Ach, cha, cha! Cha, cha, cha!
Mężczyzna II: I to poczucie humoru.
Kobieta II: Tak, sypałam kawałami jak z rękawa. A w towarzystwie nazywano mnie Chichotką.
Mężczyzna II: Poznaliśmy się na przyjęciu karnawałowym.
Kobieta II: To był bal nad balami. U hrabiny Pompidou.
Mężczyzna II: Koledzy mi mówili, żeby nie łączyć nocy i wina, bo wtedy każda miłość wydaje się piękna.
Kobieta II: Ale nie żałujesz? (Mężczyzna II zastanawiając się, kręci na boki głową. Kobieta II spogląda na mężczyznę zaskoczonym i obrażonym wzrokiem) Z tobą tylko gdzieś wyjść do ludzi...
Mężczyzna II: Żartowałem przecież. (Chwila ciszy) Chichotko...
Kobieta II: Zamilknij.
Malarz: Moi drodzy, nie czas na zwady.
Kobieta II: Masz rację, Gustawie, sztuka to nie przelewki.
Mężczyzna II: Pisałem listy. Starałem się parę dobrych miesięcy, zanim pozwoliła się zaprosić na spacer.
Malarz: Odpisywała?
Mężczyzna II: Gdzie tam, odsyłała. Nawet nie otwierała tych listów! Słałem drobne prezenty. Odsyłała. Słałem kwiaty. Odsyłała. Dopiero po jakimś czasie przyszedł przełom. Wysłałem pieniądze. Nie odesłała.
Kobieta II: Jakie pieniądze?
Mężczyzna II: Wysłałem tobie połowę pensji.
Kobieta II: A to chyba nie do mnie.
Mężczyzna II: Owszem, do ciebie.
Kobieta II: Nie pamiętam.
Malarz: Ale w końcu znaleźliście nić porozumienia?
Kobieta II: Tak, pewnego wiosennego dnia postanowiłam dać szansę nieznajomemu wielbicielowi. Poszliśmy na spacer.
Mężczyzna II: A pod koniec spotkania zaprosiła mnie do siebie. (Kobieta II oblewa się rumieńcem)
Malarz: I...?
Mężczyzna II: I poszły konie po betonie!
Kobieta II: Nie odzywaj się do mnie! Czy możemy zrobić przerwę? (Nie czekając na odpowiedź malarza, odchodzi na bok, zapala papierosa)
Malarz: Tak, oczywiście.
Mężczyzna II: (Siada na podwyższeniu, zwracając się do malarza) Później zobaczyłem maskę karnawałową w jej pokoju. Okazało się, że poznaliśmy się już wcześniej. Tańczyliśmy. Cóż to był za taniec, jaka finezja! I powiem ci w tajemnicy, już wtedy wiedziałem, że jeszcze kiedyś się spotkamy. A teraz wspólnie pozujemy do obrazu. Przepraszam cię na chwilę.
Mężczyzna II podchodzi do kobiety.
Kobieta II: Chcę już iść, wystarczająco dużo sprawiłeś mi przykrości.
Mężczyzna II: Ale...
Kobieta II: Ani słowa. Porozmawiamy w domu.
Malarz: (Spogląda na obraz z miłym zaskoczeniem) Dziękuję wam, skończyłem.
Malarz zabiera sztalugę, Kobieta II zabiera zieloną tkaninę, Mężczyzna II przesuwa podwyższenie (stół) na lewą stronę sceny. Wszyscy wychodzą.
SCENA III
Na scenę wchodzą trzej młodzi mężczyźni, Ignacy, Karol i Witek. Rozmawiają ze sobą, wchodzą
z krzesłami. Siadają przy stole.
Ignacy: Mówię wam, nie wiem co robić.
Karol: A może spróbujesz podejść ją klasycznie, na romantyka?
Witek: Nie, nie, ona nie jest z tych dziewczyn, które lubią listy i spacery. Zabierz ją do perfumerii albo najmodniejszej kawiarni w mieście.
Ignacy: Na razie mam problem, żeby namówić ją na spotkanie. Ciągle brak jej czasu.
Witek: To może daj sobie spokój? Ile jest dziewczyn takich jak ona... Ja znam przynajmniej ze cztery.
Ignacy: Wykluczone, żadna nie jest taka, jak Krystyna.
Karol: Posłuchaj, dziewczyny lubią, gdy się o nie stara. Pokaż, że masz dobre maniery, klasę. Pokaż jej, że jesteś dżentelmenem.
Ignacy: (Załamując ręce) Co robić? Jak żyć?
Karol: Więcej wiary w siebie, może po prostu jest nieśmiała? Kobiety kochają dojrzałych emocjonalnie mężczyzn. Pokaż jej, że jesteś odpowiedzialny, że będziesz potrafił o nią zadbać.
Witek: Eee, tam. Bądź facetem, dziewczyny lubią konkretnych, męskich chłopaków. Na twoim miejscu powiedziałbym do niej: „Ej, mała, nie masz wyboru, idziesz ze mną.”
Ignacy: Dziękuję za radę, ale nie skorzystam. Krystyna jest inna, jak dumny słowik, jest delikatna i pełna powabu, a przede wszystkim jest damą. Pełna szyku, różanego stylu i łagodnie uwodzicielska. Ale być może nie jestem jedynym, który zabiega o jej względy.
Witek: No właśnie, i dlatego powinieneś przyjąć postawę twardziela, dziewczyny to uwielbiają.
Karol: Ignacy, powiedz, twoim zdaniem, co powinieneś zrobić?
Ignacy: Pójdę do niej z kwiatami.
Karol: Ukaż swoją wrażliwą stronę, komplementuj, proś. Kobiety lubią, gdy się je o coś prosi.
Witek: Trzymaj ją na dystans, igraj trochę. Na twoim miejscu udawałbym, że chcę Krystynie coś podarować, ale w ostatniej chwili nic bym jej nie dał.
Karol: Nie wiem czy to dobry pomysł.
Ignacy: Mam teraz większy mętlik w głowie, niż przed naszą rozmową.
Witek: Stary, nie przejmuj się. Mówię ci, jak nie ona, to znajdzie się inna.
Ignacy: Ale Krystyna...
Mężczyźni zamierają w bezruchu. Retrospekcja. Dziesięć lat później. Na scenę wchodzą Krystyna i Ignacy. Krystyna, blondynka, ubrana w kusą sukienkę, obcasy. Ignacy, sweter w romby, spod którego wystaje biały kołnierzyk, spodnie w kant.
Krystyna: Kochanie, jesteś już gotowy? Niedługo wychodzimy.
Ignacy: Tak, od dobrych trzydziestu minut.
Krystyna: (Podchodzi do wieszaka, zdejmuje sukienkę, przykłada do ciała) Powiedz, czy nie lepiej byłoby mi w tej sukience?
Ignacy: Lepiej.
Krystyna: Czyli teraz wyglądam źle?
Ignacy: Dobrze.
Krystyna: (Zdejmuje z wieszaka kolejną sukienkę) A jak w tej bym wyglądała?
Ignacy: Dobrze.
Krystyna: Czyli którą mam ubrać?
Ignacy: Którą chcesz.
Krystyna: (Ponownie przykłada sukienkę do ciała) Myślisz, że tę?
Ignacy: Tak, w tej będzie najlepiej.
Krystyna: Ale ta pogrubia!
Ignacy: To ubierz inną.
Krystyna: Czyli nie powinnam wybrać tej, która pogrubia?
Ignacy: Nie.
Krystyna: (Zdenerwowanym głosem) Czyli uważasz, że jestem gruba?
Ignacy: Nie!
Krystyna: Ale skoro mówisz mi, żebym wybrała sukienkę, która nie pogrubia, to znaczy, że mam coś do ukrycia.
Ignacy: Nic takiego nie powiedziałem.
Krystyna: Czego ja się doczekałam po tylu latach małżeństwa. Żeby usłyszeć od własnego męża, że jestem...
Ignacy: Jesteś piękna.
Krystyna: Ale niekiedy wyglądam grubo.
Ignacy: Przestań już, spóźnimy się na wernisaż.
Krystyna: Zaraz mi powiesz, że się ślimaczę.
Ignacy: Co...? Że się łajdaczysz? Z kim?
Krystyna: Ooo, tego już za wiele. Coś ty powiedział?
Ignacy: Że się łajdaczysz. Yyy... Miałem na myśli, że ty powiedziałaś, że ja ci zaraz powiem, że...
Krystyna: Skończ już! Dosyć tego! Nie będziesz mnie obrażał.
Ignacy: Ale... kochanie, to jakieś nieporozumienie.
Krystyna: Nie mów do mnie nic więcej.
Ignacy: Czy mam cię przeprosić?
Krystyna: Nie, wychodzę, sama pójdę na wernisaż.
Ignacy: Ale ja mam zaproszenia. Zresztą, to jest wernisaż mojego przyjaciela.
Krystyna: Nic mnie to nie interesuje.
Krystyna podchodzi do Ignacego, niemal wyrywa mu z ręki zaproszenia. Idzie w stronę wyjścia, wyciąga telefon komórkowy.
Krystyna: (Do słuchawki) Kaśka, nie uwierzysz, co usłyszałam dzisiaj od swojego męża... Tak... Możemy się spotkać...? Za kwadrans pod galerią sztuki.
Krystyna wychodzi, chwilę później Ignacy.
SCENA IV
Rozmowa trójki mężczyzn przy stole.
Ignacy: Wydaję mi się, że próbowałem wszystkich sposobów.
Karol: Odwagi, kropla drąży skałę, jeśli się postarasz, będzie twoja.
Witek: A może powinieneś zmienić wygląd, nowa woda toaletowa albo koszula? Kobiety uwielbiają zadbanych mężczyzn.
Karol: Prostota w wyglądzie to cnota mężczyzn.
Witek: Trzeba o siebie dbać.
Karol: Ale bez przesady.
Witek: Myć zęby.
Karol: Chodzić w wyprasowanych ubraniach.
Witek: Strzyc się, czyścić paznokcie.
Karol: Ale bez przesady, większe zabiegi niech czynią kobiety.
Witek: Albo panowie, których nęcą pieszczoty panów.
Ignacy: Dość, przyjaciele, mi chodzi o Krystynę.
Witek: Tylko Krystyna i Krystyna.
Karol: Miłość nie wybiera.
Witek: Czyżbyś się zakochał, Ignacy?
Ignacy: To bardzo możliwe.
Karol: Otwórz przed nią swoje serce. Uwiedź słowami, wyznaj jej miłość!
Ignacy: Chyba tak uczynię.
Witek: Nic z tych rzeczy, zniechęcisz ją do siebie.
Karol: A może ona właśnie na to czeka?
Ignacy: Co jeśli mnie odrzuci?
Witek: Pocałuj ją.
Ignacy: Nawet gdybym się odważył, jestem pewien, że zacznie stawiać opór.
Witek: Ale ty nie dasz się nabrać na jej gierki, pokonasz ją, wierzę w ciebie.
Karol: Szacunek przede wszystkim.
Witek: W co wy wierzycie... Kobieta nigdy nie zrobi pierwszego kroku. One lubią, kiedy je o coś prosimy. Można by posłuchać rady Karola, poproś ją o pocałunek.
Karol: Ja bym zaczął od komplementów. Złóż jej obietnicę wierności, podaruj bukiet pochlebstw.
Ignacy: Doceniam waszą chęć pomocy, ale do każdej kobiety trzeba podchodzić indywidualnie.
Witek: Ależ owszem, podejdziesz do niej indywidualnie i obdarzysz pocałunkiem, takim soczystym, francuskim...
Karol: Nie słuchaj go.
Ignacy: A jeśli ma rację?
Witek: Wierzę w ciebie, przyjacielu.
Karol: Nie, nie, nie! Zrazisz ją do siebie. Zależy ci na Krystynie?
Ignacy: Tak, darzę ją szczerym i wielkim zainteresowaniem.
Karol: Więc bądź dżentelmenem.
Witek: (Śpiewając) U, u, u, Krystyna, Krysiu, Krysiaczku, jestem w niebie, kiedy stoję obok ciebie. Krystyneczko, żoneczko, słodka laleczko, oddam serce swe na dłoni. Mój kocurek twoją myszkę goni.
Ignacy: Dosyć, nie masz za grosz wyczucia powagi sytuacji.
Witek: Może właśnie zdobędziesz ją dzięki poczuciu humoru? Zaśpiewaj jej tę piosenkę.
Karol: Rada godna pożałowania. Moim zdaniem mógłbyś napisać wiersz.
Ignacy: Wiersz?
Karol: Tak, napisz poemat na jej cześć, miłosne strofy potrafią zdziałać cuda.
Witek: Krystyno, boskiego ogrodu leszczyno, spotkaj się ze mną proszę ja ciebie. Będę twą miłosną maszyną, ty moją malinową waginą!
Ignacy: Nie będę robił z siebie pośmiewiska. Krystyna zasługuje na więcej, niż mogę jej dać. To chyba jest najzwyczajniej w świecie nieszczęśliwa miłość.
Mężczyźni zamierają w bezruchu. Retrospekcja. Na scenę wchodzi Ignacy, po jakimś czasie wchodzi Krystyna.
Ignacy: Jak minął dzień?
Krystyna: Byłam na zakupach.
Ignacy: Co sobie kupiła moja najdroższa?
Krystyna: Buty i torebkę.
Ignacy: Tak dużo czasy zajęło szukanie butów i torebki?
Krystyna: Nie, spotkałam Ewę.
Ignacy: Co u niej?
Krystyna: (Zdenerwowanym głosem) Co u niej? (Chwila ciszy) Pytała się o ciebie.
Ignacy: Miło z jej strony.
Krystyna: Oczywiście, że miło. Ponoć wpadliście na siebie w piątek wieczorem.
Ignacy: To prawda. Spotkałem Ewę na mieście.
Krystyna: Czy to dlatego nie było cię cały wieczór w domu?
Ignacy: Nie rozumiem.
Krystyna: Ale byłam naiwna. Od dłuższego czasu wiedziałam, że coś się święci.
Ignacy: Krystyno...
Krystyna: Przecież ta Ewa... przecież to zwykła fryzjerka, nic więcej.
Ignacy: Nie zaczynaj.
Krystyna: Ignacy, czy ty masz romans?
Ignacy: Nie.
Krystyna: Nie wierzę ci.
Ignacy: Zapewniam, jesteś jedyną kobietą w moim życiu.
Krystyna: I tak gdybyś miał romans, nie przyznałbyś się do tego.
Ignacy: Zapewne nie.
Krystyna: Czyli coś jest na rzeczy.
Ignacy: Spotkałem Ewę w piątek wieczorem, ale rozmawialiśmy tylko przez chwilę, zaproponowała mi przedłużenie rozmowy przy kawie, ale odmówiłem, śpieszyłem się do chłopaków.
Krystyna: (Z ogromnym zaskoczeniem, wybałuszając oczy) Do jakich chłopaków?!
Ignacy: Do Witka i Karola.
Krystyna: Ach... przez te nerwy kompletnie tracę głowę.
Ignacy: Jakie nerwy, Krystyno, uspokój się, spędźmy miło czas razem.
Krystyna: Nie mam nastroju. Spróbuj mnie zrozumieć, miałam wrażenie, że Ewa się ze mnie naśmiewa. Cała jestem nie w sosie.
Ignacy: Zastanawiam się jakby ci poprawić humor.
Krystyna: Nie znajdziesz sposobu.
Ignacy: Na pewno jest coś, co sprawiłoby, że się uśmiechniesz.
Krystyna: Nie.
Ignacy: Krystyno...
Krystyna: Nie, koniec, kropka.
Ignacy: Więc usiądź obok mnie, porozmawiamy, spędzimy resztę dnia razem.
Krystyna: Nie, jest jednak coś...
Ignacy: Co takiego?
Krystyna: Widziałam w sklepie pięknie skrojony płaszcz, pasował jak ulał.
Ignacy uśmiecha się do widowni, podchodzi do Krystyny, obejmuje ją ramieniem. Razem wychodzą.
ratings: perfect / excellent
A "jestę" musi zostać jako wyraz artystycznego wyrazu.