Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2011-07-19 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2650 |
1
- Ogłaszam was mężem i żoną – radośnie powiedział urzędnik stanu cywilnego, przenosząc wzrok z pary młodej na polskiego konsula, po czym rozległy się gromkie oklaski niewielu zgromadzonych na uroczystości par rąk, zgłuszone następnie przez donośne fanfary. Kiedy goście, w ślad za nowożeńcami, zaczęli podążać w kierunku okrytych białym płótnem stołów, matka panny młodej, wciąż samotnie stojąc w słońcu na najwyższym wzniesieniu malowniczej greckiej wyspy, oblewanej lazurowymi falami ciepłego Morza Śródziemnego, ze łzami w oczach żegnała się ze swoją młodszą córką, którą na zawsze postanowiła opuścić, zachowując w pamięci ten ostatni obraz jej rodzinnej zdrady.
Kiedy dwanaście lat temu jej pierworodna córka Maja oświadczyła, iż zamierza przeprowadzić się do Grecji, gdzie od zawsze ciągnęło jej wypełnioną antycznym duchem i umiłowaniem przyrody duszę, Elżbieta, jako matka dwojga dziewczynek, porzucona przez frywolnego męża, według którego błyskotliwa kariera, jaką robił z imponującym zacięciem, szybkością, ale i skutecznością pozwalała na daleko idącą swobodę zachowań emocjonalnych, pozbawionych, rzecz jasna, poczucia odpowiedzialności, wiedziała, że szczególna więź, jaką nawiązała w samotnym procesie wychowawczym z dziewiętnastoletnią wówczas Mają nie zniknie, mimo jej planowanej emigracji. Dlatego nie protestowała. Miała zresztą świadomość, że córka, choć odwzajemnia uczucia Elżbiety, nie zmieni swych zamiarów, jakie dojrzewały w niej od chwili, gdy w czasie dawnych rodzinnych wakacji na Santorynie wysłuchiwała z zapartym tchem opowieści lokalnych mieszkańców, którzy w serwowane turystom legendy wplatali ciekawostki objaśniające przybyszom, iż obramowania okien i drzwi mają kolor ochry, bowiem odstrasza to owady, szczególnie uciążliwe podczas upalnych dni, albo, że o zachodzie słońca na ścianach białych budynków odbija się czerwony kolor słońca, dlatego wyspa nazywana była kiedyś Wyspą Wampirów. Wyjechała więc samotnie, wierząc głęboko, iż los właśnie w Grecji układa jej życie, zaś matka i Karolina, jej dwunastoletnia wówczas siostra, opierając się wzajemnie na swych doświadczonych i przywykłych do samotności barkach, będą mogły stworzyć podobną relację, którą twórczo rozwiną w dalszej pogoni za szczęściem.
Żyjąc w dynamicznie rozwijającej się Polsce dwudziestego pierwszego wieku, Karolina dorastała szybciej niż jej rówieśnicy. Zawdzięczała to głównie niesfornemu charakterowi, z czasem trudniej kontrolowanemu przez matkę, jak również nieco starszemu od siebie towarzystwu, które wchodząc w zbuntowany okres używek i coraz odważniejszej miłości, wprowadzało młodą Karolinę w arkana sztuki nastoletniej kontestacji, początkowo jedynie, jako pojętną obserwatorkę, a później już aktywną uczestniczkę. Ojciec, zajęty dogadzaniem czwartej żonie, nie interesował się specjalnie rozwojem dziewczyny, co wykorzystywała ona cynicznie podczas kłótni z matką, która świadoma takich wzorców, bezskutecznie próbowała forsować nawet nie biblijną wstrzemięźliwość czy cnotliwą stateczność, lecz zwykłą ludzką przyzwoitość.
W czasie, gdy Karolina ciężkimi butami wytyczała autorską ścieżkę indywidualizmu, brukując ją apodyktycznymi kaprysami i paletą egoistycznych zachcianek, Maja smakowała słodkiego powietrza greckiej codzienności. Po kilku zmianach miejsca zamieszkania, trafiła na słynącą z długich, piaszczystych plaż i odizolowanych wiosek wyspę Kos. Za namową znajomych Greków pojechała tam na tygodniowe wakacje i bez pamięci zakochała się w nieustannej morskiej bryzie, umożliwiającej całoroczne surfowanie po błękicie morza, z którym, oprócz złocistego piasku, wiosną żywo kontrastuje zieleń słonych bagien Alikes. Zachwyciła się też Antimachią, gdzie, odurzona zapachem nagrzanych słońcem ziół porastających okazały dziedziniec, wdrapała się na ruiny murów okalające dawne więzienie Zakonu Krzyżackiego, by podziwiać rozległą panoramę wyspy. Widziała zielone oliwne gaje, długie winnice i drobne wioseczki rozrzucone wśród niewysokich, pokrytych łąkami wzgórz, przecinanych gdzieniegdzie polnymi drogami. Ostatecznie jednak decyzję o pozostaniu na wyspie podjęła w Asfendiu, grupie pięciu malowniczych wiosek położonych na zalesionych stokach góry Dikaios. Mimo iż cechuje je przekonująca unikalność doznań w zależności od perspektywy patrzenia, która sprawia, iż z oddali każda z osad wygląda, jak otaczający kolorową cerkiew zbiór białych klocków wyłaniających się z okowów bujnej zieleni, z bliska zaś stanowi plątaninę pełnych życia wąskich uliczek ukwieconych oleandrami, kuflikami i pelargoniami, sprawę przypieczętował Stavros, sześć lat od niej starszy Grek, jakiego spotkała w jednej z kawiarni w Zia, najaktywniejszej wiosce Asfendiu, do której prowadzi wąska i kręta droga wijąca się pod górę między ogrodami oraz zagajnikami drzew migdałowych. Choć jako mieszkaniec turystycznej wyspy przywykł on już do widoku rozmaitych wyrazów twarzy, zaciekawiony cudzoziemską urodą Mai podszedł do niej pełen wigoru, dzięki czemu uzyskał zgodę na wspólne wypicie frappe, które o zachodzie słońca urokiem osobistym zamienił na białe wino żywiczne towarzyszące talerzowi krewetek w maśle czosnkowym, by po dwóch miesiącach zaproponować wspólne mieszkanie w jego apartamencie w centrum miasta Kos, stolicy wyspy, nieopodal „Drzewa Hipokratesa”, olbrzymiego platanu, niegdyś o obwodzie czternastu metrów, posadzonego, jak głosi turystom naciągająca o przeszło tysiąc lat prawdę miejska legenda, przez pochodzącego z Kos ojca medycyny. W ten sposób znalazła Maja swe greckie szczęście, ukoronowaniem którego były narodziny przed siedmioma miesiącami ich nieślubnego, acz zaplanowanego, dziecka.
Szczęśliwa nowina, obdarzająca Elżbietę statusem babci, Karolinę zaś – cioci, sprawiła, iż zaraz po zdanych przez młodszą córkę z trudem i przy odrobinie sprytu egzaminach na trzecim roku studiów, wybrały się obie do Grecji, aby zobaczyć maleństwo, o którym miały okazję naczytać się w niezliczonych relacjach mailowych i naoglądać w publikowanych online galeriach. Elżbieta bywała już kilkukrotnie na wyspie, gdzie nawiązała przyjacielski kontakt z Grekiem, którego gościnność, otwartość i troska, jaką otaczał Maję jednocześnie urzekała ją, jako matkę i cieszyła, jako kobietę. Karolina natomiast, która zawsze miała zawsze lepsze zajęcia i zostawała pod opieką pozwalającej na wszystko babci, pod nieobecność matki czuła się prawdziwie wolna, toteż zgrabnie wymigiwała się od realizacji jakichkolwiek zaproszeń. Dopiero dziecko, bezbronne i nieświadome skomplikowanej rzeczywistości, w jakiej przyjdzie mu żyć, a także podkreślana przez Elżbietę konieczność utrzymania kontaktu z i tak już rozbitą rodziną, postawiły ją w obliczu braku silniejszych argumentów i przy akompaniamencie zachwytu matki, zmobilizowały do przyjazdu oporną dotąd dziewczynę.
2
Do brzegów Kos dobiły ostatniego dnia czerwca, gdy południowe słońce zaczynało barwić niebo na pomarańczowo. Cumując przy nowoczesnej marinie, dostrzegły już oczekujących ich na brzegu gospodarzy, którzy po serdecznym powitaniu poprowadzili je ku śródmieściu nadmorskim bulwarem Akti Miaouli, ocienionym araukariami i rozłożystymi pióropuszami niewysokich palm. Po kilkunastu minutach dotarli do apartamentu Stavrosa i Mai, który przez najbliższy miesiąc miał być ich wspólnym domem.
Stavros ochoczo przyjął kolejną propozycję Mai dotyczącą odwiedzin jej mamy i siostry. Jego niegdyś bogate doświadczenie z kobietami wyraźnie wskazywało, iż takich rzeczy nie należy bagatelizować ani rozdmuchiwać w niekorzystnym kierunku, bowiem konsekwencje sprzecznych postaw odbijają się potem na każdej możliwej płaszczyźnie wspólnych relacji. Wprawdzie z Mają żyli już razem od ośmiu lat i związek ten, mimo braku zawarcia małżeństwa, do czego Stavros wciąż nie mógł się przekonać, zostawiając sobie bez żadnej konkretnej przyczyny otwartą furtkę życia i dalszych możliwości, był silnie ugruntowany i oparty na solidnych fundamentach wzajemnego zaufania. Zaufania, w które Stavros w pewnym sensie wierzył, ale któremu nie w pełni się poświęcał, subtelnie zostawiając ten aspekt do zagospodarowania swej partnerce. Sześcioletnia różnica wieku nie ciążyła mu zbytnio, mógł bowiem niewinnie wykorzystywać swą dojrzałość w kontaktach służbowych, jakie licznie nawiązywał, prowadząc niewielką firmę zarządzającą dwoma hotelami o niewysokim, ale przyzwoitym standardzie, w których w razie potrzeby zawsze miał do dyspozycji pokój, chętnie odwiedzany przez żądne przygód turystki. Odkąd poznał Maję parę razy skorzystał z możliwości, jaką dawało mu obfitujące w rozmaite okazje zajęcie, jednak nigdy nie postrzegał tego w kategoriach emocjonalnych, w zarodku niemal dusząc kiełkującą świadomość, iż ukryta rozwiązłość potencjalnie może zaszkodzić trwałości ich związku.
Przestronny apartament w centrum Kos bezkolizyjnie mieścił całą czwórkę i dziecko, zapewniając osobne pokoje gościnne Elżbiecie i Karolinie. Wspólne mieszkanie przypominało sielankowy wyjazd wakacyjny, który w założeniu tym właśnie miał być. Elżbieta, pomagając przy dziecku realizowała się w długo oczekiwanej roli babci, zaś godziny spędzone na rozmowach z Mają utwierdzały ją w przekonaniu, iż ich więź przetrwała próbę czasu i mimo rozłąki rozumieją się niemal instynktownie. Karolina natomiast, dla której dziecko z początku stanowiło swoistą atrakcję, szybko jednak przedzierzgniętą w abstrakcję, czas spędzała głównie poza domem, włócząc się po mieście, plażach i tawernach. Z siostrą, którą widziała ostatni raz, jako dwunastoletnia dziewczynka i uważała raczej za opiekunkę czy zastępczą formę mamy niż pokrewną duszę, powierniczkę albo chociaż kogoś w rodzaju przyjaciółki, nie potrafiła nawiązać partnerskich relacji. Obie, wyczuwając wprawdzie, iż operują na obcych sobie płaszczyznach, potrafiły jednak uniknąć konfliktów, milczącym porozumieniem dochodząc do wniosku, że neutralna poprawność wzajemnych stosunków całkowicie im wystarczy i pozwoli, by pobyt ten, oznaczający dla każdej z nich co innego, mogły uznać za udany. O ile jednak opiekuńczy wizerunek Mai, utrwalany przez nią samą poprzez nieustanną pielęgnację i troskę o dziecko, zawiódł nadzieje Karoliny na szalone wakacje, do gustu prędko przypadł jej Stavros, którego gorący temperament, otwartość i szczypta szaleństwa, nieudanie tłumiona odpowiedzialnością wobec potomka, urzekły ją prawdziwie i otworzyły możliwości wykorzystania drzemiącego w niej potencjału, jaki regularnie prezentowała w Polsce w trakcie roku akademickiego.
Stavros także odnalazł w Karolinie bliską mu iskrę, dającą nadzieję na urozmaicenie nieco osiadłego życia, które mimowolnie zaczął prowadzić po narodzinach dziecka. Jakkolwiek ze swych obowiązków wywiązywał się poprawnie, to dopiero pierwsze od dłuższego czasu wyjścia do miasta czy wycieczki po wyspie, którymi po kilku dniach wspólnego mieszkania na prośbę Mai zajmował czas Elżbiecie i Karolinie, przypomniały mu o pięknie swobody i wolności, jaką przeżywał ze swą partnerką, a niekiedy i bez niej, przed pojawieniem się dziecka. Prawdziwa jednak tęsknota i rozrzewnienie nadeszły, gdy spragniona kontaktu z córką Elżbieta wykręciła się ze wspólnych wypraw i oferując pomoc przy dziecku, zaczęła dotrzymywać Mai towarzystwa, podczas gdy Stavros wciąż wynajdywał kolejne zakątki wyspy, które Karolina coraz bardziej chciała oglądać.
Jeździli więc i zwiedzali rozliczne atrakcje, począwszy od zlokalizowanego w pobliżu stolicy Asklepiejonu, pominkowej, starożytnej świątyni przemienionej w kąpieliska i uzdrowiska, złożonej z trzech wyciętych na stoku góry tarasów, połączonych monumentalnymi schodami, przez usytuowane na wzgórzu Palaio Pyli, opuszczone cmentarzysko rozpadających się domostw, zamkniętych, niszczejących kapliczek i zrujnowanych kościołów aż po piaszczyste plaże Tigkaki, Marmari i Mastichari, gdzie podziwiali lazur morza, za które leniwie chowało się słońce. I właśnie w Mastichari, słynącej z malowniczego portu rybackiego i tawern podających owoce morza w przeróżnych postaciach, gdzie posileni i zarumienieni od trzech butelek wina, Stavros i Karolina wyszli roześmiani, aby przed powrotem do Kos na plaży pożegnać dzień, podziwiając, jak przed nocą lokalni rybacy, powróciwszy z morza, wynoszą na keję kosze pełne ryb i rozkładają do suszenia wprost na ziemi żółte i niebieskie sieci z czerwonymi pływakami, właśnie w Mastichari, na liczącej parę kilometrów plaży, której zachodni kraniec faliście przeradza się w wydmy, strzeżone przez straszne ruiny wczesnochrześcijańskiej bazyliki Agios Ioanis, pod rozbłyskującym niebem zapalanych powoli gwiazd, niesiona swym niepohamowanym temperamentem Karolina uwiodła Stavrosa, który po krótkim, niemal niezauważalnym wahaniu, odpowiedział pocałunkiem, kładąc ich oboje na rozgrzanym piasku.
3
Miesiąc upłynął szybciej niż którekolwiek z całej czwórki mogłoby przypuszczać. Maja pozwoliła Elżbiecie spełnić się w krótkiej, ale treściwej roli matki i babci, czerpiąc z jej obecności tyle szczęścia, ile tylko mogła udźwignąć. Stavros natomiast czuł się odświeżony i pełen energii, którą po incydencie w Mastichari spożytkował przy aktywnym współudziale Karoliny jeszcze kilkukrotnie. Jakkolwiek z początku oboje bronili się instynktownie przez zbytnim zaangażowaniem, pragnienie bliskości, pod które niebezpiecznie wkradało się odwzajemniane uczucie nie pozwalało im na wstrzemięźliwość, przewyższając swą siłą jakiekolwiek moralne ograniczenia. Dla nikogo nie stanowiło zatem zaskoczenia, iż powrót do Polski okazał się dla obu kobiet ciężkim przeżyciem, u podstaw którego leżały zgoła inne powody. Podobnie rzecz miała się z Mają i Stavrosem, przepełnionych poczuciem straty skierowanym wybiórczo w odmiennych kierunkach.
- Przeprowadzam się do Grecji – powiedziała Elżbiecie Karolina niespełna dwa miesiące po powrocie do Polski. Jednoczesny zamiar porzucenia przez córkę studiów u progu czwartego roku, przeprowadzka do innego państwa bez wyższego wykształcenia, znajomości języka i jakichkolwiek perspektyw budziła w matce naturalny opór i gwałtowny sprzeciw, jednak analogia do wyjazdu Mai, która ową decyzję podjęła jeszcze przed rozpoczęciem nauki w jakiejkolwiek szkole wyższej, broniła się sama. Cholerny brak wzorców, westchnęła w duchu Elżbieta i bezsilnie ustąpiła, nieświadoma tych wszystkich podszytych tęsknotą maili, romantycznych smsów oraz odważnych wyznań, jakie potajemnie od dnia rozstania regularnie płynęły na falach emocji między Stavrosem a Karoliną, błogosławiącymi dające im namiastkę bliskości zdobycze technologii.
Karolina przybyła do Kos ponownie po trzech miesiącach. Zaznajomiona już doskonale z miastem i pozostałą częścią wyspy zamieszkała w wynajętym przy pomocy Stavrosa niewielkim mieszkaniu oddalonym o dwa kilometry od apartamentu siostry i jej partnera, stosunkowo blisko natomiast jednego z hoteli zarządzanego przez firmę Greka, w którym załatwił on Karolinie pracę recepcjonistki, aby miała z czego żyć i opłacać czynsz. W przeciwieństwie do aktywnych kontaktów Stavrosa i Karoliny, uzasadnionych ich pracą w tym samym hotelu, siostry w tygodniu nie widywały się prawie w ogóle. Jedynie w weekendy spotykali się wszyscy na wspólnych obiadach lub wycieczkach za miasto, w trakcie których Karolina niechętnie odsuwała się na bok, wyłuskując jedynie ich wspólne ukradkowe spojrzenia, łączące się mocą wzajemnego zrozumienia ponad coraz trudniejszą do zaakceptowania rzeczywistością.
Stan zawieszenia, w którym tygodnie upływały na wzmożonych kontaktach Stavrosa i Karoliny, sjesty pochłaniały burze namiętności kochanków, zaś dni wolne i weekendy zamieniały się w rodzinną idyllę, na wskroś przeszytą fałszem i obłudą, trwał blisko trzech miesięcy. I trwałby pewnie dalej, gdyby nie nadszedł dzień, w którym Maja, zrozpaczona nagłą gorączką dziecka, nie mogąc dodzwonić się do Stavrosa, przebiegła w dziewięć minut dwa kilometry dzielące apartament od hotelu, gdzie wpadłszy zdyszana, minęła pustą recepcję i nie zwalniając kroku wtargnęła do gabinetu Stavrosa, natrafiając na jednoznaczną i wymowną scenę, w której Grek i jej siostra, na wpół objęci, śmiejąc się i całując, w okamgnieniu bezlitośnie rozsypali budowany przez Maję od ponad ośmiu lat dom z piasku.
- Ogłaszam was mężem i żoną – radośnie powiedział urzędnik stanu cywilnego, przenosząc wzrok z pary młodej na polskiego konsula, po czym rozległy się gromkie oklaski niewielu zgromadzonych na uroczystości par rąk, zgłuszone następnie przez donośne fanfary. Kiedy goście, w ślad za nowożeńcami, zaczęli podążać w kierunku okrytych białym płótnem stołów, matka panny młodej, wciąż samotnie stojąc w słońcu na najwyższym wzniesieniu malowniczej greckiej wyspy, oblewanej lazurowymi falami ciepłego Morza Śródziemnego, ze łzami w oczach żegnała się ze swoją młodszą córką, którą na zawsze postanowiła opuścić, zachowując w pamięci ten ostatni obraz jej rodzinnej zdrady. Nie próbując nic nikomu tłumaczyć, Karolina przyjęła miesiąc wcześniej oświadczyny Stavrosa, przekonanego, że wreszcie odnalazł w drugim człowieku tę samą iskrę życia, która płonęła żarliwie w jego duszy, po czym wprowadziła się do położonego nieopodal platanu apartamentu, zanim jeszcze ostygły rzeczy pozostawione przez Maję, wraz z dzieckiem w pośpiechu opuszczającą Grecję. Gdy Elżbieta ujrzała w drzwiach swą starszą córkę, ledwie trzymającą na rękach małe dziecko, nie wiedziała jeszcze, że historii, którą za chwilę przyjdzie jej usłyszeć, nie będzie można odwrócić, naprawić ani zmienić. Nie wiedziała, że w rozpaczy podejmie decyzję, by mimo sprzeciwu Mai raz jeszcze pojechać do Grecji, aby nie odzywając się do nikogo ani słowem, stanąć na otwartej przestrzeni ślubnej i ostre, przeszywające łzy, spojrzenia wbić z całą siłą w nowożeńców, których z ciężkim bólem, ale i ulgą, postanowiła na zawsze wyrzucić ze swojego życia.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Siostry z Polski
(patrz nagłówek)
- starsza, Maja, żyjąca na greckiej wyspie Kos w konkubinacie ze Stavrosem, ma już malutkie dziecko
- i młodsza, studentka 4. roku, Karolina, która odbija jej faceta
oraz ich matka Elżbieta
w Grecji odnajdują swoje trzy Mojry, a te - jak to mityczne prządki - zaczynają prząść ich losy w skołtuniony warkoczyk.
Grecka tragedia - jak widzimy - jest tak nieśmiertelna, jak nieśmiertelne są trójkąty
(patrz tytuł zbioru)
znamy z codziennej autopsji nie tylko w Polsce czy w Grecji, ale i na całej Matce Ziemi
Niczego??