Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2016-01-09 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1903 |
- Chcę wiedzieć czy jestem normalna! – oświadczyła bezceremonialnie i dmuchnęła mi w twarz dymem z długiego, cienkiego papierosa. Była tu zaledwie od minuty ale już zdążyła się nieźle zadomowić. Siedziała w rozkroku, dyndając nogą przewieszoną przez oparcie fotela. Czerwony, wsuwany pantofelek podskakiwał na jej stopie jak kogucik gotowy do walki.
Gdzieś daleko w mojej głowie błądziła myśl, że nie mam w gabinecie popielniczki…
- Muszę wiedzieć czy jestem wariatką, pan jako specjalista na pewno będzie wiedział !
Była młoda, szokująco piękna i miała fantastyczne, lśniące ciało. Promieniowała energią i tym wszystkim co nokautuje mężczyzn jednym ciosem. Oszałamiała od razu, dopiero po chwili pozwalając dostrzec detale. Takie jak jej białe, atłasowe majtki lśniące pod spódnicą czy wytatuowana wokół pępka głowa purpurowego bazyliszka, z bezczelnym uśmieszkiem rezydenta. Powyżej, za linią guzików w kształcie serca pistacjowej bluzki, nabrzmiały uwięzione, cudownie ukształtowane piersi.
- Miałam w życiu wielu facetów, ale niewiele mnie to nauczyło!
Poczułem, że oddycham szeroko otwartymi ustami, w dłoni wciąż trzymam słuchawkę telefonu. Dioda pulsowała rytmicznie, z głośnika słowa jakby z innego świata :
…Hallo jesteś tam?... Hallo jesteś tam? …
- Niech mi pan wierzy doktorze, daję swoim mężczyznom tyle miłości, że niektórzy potrzebują kajdanek i pejcza, by ją ujarzmić!
Mówiąc to, lekko przechyliła głowę na bok, rozchyliła usta i wycelowała we mnie spojrzenie, które oblało mnie jak napalm. Zacząłem płonąć. Fale gorąca uderzyły we mnie w szalonym rytmie serca, tętnic i żył. Moja krew pędząc od głowy do stóp i
z powrotem, szumiała jak rozwścieczona Niagara. Nawet dla mnie to było zbyt wiele. Zamknąłem oczy…
Kiedy je otworzyłem przechadzała się po moim gabinecie paląc papierosa. Na biurku otwarta butelka wody mineralnej i niedopałek. W popielniczce. Przecież nie palę i nie mam popielniczki, pomyślałem, musiała ją przynieść ze sobą. To niemożliwe, musiała tu być, ale przecież…
- Bo wie pan, doktorze, moje pragnienie miłości jest jak…..tygrysica w rui…nieokiełznana, dzika i nie potrafię jej kontrolować. Ledwie jej nozdrza i lędźwie wyczują zapach męskości a porywa mnie tam i oddaje bezbronną i gotową na wszystko!
Nie mogłem otworzyć ust. Poczułem, że język i oba podniebienia przywarły do siebie. Przeraźliwie suche paliły jak ogień. Moje nogi pod biurkiem drgały na wszystkie strony jak zepsuty telegraf. Musiałem się napić.
-Zresztą to u nas rodzinne, mamy z siostrą ten temperament po naszej pra-prababce, która w wojnie secesyjnej tak osłabiła siły wojsk Południa, że przechyliła szalę zwycięstwa na rzecz Północy, a niewiele brakło i tych by wykończyła. Aż strach pomyśleć, kto dziś rządziłby tym krajem, gdyby nie stracił dla niej głowy mój
pra-pradziadek, który pewnej nocy uprowadził ją do Meksyku, opuszczając szeregi armii jako dezerter, chociaż słuszniej byłoby uznać go bohaterem.
…Porwałem jej wodę jak sęp, bez zbędnych ceregieli. Gdy przez zęby zasysałem ją do środka, syczała jak wylana na rozgrzaną blachę. Wlewałem ją i wlewałem do ust
a przełyk wciąż był suchy. Wreszcie moje policzki zaczęły wypełniać się wodą i mogłem sobie pozwolić na łyk, potem drugi, trzeci…
-Nie dziwi mnie doktorze, że moje intymności wzmagają u pana pragnienie, bo życie kobiety o moim sercu obfituje w gorące i pikantne chwile. To jeszcze nawet nie początek historii, którą powinien pan poznać, by uznać czy może mi pomóc.
Wtedy spojrzała na mnie po raz ostatni, tak delikatnie jak potrafią tylko dzieci, z oparcia fotela ściągnęła torbę, której wcześniej w ogóle nie zauważyłem i ruszyła do drzwi.
-Przepraszam, jak się pani nazywa? To jedyne co zdołałem z siebie wykrztusić.
-Sunrise. Uśmiechnęła się łagodnie.
-Nazywam się Sunrise.
ratings: very good / excellent
Mam natomiast spore zarzuty o poprawności językowej, mimo że pozornie jest to język barwny, bogaty.Ale w zapisie wygląda to nieco inaczej. Prapradziadek, podobnie jak praprababcia, to jedno słowo pisane bez łącznika. Pięciokrotnie brakuje spacji po myślnikach, a raz jest zbędna przed wykrzyknikiem. Brakuje przecinków przed: czy jestem (2), ale, co nokautuje, jesteś (2), doktorze (2), pędząc, przechadzała, paląc, a porywa, a przełyk, czy może, jak potrafię, co zdołałem: zbędne przecinki przed: bez zbędnych, tak delikatnie. Czyli łącznie 18 błędów interpunkcyjnych. A że Twój tekst komentuję i oceniam po raz pierwszy, dlatego ocena za poprawność językową jest na wyrost.
Z przyjemnością przeczytałem. Brakuje mi tylko zakończenia w opowiadaniu, wygląda, jak część większej całości.
Chyba że zakończeniem jest imię bohaterki. Wtedy tak.