Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2016-01-16 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2138 |
Jakoś, zupełnie niezależnie ode mnie, wciąż zależy mi na idealnych wręcz fuzjach z takimi ludźmi (czytaj: z takimi kobietami), które nie są naznaczone bądź napiętnowane tempem życia, jak w wyścigach formuły pierwszej. Jestem dojrzalszy, już niemal wielowarstwowy i bardziej złożony, niż się jakimś podrzędnym pismakom wydawało. Nad wszystkim górują jednak moje chwiejne nastroje – euforia zmieszana z wiecznym brylowaniem w każdym towarzystwie i tym podobne przypadłości, które działają czasami jak jeszcze jeden element marketingowej maszyny i zatracają dawny, nieco kontestacyjny wymiar. A jednak moje uczucia dawno już wypalone w moim pierwszym, formalnym związku dwojga ludzi, a tzw. „miłość” zaskakująco dobrze spełniła się w drugim. (Mawiają, że płynnym jednostkom potrzebna jest jedynie większa ilość wiernych szczebli kariery i społeczne przyzwolenie na dowolna manipulację bez znieczulenia w otwartym mózgu partnera). Czy jestem w tym szczery? Czy moja „oczyszczająca” szczerość ma służyć jedynie prowokacji i dziwolągowatości? Muszę wpuścić trochę świeżego powietrza do mojej puszki Pandory. Może wtedy uda mi się wreszcie na tyle okiełznać chaos, tą dziką Hybrydę, która z kobiecą nonszalancją otwiera przede mną jedynie manufakturę z dmuchanymi lalkami. Jestem tym faktem zbyt sfrustrowany i wściekły zarazem. Dopadła mnie uczuciowa susza bezdusznej przyszłości, wściekłej na wszystko co powiem i zrobię! Jeśli nie zdążę wyciągnąć ręki z blatu hydraulicznej prasy to... dziękuję za uwagę. Bo prasa nawet tego nie zauważy.
Udający frywolność, nie znający żadnej litości kilkutonowy walec o ostrzach jak z kosiarki zbiera zagony serca, powołany do życia pospolitym ruszeniem, kiedy nieprzyjaciel dawno już w granicach. Zagony serca właśnie, ze zgiętymi plecami, w uniformie kamerdynera, którego jedynym zadaniem jest otwieranie drzwi przed gośćmi. Taki pociąg towarowy, wypełniony po brzeg ostatniego wagonu niezrozumieniem, odbywający długą, zagmatwaną i mało przekonująca kogokolwiek podróż. Tandetną, beznamiętną, porwaną dawno temu na strzępy podróż donikąd. By ją przeżyć jest potrzebna iście apokaliptyczna odwaga z jakąś teorią gier w tle. (Moje doświadczenia w tym akurat względzie dotyczą głównie spraw mundurowych). Jak trudno jest się dogadać, nie popadając w idiotyczne, tzw. `ciche` dni?
Trudno jest mi być absolutnie obiektywnym, będąc tak niskiego kalibru obserwatorem przeróżnych indywiduów, które znają się (zawsze) lepiej ode mnie i bezlitośnie wymagających swobody dyskusji, prowadzonej w taki sposób, aby `ich było zawsze na wierzchu`.. A tak, bo zajmuje sporo czasu zebranie grupy, która potrafi w coś jeszcze uwierzyć. O wiele łatwiej jest nie wierzyć w nic! To nie jakaś autoironia. Mam nieco autoironiczny stosunek do samego siebie? Zrobiłem w końcu pancerz przeciwko ludzikom i maniakom? A gówno! To znowu tylko splot mało pozytywnych czynników ze zbyt dużą ilością plastyku lub dynamitu w gardle. Czynniki zresztą reagują jedynie na różnorodność. Więc co je, cholera, obchodzi jakaś zakręcona książka, która przyciąga uwagę na krótko, absolutnie nieświadoma decyzji o swoim wydaniu czy napisaniu. Poza tym niemal wszyscy na tym czy innym portalu totalnie ją zignorują albo będą do znudzenia zastanawiać się nad jej sensem przez całe lata. Bo taka twórczośc jest smutna i kompletnie nic z niej więcej nie wynika! Wszak mają już dawno w pewnych kwestiach swoich faworytów, którzy, na szczęście, z nimi samymi nie maja zbyt wiele wspólnego. (Teraz dam im dwa jabłuszka, jeden guzik z pętelką, trzy decyzje polityczne, jeden nurtujący temat, stado ironizujących durni z importowaną popularnością i zagorzały tradycjonalizm wyjęty psu z gardła. Jaki Ci, drogi czytający mnie internauto, wyjdzie współczynnik fałszerstwa?) Nawet tak obdarowani twoim dobrym słowem nie będą potrafili zjeść swojej wyimaginowanej nieśmiertelności i rozkruszyć chwiejnego cokoliku dla potomności. Zwłaszcza doprawionego ostrymi przyprawami kruszejącego betonu, zrobionego w popiołu z papierosów, własnej śliny i sklejonych naprędce pomysłów innych na swoje własne didaskalia. Wszak każdy jest zapatrzonym we własne ego wielkim egocentrykiem, nieprawdaż...?
cdn...