Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2016-03-06 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2224 |
Tym razem jednak postacie przenikały jedna przez drugą, przyczajone, zataczając coraz mniejsze kręgi tak, jakby usiłowały przypomnieć się same sobie. Aster przyglądał się im tym razem dłużej niż zwykle. Pojął, iż były jego obrysem, jego wcześniejszymi istnieniami, być może nawet tymi sprzed czasu hali. Nagle zerwał się z fotela i począł coś do nich krzyczeć, ale sam nie mógł pojąć, że jego usta nie wypowiadają sylab a głoski są bezdźwięczne. Czuł się po prostu tak, jakby nagle zaniemówił i to bardzo go przeraziło . Jego własne powtórzenia, podobnie jak on w tej chwili, bezdźwięcznie poruszały zarysami ust jakby szydziły z jego niemocy. Zrozumiał – był przecież jednym z nich, był nimi wszystkimi...
- Moje sumienia! – powtórzył, zakrywając jednocześnie twarz rękoma i zanosząc się spazmatycznym szlochem. – To nieprawda!
Rytmicznym lecz powolnym ruchem zaczęły również przetaczać się obrazy, alegoryczne wizje oraz przeszłe, więc dawno nie istniejące „wczoraj”. Kiedy przypominał sobie poszczególne sceny te, w niesamowitym wręcz porządku, mijały mężczyznę obojętnie, ze szczególnym rodzajem ironii zaglądając mu prosto w zasłonięte oczy. Żaden materialny podmuch nie poruszył nawet liśćmi zapamiętanych drzew a po rosie stąpały cicho promienie zachodzącego słońca. W przesiąkniętych wodorem bagnach mieniły się jeszcze gdzieniegdzie odpryski opadłej z obłoków tęczy. Bystry, niemalże rwący prąd czasoprzestrzeni odjechał, zostawiając na pamiątkę zaledwie kilka migoczących, jasnych smug na nieboskłonie. Zielonkawa para zaglądała ciekawie pod spód uciekających zeppelinów. Poświata, o tej porze dnia niezwykle blada na twarzy, powlokła się trochę dalej, mechanicznym ruchem lewej dłoni wskazując, że to, co aktualnie się dzieje, nie interesuje jej już zupełnie. Tylko tamci, którym udało się w jakiś sposób pozostać w dole, powlekli błękitem czerwienie i założyli żałobne kiry tuż nad świecami, wypełniając sobą przestrzeń tak dalece, że człowiek z fotela poczuł niemal namacalne duszności. Nana głęboko westchnęła. Starzec niespokojnie wodził wzrokiem po nieobecnych i siląc się na władczy ton odparł:
- Przecież wy wszyscy należycie tylko do mnie! Myśli rozpierzchły się na boki, przejęte do głębi zachowaniem swego właściciela usunęły się na dalszy plan.- Myślicie, że jesteście takie czyste i piękne? A jeśli kłamię? – zapytał niemal krzycząc człowiek. –Nie znaczycie nic! Jesteście puste i podłe! Podłe od samego początku! Wynoście się stąd i przestańcie wreszcie przychodzić!
- Przyszłyśmy porozmawiać albo obrócić w perzynę starsze wydarzenia. – zahuczało mężczyźnie w głowie.
- Znacie już prawdę...
- Chcemy ponownie jej wysłuchać. Opowiadaj!
- Nie, nie będę! Dlaczego ciągle mnie zmuszacie?
- Bo ty nigdy nie kończysz i nie mówisz wszystkiego. I nie chcesz tak naprawdę uwierzyć, że tutaj nikt nas nie usłyszy.
- Jakie to wszystko perfidnie proste, jakie wyuzdane? Nie wierzę, że wciąż tylko tym żyję. Przecież mógłbym już umrzeć i nikomu nie zrobiło by to żadnej różnicy. Nie, nie teraz!
- Myślisz, że to łatwe tak zmieniać właściciela? To nierozsądne. Ty musisz żyć, a my cię kochamy...
- Wierutne kłamstwo! Nienawidzicie mnie! Przychodzicie, aby mnie wciąż dręczyć. Zawsze tylko prześladujecie! Odejdźcie stąd i dajcie mi już spokój!
- Kochamy cię, stary mężczyzno ze środka hali. A ty wciąż tak pięknie potrafisz przywołać nas do siebie. Lubimy, jeżeli możemy ci pomagać. Od początku staramy się być piękne i spokojne, więc dlaczego próbujesz zasiać w naszych donicach smutne ziarna nienawiści? Czy ty tak naprawdę właśnie tego pragniesz ? Przecież nikt inny nie potrafi nas opowiedzieć i dlatego musimy lubić tu powracać.
cdn...