Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2016-05-04 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1749 |
Biegł lekko. Bystry obserwator zapewne by stwierdził, ze jego stopy malują rytm, a on sam jest częścią trasy. Niezbywalnym elementem, ruchomo wklejonym w tło karkonoskiego lasu,pół, jeziora, dalekich gór. Mężczyzna wyobrażał sobie swoje nowe ciało. Coś, do czego ma prawo. Coś, o co kochał walczyć. Samochody mijały go z rzadka, podbieg wystawiał ocenę płucom, a on popłynał myślami do słuchawek , smartfona, potem do dalekiego Nowego Yorku. To tam na scenie Dio śpiewał, że wszystko co dobre,szybko się kończy. Kiedy biegł z górki, towarzyszył mu już Till Lindemann. Śpiewał w Berlinie „Bestrafe mich”. Zawrzyj mnie w swej modlitwie, nim wiatr jeszcze zimniej powieje… Wiatr powiał. Dodał mu sił. Był ciekaw, czy ona odpisze na wiadomość? Czy da mu chociaż ten jeden, mały, malutki okruch szacunku? Lindemann właśnie zapraszał w „Rammlied”. Kiedy radość smuci… my jesteśmy tutaj. Kobieta z Endomondo powiedziała, że to już ósmy kilometr. A on biegł, myślał, czuł się silny, bo sam nie rozumiał, czy ją kocha, czy tylko wmówił sobie to. Na ostatnim kilometrze Roman Kostrzewski śpiewał ” Śpisz jak kamień”. Poczuł moc. Piekielna, radosną, zupełnie jak w wieku osiemnastu lat.
Kiedy wyłączył Endomondo, nurzał się w strugach zimnej wody, pod prysznicem. Potem golił, patrząc sobie w oczy. Głęboko, do dna duszy. Czy Dorian Gray miał duszę? Czy kobieta wisząca na twej szyi, pachnąca jaśminem, obietnicą, ciepła, miękka…Nie jest jedynie iluzją? Kogo naprawdę masz? Siebie, diable. Siebie i jedną w życiu matkę.
Dwie młode dziewczyny,kilka stolików dalej, zerkały na niego ukradkiem. Nie patrzcie na mnie, pomyślał. Mam tego dośc, zostawcie mnie z moimi demonami. One zawsze mi odpowiadają. One zawsze ze mną są. One zawsze będą mnie kochały. Dla nich będę potrzebny, piękny, ważny.
Popatrzył na nia jeszcze raz. Potem włączył Facebooka i użył opcji zablokuj. Kawa dymiła wonnie, oblizał łyżeczkę. Pomyślał że jest mutantem. Niezdolnym do miłości. To jest właśnie coś, co niektórzy nazwali nieznośna lekkością bytu.
ratings: perfect / excellent