Author | |
Genre | biography & memoirs |
Form | prose |
Date added | 2016-08-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2455 |
*** Jeszcze przed ustatkowaniem się, na początku 1947 roku Janek otrzymał pisemne zaproszenie na ślub i kaszubskie wesele. Przyszło ono odpowiednio wcześniej. Z dotarciem na wieś, gdzie miało odbyć się weselisko, był większy problem – trzeba było tam dojść lub dojechać; przeważnie w grę wchodziło jedno i drugie. Transport zbiorowy w te strony jeszcze nie docierał. Wszystko zależało więc od szczęścia i złapania okazji. Nie martwił się tym jednak zbytnio, w czasie wojny przyzwyczaił się do nawet wielokilometrowych przemarszów w ciągu jednego dnia.
Przełożony Janka w wojsku nie należał do kasty oschłych oficerów, wyżywających się w koszarach na podwładnych. Też był frontowcem, a to było nawet ważniejsze od formalnej podległości. Frontowiec to frontowiec. To nie byle wojak, jakiś młokos prosto po szkole wojskowej, który w życiu prochu nie powąchał i nie zaznał świstu wrogiej kuli koło własnego ucha. Kiedy więc otrzymał prośbę Janka o urlop, wezwał go do siebie:
– Czytam, plutonowy, że chcecie pojechać na wesele?
– Tak jest, obywatelu kapitanie. Znajomy Kaszub mnie zaprosił.
– Dobrze, dostaniecie. Tylko wróćcie w normalnym stanie. Bez wyrywnego* na pożegnanie.
– Obywatelu kapitanie… – Janek, mimo że ucieszył się tak szybką zgodą dowódcy, aż się żachnął. – Znam miarę.
– Nie unoście się tak honorem, plutonowy. Strzemiennego** nie musicie odmawiać. – Oficer lekko się uśmiechnął. – Różnie to na weselach bywa. Zwłaszcza wiejskich. Dam wam dzień więcej, abyście zdążyli wrócić bez pośpiechu. Nie złapiecie z powrotem okazji, to wrócicie per pedes.
– Tak jest, obywatelu kapitanie – odkrzyknął Janek uszczęśliwiony dodatkowym dniem urlopu. Tego już się nie spodziewał. Chyba dzisiaj dobrze trafił z prośbą, dowódca jest w humorze!
Oficer wypisał kartę urlopową i wręczył ją swojemu podwładnemu. Ten chciał się odmeldować, ale kapitan jeszcze go wstrzymał.
– Mundur macie w miarę. A jak u was z zimowym płaszczem?
– Jeszcze wojenny donoszę, obywatelu kapitanie. Czekam w kolejce.
– Jeszcze wojenny? – Oficer się skrzywił. – I tak chcecie reprezentować wojsko polskie wśród Kaszubów?
Podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer. Odczekał chwilę na połączenie i władczo przemówił:
– Kapitan Lewicki. Macie nowe podoficerskie płaszcze zimowe? – Wysłuchał rozmówcę z drugiej strony i kontynuował – zgłosi się do was plutonowy Brałkowski. Wydacie mu nowy. – Po otrzymaniu odpowiedzi podniósł głos – nie pierdolcie mi farmazonów, sierżancie. To co, że poza kolejnością?! Chłop jedzie na wesele kaszubskie i ma porządnie wyglądać. Wykonać!
Odłożył słuchawkę na widełki telefonu i spojrzał na podwładnego z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Uniósł brwi i żartobliwie pogonił go:
– No, na co jeszcze czekacie, plutonowy? Chcecie, abym zmienił decyzję? Odmeldować się i biegiem do magazynu płaszcz fasować!
– Tak jest, obywatelu kapitanie!
– Tylko mi Kaszubek nie zbałamućcie.
– Mam narzeczoną. Odmeldowuję się! – Janek wyprężył się, błyskawicznie zrobił w miejscu „w lewo zwrot” i uszczęśliwiony opuścił pokój dowódcy. Nowy płaszcz! Będzie miał zimowy, nowiutki płaszcz!
Drogę do magazynu mundurowego przebył prawie biegiem. Na jego widok magazynier, starszy już wiekiem sierżant, zamruczał pod wąsem:
– Co to za nowe zwyczaje. Przed wojną takie coś by nie uszło.
Janek nie miał początkowo zamiaru wdawać się w dyskusję z nim, ale nie wytrzymał i odciął się:
– Uszłoby, uszło. Rozkaz szefa był i jest rozkazem. Frontowemu wydajecie.
– No i co? – odburknął sierżant. – Wojna już się skończyła. Też walczyłem w trzydziestym dziewiątym.
– Toś też weteran. – Janek starał się załagodzić początkową scysję. Jeszcze magazynier wyda mu pierwszy lepszy płaszcz, niedopasowany. Z tymi od mundurów lepiej żyć w zgodzie… – Koledze z wojny byś bruździł?
– Dobra, dobra. Poczekaj tu.
Sierżant, zrezygnowany ale i udobruchany, nie robił już wtrętów. Machnął ręką, spojrzał na posturę stojącego przed nim plutonowego i poszedł w głąb magazynu. Po chwili wrócił z naręczem kilku płaszczy. Podał jeden z nich:
– Przymierz.
Magazynier miał wprawne oko. Janek włożył płaszcz i obrócił się, zerkając w wiszące na ścianie duże lustro. Z zadowoleniem kiwnął głową – wojskowe umundurowanie leżało na nim idealnie, jakby szyte na miarę.
– I jak? – zapytał. Chciał jeszcze potwierdzenia od sierżanta.
– W porządku. Możesz jechać rajcować młode Kaszubki. Podpisz mi tu. – Magazynier podsunął do pokwitowania karteluszek wydania umundurowania. (-)
* „Wyrywne” – tak określano na froncie 100 gram spirytusu. Żołnierze na pierwszej linii frontu często dostawali przydział wódki. Jeżeli otrzymali dodatkowo sto gram, wiedzieli że zbliża się chwila rozpoczęcia ataku na wroga.
**„Strzemienne” – dawna nazwa kieliszka wódki, wypijanego przez odjeżdżających już gości. Gospodarze częstowali nim w momencie, kiedy gość wkładał już nogę w strzemię końskie.
***fragment nowej beletrystyki
ratings: perfect / excellent
Co do "wojsko polskie" - użyłem nie jako nazwy własnej, dlatego z małej litery.
Zapiszę jako "polskie wojsko". Tak będzie lepiej również dlatego, iż wzmacnia sens wypowiedzi - skomplikowane stosunki narodowościowe na naszych ziemiach, które wcześniej były pod zaborem pruskim.
ratings: perfect / excellent
Troszkę dłuższy komentarz pod 2/2
:)
Idę czytać "pod 2/2".