Go to commentsKaszubskie wesele, cz.2/2
Text 32 of 114 from volume: Pozostało w pamięci
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2016-09-06
Linguistic correctness
Text quality
Views2163

cd.

(-) Jankowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wstał, obciągnął wyjściowy mundur, na którym lśniły medale za forsowanie Nysy i za Berlin, pogładził wąsik i ruszył sprężyście do jednej z siedzących Kaszubek. Może nie aż tak sprężyście, jak sobie wyobrażał, alkohol zbytnio szumiał w głowie, ale pozycję pionową jeszcze utrzymał. Podszedł i ukłonił się; nie zdążył nawet nic powiedzieć a już dziewczyna radośnie uśmiechnęła się, kiwnęła potakująco głową i ujęła Janka pod rękę.

Potańczyli, pogadali w chwili przerwy, znowu potańczyli. Wreszcie zgrzany Janek odprowadził partnerkę, ukłonem szarmancko podziękował za taniec, aż dziewczyna spłynęła pąsem na twarzy, jednocześnie zadowolona zerkając na koleżanki siedzące obok. Ją wybrał gość ze świata! Niech zazdroszczą!

Janek powrócił na swoje miejsce i ciężko klapnął na ławę. Niestety, na stole dalej nie było gorącego posiłku. A niech to! Spojrzał na siedzącego Ignaca, pytająco uniósł brwi i wskazał palcem na swój brzuch. Kaszub rozłożył ręce:

– Musimy jeszcze poczekać. Podadzą szybciej, ale nie tak od razu na zawołanie. Wytrzymasz, młodyś… chociaż nie wszyscy chyba… – Zaśmiał się. Janek rozejrzał się po sali. Ignac wiedział, co mówi. Starsi oraz mniej postawni weselnicy zaczęli powoli się wykruszać. Niektórzy z nich już podsypiali z głową opartą o stół, inni bardzo głośno i rozwlekle perorowali po kaszubsku, ale trudno było zrozumieć poszczególne słowa.

Był gościem, nietutejszym, do tego wojskowym, a czuł, że i jemu wypity alkohol zaczyna zbyt mocno dawać się we znaki. Nie chciał więc znaleźć się wśród tych, którzy mieli słabsze głowy. Kiedy Ignacy, już również mocno podpity, sięgnął po butelkę, wstrzymał go ruchem ręki:

– Chwilę, muszę wyjść za potrzebą.

– Tylko nie zabłądź. Jeszcze cię jaka młódka porwie w ciemnościach – zaśmiał się Kaszub.

– Nie nie, zaraz wrócę.

Chwiejnym krokiem wyszedł z izby na dwór. Od razu ogarnął go ziąb. Mróz mocno trzymał przy bezchmurnym niebie. Wstrząsnął Janek całym swym ciałem, ale po chwili poczuł się lepiej. Nie czuł potrzeby opróżnienia pęcherza, bardziej chciał choć trochę wytrzeźwieć. Zapalił papierosa, zaciągnął się. Wypalił go spokojnie do końca, kilka razy głęboko wciągnął powietrze do płuc. Spojrzał dla pewności na rosnące niedaleko drzewo – wreszcie przestało się wyginać we wszystkie strony.

Trochę już orzeźwiony, wrócił do izby. Orkiestra chwilowo nie grała, co kilku Kaszubów, wyraźnie bardziej wytrzymałych w spełnianych toastach, wykorzystywało na pomożenie tym słabszym – doprowadzali lub wynosili ich do bocznej izby. Tam ci zbytnio strudzeni weseliskiem mogli już wygodnie położyć się jeden obok drugiego na przygotowanych na podłodze posłaniach i udać się w objęcia Morfeusza.

Janek spojrzał na stoły. Niestety, nadal królowały tam tylko wódka i chleb. Z westchnieniem usiadł obok Ignacego, który wyraźnie stęsknił się za nim przez tę przecież krótką chwilę. Objawił tę tęsknotę przez podanie napełnionej już szklaneczki. Sam sięgnął po drugie szkło.

– No to, Janek, w górę. Już myślałem, że naprawdę jakaś dzioucha cię porwała. Wódka prawie wystygła.

– Wolałbym, aby stygło już jedzenie – z westchnieniem odparł zagadnięty. – Kiedy coś dadzą na żołądek? Przecież to wesele… – Podniósł wódkę i wypił. Uuu… poczuł, że kolejnym toastem może przechylić miarę. Akurat orkiestra zaczęła ponownie grać. – Idęę pootańczyyćć…

Ruszył z inną Kaszubką w tany, ale nogi nie były już tak sprawne. Albo się zmęczyły dotychczasowymi podrygami, albo, co było bliższe prawdy, głowa nie była już w stanie dobrze nimi zawiadywać. Raz i drugi zgubił rytm, nawet nadepnął partnerce na nogę. Tylko uśmiechnęła się i mocniej ujęła Janka. Widocznie nie była to dla niej pierwszyzna.

Zatańczył jeden kawałek, zatańczył i drugi. Wreszcie podziękował partnerce i wrócił na swoje miejsce przy weselnym stole. Jeszcze się trzymał, ale czuł że niedługo i na niego przyjdzie czas spoczynku, jeżeli dalej za jedzenie będzie mu służył tylko chleb. Zjeść, zjeść wreszcie coś gorącego, obfitego i tłustego, a nie tylko sam chleb – nie odmówił sąsiadom stuknięcia się szklaneczką, ale żołądek coraz natarczywiej domagał się porządnego posiłku. W głowie mocno szumiało, ściany weselnej izby znowu zaczęły dziwnie kołysać się i tracić proste kąty, jakby zbudował je murarz zafascynowany artystyczną secesją sprzed pół wieku.

W przebłysku ostatniej trzeźwej myśli chciał już sam udać się do kucharek i zapytać je, czy w ogóle zostanie podany gorący posiłek, nie zważając na groźbę uznania go za nieumiejącego się zachować na weselisku u Kaszubów. Musiał coś zjeść! I… jakby ktoś z miejscowych podsłuchał myśli Janka – w tym momencie kobiety zaczęły wnosić wazy z parującą zupą oraz półmiski z gorącym i zimnym mięsiwem. Wreszcie, dotrwał!

Rzucił się do jedzenia, jakby przez miesiąc był trzymany tylko o chlebie i wodzie. Nalał zupy do podanego talerza, zjadł pośpiesznie, nie zważając, że parzy się w język od jej gorąca. Odsapnął i zabrał się za gorące mięsiwo. Po chwili poczuł się lepiej, ściany izby zaczęły powoli się prostować, tak jak powinny wyglądać po ich postawieniu przez znającego fach budowniczego.

Wreszcie lepiej na duszy i ciele… zwłaszcza ciele! Janek rozejrzał się po sali. Przy stołach część miejsc była już wolna, zwłaszcza tam, gdzie wcześniej siedzieli mężczyźni. Słabi jacyś w wątpiach czy co? O, i Ignaca już nie ma, pewnie też padł na polu chwały. Nie ma się co dziwić, przecież już starszy z niego chłop…

W tym momencie poczuł stuknięcie w łokieć. Ignac właśnie siadał przy nim, sięgnął po butelkę i z szerokim uśmiechem zagadnął, już trochę rozwlekłym głosem:

– Coo, myyślałeś, że wysiaadłem? Najaadłeś się wreszcie? Noo too wypijmy, dobrze mi się z tobą gaada...

Twardy gość! Mocno już w leciech pociągnięty, a młodszych przetrzymał… Janek z podziwem spojrzał na towarzysza przy stole.

– Wypijjmy – odpowiedział. Teraz, po nasyceniu żołądka gorącym posiłkiem, czuł się już dużo lepiej; najgorsze minęło. – Zjedliśmy i mamy, jak u nas mówią, podkład pod picie.

– Niee – roześmiał się Ignac – doopiero teraz zjem. Aale jaadłem przed śluubem. Aa tyy niee chciaałeś prooszonego obiaadu, to baardziej cięę wzięęło…

Ech, te miejscowe zwyczaje! Janek solennie sobie przyrzekł, że teraz to już… zapamięta nauczkę na całe życie. Zwłaszcza przed proszonymi weseliskami. Jak gospodarze coś proponują, to wiedzą dlaczego…

Odkaszlnął po wypitym alkoholuu, zagryzł mięsiwem. Teraz to może bawić się do białego rana! Ponownie rozejrzał się wokół. Pozostali przy stołach weselnicy także nie tracili czasu na pogawędki; napełniali żołądki gorącą strawą. Orkiestranci, którym ostatnie grane kawałki muzyki do tańca też niezbyt dobrze wychodziły, odłożyli instrumenty. Grali dla dobrej zabawy innych, teraz zajęli się własnymi, bardziej przyziemnymi potrzebami ciała.

Nie było muzyki, ale za to był dobry kompan do gawędy. Tak jak poprzednio Janek zabawiał towarzystwo opowieściami z wojska, tak teraz Ignac wspominał wielką wojnę na froncie zachodnim, którą spędził w pruskiej armii. Zaraz usiadło obok kilku innych weselników, chciwych opowieści wojennych. W miarę opowiadania staremu Kaszubowi nawet słowa przestały się rozciągać:

– Wiecie, co było najgorsze? Nie wielodniowe nawały wrogiej artylerii przed ofensywą. Cofaliśmy się kilometr czy dwa od pierwszej linii i przeczekiwaliśmy. Nie te samoloty, co obrzucały nas bombkami. Nawet nie czołgi, którymi Anglicy w szesnastym roku nas zaskoczyli. Później sami je mieliśmy a i armatki pepanc wprowadzono.

– O, ja w pułku pepanc walczyłem w czterdziestym piątym – wtrącił się Janek. – Ale w polskim wojsku, przeciwko Niemcom – zaśmiał się.

– Byś się, Janek, urodził jeszcze pod pruskim, austriackim czy ruskim zaborem, to też byś musiał walczyć w ichnich armiach. Inaczej kulka w łeb. Polski wtedy jeszcze nie było. Dajcie tabaki. Janek, chcesz?

– Nie, dzięki. Zapalę swojego.

– No, jak chcesz. No więc, nie baliśmy się tak bardzo tego wszystkiego żelastwa, jakimi nas Francuzi i Anglicy zarzucali. Zresztą my ich też. Najgorszy to był gaz.

– Ale z gazem to podobno Prusacy zaczęli. – Jankowi przypomniały się wiadomości ze szkolenia w szkole podoficerskiej, jeszcze w czasie wojny. – Pod Ipr, czy jakoś tak.

– No, Prusacy. To był gaz musztardowy, a użyli go pierwszy raz pod Ypres w Belgii. Dlatego nazwano go iperytem. Strasznie działał. Ci najbliżej umierali w męczarniach, inni mieli poparzone płuca, wypalone oczy. Tysiące młodych ślepców. Strasznie. Później podobne gazy Anglicy i Francuzi na nasze pozycje też puszczali. Jak było duże stężenie, to nawet maski nie pomagały, chociaż mieli je ludzie i nawet konie. Strasznie było. Nawet jak zwykła mgła rano się pojawiła, a ktoś krzyknął, że gaz, to wszyscy w panice z okopów uciekali. Żadne żelastwo. Gaz był najgorszy.

Janek przypomniał sobie, jak na szkoleniu ciągle przypominano im o maskach przeciwgazowych, ale na froncie po pewnym czasie wszyscy je wyrzucali, a puste torby wykorzystywali na inne, bardziej potrzebne w boju rzeczy. Przez cały okres wojny nikt nie użył gazu bojowego, ani Hitler, ani alianci. A przecież na pewno wszyscy mieli ogromne zapasy tej strasznej broni masowej zagłady. Nawet w obliczu ostatecznej klęski Hitler jej nie użył, czego wielu na froncie się obawiało. Obie walczące, wrogie strony pamiętały o strasznych skutkach jej użycia w poprzedniej wojnie, jaką potrafiła wywołać panikę we własnych szeregach.

Stary Kaszub przerwał na chwilę i znacząco wskazał wzrokiem butelkę sąsiadowi. Widać zaschło mu w gardle od ciągłego gadania. Ten rozlał wódkę do szkła wszystkim słuchającym; wypili. Ignac zaczął dalej opowiadać; wyraźnie zebrało mu się tej nocy na wspomnienia:

– Drugie najgorsze po gazie to były szczury. Błoto, wilgoć, smród, zimno i szczury w okopach. Ogromne, spasione, nażarte na trupach. W nocy, jak przysnąłeś, potrafiły w twarz czy w nogę się wgryźć. Cholery jedne. Zabiłeś kilka, to inne nadchodziły. Mnożyły się jak, no jak szczury. Brr, do dzisiaj mnie wstrząsa, jak sobie przypomnę.

– Ale przeżyłeś – wtrącił się jeden ze słuchających.

– Przeżyłem. Straszna to była wojna.

– Każda jest straszna – odezwał się Janek. – Ale gorsza była ostatnia. W pierwszej ginęli żołnierze, a cywile najwyżej od ostrzału. A w drugiej Hitler mordował planowo miliony cywilów. Nas, innych, a zwłaszcza Żydów.

– No, tak było. My tu pod Hitlerem, na wsi mało co wiedzieliśmy, tylko coś o Stutthofie. Tam siedzieli i Kaszubi. Ale strach było mówić, za samo gadanie można było też tam trafić. O Auschwitz i innych konzentrationslagrach to my dopiero po wojnie...

Przerwały mu pierwsze takty muzyki. Zapraszały do tańca, w rytmie granym przez orkiestrantów, w których wstąpił nowy duch. Ożywiło się towarzystwo, ruszyło ponownie w tany, chociaż już w mocno przerzedzonej liczbie. Janek wstał również od stołu. Wspomnienia wspomnieniami, ale wesele jest również od upuszczenia nadmiaru energii w dość bliskim, tanecznym kontakcie z młodym ciałem przeciwnej płci. Młodość ma swoje prawa i musi się wyszumieć!

Pełen nowej werwy bawił się aż do końca wesela. W przerwie między kolejnymi tańcami zauważył nieobecność Ignaca. A jednak zmogło go wreszcie! Nic, będzie go widział zapewne na poprawinach, a podziękuje mu za wszystko przy odjeździe. Bawił się więc Janek dalej. Dopiero nad ranem położył się, znużony ale zadowolony. Wytrwał, przetrzymał chwilowy kryzys, nie przyniósł wstydu swojej rodzinnej ziemi – nikt z Kaszubów nie musiał go wcześniej odprowadzać do bocznej izby, jak jakiegoś niemowlaka któremu na weselu tylko mleko można dać do wypicia.


  Contents of volume
Comments (5)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Błędów nie zauważyłam, czytało się dobrze. Druga część jak pierwsza z najwyższymi ocenami.

Czekam na książkę :)
avatar
Barwna i ciekawa opowieść. Brakuje przecinków przed: a już, zerkając, że niedługo, a i, któremu; zbędny przecinek przed: wrócił do izby.
avatar
Dziękuję, Piórko i Janko, za komentarze oraz za merytoryczne uwagi :)
avatar
Dobre, jak pierwsza część. Co będzie dalej?
avatar
Dalej będzie życie, Marianie. Życie z jego odcieniami, plusami i minusami.
© 2010-2016 by Creative Media