Author | |
Genre | philosophy |
Form | prose |
Date added | 2011-08-11 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2724 |
Tadzio lubił pociągi. Całymi dniami kręcił się w okolicach stacji PKP. Latem przesiadywał na peronowej ławeczce, zimą chował się w poczekalni i przez szybę oglądał wysiadających ludzi.
Wszyscy w miasteczku wiedzieli o tadziowym hobby. Przy piwie opowiadano sobie, jak to Tadzio znał na pamięć cały rozkład jazdy. Niektórzy twierdzili nawet, że z samego odgłosu hamowania potrafił rozpoznać konkretny pociąg. Czasem jakieś dzieci darły się za nim na ulicy: — Ej, kolejarz! O której przyjedzie Zakopane? — on jednak nie odpowiadał.
Jeśli chciało się spotkać Tadzia, wystarczyło pójść w stronę nasypu kolejowego. Był tam na pewno. Mógł stać na mostku nad rzeczką i wrzucać w jej nurt pozbierane z torów kamienie albo spacerował wzdłuż szyn i podziwiał widok na łąki za miastem.
Lecz najważniejsze były pociągi. Gdy tylko na horyzoncie pojawiał się zarys metalowej dżdżownicy, Tadek już siedział na stacji. Interesowali go ludzie. Z cichym zaciekawieniem obserwował jak wysypywali się przez wąskie drzwi żelaznej maszyny, jak uważnie schodzili po metalowych schodkach i jak pewnie stawiali stopy na peronowym gruncie.
Mieszkańcy miasta wracający codziennie z pracy wiedzieli, że na stacji przywita ich Tadzio. Niektórzy zatrzymywali się na chwilkę, zapalali papierosa i zamieniali z nim kilka zdań. Jednak miejscowi byli nudni. Tadek uwielbiał pociągi z daleka, najlepiej jeszcze w wakacje albo na święta. Wtedy mógł do woli przypatrywać się nowym twarzom w niecodziennych strojach i z wielkimi torbami podróżnymi. Mały skrawek cichej z reguły stacyjki robił się ciasny i głośny jak w niedzielę handlową. Aż czasami nie wiedział Tadek na czym powinien skupić swoją uwagę. Czy obserwować starszego mężczyznę taszczącego walizkę z kolorową zagraniczną naklejką, czy może ciekawsza jest kobieta, która właśnie kupuje soczek w kartoniku?
Nigdy nie próbował z nikim rozmawiać, jednak ci obcy, tajemniczo wrzuceni do jego świata, ludzie, absorbowali go w zupełności. Po każdej wizycie na stacji długo jeszcze myślał o tym skąd się wzięli, gdzie pracują i jacy są. Czasami nawet układał w głowie historyjki wyobrażając sobie ludzi z peronu jako bohaterów.
Pewnego letniego wieczoru z pociągu wysiadły dwie osoby — kobieta i mężczyzna. Nie zachowywali się jak inni podróżni, nie biegli szybko na autobus albo po taksówkę. Jakby nie interesowała ich ciepła herbata i dobra kolacja po długim pobycie w pociągu. Zajęci rozmową powoli przechadzali się po peronie.
Kobieta miała na głowie duży, biały kapelusz. Tadek nigdy nie widział takiego kapelusza. Żadna baba w miasteczku nie nosiła czegoś takiego. Nieznajoma stąpała powoli i jakby z wielką uwagą. Jej chód wydawał się tak różny od przyciężkawego pełzania miejscowych sprzedawczyń ze sklepu mięsnego, nie był też tak chaotyczny i nerwowy jak kroki tutejszych dziewczyn. Tadek zastanawiał się, czy tam skąd pochodzi ta przyjezdna, wszystkie panie noszą na głowie tak duże kapelusze, i ile mógłby taki kapelusz kosztować. Czy dałoby się go zamienić na butelkę siarczystego wina? Pomyślał też, że chciałby aby i jego wybranka chodziła w takim kapeluszu.
Towarzysz kobiety był wysokim, barczystym mężczyzną. Posturą przypominał niektórych robotników z miasteczka. Jego ręce nie były jednak tak pocięte i wydawało się, że nigdy nie trzymał w nich pięciokilowego pustaka. Nieznajomi w pewnym momencie skierowali swe kroki w stronę tadziowej ławki.
— Przepraszam, nie wie pan o której przyjedzie pociąg na Szczecin, mamy przesiadkę? — głos kobiety brzmiał dostojnie ale przyjemnie. O tak, Tadzio wiedział kiedy przyjedzie Szczecin. Rzeczywiście znał cały rozkład na pamięć.
Usiedli obok Tadka na ławce. Na chwilę poczuł się obezwładniony. Jakaś siła w żołądku promieniowała na całe ciało napinając wszystkie mięśnie. Bał się poruszyć. Za wszelka cenę nie chciał też by ci obcy ludzie odkryli, że są obserwowani. Ukradkiem zerkał w ich stronę przypatrując się jak wspólnie wypalali jakiegoś dziwnego papierosa o nietypowym zapachu. Ich rozmowa była wesoła, często przerywana salwą wspólnego śmiechu. Chwilami milkli zwierając swe usta w pocałunku. W pewnym momencie stację wypełnił pisk. Szczecin głośno powiadomił o swoim przybyciu. Para nieznajomych poderwała się z ławeczki, by za chwilę zniknąć w czeluściach dżdżownicy.
Tadek pozostał sam. Tego wieczoru długo jeszcze siedział na ławeczce. Myślał o kobiecie, o jej wielkim kapeluszu i o dziwnym papierosie, którego paliła wspólnie ze swym towarzyszem. Pierwszy raz zapragnął opuścić cichą stacyjkę i podążyć szlakiem białego kapelusza. Jak długo oczekiwał świata na małej powierzchni peronu! Przez cały następny dzień Tadka nie było na stacji. Zjawił się dopiero wieczorem. Nie usiadł na ławeczce. Kręcił się w kółko po peronie, zerkając w stronę torów. Pisk hamującego Szczecina był taki sam, jak wczoraj. Wypełnił całą stację, tak jakby już na zawsze chciał przegnać mieszkającą na niej ciszę.
Tadek szybko wgramolił się do środka. Oparty o szybę obserwował oddalanie się peronu, rzeczki i nasypu kolejowego. Z boku na wąskim wagonowym korytarzyku jakiś gruby facet palił papierosa. Z pewnym rozczarowaniem stwierdził Tadek, że był to zwykły papieros i nie pachniał tak wspaniale jak tamten wczoraj na stacji. Patrząc na szare firanki zasłaniające uśpionych ludzi w przedziale, myślał o podróży, o brudnych pociągach jadących do niesamowitych krajów i o oczekiwaniu — jedynej rzeczy którą można robić podczas podróży. On czekał na krainę białych, wielkich, damskich kapeluszy. Niebieski mundur konduktora przerwał na chwilę stagnację w wagonowym korytarzyku. Grubas z papierosem wylegitymował się szybko i skrupulatnie.
— Kontrola biletów chłopcze — Tadek poczuł zapach przepoconego ubrania. Zauważył jak bardzo niebieski mundur konduktora różnił się od wielkiego, białego kapelusza. Szybko też zrozumiał dlaczego musiał wysiąść. Nie chodziło tylko o to, że nie miał biletu. Na dalszą jazdę nie pozwolił mu prosty, zwykły, przesiąknięty potem strój, taki sam jak tysiące innych, tak podobny do ubrań robotników budowlanych. Wielki biały kapelusz był za daleko. Nie do przeskoczenia przez nudę i smród stroju roboczego.
Tadek wysiadł w Lipkach, pięć kilometrów od miasteczka. Nad ranem doszedł do domu. Już nigdy nie pojawił się na stacji.
http://trupywszaffach.pl/
ratings: very good / excellent
Teraz wytłumaczę się z obniżonej oceny za poprawność językową. Gdybym pominął interpunkcję oraz ortografię, a ewentualne błędy uznał za kiks komputerowy, jak to uczynił a200640, to ocena byłaby najwyższa. Piszesz bowiem piekną i poprawną polszczyzną. Ale to nie były kiksy komputerowe.
Dwukrotnie popełniłeś ten sam błąd ortograficzny, pisząc: tadziowe hobby, tadziowa ławeczka. Jest to przymiotnik dzierżawczy, który odpowiada na pytanie: czyj(a,e)? Jeżeli rzeczownik, z którego on powstał, piszemy wielką literą, to przymiotnik również. Powinno więc być: Tadziowe hobby, Tadziowa ławeczka. Inaczej zaś, gdyby to było; tatowe hobby, tatowa ławeczka.
Źle stawiasz przecinki przed słowem "jak". Jeżeli służy ono porównaniu, to przecinaka nie ma: Chłop jak dąb. Jeżeli zaś rozpoczyna drugie zdanie w zdaniu złożonym, to przecinek jest niezbędny: Napiszę list, jak tylko dojadę do domu.
Nie zawsze stawiasz przecinki oddzielające zdania pojedyncze w zdaniu złożonym. Słowo typu "idąc" usytuowane w środku zdania zawsze rozpoczyna kolejne zdanie pojedyncze w zdaniu złozonym, na ogół podrzędne, i musi być poprzedzone przecinkiem. To tyle. Pozdrawiam.
To jest jeden ze starszych tekstów. Dziś piszę już trochę w innym stylu. Cieszę się, że się podobał.
Pozdrawiam gorąco.
ratings: very good / excellent
ratings: perfect / excellent
bo małomiasteczkowość na ogół nie sprzyja żadnej karierze,
chociaż zdarzają się cudowne wyjątki (patrz np. Apolonia Chałupiec czy Bruno Szulc),
słowem wielka Proza przez P