Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2016-11-16 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1773 |
W sobotę w jednym z bardziej znanych nocnych lokali stolicy odbyła się impreza z udziałem kompletu Koreańczyków. Zabawa była szampańska. Dziewczynom wynajętym przez Romana udało się wyizolować gości, zrobiono parę zdjęć…
W poniedziałek rano wytłumaczono imprezowiczom, winnym braku odporności na zgniliznę moralną Zachodu, każdemu z osobna, że jeżeli ich rannemu koledze stanie się jakaś krzywda, to zdjęcia znajdą się w pewnej ambasadzie.
Ranny po dwóch tygodniach, może nie całkiem zdrowy, ale w stanie wskazującym na możliwość prędkiego powrotu do pełnej sprawności, wrócił do pracy. Po miesiącu Koreańczycy wyjechali, może do domu, może na inną budowę gdzieś w Europie.
Tymczasem sprawa wysięgnika zaczęła żyć własnym życiem. Wszystkie stacje telewizyjne pokazywały zdjęcia nieszczęsnej przewiązki. Ministerstwo i rząd postanowiły zareagować. Najpierw do premiera został wezwany prezes. W obecności ministra spraw wewnętrznych, sprawującego nadzór polityczny nad budową, został pozbawiony funkcji. Z Bislaidiskasem minister rozmawiał sam.
– Zawiodłem się na tobie!
– Uspokój się, rozbiłem co mogłem.
– Konflikt między prezesem a dyrektorem, podejrzane firmy na budowie, oszustwa, samobójstwo, jakaś afera z wysięgnikiem, jakieś bunga-bunga…
– Prezes nie przeszkadzał ani nie pomagał, obie firmy, generalni wykonawcy obydwu kompleksów, są bez zarzutu, podwykonawcy wyłonieni zgodnie z prawem, a prawo, to za przeproszeniem ty i tacy jak ty produkujecie. A jak nie bardzo zgodnie z prawem, to z czyjegoś polecenia. Wysięgniki, wymiana kosztowała dwa tysiące, zapłaciłem z własnej kieszeni. Jest już zrobione. Pokazałem to w telewizji, żeby nie pokazać wisielca. Bunga-bunga? Co cię obchodzi, jak ktoś spędza wolny czas? Nie za państwowe. Twoja córka chyba też jest zadowolona ze sponsoringu. Więc daj spokój.
– Ja muszę reagować – minister nieco się zmitygował.
– To reaguj tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. I nie rozwal przy tym tej budowy, bo wtedy dopiero zrobią ci koło pióra.
– A mógłbyś do niektórych spraw podchodzić bardziej formalnie, zgodnie z przepisami?
– Wskaż, który z przepisów złamałem i idź do prokuratury. I nie dziw się, co się będzie później działo. I zamiast pałacu demokracji będziesz miał rozgrzebaną budowę. A ja robię wszystko, żeby pałac stanął w terminie i w ramach budżetu, co przy naszych przepisach wymaga cudów.
– To dlaczego nie powiesz, że masz problemy?
– Człowieku! O tych problemach mówią od dwudziestu lat trzy razy dziennie na każdym kanale telewizyjnym. O firmach wydmuszkach, o skomplikowanych przepisach, o podatkach, korupcji, o wymiarze sprawiedliwości. Ja chcę zbudować pałac, a nie naprawiać świat, w jakim przyszło mi żyć. Od tego, to wy jesteście, w rządzie i parlamencie.
Stanęło na tym, że będzie nowy prezes, dyrektor zostanie zdjęty, a do czasu desygnowania nowego dyrektora, Bislaidiskas będzie p/o z tą sama pensją.
– Mam nadzieję, że wywiążesz się ze zobowiązań premiowych? – spytał na pożegnanie ministra.
– Oczywiście.
Rada ministrów powierzyła stanowisko prezesa spółki nowemu człowiekowi. Zasłużony dla swojej partii działacz polityczny, któremu brakowało do emerytury około pięciu lat, za komuny bezpartyjny działacz związków zawodowych, potem antykomunistycznych związków zawodowych. Z niejednego pieca chleb jadł. Nie wchodził w drogę Bislaidiskasowi. Od czasu do czasu wpadał na kawę i koniaczek, i dowiadywał się, co się dzieje na budowie. Transmitował zdobyte informacje do pana premiera i ministrów.
Po pół roku prokuratura zeszła z budowy. Z większymi lub mniejszymi problemami zbliżało się szczęśliwe zakończenie. W październiku planowano uroczysty odbiór budynku, który naprawdę prezentował się pięknie i okazale.
Bislaidiskas oglądał w pewną majową niedzielę telewizję, gdzie w dzienniku podano wiadomość z ostatniej chwili:
„Dziś około trzynastej w wypadku samochodowym zginął minister spraw wewnętrznych Eytil Kowalczyk. Przyczyny wypadku bada policja i prokuratura.”
– Świeć, Panie, nad jego duszą! – skomentował Twirgil. – Będą kłopoty.
I były. Nowym ministrem został były prezes spółki Prutenia25. Zarządził szczegółową kontrolę. Nie pomogły zabiegi Bislaidiskasa. Znaleziono masę nieprawidłowości, ale kiedy doszło do podliczenia kosztów „karygodnych zaniedbań”, okazało się, że cała budowa zmieściła się w pierwotnym budżecie. Prawnicy ministerstwa orzekli, że to za mało, żeby postawić Bisladiskasowi zarzuty. Został jednak zdjęty w trybie dyscyplinarnym z funkcji p/o dyrektora, o czym dowiedział się z telewizji.
Próbował dostać się na rozmowę do pana ministra, ten jednak nie miał dla niego czasu. Nie dostał też zaproszenia na uroczyste otwarcie parlamentu. Był tam obecny jako gość prezesa spółki Prutenia25.
Minister znalazł dla niego czas, kiedy na jego biurko trafił pozew sądowy o bezprawne zerwanie kontraktu. Sprawą zaczęła interesować się prasa, kierując opinię publiczną, przeciwko byłemu dyrektorowi.
W tej atmosferze Bislaidiskas w towarzystwie prawnika wszedł do gabinetu ministra.
– Nie ma pan co liczyć na wypłatę tej premii. Miał pan ją, zgodnie z tym korupcyjnym kontraktem, otrzymać, jeżeli zakończy pan w terminie budowę. Pan jej nie zakończył. Zrobił to za pana ktoś inny.
– Nie zakończyłem jej, bo mi na to nie pozwolono. Ministerstwo zerwało kontrakt bezpodstawnie.
– To musicie udowodnić w sądzie, a ja mam liczne dowody nieprawidłowości z całych czterech lat. O tym wszystkim pan wiedział i nie reagował, albo reagował nieprawidłowo.
– A ja mam listę osób, i wszystko potwierdzone dowodami, które dawały łapówki, brały w łapę, wymuszały przyjmowanie do pracy konkretnych firm, osób i towarów. Na to wszystko są papiery i świadkowie. A były wypadki, samobójstwo, praca niewolnicza, oszustwa… Chce pan wiedzieć, kto był w to umoczony? – Rzucił na stół kartkę papieru. – Albo się dogadamy, albo znajdzie się to w Internecie.
Minister rzucił okiem na papier.
– Dlaczego od razu nie zgłaszał pan tych spraw do prokuratury? – spytał minister.
– A pan by zgłosił? Tu są pańscy kumple i protektorzy. Panie, ja kocham Boga, ojczyznę, żonę i luksus. I dawno stwierdziłem, że całego świata nie naprawię, najwyżej sobie przy takiej zabawie rozwalę łeb. I, nie chwaląc się, zostawiam po sobie parę śladów na ziemi, a nie akta procesowe w zakurzonych archiwach. A że się przy tym trochę upaprałem? Jak jest budowa, to jest brud, kurz i błoto. Jak ktoś się boi ubrudzić, to niech się za to nie zabiera.
– Jakie są panów propozycje, bo to z czym wystąpiliście do sądu, jest nie do przyjęcia?
– Proszę! – Adwokat Bislaidiskasa położył przed swoim kolegą po stronie rządowej skoroszyt.
– Panowie popracują, a my spotkajmy się za dwie godziny – rzucił minister do prawników.
Dziennik telewizyjny o dwudziestej poinformował, że doszło do porozumienia pana Bislaidiskasa z ministerstwem, w związku z tym wycofuje on pozew, a ministerstwo, a właściwie Prutenia25, wypłaci odszkodowanie za przedwcześnie zerwany kontrakt w wysokości obiecanej w umowie premii. Pan Bislaidiskas nie otrzyma nie wypłacanej przez pół roku pensji.
Następną wiadomością byłą awantura w parlamencie, połączona z rękoczynami, pomiędzy posłami z różnych frakcji opozycji i partii rządzącej z powodu konfliktu wokół kilku sprzecznych projektów ustawy o legalizacji lub delegalizacji, lub penalizacji, lub opodatkowaniu prostytucji…
Wszystkie nazwiska i miejsca wymienione w opowiadaniu są fikcyjne.
ratings: perfect / excellent