Go to commentsCienie - Rozdział II - 'Nocna lekcja francuskiego'
Text 4 of 4 from volume: Cienie
Author
Genremystery & crime
Formprose
Date added2011-08-15
Linguistic correctness
Text quality
Views2852

Cienie - Rozdział II - `Nocna lekcja francuskiego`


Szykowanie się do wyjścia na jakąkolwiek imprezę nigdy nie zajmowało Sashy dużo czasu. Wciągnął na gołe pośladki ulubione, wąskie jeansy. Na bokserkę zarzucił skórę, nie dbając nawet o to by się uczesać.

Znał swoje naturalne atrybuty i wiedział jak działały na facetów. Zwracał na siebie uwagę. Przyciągał spojrzenia, bo kryło się w nim coś niemoralnego i niewinnego zarazem. Jego ciało poruszało się lekko, uwodzicielsko, choć nadal męsko. Nigdy jednak nie wykorzystywał tego naumyślnie, nigdy nie starał się robić czegoś na silę i raczej olewał ten cały swój „czar”, którym się wszyscy zachwycali. Często też sobie z niego żartował. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak w tym świecie traktowano ładnych chłopców – bawiono się nimi i do czasu aż spotkał Darka, nawet mu to wystarczyło. Oczywiście nie kochał go. Pragnął. Bardzo mocno. I to pewnie dlatego, że to nie on zdobywał Sashę, ale Sasha musiał zdobywać jego. W efekcie Morawski i tak został sam, oszukany. Dostał jednak dobrą lekcję życia i zdecydowanie jej nie żałował. Dopiero teraz zamierzał pierwszy raz w życiu, w pełni naumyślnie użyć swoich zalet.

Spiesząc się na metro w tak kawałka jego ulubionej kapeli, odbił szybko elektroniczny bilet na czytniku i przeskoczył bramkę. Zbiegając po dwa schody na peron, udało mu się wcisnąć do kolejki przy ostatnim dzwonku. Jeszcze w domu przestudiował uważnie mapę metra, starając się za bardzo nie panikować, na myśl o pociągach sunących kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Wmówił sobie, że to była jedyna i najszybsza forma transportu, a londyńskie autobusy stworzono dla mięczaków.

Wychodząc na powierzchnię z tunelu metra, stanął na chwilę zaskoczony tłumem ludzi, jaki kłębił się na Piccadilly Circus. Jednak to miasto tętniło życiem. Tutaj nawet wybuchało nim, mieniąc się od barw, twarzy i postaci, ciągle w ruchu, ciągle rozmawiających, jedzących i kupujących. Wszystko to działo się w rytm muzyki i błysków ogromnych, świetlnych reklam, które zwabiały spojrzenia Sashy. Stał właśnie w jednym z bardziej znanych miejsc świata, a przez jego głową mogły przelecieć tylko wspomnienia ze wszystkich tych filmów, które tutaj kręcono.

Otrząsnął się szybko, kreując w stronę klubu. Z tego, co zdążył się dowiedzieć Tiger Tiger znajdował się zaledwie kilka metrów od centrum wydarzeń, na jeden z szerokich ulic odchodzących od placu. Bez problemu wypatrzył oszklone, odważnie wyeksponowane miejsce, które mieniło się na różowo. Zastanawiał się nawet, czy wszyscy ci ludzie stojący w długiej kolejce do wejścia, uwierzyliby mu, że najsłynniejszy gejowi klub we Wrocławiu, umieszczony jest w starych katakumbach, tak by „broń cię Panie Boże” nikomu nie przeszkadzał i nie rzucał się w oczy.

Chłonąc ten obraz i podziwiając go, szybko znalazł się na początku kolejki, płacąc za wstęp. Aprobujące spojrzenia ochroniarzy i selekcjonerów były najlepszą pochwałą, jaką ostatnio zdarzyło mu się dostać. Nie odstępował od tutejszych standardów, mógł więc bez problemu spełniać w tym miejscu swój plan.

Muzyka hukiem przywitała go w progach klubu, gdy stanął zaraz za szklanymi drzwiami i obserwował wnętrze z zadowoleniem. W parę sekund zorientował się, że to miejsce, mimo że bardziej bogate i szykowne, nie odbiegało wiele od tego we Wrocławiu. Poczuł się jak w domu. Jakiekolwiek resztki jego strachu o nowe i nieznane, ulotniły się natychmiast.

Stanął przy barze, z uśmiechem oglądając „zawartość” klubu. Jak zwykle młodzi, półnadzy chłopcy walczyli na parkiecie o najlepsze bzykanie na tę noc, lub sponsora na dłużej. Mogli też zwyczajnie być naćpani i dawać upust rozsadzającym ich emocją, wykonując nieokrzesany taniec. Starsi, lepiej ubrani, albo udający bardziej cywilizowanych, stali przy stolikach i barach, na przemian śliniąc się lub burząc na widok kogoś obok. Wszystko to był standard i imprezując we Wrocławiu dobre dwa lata, mógł powiedzieć, że zaczynało go to trochę nudzić. Lubił oczywiście dobrą zabawę ze znajomymi, jednak samotne krucjaty dawno wyszły mu z głowy, ustępując miejsca dbaniu o swoje własne dobro. A może po prostu doroślał? Po za tym nigdy nie lubił klubowej muzyki, która można było znieść jedynie na dragach. Uwielbiał rokowe brzmienia i znacznie bardziej wolał przy piwiei gdzieś w koncie dyskutować o polityce, jeśli akurat jego przyjaciele nie wyciągnęli go w jakieś szaleństwo. To właśnie przez to okrzyknięto go buntownikiem.

Lekki dotyk na ramieniu sprawił, że odwrócił się w stronę baru, a kolorowy i fantazyjny drink znalazł się zaraz przed nim. Uniósł wzrok wyżej, na ogorzałą twarz barmana, która uśmiechała się do niego przyjaźnie.

- Od tamtego gościa na rogu – rzucił mu, nachylając się konspiracyjnie.

Sasha uniósł kieliszek, wypatrując nieznajomego. Gdy jego wzrok odnalazł przystojnego amanta około czterdziestki, uniósł drinka w geście podziękowania i z lekko zadziornym mrugnięciem oka, upił odrobinę alkoholu.

- Polak? – doszło go znów od strony barmana, który nadal opierał się o blat przed nim.

- Skąd wiedziałeś? – zaśmiał się na głos Morawski również zbliżając swoją twarz do rozmówcy, tak by przekrzyczeć dudniącą muzykę.

- Tylko stamtąd pochodzą tak przystojni chłopcy – odparł bezwstydnie.

- Hiszpan? – spróbował zgadnąć Sasha, przystępując do tej irygującej gry.

Barman jednak z czarującym uśmiechem pokręcił głową, wymawiając dokładnie:

- Portorykanin.

Złote brwi chłopaka uniosły się aprobująco do góry, kiedy przygryzł pełną wargę z miłym pomrukiem. Zupełnie bezwiednie nagle stał się chodzącym kusicielem, który zachwycał niewinnością. Barman nie mógł oderwać od niego wzroku, poświęcając na tę rozmowę nawet swoją drogocenną i upragnioną przerwę.

- Długo jesteś w Londynie? Wydaje mi się, że nie widziałem cię tutaj wcześniej - zagadał znowu, na chwilę przerywając ich intensywny wzrokowy kontakt, by sięgnąć po jedną z czerwonych wiśni i wrzucić ją do drinka Sashy.

- Dopiero co przyjechałam – odparł chłopak, wydobywając kandyzowany owoc i wkładając go sobie ostentacyjnie do ust.

Przez chwilę ssał podarunek między karminowymi wargami, delektując się jego słodyczą trochę na wyrost. Trik jednak podziałał. Barman był już jego, wyglądał jakby miał zamiar dojść chociażby tutaj, w czasie pracy.

- Przyjechałeś na weekend? – spytał, artykułując słowa z trudem.

- Na dłużej. Szukam kogoś. Mój bratnie odzywa się do mnie od kilku miesięcy, zacząłem się o niego niepokoić i przyjechałem. Mieszkanie stoi puste, ale wiem, że przychodził tutaj często – wyjaśnił szybko. – Może o nim słyszałeś. Nazywa się Darek Lis.

Oczy Portorykańczyk nagle zrobiły się jeszcze bardziej okrągłe i czarne. Przez chwile jego twarz wyrażała pełne zdumienie, po czym jeszcze raz obrzucił Sashe nierozumiejącym spojrzeniem.

- Nie wierzę, że jesteś jego bratem. Fox’a? On był dupkiem! – dodał z prychnięciem pogardy. – Nie mógł mieć takiego anielskiego brata!

- A jednak. Bywał tutaj?

- Jasne, że Fox tutaj przychodził, ale od jakiegoś czasu przestał. Szkoda, bo napędzał nam klientele. Ja jednak nie pałałem do niego sympatią.

- Dlaczego? – spytał Morawski, czując że trafił na dobry trop. – Mi możesz spokojnie wszystko powiedzieć. Wiem jaki bywa mój bart – zapewnił go zaraz, delikatnie pociągając opuszkami palców po śniadym i mocnym ramieniu barmana. To ostatecznie przełamało lody.

- Fox potrafił zrobić rozróbę. Często przynosił sporo dragów, rozdawał je za darmo i zachowywał się jakby ten klub był jego. Ludzie lgnęli do niego, bo liczyli na działki, nikt jednak go nie lubił. Przed tym jak zniknął, zrobił wielką imprezę, chwaląc się, że jedzie w jakąś podróż dokoła świata – wyjaśnił szybko barman i uśmiechnął się zdawkowo. – Ty nie wyglądasz na takiego i założą się, że nigdy nie byłeś z nikim z Puerto Rico?

Sasha parsknął śmiechem na tę uwagę i ze zrezygnowaniem pokręcił głową, dziwiąc się w duchu, jak łatwo było zbałamucić takiego dorosłego, wielkiego faceta.

- Muszę tylko skoczyć do toalety – odparł i zanim tamten zdążył zareagować zniknął szybko w tłumie.

Przeciskał się przez zbitych ludzi, zaraz przy samych drzwiach, gdy nagle małe zamieszanie w wejściu zwróciło jego uwagę. Na początku usłyszał tylko wzburzone słowa ochroniarza, o mocnym, francuskim akcencie . Dwa miśki, tarasowały wejście jakiemuś mężczyźnie i Sasha zdał sobie sprawę, że kojarzy skądś trzeci głos.

Wciskając się jeszcze mocniej w luki między spoconymi ciałami, wybił się do wolnej przestrzeni przy ochroniarzach. Stając na placach zauważył, że w przejściu kłuci się o wejście nie kto inny, jak pan aspirant Rafał Szarmach. Skubaniec musiał również znaleźć ten klub, jako trop i przypałętać się tutaj. Sądząc po jego zwyczajnych, dziennych ubraniach, Sasha wiedział, dlaczego miał problemy z wejściem. Wyglądał na typowego heretyka, a tacy do tego klubu mieli zabronione wejście. Nawet, jeśli z zarostem wyglądali tak seksownie jak on.

Zbliżając się do ochroniarzy chłopak nawet nie zdążył się zastanowić nad tym, co robi. Klepnął jednego z nich w ramię, przywołując na twarz jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów.

- Qu`est-ce qui se passe? – zagadnął czystą francuszczyzną, zwracając na siebie całkowita uwagę.

Policjant mówił coś akurat, ale urwał, gdy między potężnymi barkami dwójki ochroniarzy pojawiła się drobniejsza sylwetka. Z niedowierzaniem opuścił dłoń z polską odznaką policyjną, zanim zdążyli ją obejrzeć bramkarze. Rozpoznał chłopaka od razu. Zawsze miał pamięć do twarzy, ale tego tutaj poznałby teraz już nawet na końcu świata. Sasha „Świetny Seks” Morawski. Sprawdził go gdy tylko znalazł się z powrotem w wynajętym mieszkaniu i teczką od brytyjskiej policji pod pachą. Jego odciski były w bazie, a na zdjęciu w kartotece wyglądał zdecydowanie mniej promiennie. Klubowe światła otaczały łuną jego smukła sylwetkę, gdy niemal zalotnie uśmiechał się do ochroniarzy.

Nie zrozumiał francuskiej odpowiedzi dryblasa po prawej, ale i tak chyba domyślał się o co chodzi. Szlag go trafiał na samą myśl, że nie chcieli go wpuścić, bo źle wyglądał! Wymowne spojrzenia nie pozostawiały, co do tego żadnych wątpliwości. Zacisnął szczęki, nakazując sobie spokój. Potrzebował rozwiązania i to szybko, a ono nasunęło się nagle, wraz z kolejnym spojrzeniem dużych, niebieskich oczu. Rafał potrafił zrobić wiele dla rozwiązania sprawy. Bardzo wiele, a to nie mogło być nawet w połowie tak trudne, jak rzeczy, które robił już wcześniej.

Bezradny uśmiech ulgi, jaki rozświetlił nagle twarz Rafała, zwrócił uwagę całej trójki mężczyzn.

- No jesteś wreszcie. Dzwonię do ciebie jak głupi od dwudziestu minut, a teraz nie chcą mnie wpuścić. Kotku. - Wydusił z siebie dobitnie.

Chwila napięcia, kiedy chłopak przed nim wyraźnie decydował o jego losie, była nie do zniesienia. Jedyne, czego nie lubił bardziej od tłumaczenia się szefom z niepowodzeń, było bycie od kogoś zależnym.

- Désolé, il est avec moi. Ceci est mon amour  – odparł wreszcie jasnowłosy, nadal patrząc dobitnie na policjanta.

- Etes-vous sûr?  - dopytał osiłek, rzucając Rafałowi następne podejrzliwe spojrzenie. - Il ne regarde pas ... Sur l`un des nôtres.

- Oui – odparł powoli Morawski z cwanym uśmiechem. -  Je suis sûr. Il est mon tire*– dodał konspiracyjnym szeptem, puszczając oko ochroniarzowi i obaj zaśmiali się niespodziewanie głośno, kiedy Sasha wyciągnął szybko dłoń do Roberta i wprowadził go do środka, ciągnąc za poły marynarki.

- Nigdy więcej, nie mów na mnie kotku – syknął, zbliżając się do śledczego na małą odległość, by dosięgnąć jego ucha. – Żadnych zwierzątek, rozumiemy się?

- Nie rozochocaj się za mocno. To był pierwszy i ostatni raz – odpowiedział równie konspiracyjnie Rafał, rzucając jeszcze szybkie spojrzenie na bramkarzy, nim odsunął się od chłopaka na bezpieczną odległość. - Co mu powiedziałeś?

- To, co było trzeba, żebyś tutaj wszedł. Że jesteś moim kochankiem - odparł Sasha uśmiechając się, usatysfakcjonowany z miny Rafała.

- Świetnie.

Cierpki ton policjanta wywołał tylko jeszcze szerszy uśmiech na twarzy chłopaka. Rafał przestawał się dziwić, czemu jego wpuszczono bez problemu. Pasował tutaj jak ulał, a jednocześnie otaczał go nimb niewinności. Już za same wymowne spojrzenia, niektórzy faceci tutaj powinni trafić do paki. Przez chwilę, Rafał nawet zastanawiał się jak to możliwe, że Morawski ma dwadzieścia jeden lat. Tyle podawały akta, ale tutaj, w rozbłyskach klubowych świateł wyglądał najwyżej na siedemnaście.

Szarmach otrząsnął się z wrażenia, gdy kolejna wiązka przeraźliwie jasnego lasera prześliznęła się po jego twarzy.

- Dzięki za pomoc – wykrztusił niechętnie, mrużąc oczy. - Wolałbym wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś? Zmieniłeś zdanie, co do bajek, które opowiadam? A może znalazłeś coś u Darka?

- Nie… Nadal cię nie lubię – odparł powoli chłopak. – Po prostu chciałem ci powiedzieć coś w stylu „i kto ugrzązł w gównie?” Napijesz się czegoś? – spytał jeszcze, kładąc się prawie całym ciałem na barze i eksponując wszystkie swoje atuty.

- Nie – odbił bardzo szybko policjant, uważnym wzrokiem lustrując butelki ustawione za podświetlonym barem. - Nie przyszedłem tu dla zabawy.

Morawski rzucił mu spojrzenie pełne niezrozumienia i ze zrezygnowaniem pokręcił głową.

- Dwa `sex on the beach` - poprosił barmana. - Przynajmniej udawaj, że pijesz. To dziwnie wygląda, kiedy siedzi się przy barze o suchym gardle.  Wtedy albo szukasz sponsora, ale bo nie jesteś jednym z nas i wzbudzasz podejrzenia. A tego chyba nie chcesz, skoro przeszedłeś tutaj po informacje, prawda?

Podsunął mu kolorowy wytwór barmana.

- Ok, spryciarzu. Widzę, że nie za bardzo tu pasuję. Ten sarkazm nie jest potrzebny - Rafał podsumował kwaśno, podejrzliwie spoglądając na szklankę.

Ostrożnie zanurzył usta. Słaby smak wódki przebijał przez słodkie dodatki i mężczyzna odstawił szybko naczynie z powrotem na bar. To nie był `prawdziwy` alkohol. Nie mógł też się rozpraszać. Zmarnotrawił cały dzień na prześledzenie dokumentacji i tych kilku śladów, których uczepiała się brytyjska policja. Chociaż oni właściwie bardziej interesowali się kokainą niż szukaniem Lisa.

Gestem zatrzymał kręcącego się w pobliżu barmana.

- Szukam kogoś... – zaczął pewnie.

- Jak my wszyscy - parsknął tamten i uśmiechnął się przenosząc wzrok od policjanta do Sashy.

- Znasz Liama Shaw?

Uśmiech barmana zgasł od razu, gdy oparł się mocniej o kontuar.

- Coś za jeden? Glina, prawda? Czuć z daleka - podsumował, lustrując Rafała uważnym, znaczącym spojrzeniem. - Nie znam żadnego Shaw, w tym tłumie raczej ciężko kojarzyć wszystkich.

Rafał pochylił się nad barem, podsuwając chłopakowi banknot.

- Chyba żartujesz słońce - Rafał jednak nie zareagował na ten pieszczotliwy epitet i dołożył większy nominał. - Dawno go tu nie było. Jego znajomych też, a kiedyś często przychodzili - rzucił od niechcenia barman, chowając pieniądze.

Policjant kiwnął głową i odwrócił się do obserwującego scenę Sashy. Chłopak uniósł brwi, zauważając niezadowoloną minę śledczego.

- Co? Pewnie zrobiłbyś to lepiej - dopytał aspirant z ironią, jednym haustem dopijając drinka i jeszcze raz krzywiąc się, gdy poczuł jego słodycz.

- Kim jest Liam Shaw? - spytał Sasha.

- Dealerem twojego chłoptasia. Pewnie tego też nie wiedziałeś, co? Ale, z drugiej strony to chyba normalne w waszym świecie...

Po cichym prychnięciu pogardy, które Sasha słabo ukrył i po krótkim wahaniu, w końcu skinął głową na Portorykańczyka, kręcącego się przy odleglejszym barze.

- Zniknąłeś mi – rzucił Polak, udając niepocieszonego i znów nachylił się nad barem, opierając na wyciągniętych dłoniach. – Aż zacząłem się zastanawiać, czy jednak zmieniłeś zdanie.

Barman znów się uśmiechnął, poddając się czarowi, ale również zauważając nasłuchującego Rafała. Sasha nie pozwolił mu jednak na chwile zwątpienia. Szybkim gestem pochwycił jego brodę, kierując twarz mężczyzny na siebie. Pochylając się jeszcze bardziej, szepnął mrukliwie:

- Wolałbym, żebyś zwracał uwagę tylko na mnie. – Jego dłoń pomknęła do kieszeni w koszuli barmana i wydobyła z niej długopis. Na przyszykowanej wcześniej serwetce, napisał szybko swój numer telefonu, oddając go z powrotem mężczyźnie. – Mam jeszcze jedno pytanie.

- Pytaj, o co chcesz.

- Znasz Liama Skaw?

- Tego dilera? Jasne. Prowadzał się z twoim bratem, ale tuta tylko rozprowadzał towar. Woli cichsze miejsca, no i jest w skórze. Znajdziesz go w The Hoist, na Vauxhall.

- Dzięki skarbie – szepnął Sasha, nadal szeptem i delikatnie pocałował go w policzek, ucieszony siadając na swoje miejsce. – Słyszałeś? – zwrócił się do policjanta, kiedy tamten zniknął wołany przez kolejnego klienta.

- Słyszałem, Vauxhall. Mama może być z ciebie dumna.

Tym razem policjant wcale nie żałował słów. Nie bawiło go dwóch flirtujących facetów ani świadomość, że Sasha pewnie bez żadnego wysiłku wyciągnąłby z tych kolesi wszystko, byle tylko dał im się dotknąć. Rafał zdusił w sobie uczucie nagłego rozdrażnienia i odbił się od baru.

- Baw się dobrze i uważaj na siebie. Tamten… – Machnął brodą w stronę końca baru. – Gapi się na ciebie odkąd tu stoimy. Nawet jak na tutejsze standardy, jest jakiś... dziwny.

Klepnął chłopaka w ramię i zaczął przeciskać się przez tłum do wyjścia.

Tym razem to z kolei zirytowało Morawskiego. Skoro już postarał się zdobyć te informacje, uratował tego skubańca, chciał też dostać swoją część. Nigdy nie robił niczego za darmo, a zwłaszcza nie  dla policji.

Chwycił prędko nadgarstek Rafała i siłą przyciągnął go do siebie tak, że ten gest i moc uścisku chłopaka, zdziwiły nawet aspiranta. Ich ciała znalazły się bardzo blisko siebie, dodatkowo popychane przez tańczący tłum.

- Nie będzie tak łatwo – szepnął, złowróżbnie mrożąc oczy. – Też chce wiedzieć parę rzeczy i powiesz mi, o co w tym chodzi, czy tego chcesz czy nie, albo ja zataję to, czego dowiedziałem się wcześniej.

- Ty chyba nie wiesz, po jak cienkim lodzie stąpasz – syknął aspirant. - Pomogłeś mi i jestem ci za to wdzięczny, ale jeśli coś zatajasz, radzę nie zapominać z kim rozmawiasz. Tutaj też mam trochę władzy.

Twarde spojrzenie Sashy nie zelżało ani na chwilę, ale chłopak puścił nadgarstek policjanta. Rafał skinął głową i rozejrzał się po sali. Wszędzie było pełno ludzi. Huk muzyki zagłuszał jego własne myśli. - I tak nie wejdziesz do The Hoist. Nie sam i na pewno nie tak ubrany. Chyba, że chcesz być rozszarpany.

- W porządku. – Policjant pchnął chłopaka przed sobą. - Nagle chcesz wymiany informacji? Dobrze, ale nie tutaj. Wkurza mnie ten tłum. Wychodzimy.

Chłodniejszy wiatr nagle ogarnął ich mocniejszym powiewem, susząc włosy mężczyzn, mokre od zaduchu, który panował we wnętrzu klubu. Sasha owinął się szczelnie kurtką, czują niemiłe zimno na spoconych plecach.

Ulice już nie były tak pełne przechodni, ludzie pewnie znaleźli swoje miejsca w pubach i klubach. Chłopak nie miał pojęcia, gdzie mogliby swobodnie porozmawiać, a Rafał nie wyglądał na takiego, który orientowałby się w okolicy. Morawskiemu rzuciło się w oczy tylko jedno miejsce, ogromna restauracja Burger King, umieszczona w tym samym budynku, co świetle reklamy, które ogarniały okna knajpy swoim kolorowym blaskiem. Tam mogli spokojnie pogadać, a jednocześnie zostać w tłumie, gdzie Sasha mógł się czuć bezpiecznie.

- Chodź, jestem głodny - rzucił do policjanta i ruszył do przodu, przez przejście dla pieszych.

O tej porze, w restauracji było wystarczająco luźno, by jedna z kanap pod oknem z widokiem na plac była wolna. Najważniejsze jednak, że muzyka grała cicho, dając myślom policjanta płynąć naturalnie i spokojnie. Rafał przysiadł w jednym końcu ze swoją kawą i patrzył jak Sasha ochoczo rozkłada się w drugim, zabierając za jedzenie.

- To, czego się dowiedziałeś? - wtrącił aspirant, zanim chłopak zdążył wziąć pierwszego kęsa.

- Zawsze musisz być taki opryskliwy? Może najpierw przydałoby się coś na kształt `Smacznego`, `Dziękuję, że tu ze mną jesteś`? - zironizował jasnowłosy, nie mogąc się powstrzymać od droczenia się z policjantem.

- Smacznego. Zabierasz mi czas, więc jeśli nic nie będę z tego miał, za co mam dziękować? Tutejsza policja działa, ale raczej opieszale. Zajmuje ją... inne rzeczy – dokończył kulawo, nie chcąc powiedzieć za dużo. – Rozumiesz?

- Tak - odburknął Sasha, nie patrząc mu w oczy, za to wodząc wzrokiem za przychodniami w dole.

Nagle odechciało mu się jeść i znów zrozumiał, że to wszystko nie było zabawą, a szarą rzeczywistością. Nie przyjechał tutaj żeby szaleć, ale dowiedzieć się prawdy o swoim związku. Nie siedział ze swoim chłopakiem, ale z policjantem, który pewnie zwalał na niego cała winę tego świata tylko dlatego, że był gejem. Obraz, który obserwował przez ogromną szybą restauracji, wyścielony wielobarwnymi neonami Piccadilly Circus, przestał być tak nęcący i optymistyczny. Sasha znów poczuł ciężar swoich decyzji i samotności. Zaczął mówić, wiedząc, że i tak nie ma już nic do stracenia.

- Przyjechałem tutaj, do Darka, bo nie dawał znaku życia. Przed jego przyjazdem do Anglii spotykaliśmy się przez cztery miesiące. Chciał, żebym go odwiedził, dał mi adres, ale później ślad po nim zaginał. Kiedy skończył się semestr, postanowiłem dowiedzieć się, co się stało - wytłumaczył powoli, nadal nie patrząc na aspiranta, a jego oczy na moment znów stały się szkliste. Kusiciel, jakim stał się w klubie, przepadł, odsłaniając bezbronnego, młodego mężczyznę. - Znalazłem adres, a ten Jason, ten gość, który wynajmuje mieszkanie Darkowi, pozwolił mi zostać tam do końca miesiąca i poczekać na Darka, bo on zniknął na kilka tygodni. Podobno często znika.

- I nie miałeś od niego wieści, od trzech miesięcy? A wcześniej? Skoro często znikał, zdarzało mu się już dłużej nie dawać znaku życia?

- Nigdy na tak długo. Podejrzewam, że po prostu znalazł sobie nowy obiekt westchnień. Tak to już bywa w tym świecie – zauważył Sasha, wzruszając ramionami i odsuwając od siebie jedzenie.

- I bywają na nim gorsze rzeczy, niż złamane serce.

Policjant sam się sobie dziwił, że coś takie przeszło przez jego gardło, ale już drugi raz tego wieczora zrobiło mu się szkoda chłopaka. Ten smutek i żal w jego postaci bardzo mu kogoś przypominał. Rafał pchnął tacę z powrotem w stronę Sashy.

- Jedz, bo wyglądasz fatalnie. Kiedy ostatnio miałeś coś w ustach?

- Wczoraj. - szepnął, podnosząc szybko wzrok na Rafała, jakby zobaczył i usłyszał go pierwszy raz w życiu. - Wieczorem coś jadłem, bo co? - dodał zaraz, przygryzając zawstydzony dolną wargę.

- Wczoraj? - Rafał powtórzył jak echo, ze zniecierpliwionym stuknięciem odstawiając kawę. - Jedz, do cholery.

Chłopak niepewnie sięgnął po burgera, jakby nagle krępował się jeść pod bacznym spojrzeniem policjanta. Jeszcze raz przygryzł wargę, tuż przed pierwszym kęsem, a pełne usta zaczerwieniły się tak, że każda kobieta pozazdrościłaby mu tego naturalnego koloru.

- Mówiłeś, że dowiedziałeś się jeszcze czegoś w klubie? – zagaił Rafał, odwracając wzrok od Sashy.

Zapychający się chłopak pokiwał przecząco głową i widząc zniecierpliwione spojrzenie policjanta, szybko wytarł usta chustką, przełykając pospiesznie.

- Nie tylko w klubie - wyjaśnił. - Przeszukałem całe mieszkanie, żeby znaleźć jakiś znak, gdzie może być Darek. Nic nie znalazłem, a kiedy już całkiem zwątpiłem, ktoś napisał do niego na komunikatorze. Pytał się, co Darek robi w Londynie, czemu się do niego nie odzywa i czy już wrócił z Bali. Zaproponował też imprezę na dziś w Tiger Tiger. Dlatego tutaj przyszedłem i udało mi się dowiedzieć, że Darek rozdawał duże ilości dragów dla klienteli Tiger`a, dlatego personel go lubił, chociaż potrafił zrobić burdę. Nie pokazuje się jednak w klubie od kilku tygodni.

Rafał mruknął, marszcząc brwi i zmęczonym gestem potarł po nieogolonych policzkach.

- Czyli nikt go nie wiedział już od jakiegoś czasu. Jego znajomi albo myślą, że wybrał się gdzieś daleko na wakacje, albo zniknęli razem z nim... - policjant zamyślił się na chwilę, wpatrując się w wirującą w kubku kawę. - Mógłbym też przejrzeć jutro komputer Darka? Może miał tam jakiś zaszyfrowany dziennik czy notatnik, gdzie zapisywał spotkania? Albo często wchodził na jakieś strony internetowe, które powiedziałyby coś więcej? Będziesz w jego mieszkaniu rano? Obiecuję, że tym razem zapukam – zdobył się nawet na krzywy uśmiech.

- Gdybyś nie zapukał, mógłbyś zastać mnie z kimś w łóżko. Nie wiem, co jest dla ciebie gorsze? - odbił Sasha, uśmiechając się promieniście do śledczego. - Teraz moja kolej. Kto zlecił ci dokładnie poszukiwania Darka?

- Lubisz zadawać pytania, prawda?

- Nie mniej, niż ty.

Rafała westchnął, usiłując przypomnieć sobie, co wcześniej powiedział Sashy. Zwykle bardzo dobrze pamiętał wszystkie wersje swoich prawd i nigdy ich nie mylił, ale tamtego dnia był rozkojarzony i chłopak napatoczył się w bardzo nieodpowiednim momencie.

- Jego matka, ona zgłosiła zaginięcie – zmyślił bez mrugnięcia okiem. - Twierdziła, że mógł zostać uprowadzony. Że miał wykupione bilety do Polski i nie przyleciał w wyznaczonym terminie, nie odbierał telefonów... Musiała mieć jakiś znajomych gdzieś wyżej w komendzie, bo inaczej nie zostałbym oddelegowany do tej sprawy i pewnie skończyłoby się na zdjęciach u nasz i w Anglii.

Jasnowłosy obserwował policjanta spod przymrużonych powiek, jego każdy gest. Szarmach był silnym, postawnym facetem, ale Sasha miał ważenie, że cały czas widzi w jego oczach jakiś smutek i urazę do świata. Chłopak nie miał pojęcia, czy sobie to wymyślił, czy rzeczywiście zielone oczy śledczego, zdawały się obserwować otoczenie z dystansem i dziką ostrożnością. Rafał był lekko spłoszony, mimo całej swojej pewność siebie i nonszalancji. Przypominał chłopakowi zranione zwierze, które wszędzie podejrzewa nadchodzące niebezpieczeństwo. A wszystko to maskował maską cynizmu. Jednocześnie cała ta mieszanka sprawiała, że Sasha chciał rozmawiać z tym człowiekiem, a nawet mu pomóc.

- Darek mówił mi, że nigdy nie wróci do Polski  - odezwał się nagle, przerywając ciszę. - Chciał tutaj studiować. Chociaż mógł kłamać... Jak ze wszystkim. Pewnie orientujesz się z iloma facetami spał? Macie to gdzieś w swoich papierach?

- Nie mam całej kroniki jego podbojów i nie sądzę, żebyś naprawdę chciał to wiedzieć. –

Policjant spojrzał na chłopaka spod brwi. Gdy Sasha poważniał, wyglądał na starszego i było widać, jak emocje przemykają przez jego ładną twarz. Rafał nie miał doświadczenia w ocenianiu męskiej urody, ale chyba zaczynał rozumieć, dlaczego chłopak ściągał na siebie te wszystkie spojrzenia w klubie. Działał jak magnes i nawet teraz, kilka osób w lokalu popatrywało na niego z zainteresowaniem, gdy bezwiednie oblizał opuszek kciuka ubrudzony sosem. Dziewczyna pod ścianą nie trafiła słomką do ust, bo chłopak przeciągnął się mocno, mrucząc coś do wtóru, a skraj jego czarnej koszulki podszedł odrobinę do góry, ukazując jasną skórę i płaski brzuch. Rafał zachodził w głowę, czy zazdrościła chłopakowi niewątpliwie zgrabne i smukłej sylwetki, czy też zwyczajnie Sasha jej się podobał? Otrząsnął się z wrażenia, napotykając jej zazdrosne spojrzenie.

- Chyba powinienem dać sobie już na dziś spokój – rzucił nagle, wstając i dopijając resztkę zimnej  kawy. - Poradzisz sobie?

- A co ja? Pięciolatek?

- Wpadnę jutro po ten komputer – przypomniał jeszcze policjant.

- Wpadaj, kiedy chcesz skarbie - rzucił mu Sasha, uśmiechając się przewrotnie.

Policjant przymknął powoli oczy, starając się nie unicestwić wzrokiem swojego jedynego śladu. Niestety dla Rafała, ale dziś zdał sobie sprawę, że Sasha Morawski mógł być jego jedyną przepustką do świata, o którym nie miał najmniejszego pojęcia. Bezgłośnie policzył do trzech.

- Będę wcześnie.

Chłopak nadal uśmiechając się uroczo skinął mu głową i zasalutował na pożegnanie. Jedno z tego wszystkiego było na razie dla Sashy pewne - z tym policjantem nie mógł się tutaj nudzić.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
zdobyłaś mnie tym tekstem... Rafał mnie zdobył :)
© 2010-2016 by Creative Media