Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2017-01-08 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1864 |
Niedzielne obiadki u mamusi zawsze muszą kończyć się dziką awanturą lub chociażby sprzeczką przy stole. Zazwyczaj jednak dochodzi do walki na słowa, do przekrzykiwania się nawzajem i chęci wydrapania sobie oczu. Ilekroć słyszę od żony, że idziemy do mamusi, robi mi się słabo.
– Długo jeszcze będziesz siedzieć w tej łazience, ja się pytam? – krzyknęła zza drzwi.
– Na litość boską, minęło dopiero pięć minut! – odwarkuję.
Jak ona okupuje łazienkę w celach bliżej nie określonych, no bo co można robić tam przez trzy godziny? Rozpuszczać się w wannie chyba! Gdyby jeszcze ta wanna była. O moje pięć czy dziesięć minut, zawsze pretensje, zawsze raban; a mówiłem, że trzeba było kupić dom z dwiema łazienkami! Mówiłem! Ale kto by słuchał.
Mamusia dzisiaj w kreacji trupio cmentarnej; stół nakryty dla czterech osób. Widać szykuje się niespodzianka w postaci nieznajomego. Teściowa siedzi, nic nie mówi, jest wyraźnie zła. Może wstała dzisiaj lewą nogą? Chociaż nie. Ona nie ma lewej nogi. Prawej zresztą też nie. Na żyrandolu widzę pajęczynę; nie posprzątała cholera jedna, a zdaje się, że owa dekoracja wisi tutaj już drugi miesiąc. Muchy się nałapały. Coś śmierdzi. Niedobrze.
– Miśku, nałóż mamie. Widzisz, że jakaś taka nieswoja dzisiaj jest.
– A to jak mniemam moja wina, prawda? – Kieruję wzrok na mamusię, ale ta milczy jak zaklęta.
Nakładam spleśniały makaron, dwuletni kotlet i zgniłe pomidory. Ale pychota! Na ścianie widzę robaka. Mamusia się zapuściła, nie ma co. Ale żeby tak robaki łaziły po ścianach?! To wstyd!
– Mamusia to dawno chyba nie sprzątała, co? – pytam, chcę jej dogryźć. Milczy. Spojrzenie ma jakieś dziwne.
– Miśku, daj mamie spokój. Jedz mamo. Jedz. – Nie je. Apetytu nie ma, czy jak?
Nalewam wino. Śmierdzące jakieś, mętne i w ogóle. Kieliszki zakurzone, jakby rok niemyte stały. Rozglądam się po pokoju i próbuję zlokalizować, co tak śmierdzi.
– Dobre te kluski. Spleśniały, jak trzeba – mówi z uznaniem żona.
– Tak. Ten kotlet też smaczny. Łeb by można komu rozwalić, taki twardy. Chyba mamusia go za długo suszyła, co? – Znowu próbuję. Nic. Coś śmierdzi.
Siedzę z żoną, której notabene nie mam, to obca kobieta jest. Udajemy rodzinkę. Udajemy, że mamy dom. Nie mieszkamy razem. Coś śmierdzi.
Mamusia to jakaś sztywna dzisiaj! Dociera do mnie, co się dzieje... Gdzie jestem...
– Miśku, jak możesz tak mówić! Mamusia jeszcze całkiem dobrze wygląda.
– Biorąc pod uwagę, że ani to twoja, ani moja mamusia, może i tak.
– Czy ty się zawsze musisz czepiać szczegółów?
– A czy ty zawsze musisz mieć o to do mnie pretensje?
– Mamusia widzi, jak on mnie traktuje... Tak jest zawsze. W domu też.
– Jakim domu?! Przecież my nie mamy domu!
– Jak nie! A gdzie dzisiaj spałeś?
– W łóżku! Ale to nie jest dom.
– A co?
– Twoja wyimaginowana rzeczywistość!
– Jak możesz! Psujesz wszystko!
– Kurwa! Co tak śmierdzi!
– Mamusia!
Czy nie mówiłem, że zawsze kończy się awanturą? Mamusia nie w sosie dzisiaj.
– Czy ty naprawdę nie widzisz, że to szopka? Teatrzyk? Przedstawienie? Siedzisz w wymyślonym przez siebie domu, w wymyślonym świecie u kobiety, która nie żyje od dwóch miesięcy.
– Nic nie rozumiem. To wszystko nie istnieje? A to jedzenie? A mamusia...
– To jedzenie to tu leży od czasu, kiedy ta kobieta umarła. A że siedzi przy stole, to inna rzecz. To trup. Zwłoki. Padlina!
– Zabije cię! Nienawidzę cię!
– Trudno. Przeżyję.
Ta pajęczyna doprowadza mnie do szału. Robaki chodzą po ścianach, trup śmierdzi, a obca kobieta wpadła w histerię. Czy może być gorzej? Może ja też nie istnieję? A to wszystko jest wytworem wyobraźni chorego człowieka? Tak. Tak może być.
– Przepraszam, czy podać kawę?
– Nie, nie teraz. Tworzę! Wenę gonię! Pomysły czerpię...
– A długo będzie pan tworzyć?
– Całą wieczność, dziecko. Całą wieczność.
– Ależ to absurd!
– Ano, absurd. Ano, absurd...
– A wena to gdzie? A pomysły?
– Spierdoliła jebana! Spierdoliła... Wszystko mi się pomieszało. Przeczytasz?
ratings: very good / excellent
Ale ten czarny humor skądś jakby znam.A ponadto wszystko wydaje się nierealne a jednak bywa,więc mimo to,że coś jest nie tak,to jest tak.A mamusie są dobre.I tyle.
Tylko kotleta dwuletniego mogłabym nie znieść lub pomidorów.Ale realnie.
ratings: very good / excellent
ratings: perfect / excellent
to przecież nie przedszkole, i ktoś jest tutaj dorosły??