Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2017-03-21 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2538 |
Mama Soni powiedziała, że tego całego jej muzeum nie da się obejść za jednym zwiedzaniem, choćbyś chodził miesiąc i nie wiem jak się spieszył - tyle tam sal wystawowych, korytarzy i galerii.
- Tyle tam galerii? Nie da się wszystkiego obejść w jeden dzień??
- Nie da. Nie wiedziałaś? - głosem swoim dziecko aż całkiem chrypi.
- Odkaszlnij sobie. O, tak: kch! kch!
Sonia zanosi się takim kaszlem, że mało się w te kawałki nie rozerwie.
- Matko Bolejących! No, już! Soniu! Wystarczy! Dosyć. Soniu - dosyć.
Niektórych obrazów wcale nie wystawiano; leżały na jednym boku pogrese... posere... poregre... sowane...
- Może... posegregowane, Soniu?
- Posegregowane. Nie wiedziałaś?
W papier pakowy zawinięte i opisane na przyklejonej malutkiej karteczce malusieńkiej (tu paluszki bardzo chwytne starają się pochwycić maleńkość-malusieńkość tej karteczki). W takich wielkich-wielkich magazynach, do których dostęp mają tylko pracownicy muzeum i sprzątaczki (i dziewczynka z koronkowym babuni kołnierzykiem i fruwającymi warkoczykami robi w korytarzu z miotłą *bączka`... co, jak zawsze w takich razach, znowu ją przewraca wraz z wesołą szczerbą - i tą miotłą - na podłogę).
Mała Sonia też ten wstęp tam, do tych pogrese... poregre.. do tych obrazów w papierze, ma. Jak najbardziej (hop! na jednej nodze hop! hop! hop! z drugą nogą trzymaną *za nogę*).
- Zaraz się przewrócisz!
- To takie ćwi-cze-nie! - i zachrypiona Sonia popada w końcu w zadyszkę.
Mama była historykiem sztuki i znała na pamięć wszystkie prace najwybitniejszych malarzy, architektów i rzeźbiarzy; umiała szczegółowo opowiadać o ich życiu i arcydziełach. Mama była bardzo mądra.
Sonia też była bardzo mądra - no, pewnie! Sama uczyła się czytać i fikać, rysowała wesołe obrazki, biegała z babunią do teatru lalek, zwiedzała wystawy i chodziła z mamą do filharmonii...
- A z tatusiem? Gdzie chodziłaś, Soniu kochana?
Trzy razy na tydzień przychodził do niej rozczochrany...
- Matko! Chyba nie... Rozczochrany??
- Bardzo-bardzo! - i zachrypiona dziewczynka z pasją tarmosi swoje warkoczyki, aż jeden z nich w ten sposób bardzo rozczochrany całkiem się rozlatuje.
- Chodź tutaj. Poprawimy ci fryzurę.
Sonia podchodzi i obiema rękoma odgarnia z buzi niesforne swoje bardzo piękne-piękne, jasne, jak ta przędza, włoski.
- Kto taki rozczochrany trzy razy na tydzień, Soniu...
- Korepetytor. Od gry na pianinie. Nie wiedziałaś?
- Taki rozczochrany, jak wkurzony Chopin? Jak Musorgski, cały potargany??
- Taki! - i Sonia znowu tarmosi swoje warkoczyki, w tym jeden jeszcze ciągle zaplatany.
- Kochanie, widzę już doskonale, jaki ten twój korepetytor wkurzony. Jeszcze chwileczkę... Sonia, proszę cię, stój spokojnie i nie tarmoś włosków, bo trzeba będzie do nocy te warkoczyki rozleciane zaplatać.
Dziecko ciężko, jak strudzony kowal, wzdycha - i już po chwili porządek we fryzurze Soni znowu, jak zawsze, pokazowy wzorowy.
I były też lekcje angielskiego z panią Anią w okularach.
- Czemu angielskiego?
- Bo-an-giel-ski-bar-dzo-nie-zbęd-ny! - i dla odmiany druga noga teraz skacze z pierwszą trzymaną *za nogę*. A Fiediuszka tymczasem...
- Ostrożnie, bo... - ale nic już więcej ostrzeżenie nie zdąża powiedzieć, bo Sonia już znowu przewrócona leży jak długa, a szczerba się śmieje od ucha do ucha.
- Ten Fiediuszka - łobuzek!
A w środy dziewczynka jeździła z mamą na basen.
- Umiesz pływać? O, jejku! Jaka dzielna pływaczka! Zuch! (i Sonia robi... szpagat... no, prawie szpagat).
Cdn.
ratings: perfect / excellent