Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2017-03-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 3172 |
Mniej więcej w 2/3 wysokości tych moich niebotycznych zakosami schodów, między w dole kłębiącym się miastem i na szczycie tak olśniewająco pięknym średniowiecznym zamkiem Castillo Bellvar (od dawna już go widzę!), zbudowano tutaj ongiś - ale konkretnie kiedy? i kto? oraz po co? nie dowiesz się teraz za Chiny - zbudowano okazałą... sama nie wiem, co to... kościółek jakiś? leprozorium może? lazaret dla miejscowych wariatów? kamienną wielką świątynię dumań? z ozdobnym portalem i nad nim małym pięknym witrażem z Madonną i Dzieciątkiem? ... ale równie dobrze mogłaby to być jakaś majorkańska seniora - Księżna Pani i jej słodkie maleństwo?
Usiadłam sobie w cieniu ściany na rozgrzanym kamiennym murku - skwar z nieba się leje wiadrami - usiadłam sobie wygodniutko i rozmyślam o tych i tym podobnych zagadkach przeszłości Majorki...
To największa z wysp archipelagu Baleary. Druga co do wielkości jest dyskotekowa Ibiza, a ta trzecia - najmniejsza - Minorka. Reszta wysepek - to drobna kaszka. Dlaczego nazywa się Majorka, już się, Pawełku, domyślasz.
Cały ten archipelag z tą jego kaszką wysepek tak małych, że nazwy ich znają wyłącznie miejscowi oraz rzadcy przybysze-żeglarze - wszystkie te mikroświaty mają swą własną mroczną historię; pazurami, ostrym jak brzytwa nożem, z garotą w kieszeni broniono tu swej chudoby i czci i godności Balearczyka. Trudniono się pasterstwem owiec, rybołówstwem a także uprawą cytrusów, oliwek i tych zza Atlantyku przywiezionych pomidorów. Życie - jak wszędzie i zawsze - usiane było setką kłopotów, przeszkód i pułapek... Jednak temu trudnemu osadnictwu paradoksalnie jakoś *sprzyjały* odległość od kontynentu, względna wolność od decyzji despoty-króla i tych książąt-kacyków, dzielność i waleczność Hiszpana - oraz łaskawy klimat z tymi trzęsieniami ziemi na dokładkę (europejska strefa sejsmiczna to wszak także tutejsze południe).
Siedzę na tym murku, piszę ten list do Ciebie - i dumam. Przede mną może jeszcze dobre 300 schodów w górę (a może kochana p. Basia z tym swoim tysiącem sobie tak tylko fantazjowała? może to jakieś jej problemy z arytmetyką, bo... komu by się chciało - w takie hiszpańskie upały dzikie - liczyć jeszcze jakieś byle głupie schody??)
Jak dobrze, że droga biegnie cały czas zakosami (co ją, niestety, bardzo wydłuża), i są te zbawcze ławeczki... Powietrze istny balsam, wszędzie sporo chudych niewysokich sosenek (w klimacie śródziemnomorskim przez pół roku panuje susza, i drzewa nie mają tu łatwego życia); są też ni to akacje, ni to co (kogo o to - i jak? - zapytać? p. Basia Wszechwiedząca nie zna się również na tutejszej biologii; zagadnięta o liczbę mieszkańców Palmy, nie potrafi odpowiedzieć nawet w przybliżeniu... nie dziwota, zresztą, skoro w chacie tylko sprząta, pierze, myje te wieczne statki i gotuje - i czyta jedną Bukowsky`ego menelską straszno-straszną tę z opowieści składankę). Jej mąż (ten hebanowy Senegalczyk), szef jakichś fryzjerni czy innych geszeftów, bardzo inteligentnie na moje łamane pytanie *po chrancusku*: - Combien des habitants y-a-t-il dans Palma de Mallorca? - odparł: - BEAUQUOP, co *po senegalsku* (język urzędowy francuski) oznacza *dużo*. Że dużo, każdy koń widzi. Skoncentrowanie wyłącznie na zasobach własnej kieszeni i tych uciechach przyziemia często prowadzi do zaniku ważnych szarych komórek... które, niestety, są nieodnawialne, jak te światowe pokłady oleju.
Jakieś niewidoczne ptaszeczki mile szczebiocą; chętnych do zwiedzania zamku Castillo Bellvar policzyć możesz na palcach jednej ręki (w katedrze, którą obejrzałam tylko z zewnątrz 2 tygodnie temu, istne ludzkie mrowie... a tutaj... ale dlaczego? bo nikomu nie chce się drapać po tym tysiącu schodach? fe, nieładnie!)
W końcu wychodzę na szczyt. Bożeż ty mój... Jakie PIĘKNO! Co za panorama...
Sam za moimi plecami zamek, świetnie do dzisiaj zachowany, zbudowano, jak wszystkie *znane* mi już tutejsze stare budowle, z tego samego jakby - czyżby miejscowego? - szarobeżowożółtawego kamienia (piaskowca?) i otoczono - tutaj? na szczycie?? - wedle wszelkich średniowiecznych nizinnych kanonów bardzo głęboką i szeroką - dzisiaj suchą jak pieprz... kamienną fosą (i skąd w niej miałaby być ta woda? z tego rozpalonego do białości nieba??) nad którą biegnie klasyczny drewniany most zwodzony... i sobie wyobraź teraz, Kochany, jaką twierdzą niezdobytą był ten zamek w tamtych barbarzyńskich czasach: żadne wojsko do dzisiaj nie jest w stanie takich murów sforsować!! Obok tego kamiennego giganta zamku, w kręgu tej samej pustej fosy, stoi nieopodal samotna... i co my tu mamy? ... wysoka do nieba *wieża straceń*?, wieża pustelnika Sz. Słupnika?? Co to za konstrukcja... i do czego? komu? i za co?? ongiś służyła? Hmm... pomyślmy...
Baszta ta niebotyczna jest połączona z zamkiem na wysokości - tak na oko - drugiego/trzeciego piętra czymś w rodzaju zadaszonej pergoli-korytarza, więc Pan Majorki mógł nawet w ten deszczyk wizytować tego swojego *słupnika* (może jakąś dziewicę-Roszponkę z warkoczem do ziemi?) i nachodzić tego kogoś, kto w samotni tej był być może dozgonnie więziony... i tylko strażnika i te gołębie z wszystkich placów widywał, powracające do swych zimowisk te szpaki-bociany...
Możesz sobie wyobrazić, ile niewygodnych głów przez mroki stuleci strącono z tej *kładki* w dół, prosto do tej zawsze pustej kamiennej fosy (*a niech se pływają w swej własnej krwi!*)
Niestety, poza mapką p. Basi, nie miałam ze sobą żadnego przewodnika, który mógłby te straszne tajemnice choć jakoś wyjaśnić... To cholerny mankament tego pięknego miasta: turystów jak psów, ale edukacji turystycznej - i tym samym autopromocji - zero! Szkoda wielka!
Już wiem, że nie przyjedziesz do mnie :( My to mamy pecha!
Całuję - mama :)