Go to commentsPalma de Mallorca' 23 X 2006 r.
Text 6 of 23 from volume: Listy do Pawła. Palma de Mallorca
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2017-03-27
Linguistic correctness
Text quality
Views2687

Synku kochany, ponieważ skończyły mi się moje niewielkie pieniądze, od dziś listy do Ciebie będę chomikować do czasu, aż otrzymam swoją pierwszą wypłatę... co, niestety, może nastąpić nawet - jak się ostatnio w osłupieniu tym dowiaduję - nawet... za 3 miesiące?? choć takiej umowy z p. Basią oraz jej matką, tak dobrze nam znaną naszą sklepikareczką, p. Danusią - takiej umowy między nami nie było nawet w tym śnie??


Wczoraj, jak zawsze ostatnio w niedziele, miałam kolejny dzień wolny, więc znowu dużo sobie łazikowałam - tym razem po południowo-zachodnich rejonach Palmy, gdzie chyba najwięcej jest drogich hoteli, pensjonatów, barów, pubów, wszelkiej maści restauracji, często o egzotycznych nazwach (*Dracula*, *Barracuda*, *China Town*, *Dominicana* etc.) i gdzie co krok jak nie cafeteria, to drink-bar, lodziarnia czy te gorące, prosto z pieca kasztany. Goście, coraz bardziej nieliczni, cały Boży dzień rozwaleni w krzesłach na tym *świeżym* powietrzu - przy ruchliwej trasie, którą non-stop na okrągło pędzą te leksusy, skutery albo te dziwaczne jednoosobowe *dwukółki* z napędem elektrycznym (i jak się to cudo nazywa, p. Basia kochana, rzecz jasna, nie wie) - goście tam i sam siedzą sobie rozwaleni w tych swoich krzesłach, oddychając tym *świeżym* powietrza smogiem, i se pojadają zaś popijają, jak rok długi.


Masa tutaj monstrualnych, jak w Nowym Jorku - pamiętasz, Pawełku? - masa okropnych grubasów :( Dzieci zapasione, zapasione matki i ojcowie zapasieni, i model takiego życia, sprowadzającego się do nieustannego żarcia i leżenia bokiem za lat 20 przełoży się na powszechną gwarantowaną jazdę wózkiem inwalidzkim po kolejnych oddziałach kolejnych szpitali, po czym człowiek w wieku lat 40 w końcu kopnie w kalendarz jako młody staruszek z katastrofalną miażdżycą, nadciśnieniem, by-passami, cukrzycą nabytą i tą swoją czarną depresją... bo co to za życie, kiedy od dziesięcioleci jesteś na tabletkach??


Śmieszne? Kochani! *Śmiejmy się z siebie!*, jak pisał wielki komediopisarz, Mikołaj Gogol. Problem otyłości jako powszechnej już i u nas w Europie Środkowej choroby społecznej puka także do naszych polskich drzwi!


Wracajmy jednak lepiej do tej mojej wczorajszej eskapady w południowo-zachodnie kwartały Palmy de Mallorca. Okolica tutaj przypomina kalifornijskie Los Angeles - z hiszp. Miasto Aniołów - znane wszystkim głównie z filmów akcji: wśród palm ulice pną się ostro pod górę i serpentynami oplatają kolejne malownicze wzgórza.


Na szczycie jednego z nich stoi bardzo stary, pięknie zachowany średniowieczny zamek... ale jak stary, nie wiadomo, bo w całym mieście nie ma nigdzie żadnych tablic info, i nie dowiesz się, nieszczęsny indywidualny turysto, z czym masz oko w oko do czynienia? co? kiedy? i przez kogo? etc., etc., bo wszystkie te pytania twoje dociekliwe pozostaną bez odpowiedzi! A wystarczyłaby umieszczona w wielu tzw. atrakcyjnych miejscach sporego przecież miasta malutka przy każdej takiej atrakcji tabliczka, najlepiej w kilku językach.


Tylko na co komu jakaś głębsza wiedza o przeszłości? Zapytani w Polsce przez nas kiedyś, pamiętasz, zwiedzacze na Cmentarzu Polskich Żołnierzy w G. (tym cmentarzu z lat 20-tych ub. wieku) - gdzie wszędzie tablice informacyjne, jak ten byk! - nie potrafili nic o *zwiedzanym* właśnie przed chwilą obiekcie NIC! powiedzieć?? Wystarczy, że ludziska zdrowo se dzisiaj podeżrą i jeszcze zdrowiej to potem zapiją?!


A zamek ten (już go widzę!) pobłyskujący beżem na samym szczycie - jak to czytam na tej mojej od p. Basi mapce-ściągawce - zamek ten nazywa się Castillo Bellver i jest celem dzisiejszej mojej niedzielnej wycieczki. Żeby dostać się do niego, trzeba wielkimi zakosami wdrapywać się po szerokich tysiącu schodach, warto jednak zadać sobie ten trud, gdyż po drodze są miłe kamienne ławeczki w cieniu rachitycznych pinii, tak nagrzane upałem, że mógłbyś nawet na nich sobie pospać i ten krzyż swój ciepłem kamienia choć jakoś *wyprostować*... Dookoła na stromych zboczach wzgórza rozległy dziki lasek sosnowy, pachnący żywicą, igliwiem i szyszkami; ptaszki jakieś niepozorne niewidoczne świergocą, a tak to cisza błoga; pojedynczy na tych schodach za mną i przede mną jacyś spacerowicze z pieskiem albo z piłką; niebo - co to tak skąpi kropli deszczu już tyle tygodni - bez jednej chmureczki... Siedzisz sobie-przesiadujesz na tych kamiennych ławeczkach i odpoczywasz pełną piersią, jak ten Szachinszach jakiś perski...


cdn.



  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo ciekawa kontynuacja. Mam drobne wątpliwości poprawnościowe przytaczane poprzednio, ale niech tam. Może tak musi być, gdyż masz bardzo indywidualny i rozpoznawalny styl pisania.
avatar
Dzięki serdeczne autorce za kawałek egzotyki. Pozdrawiam
© 2010-2016 by Creative Media