Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2017-03-30 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1861 |
kolejny dzień z letargiem
odszedł na pamięć
ty wciąż nie oddychasz
choć mam omamy
cierpimy za ciebie bez znieczulenia
objęcie ramion
stara się tłumaczyć pustkę
w drżących dłoniach
jeszcze ciepły obiad
nikt jeść nie będzie
gdybanie o winie zgina kark
że można było lepiej
jak na pal nabija wzrok
łuszczący się martwo na zdjęcia
drzazgi szkła rozbitego zegara
co spadł i nie przestał tykać
wysączają duszę rwąc wspomnienia
przez oczy razem z deszczem
brat musiał zamknąć twoje
żebyś nie zobaczyła jak śmierć
osieraca ci dzieci rozpaczą
nie widzisz jak czerwone są róże
po dreszcze skąpane kroplami
więcej w nich krwi niż w nas
choć leżą tak niemo jak stoję
a ziemia jeszcze taka zimna
zwiędną nim przyjdzie czas kwitnąć
wolałbym znów na urodziny
przynieść ci je żeby pachniały
jak zawsze w wazonie przy uśmiechu
do kawy i smacznego ciasta
a dzieci zamiast zapalić znicz
namalowałyby z sercem laurki
2017.03.29
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
(patrz oba tytuły)
przeminą, jak przeminęłaś w cienie Ty,
i trudno nie ocierać się o banał przy t a k i m temacie, skoro Matka zawsze odchodzi - zawsze w takiej martwej ciszy - zawsze tak nagle!
Płaczesz
I zawodzisz
Kiedy tak
Odchodzi
stara się tłumaczyć pustkę
/i dalej/
choć /pąki czerwonych róż/ leżą tak niemo jak stoję
a ziemia jeszcze taka zimna
zwiędną nim przyjdzie czas kwitnąć
(vide odpowiednie wersy)
Śmierć Matki nie rani zmarłych - ona śmiertelnie rani nas-żywych