Author | |
Genre | prose poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2017-05-18 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1997 |
Za piecem (cd)
Daleko w morzu, jak ciemniejąca, maleńka kreseczka, tkwi w mgiełce jakiś stateczek. Ponieważ mocno wieje, gdzieś pochowały się ptaki. Pojedyncze postaci lub pary, rzadko większa grupka, czasem ktoś z pieskiem, przemykają. A słoneczko, chociaż jeszcze wysoko, zaczyna wchodzić w jakąś ścianę ciemniejacą, a raczej ta ściana zaczyna słoneczko coraz mocniej wchłaniać i ono już nie świeci, a tylko prześwituje, i to coraz słabiej.
To jeszcze nie wieczór, a jakby jego zapowiedź, ale robi się nastrój wieczorowy...Trzeba więc się pakować, sprzęt cały brać, część w ręce, część na plecy i ruszyć do swojej dziupli na podwórzu, najpierw górą nadmorskiego urwiska, urozmaiconą poprzez różnice poziomów, wejściami i zejściami pośród wąskich ścieżek, pozawalanych pniami i gałęziami, porośniętych trawą, mchem i leśnymi ziołami oraz krzewami.
Idę i mijam pobojowisko powywracanych i pościąganych ze skraju skarpy leśnej w kierunku plaży, wielkich drzew, przeważnie sosen i grabów. Po prawej, mam rozległą przestrzeń morza niespokojną, mieniącą się odcieniami szarości, granatu i bieli, a nad nią niebo pociągnięte pastelami w różnych odcieniach granatu i poprzetykne szarością. Chwilami jakby granica między morzem i niebem się zacierała i niebo przechodzilo czy wręcz opadało w morze, a morze upodabnało się do ciemniejącego nieba i jakby się do niego wznosiło.
A ja kazdą chwilę tych przemian wzajemnych morza i nieba chwytam, przeżywając je jak jakieś przedstawienie czy misterium, należne w nie wpatrzonym, wsłuchanym i wczutym.
Chwytam każdą chwilę, z jej niepowtarzalnością, a właściwie, każda się we mnie wsącza, wbrew mojej woli, ja tylko patrzę i się jej poddaję, jak kochanek patrzy na uwielbianą i poddaje się Jej urokowi, nie analizując, a ulegając pięknu. Dopiero teraz, tę swoją bazgraninę z tamtych chwil, staram się uporządkować i ująć w karby bardziej, powiedzmy, cywilizowanego, językowego zapisu...Wtedy, dwa dni temu, czułem przede wszystkim jakiś wielki wokół mnie i we mnie, spokój.
A gdy ciągnąca od zachodu ciemna sciana przeszła ponad Ustką i ogarnęła połowę morza oraz lasu od tamtej strony, a potem dotarła w pobliże i mnie otoczyła wiejącym coraz silniej chłodem, musiałem przyśpieszyć tempo swojej wędrówki, by jak najszybciej znaleźć się po drugiej, bezpieczniejszej stronie świata - w swojej dziupli na zielonym i kwiecistym podwórzu u Doroty i Tomka.
Zamknięty, jak w ciepłym przedziale kolei transkontynentalnej, ruszam w kolejną czy inną, podróż myśli, obrazów, czasem wspomnień i marzeń. Są ze mną rożne, bardziej lub mniej bliskie, czasem ledwie znane, lub nieznane osoby. Nie widzę ich, ale je czuję, choćby myślami, czy w myślach. Bliskjo morze. Blisko las. Blisko Ustka. Blisko niebo. Blisko bliscy. Nawet Ci, którzy już odeszli.
Ciepła herbata, owoce, ryba, grahamki, sery, warzywa, radio, telefon, zbliżająca się noc - gdzieś w tle. A kolejny dzień i następne, których jeszcze tu tyle mnie czeka, i na które ja czekam z rosnącą nadzieją?...