Go to commentsNowojorczycy
Text 3 of 11 from volume: New York City. Dziennik
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2017-05-25
Linguistic correctness
Text quality
Views2729

29.07.1998 r.


Najbardziej bulwersują nas jednak, naturalnie, miejscowi mieszkańcy. Po 1. jest tu masa Polaków, którzy otwarcie manifestują swoją polskość na różnorakie zresztą sposoby: handel to głównie świetnie zaopatrzone tzw. polish deli, czyli małe sklepy spożywcze z polską obsługą, tutejszy wariant naszych *delikatesów*, dalej usługi typu salon kosmetyczny czy fryzjerski z dwujęzycznymi szyldami, Polakom oferujące ceny niższe niż reszcie klienteli, polskie gabinety lekarskie i dentystyczne, poczta polska, która ciebie obsłuży kompleksowo, bo kupisz tu i zamówisz wszystko: widokówki z  NYC, znaczki, stąd zadzwonisz do Kraju, stąd wyślesz list i paczkę. Domy mieszkalne z umajoną kwieciem Bożą Męką i naszymi firankami oraz pelargonią w oknach - to programowa wizytówka polskich tutejszych rodzin. Na ulicach, na placach, w marketach, w Mc Donaldzie, w pralni - wszędzie rozbrzmiewa co i rusz nasz język! szok... Nic tutaj nie musisz umieć - jesteś u siebie w domu!


Wzrusza niezwykłe u nas nad Wisłą, gdzie tak bezkrytycznie *cudze chwalimy, swego nie znamy*, do łez porusza tutaj za Atlantykiem wyjątkowe przywiązanie do naszej tradycji, kultywowanie polskich obyczajów, wiązanie dzieci ze spuścizną z Polski: maluchy i młodzież soboty spędzają w polskich szkołach parafialnych, na modlitwie za Ojczyznę w naszych kościołach, na zajęciach w polskich bibliotekach, gdzie wypożyczają i naszego Brzechwę, i naszą Konopnicką, i Sienkiewicza. Są celowo uczone - tak, jak potrafią to rodzice, często jedynie metodą własnego przykładu - są uczone polskości. Dorosłym wyraźnie zależy, by dzieciaki umiały pisać, mówić i czytać także po polsku. To dlatego tu jestem. Korzystam z wakacji, żeby wspomagać Bernadkowe pociechy w nauce polskiego.


Absolutnym dla mnie zaskoczeniem jest widok nowojorskiego kościoła, po brzegi wypchanego na niedzielnych polskich mszach! Są tu chyba wszyscy, a nie tylko te siwe pojedyncze, jak u nas, głowy. Są wózkowe niemowlęta, są drobne dzieci, młodzież i są dorośli - wszystkie generacje. Autentyczność i głębia religijnych przeżyć w czasie nabożeństwa budzi potężne nasze z Pawłem wzruszenie: oto lud Boży prawdziwie modli się, i dziw, że mury się nie walą, kiedy rozbrzmiewa za pomyślność Ojczyzny polska pieśń!!


Mozaika narodowościowa na wschodnim wybrzeżu Ameryki nikogo nie zaskakuje - to naturalne, że są tu wszystkie możliwe nacje. Szokuje co innego: masa grubasów (z całym szacunkiem), masa monstrualnych gór ludzkiego mięsa wszelkich ras, płci, wszelakiego wieku, od kołyski po siwiznę! Obżarstwo jako styl życia oraz choroby cywilizacyjne, jak cukrzyca czy miażdżyca - których jednym z objawów jest przerażająca otyłość - to chyba dwa główne źródła tego istnego dramatu! Być może w Polsce tych przypadków mamy statystycznie tyle samo, ale w USA nikt nie kryje się po domach - jak u nas - ze swoją nadwagą! Tutejsze grubasy nie zamykają się na siedem spustów w swoich 4 ścianach tylko dlatego, że są jak ta szafa 3-drzwiowa! Radośnie opalają się na John`s Beach, jeżdżą na karuzelach w lunaparku w Farmingdale, wychodzą *na miasto* i na codzienny z kumplami wypad do pubu - są WSZĘDZIE! Dla mnie to niespotykany, wciąż jednakowo szokujący widok, ale tutaj... jest to całkowicie na miejscu! I słusznie: to najwłaściwsze podejście, bo każdy człowiek, jaki by nie był, ma prawo do wolności!


Amerykanie - to naród wyluzowany, pragmatyczny, ceniący sobie własny dobrostan i wygody. Podkreślanie tego, co moje, co prywatne i własne u nas w Europie Środkowej przywiodło do powszechnej izolacji i samotności - vide te nasze tzw. *pałace*, schowane w Polsce za wysokimi szczelnymi murami, te wszechobecne ogrodzenia, zakazy wstępu, stalowe siatki, strzeżone przez kamery, ochronę i dobermany! Tutaj wszyscy są otwarci: zero płotów, zero szlabanów, zero ograniczeń! Nie dziwi absolutnie nic, nie wywołuje żadnego zbiegowiska żaden przejaw ludzkiej doskonałości czy niedoskonałości. Nic, co ludzkie, nie jest nam obce. Dystans do samego siebie i jednocześnie brak dystansu do innych (wszyscy są tutaj *na ty*!) - oto recepta na dobre samopoczucie i... dobre trawienie.

  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Dzięki Emilio za kolejne chwile autentycznych wzruszeń, dzięki pokazaniu tak bliskich nam klimatów, aż tak daleko...Uświadamiasz, ze dopiero daleko, bliskie staje się nam bliższe, a gdy jest blisko, nie widzimy...
avatar
emilio, ale fajny tekst. Tak lekko napisany, płynna narracja, ciekawe spostrzeżenia. USA to demokracja, przynajmniej tak było w 1989 r. No cóż - mieszanka, mozaika doskonale dobrane proporcje. Ale w USA urząd szeryfa istnieje od kiedy istnieje to państwo, spełnia swoją rolę i nikt tego nie zmienia, bo co? W Polsce ciągle wszystko zmieniają i jest bałagan.
Nie uśmiechamy się, nie mówimy sobie "dzień dobry", przechodzimy obok siebie jak duchy o twarzach ściśniętych bólem istnienia. Tam, za granicą, obnosimy się z polskością, to taka zabawa, w Polsce jest inaczej. Nie ma zabawy, jest ogólne malkontenctwo. Narzekanie. Szkoda.
Tekst w prowadził w inny świat. Dziękuję, Bajka
avatar
Świetny tekst! Cudownie napisany, tak przyjemnie się go czyta. Człowiek wprost widzi wszystko niby na własne oczy. Zawsze piszesz bardzo ładnie, teraz jednak jakoś tak czytało mi się nad wyraz dobrze. I wszystko też bardzo ciekawe. Wszystko to pokazuje, że dzienniki jak najbardziej mają sens, a Twój jest nadzwyczajnie zajmujący.

Odnosząc się do treści: Tak się zastanawiam nad ostatnią częścią i ciekawi mnie czy po 11 września, się to wszystko nie zmieniło… Na gorsze. Oglądałem raz taki dokument, który mówił o tym, że współcześni Amerykanie zostali wprowadzeni w stan małej paranoi – obsesji na punkcie bezpieczeństwa. Że wszyscy zamykają nawet w dzień drzwi na zamki, montują kraty, kamery, kupują broń itd. W tym filmie sytuacja porównana była z Kanadą, w której ludzie są tak wyluzowani, że nikt drzwi na zamek nie zamyka, nawet gdy został okradziony; a w Stanach ludzie się boją choć na własne oczy nigdy nie doświadczyli nic przykrego. Media jednak podsycają w nich strach i mnożą lęki. Wspomnienie tego dokumentu nieźle kontrastuje z Twoim dziełem.

Tak czy siak, Twój tekst jest niezwykle ciekawy i przyjemny. Pozdrawiam serdecznie. :)
Ten Śmiertelny
avatar
Pisałam to wszystko latem 1998 r. podczas naszego z Pawłem tam pobytu dobre jak obszył 20 lat temu, więc być może te nastroje wolności, amerykańskiego luzu i naiwnej beztroski dzisiaj wyglądają inaczej.

Obiło mi się ostatnio o oczy/uszy podczas przekazu telewizyjnego jakiegoś stamtąd dokumentu, że we współczesnym USA aż 60% (??!) obywateli miało/ma za sobą kontakty z wymiarem ścigania i w rezultacie osadzenie w areszcie/w więzieniu, więc chyba rzeczywiście ta z tamtego tysiąclecia nowojorska idylla dawno się u nich już przedawniła :(

Zamach w 2001 r. na wieżowce WTC oraz budynki Pentagonu musiał wydać tak surowe pokłosie
© 2010-2016 by Creative Media