Go to commentsRozdział 4
Text 4 of 30 from volume: Na samo dno
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2017-07-03
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1585

Adam nawet nie spojrzał. Grał na komputerze w jakąś grę fantasy. Znajdował się we własnym świecie. Na uszy nałożył wielkie studyjne słuchawki, przez co zupełnie odizolował się od świata. Kowalska nawet nie próbowała. Musiała się spakować, upchnąć w torbie rzeczy na całe dwa tygodnie obozu.  

Pożegnanie nie było z gatunku tych melodramatycznych. Jak mogłoby takie być, skoro jej narzeczony nie był mistrzem w okazywaniu uczuć? Skończyło się więc na przelotnym buziaku w usta i krótkim „pa, kochanie”. Lecz czy było to szczere, czy tylko wynikiem przyzwyczajenia, nad tym zastanawiali się oboje. 

Kilka pierwszych dni obozu przeminęło Kowalskiej błyskawicznie, jak piasek przesypujący się przez palce. To dobrze. Nie miała czasu na zastanawianie się, do czego zmierzają jej relacje z Hintzem oraz dlaczego obecny związek nieuchronnie zbliża się ku końcowi. Ponadto pogoda była piękna, więc wszyscy tylko szukali okazji do ochłody w jeziorze. Karolina, gdy tylko miała prowadzić gry zespołowe, od razu doszła do z dzieciakami porozumienia, że piłka wodna będzie najlepszym pomysłem. 

Po jednej z kąpieli wróciła do domku i rzuciła na łóżko mokry ręcznik, zupełnie się tym nie przejmując. Była już strasznie głodna, woda jednak wyciąga energię, nawet wtedy, gdy głównie się w niej odpoczywa. Pewnie niedługo będzie obiad.   

„Która jest w ogóle godzina?” – Pomyślała i chwyciła telefon komórkowy, leżący pod poduszką. Ze zdziwieniem zauważyła otrzymaną wiadomość od Daniela. 

„Cześć Karolinko.” – Pisał mężczyzna. – „Jak mijają obozowe dni? Pamiętam, kiedy ja byłem młodym zawodnikiem i jeździłem z klubem. Pogodę macie świetną. Mam nadzieję, że nasze wariackie towarzystwo Cię nie przeraziło. Buziaki”.

Uśmiechnęła się do siebie. Jego towarzystwo na pewno jej nie przerażało. Wręcz przeciwnie. Daniel potrafił ją rozbawić, jego żarty i anegdoty szybko wprawiały ją w dobry nastrój.

Kliknęła, by odpowiedzieć.

„Witaj Danielu. Faktycznie pogodę mamy rewelacyjną, więc staramy się tylko w nagłych wypadkach wychodzić z jeziora. Wasze towarzystwo jest przesympatyczne i z chęcią powtórzyłabym jeszcze tego grilla. Tylko, żebym miała wolny następny dzień i mogła zostać do samego końca”.

„Do samego końca, czyli do czwartej byliśmy. Jesteś w stanie wytrzymać bez problemu trudy tak długiej nocy?” – Wiadomość przyszła prawie od razu.

„Ja jestem w stanie wiele wytrzymać.”

„Prawdziwy typ walczaka?”

„To na pewno. W końcu trenuję sport indywidualny. Sama walczę o swoje.” 

„Wspaniale. Dziewczyna z charakterem.”


Wieczorami Karolina zazwyczaj siedziała z resztą trenerów w kawiarni. Oni popijali piwo, ona cały czas krępowała się pić przy nich jakikolwiek alkohol. Przecież jeszcze nie tak dawno temu, sama była zawodniczką z dość ograniczonymi przywilejami na obozach. Teraz była najmłodszą trenerką, w dodatku współwłaścicielką klubu, jednak czasem czuła się z nimi jak uczniak. Rozmawiać mogła swobodnie, śmiać się też, ale imprezy? Stresowała się, jakby znów za karę miała mieć ciszę nocną wcześniej niż o dwudziestej drugiej trzydzieści.

Kiedyś, gdy miała jakieś piętnaście lat, wraz z koleżankami plotkowały sobie w najlepsze. Ponieważ na takie rzeczy najlepsza jest nocna pora, było już więc bardzo późno. Trenerzy wracający do domku zauważyli światło i wpadli z impetem do pokoju dziewczyn. Kazali im się przebrać w strój kąpielowy i za karę poszły na nocną kąpiel w jeziorze. Na brzegu było niesamowicie. Absolutną ciszę przerywał tylko od czasu do czasu rechot żaby, której, tak jak im, nie było dane pospać. Woda leniwie uderzała o brzeg. Gdzieś w oddali pohukiwała sowa.

– Kurwa mać. – Trener Łukaszewski w jednej chwili zrujnował romantyczny nastrój Karoliny soczystym przekleństwem, ponieważ wdepnął bosą stopą na szyszkę. Echo jego słów rozniosło się po jeziorze, głos w tej ciszy brzmiał donośnie, jak wybuch bomby. Małgosia, towarzyszka niedoli, nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Za nią Amelia i na końcu sama Karolina.

– Wydaje się wam to śmieszne? – Denerwował się trener Łukaszewski. Dwaj pozostali, Marian Szymański i niewiele starszy od nich, pełniący obowiązki trenera, Bartek Fajfer, pozostali niewzruszeni.

– W sumie nie – powiedziała Karolina chichocząc pod nosem. – To w ogóle nie jest zabawne.

– Ty, Kowalska, zawsze masz najwięcej do powiedzenia – odezwał się trener Szymański, a dziewczyna dobrze wiedziała, iż zrobił to tylko dlatego, że szczerze jej nie znosił.

– Taka już moja natura – odpyskowała mu.

Mężczyzna pokręcił tylko głową i zrobił gest ręką nakazujący dziewczynom, by wskoczyły do wody. Małgosia i Amelia podeszły do drabinek na pomoście, Karolina natomiast od razu wskoczyła do jeziora.

Od tamtego czasu nie zmieniło się tu prawie nic. Wprawdzie odmalowali pomost i wyremontowali kawiarnię, nadal panował tu jednak ten niepowtarzalny, beztroski klimat. Jedyne, co się jeszcze zmieniało nieubłaganie, to data w kalendarzu.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media