Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2017-08-15 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1898 |
Stan i Wick postanowili rozpalić ognisko w środku lasu i upiec kiełbaski. Nie zwracali uwagi na tabliczki ostrzegające przed podobnym procederem.
- Siedzimy sobie tutaj spokojnie, a jakaś dzika bestia atakuje ludzi i ich pożera – powiedział Stan. – Czy to jest okej?
- Mi to nie przeszkadza. Chcesz keczup?
- Nie, czerwony kolor kojarzy mi się z agresją i przemocą.
- Wczoraj wpieprzałeś lody truskawkowe i nic nie gadałeś.
- Powinniśmy poinformować kogoś o tym, co się dzieje w lesie.
- Super, o kłusownikach i pijanych grzybiarzach też? Zajadaj kiełbaskę, a nie piernicz. Ach, cisza i spokój. Nudne popołudnie przewał czyjś krzyk, dochodzący z niedaleka.
- Wydaje mi się, że powinniśmy siedzieć i udawać, że nas tu nie ma – rzekł Wick. – Przynajmniej żaden potwór nie przerobi nas na kotlety.
- Ale to…
- Wiedziałem, że nie warto brać cię na biwak. Szlag!
- Co?
Stan zauważył, że ognisko przybrało nagle formę małego pożaru i rozrastało się coraz bardziej, bo dookoła nich było pełno suchych liści.
- Chyba faktycznie nas tu nie było. Zwiewamy.
- To nie moja wina.
- Jasne, że twoja. Następnym razem zastrzel mnie, gdy zaproponuję wspólny wypad.
Widząc minę Stana, Wick szybko dodał:
- Hej, żartowałem. Z tobą to nigdy nie wiadomo.
Uszli kilka kilometrów, gdy minęły ich rozpędzone wozy straży pożarnej, spieszące na ratunek zielonym płucom Ziemi. Pożar widocznie
rozgorzał na dobre.
- Też masz wrażenie, że ktoś nas obserwuje? – zapytał nagle Wick.
- Nic takiego nie czuję.
Tuż za nimi z krzaków wychynął stary dziad z długą siwą brodą i dubeltówką w rękach.
- Wy dranie, wznieciliście pożar! – zawołał.
- Nie, my tylko zbieramy grzyby.
- Już ja was znam. Zapłacicie za to.
Dzidek wypalił z dubeltówki, trafiając w drzewo.
- Cholera, gdzie moje okulary? – rzucił do siebie.
Stan i Wick zaczęli uciekać. Duch Lasu nie zamierzał ich jednak tak szybko wypuścić.
- Na przełaj, zgubimy go – zakomenderował Wick.
- Mam na nogach kroksy, a to nie są buty do biegania.
- To ty wywołałeś pożar, powinienem cię zostawić na pogadankę z tym miłym staruszkiem.
- Tak? Ciekawe, bo ja nie… Uuuaaaa!
Wick obejrzał się. Stan zniknął w dole, wykopanym w ziemi i przykrytym gałęziami.
- Kto normalny biegnie i nie patrzy pod nogi? – zdenerwował się Wick.
- Stary, pomóż mi!
Wick zajrzał do dołu. Jego kumpel trafił do pułapki na nieostrożnych gamoni.
- Ciekawe, jak cię wyciągnę? Wespnij się.
- To ma ze trzy metry.
- Kto kopie doły w lesie? Jakiś wariat albo wyjątkowy jajcarz.
- Tutaj śmierdzi.
- Trzeba było nie srać ze strachu.
Wick westchnął. Na horyzoncie pojawił się wariat z dubeltówką.
- Ten gość wciąż za nami idzie.
- Zastrzeli mnie tutaj jak tłustego gąsiora.
- A jak mnie zastrzeli, to i tak ci nie pomogę. Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą trzeciego, byłby w sam raz do odwrócenia uwagi.
- Widzę was! – zawył dziadek z bronią.
- W takim razie ja spieprzam. Siedź cicho, może cię nie usłyszy.
- Wick, ty draniu! Zapamiętam to sobie!
- Spoko, jak się nie zamkniesz, to zaraz będzie po tobie.
Wick zaczął biec, myśląc jak pozbyć się starego stetryczałego dziadka. Gdyby nie ta dubeltówka.
- O cholera!
Poczuł jak ziemia ucieka mu spod nóg. Wylądował w dole, podobnym do tego, w który wpadł Stan.
- Po prostu świetnie. Trzeba było wziąć tego trzeciego.
ratings: perfect / excellent
Tekstowi dobrze by zrobiło kilka drobniutkich poprawek.
Przemyśl, czy warto publikować tę prozę w takich małych fragmentach. Powyższy fragment sam w sobie nie stanowi czegoś, co warto przeczytać, choć zapewne całość jest intrygująca.
Pozdrawiam.
P.S. Nigdy nie widziałem tabliczek ostrzegających przed pieczeniem kiełbasek. Powinni takie stawiać, bo przecież kiełbaska może być nieświeża.
ratings: perfect / excellent
Nie może być... To Pan, Andrzeju?? Czy mnie wzrok nie myli?