Author | |
Genre | horror / thriller |
Form | prose |
Date added | 2017-08-21 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1778 |
W wylocie jamy pojawiła się brodata twarz.
- Mam was – ucieszył się dziadek.
- Może wyciągniesz mnie i pogadamy? Serio, już więcej się tu nie pojawimy.
- A gdzie ten drugi?
- A, tamten. Eee… Poszedł na policję. Zaraz cię zamkną za grożenie bronią i nieudzielenie pomocy.
- Zaraz to przestaniesz mielić ozorem.
- Mam forsę, zapłacę.
- Nienawidzę przekupnych świń.
Dziadek wymierzył z dubeltówki, a Wick miał tylko nadzieję, że naboje się skończyły albo to tylko takie żarty. Po chwili jednak staruszek zniknął z pola widzenia, dały się słyszeć odgłosy szamotania, a potem dziadek znów się pojawił, zachwiał i wpadł do dołu. Z głowy sterczał mu strażacki toporek.
- Co za patologia – jęknął Wick. – Strażacy nie powinni robić takich rzeczy.
Minuty mijały, a nikt się nie pojawiał. Wick krzyknął kilka razy. Raczej nie miał co liczyć na swojego kumpla. Toporek wydawał się jedyną opcją. Wyciągnął go z trudem.
- No nie mogę, ale muszę. Przepraszam. To się robi coraz bardziej makabryczne – rzekł do siebie.
Po dłuższej chwili udało mu się wydostać na zewnątrz. Był cały ubrudzony błotem i śmierdział gorzej niż zwykle. Udał się w kierunku dołu, w którym siedział Stan.
- Już jestem.
Nikt nie odpowiedział. Wick zajrzał do jamy. Nie było tam jego kumpla. Czyżby facet od toporka wyciągnął Stana i zabrał ze sobą? Co tu się dzieje?
- Mnie szukasz? – zapytał Stan, wychodząc z cienia. Wick omal nie krzyknął.
- Przestraszyłeś mnie. Jak opuściłeś dół?
- Taki jeden gość ofiarował mi pomocną dłoń, bo ty się nie spieszyłeś.
- Jakiś miły pan akurat przechodził obok? To pewnie ten wariat z toporkiem.
Stan popatrzył na trzymany przez Wicka toporek.
- Nie mówię o sobie. Zabrałem go, bo… Dobra, nieważne. Nigdy więcej biwaków w lesie.
- A gdzie dziadek ze strzelbą? Odpuścił?
- Eee… Chyba wpadł do jednego z dołów.
- Trzeba mu pomóc.
- Poinformujemy kogoś o wypadku, ale wcześniej wydostańmy się stąd.
- No tak, chyba masz rację. Pełno tu oszołomów.
Przeszli kawałek drogi i natknęli się na kolejną osobę, tym razem młodego faceta w okularach, sprawiającego wrażenie w miarę normalnego osobnika.
- Nie widzieliście mojego ojca? – zapytał. – Zabrał ze sobą dubeltówkę. Nie jest groźny, ale lepiej uważać.
- My? Nie. Tylko zbieramy grzyby.
Nieznajomy popatrzył na utytłane w błocie ubranie Wicka i trzymany przez niego toporek strażacki.
- To do ścinania grzybów – wyjaśnił Wick.
- No tak, rozumiem. W lesie jest niebezpiecznie, trzeba uważać. Jestem Muck. Może wpadniecie na herbatę? Rzadko miewam gości.
- Dzięki, ale spieszymy się do domu. Mecz wkrótce się zaczyna.
- Jasne, nie zatrzymuję was.
Kumple pokiwali głowami i szybko odeszli, nie oglądając się za siebie. Wick popatrzył niepewnie na trzymany toporek, a następnie odrzucił go daleko przed siebie.
- Skąd to w ogóle wziąłeś? – zapytał Stan. – Mi możesz powiedzieć.
- To już nieważne. Tamten facet pewnie się wkurzy, jak zobaczy, że nie pomogliśmy jego ojcu wyjść z dołu.
Po chwili usłyszeli krzyk pełen rozpaczy i gniewu.
- Chyba mamy przesrane. Biegnij szybko i nie oglądaj się.
- Już ci mówiłem, że mam kroksy.
Wick gnał przed siebie z mocnym postanowieniem, że już nigdy nie wróci w te tereny i nadzieją, iż jego ubrudzona błotem twarz utrudni sporządzenie portretu pamięciowego. Stan ledwo za nim nadążał. Wkrótce natknęli się na chatkę na leśnej polanie. Wick zaklął.
- Chyba zgubiliśmy drogę. To pewnie domek starego i jego syna.
- Możemy wpaść na herbatę. Sam nas zapraszał.
- Dzięki, ale lepiej nie.
- Zobacz, to ten gość, który mi pomógł – rzucił Stan, wskazując na faceta, opuszczającego chatkę.
- Schowajmy się – zdecydował Wick i przykucnął, ale Stan poszedł się przywitać. Zbliżył się do leśnego mieszkańca i zagadnął:
- To znowu ja. Pamiętasz mnie?
- Tak, tak. Wiesz co, mam dużo roboty. Możesz sobie pójść?
Facet wyglądał na wyraźnie zdenerwowanego.
- Chętnie napiję się herbaty – rzekł Stan. – Lubię poznawać nowych ludzi.
Wick miał ochotę odejść, gdy dostrzegł syna dziadka z dubeltówką, Mucka, wychodzącego z gęstwiny. Gdy zobaczył Stana, jego twarz wykrzywił grymas wściekłości.
- Ten gość załatwił nam ojca – powiedział Muck.
- Co takiego?
- No tak, był z nim jeszcze jeden. Rozwalili ojcu czaszkę siekierką. Trzeba go złożyć w ofierze.
- Złapałem niedawno jednego gościa.
- To nic, tego też poświęcimy. Nim Stan zdążył zareagować, został pojmany przez wyższego braci i zaciągnięty do chatki. Ten drugi jeszcze chwilę lustrował okolicę. Wick starał się nie oddychać.
- Jego kumpel zjawi się, by mu pomóc, a wtedy będziemy mieli obydwóch – powiedział Muck i również wszedł do domku.
- Ani mi się śni – szepnął do siebie Wick. Wiedział, że musi coś zrobić i to jak najszybciej.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent