Go to commentsEtiuda
Text 5 of 4 from volume: zbiór 1
Author
Genreprose poetry
Formprose
Date added2017-09-20
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1464

Etiuda. Popis. Ubezwłasnosłowienie.

Oślepienie mrowiącym światłem aż do kręgosłupa. Włam przez-oczny doprzyzwyczajeniowy, przeprzyjemny. Pokaz możliwości wydzielin tresowanego umysłu.

To takie zabawne – czytać wiersz i widzieć włoski podnoszące się na gęsiej skórce rąk. Nie jest przecież zimno. To tylko wiersz, kilka słów na krzyż, parę myśli ofiletowanych ze skostniałych fragmentów codziennej przeciętności, usmażone na wrzącym pocie czerwonych skroni cierpiącego w ekstazie poety, doprawione wielokropkiem.

Cliche.

Jednostka. Myśl. Ołtarze.

Zapij się, a popisz się.

Kim jestem, jak nie mózgiem, który kontroluje ciało? Jedynym organem, który sam siebie nazwał? Powiał wiatr historii, chłodząc zgięty kark, mokry oddechem zmarłego wieszcza, czy może ja, mózg, go tylko wspomniałem? Romantycznie piękna idea duszy, jeszcze piękniejsza jako wyzuty z eteryki dowód nadzwyczajności krwistego organu.

Anonimowy Artystotetryku, matematycznie wiecznie mniejszy niż swoje dzieło, wątpiący, nienasycony, Winkelriedzie każdych czasów – popisz się. Śpieszmy nadstawiać drugi policzek narodowi, tak szybko dopada go obojętność. Myślą drażnij, myślą kąsaj, myślą im nie pozwalaj. Poeto, pisarzu, bardzie, zębie gryzącego rodaków sumienia. Rodzicu społeczeństwa marnotrawnego.

Tylko nie pozwól im zobojętnieć, by nie ostygł nasz naród jak lawa z Pompejów.

Twórco o jednym, wiecznym zadaniu – nie zgadzać się, buntować, dyskredytować poprzednie pokolenie, by tworzyć nowe. Nieskończona sinusoida racji i błędu. Wydepcz ścieżkę do krytyki, wątpliwości, rozkopywania toporów. Jątrzyj. Dręcz.

I nie wódź nas na pokuszenie, bo choć nie zbawisz ode złego, daj zapomnieć o ,,Amen”. Popisz się żesz, ty wiecznie siebie niepewny, do-krótko-żywotnio autowątpiący. Wytruj toksyczną, mózgotwórczą chmurą znad komina stłuczonych perfum z czasów młodości. Więzień więzionych demonów. A przecież na koniec i tak możesz położyć na wadze tylko to, co zrobiłeś. Nie co czułeś, nie, co myślałeś, co cię odusypiało czy ubezwłasnomózgowiało.

A może zróbmy nową epokę?

Po pijaku, u mnie o dziesiątej. Będą ja, będziesz ty, weźmiemy jakiegoś poetę, skrzykniemy młodego melancholika przewianego wspomnieniami sprzed własnych narodzin, narcystyczną schizofreniczkę słyszącą głosy zachwytu, widzącą owacje na stojąco, ślepego malarza, co to dla swojej kariery nie widzi przeszkód i samobójcę w średnim wieku, co się każdym zajęciem nudzi w połowie, a jedną ręką z jednej butelki, jednymi ustami upijemy się wszyscy na raz.

Zawsze tworzyli na zewnątrz, poza siebie. Jakiej opowieści by nie wymyślili, przekraczała granicę skóry, wychodząc z ust, a jednak zawsze zostawała w mózgu. I nigdy nie chcieli gromadzić wszystkich drogocenności w jednym miejscu, wszystkich myśli, odczuć, słów, obrazków, złości w czymś, co umiera. Wyrzucali z siebie szczęście, tęsknotę, zemstę, dumę i nienawiść, jak się wyrzuca przez okno, co tylko się da z płonącego domu.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media