Go to commentserotyk cz. 1
Text 3 of 4 from volume: inne
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2011-09-11
Linguistic correctness
Text quality
Views2547

Podnoszę do góry, przechylam i połykam. Kolejny kieliszek. Już czuję ją w głowie. Wódka łagodzi ból. Odwracam się od baru. Spoglądam w kierunku M. Zaczepił ją jakiś facet. Zaraz da mi znać, czy się jej podoba czy nie. Podoba jej się. Nie podchodzę.

Muszę znaleźć sobie rozrywkę. Tylko jaką? Nie mam ochoty na zawieranie nowych znajomości. Nie chce mi się gadać po raz setny o niczym z przypadkowym mężczyzną i słuchać, że mam ładne oczy. Zresztą, na samego mężczyznę, nawet gdyby milczał jak grób, też nie mam ochoty.

Wychodzę, czas iść do domu.

Przy wyjściu wpada na mnie jakiś chłopak. Jest trochę wyższy ode mnie, ma brązowe włosy do ramion, ciemne oczy i tatuaże na rękach. Wygląda całkiem apetycznie.

Nie! Idę do domu! Już czas. Za chwilę będę miała naprawdę dość.

-          Cześć. Możemy pogadać? Mogę postawić ci drinka?

-          Jeżeli wypiję jeszcze trochę alkoholu, to zwymiotuję - wyznaję szczerze.

-          To może sok?

-          Nie mam ochoty na nic niewnoszące do życia konwersacje.

-          A skąd wiesz, że ta nic nie wniesie?

-          Jestem w podłym nastroju. Nie trać czasu.

-          I tak nie mam, co z nim zrobić.

-          Dobra, to przejdźmy od razu do konkretów. Jesteś rasistą?

-          Nie.

-          Nie lubisz Żydów?

-          Nie mam nic do nich.

-          Jesteś patriotą?

-          Jestem. – Kurde, patriotę będzie tu udawał.

-          Jakie masz poglądy polityczne?

-          Lewicowe.

-          Czym się interesujesz?

-          Historią.

-          W którym roku zawiązano unię lubelską?

-          W 1569 r. – wiedział!

-          Po co gadasz z taką głupią dziewczyną?

-          Głupią?

-          Wychodzimy stąd.

Idziemy na rynek. Siadam na ławce. Muszę ochłonąć. On siada obok mnie. Milczy. Miło tak sobie posiedzieć. Jest ciepła noc.

-          Wiesz, że to nie jest oryginalny pręgierz z XVI w.? – podejmuje rozmowę.

Patrzymy na poznański ratusz i stojący przed nim pręgierz.

-          Wiem. Ta replika została tu postawiona w 1925 r. Oryginał stoi w podziemiach ratusza.

-          Chciałbym go zobaczyć.

-          Wygląda tak samo jak ten.

-          Może być taki sam, ale jednak to nie jest ten sam.

Uśmiecham się.

-          Dużo masz tych tatuaży?

-          Trochę.

-          Kto ci je zrobił?

-          Sam je zrobiłem.

-          Sam. Na prawej ręce też?

-          Tak, maluję prawą i lewa ręką.

-          Malujesz?

-          No.

-          Kiedyś chciałam zrobić sobie tatuaż.

-          Mogę ci zrobić.

-          Dobra.

-          Możemy pójść do mnie.

Śmieję się.

-          Taka łatwa to ja nie jestem. Daj mi swój adres. Może kiedyś się zjawię.

-          Tak po prostu.

-          Tak.

-          Nie pozwolę ci teraz odejść.

-          Ale ja właśnie odchodzę. Masz mało czasu.

-          Wodna 8.

-          Wodna 8 – powtarzam, wstaję i uciekam.


Leżę w łóżku. Znowu odczuwam ten wewnętrzny niepokój, który mnie gna. Jestem sama. Co mam robić?

Wstaję. Robię sobie kawę. Z ręki wypada mi łyżeczka. Schylam się. Pod szafą leży kartka. Podnoszę ją. Widnieje na niej adres: Wodna 8. Wodna 8? Co tam było? Nie mogę sobie przypomnieć.

Rozkrajam bułkę na pół i smaruję dżemem. W kuchni unosi się zapach kawy. Siadam do stołu, jem śniadanie i czytam gazetę. Pamiętam! Przy Wodnej 8 mieszka chłopak, którego poznałam jakieś dwa miesiące temu. Może tam pójdę? Nie, to nie ma sensu. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Poza tym wcale nie chcę robić sobie tatuażu. Chociaż może jakiś mały? Na udzie lub na pupie? Na pupie chyba lepiej.

Kończę jeść, ubieram się i wychodzę.


Wchodzę do kamienicy przy ul. Wodnej, oznaczonej nr 8. Uświadamiam sobie, że nie znam numeru mieszkania. Idę krętą klatką schodową w górę i czytam nazwiska na drzwiach: Wanda i Kazimierz Zielińscy, inż. Józef Radwan, H. i B. Tomczak, itd. Żadna tabliczka nie pasuje do samotnego, młodego mężczyzny. Może wynajmuje tu mieszkanie. To nie ma sensu. Wracam do domu. Zbiegam na dół. Z mieszkania numer jeden wygląda staruszka.

- Panienko, kogo szukasz?

- Młodego mężczyzny. Ma włosy do ramion. Mieszka w tej klatce?

- Nie, ale mam coś dla ciebie.

Stara znika w mieszkaniu. Po chwili przychodzi z listem.

- Zostawił to dla ciebie.

- On?

- Tak. Powiedział, że przyjdziesz.

- Dziękuję. Do widzenia.

- Do widzenia.

Wybiegam na ulicę. Otwieram kopertę. W środku znajduje się rysunek. To mój portret. Na odwrocie widniej: `Nie wiem o Tobie nic, ale mimo wszystko bardzo chciałbym Cię poznać. Możesz mnie znaleźć w ośrodku `Lewiatan` pod Poznaniem.`

Co to za ośrodek?

Wracam do domu. Włączam laptopa. Szukam w internecie informacji na  temat Lewiatana.

`Ośrodek dla wykluczonych społecznie`; `organizacja anarchistyczna`; `Lewiatan pomaga ubogim` - głoszą nagłówki.

Czy on żyje na marginesie społecznym? W ogóle z czego on żyje? Myślałam, że prowadzi studio tatuażu.

Jutro jest niedziela. Pojadę tam jutro.


Siedzę w pociągu. Panuje ponad trzydziestostopniowy upał. Patrzę na kobietę w wieku mojej matki. Robi szalik na drutach. Musi być bardzo zapobiegliwa. Myślę, że ludzie są ciekawi. Wyjmuję notatnik. Zapisuję myśli, które przychodzą mi do głowy. Piszę w każdej wolnej chwili. Nawet, gdy budzę się u któregoś z przyjaciół wczesnym rankiem po imprezie. Po alkoholu twardo śpię, dlatego wcześnie jestem wyspana. Zawsze mam przy sobie zeszyt i długopis. Kiedyś, gdy o tym zapominałam, pisałam na wszystkim, co było pod ręką. Na serwetkach, chusteczkach, paragonach.

Pisanie jest jak narkotyk. Pozwala zapomnieć. Im więcej odczuwam bólu i niepokoju, tym więcej piszę. Piszę po to, żeby poradzić sobie z każdą emocję.

Przerzucam kartki. Czytam fragment tekstu, który napisałam wcześniej.

`Wchodzimy do środka. Truskawki, ich zapach unosi się w przytulnym pokoju, oświetlonym blaskiem świec. Patrzę na Ciebie. Na twarz, na której pojawiły się już pierwsze zmarszczki wokół mądrych, wrażliwych oczu. Na dłonie, które tak dobrze znają moje ciało. Na ramiona, w których czuję się bezpiecznie. Jak ja Cię kocham! Kocham Cię.

Nalewasz moje ulubione wino do kieliszków. Stoisz odwrócony do mnie plecami. Zerkam na Twój tyłek. Włączasz ścieżkę dźwiękową z `Ostrożnie pożądanie`. Zaczynasz rozmowę o Kancie. Wiesz, że najbardziej podnieca mnie inteligencja.

Patrzę na Twoje usta. Wyobrażam sobie, co będą za chwilę robić. Jakiej części mojego ciała, będą dotykać.

Paryż, przychodzi mi do głowy Paryż. Ciepły dzień na Montmare. Miłość o poranku w pokoju na pierwszym piętrze starego domu. Przez otwarte okno wpadają subtelne podmuchy wiatru, które delikatnie muskają nasze nagie ciała.

Przestaję Cię słuchać. Nie mogę się skupić. Dotykam swoich włosów, potem lewego ucha. Zaczynam bawić się jego opuszkiem...`

Bzdura! Wyrywam kartkę, zgniatam ją i rzucam ze złością. Moja towarzyszka przerywa żmudną pracę nad szalikiem. Patrzy na mnie zdziwiona.

- Przepraszam - podnoszę zmiętą kartkę i wrzucam ją do kosza.

Seks. Myślę o pracy Graya na ten temat. Podstawowe założenie jego publikacji sprowadza się do tego, że kobiety na seks otwiera miłość, a mężczyzn na miłość otwiera seks. Jeszcze niedawno bym się z tym zgodziła, ale mija już szósty miesiąc od chwili, w której P. okazał się skończonym dupkiem, a mi właśnie wraca ochota na seks. Wyłącznie na seks. Na miłość już chyba nigdy nie będę jej miała. Więcej nikomu nie zaufam.

Intryguje mnie kobieta, która siedzi ze mną w przedziale. Ile razy przeżyła orgazm? Ile razy zawdzięczała go mężczyźnie, a ile sobie samej? Czy jest zmysłowa? Chce mi się śmiać. Przeraziłaby się pewnie, gdyby wiedziała o czym myślę.

Przechylam głowę do tyłu. Rozważam ile mężczyźni wyrządzili kobietą przykrości, odmawiając im chociażby prawa do orgazmu. Na wschodzie zawsze było pod tym względem lepiej. Chociaż tam też zdarzały się niechlubne okresy w historii. Jako przykład można podać Chiny za czasów Konfucjusza, który głosił, że jedynie mężczyzna ma prawo do rozkoszy.

Europa, wiadomo, ciemnogród. Jeszcze za czasów naszych dziadków większość mężczyzn nie wiedziała, że kobieta może mieć orgazm lub w to nie wierzyła.

Orgazm, mam na niego wielką ochotę.


Wysiadam na małej stacji w lesie. Idę dwa kilometry do ośrodka, który mieści się w starym, w części zdewastowanym pałacu. Wysoka, żelazna brama osadzona w ceglanym murze stoi otwarta na oścież. Nad nią widnieje napis: `a fructibus eorum cognoscetis eos`.

Kręci się tu masa ludzi. Starzy i młodzi, matki z dziećmi, chorzy, ubodzy, artyści i wolontariusze. Moją uwagę przykuwa mała, może trzyletnia dziewczynka. Ma opatrunek na lewym policzku. Stoi na środku podwórza, jakby była nieobecna. Patrzy na mnie wielkimi, smutnymi oczami. Podchodzi do niej stara kobieta.

- Rozalko, wołałam cię na obiad.

- Babciu, ja chcę do mamusi.

- Słonko tłumaczyłam ci, że mamusia nigdy już nie wróci.

Odwracam wzrok. Nie mogę tego słuchać, bo później nie będę mogła o tym zapomnieć. Nie mogę nic zrobić.

Podchodzę do zamyślonej staruszki, która siedzi na ławce pod wielką lipą.

- Przepraszam, szukam - nawet nie wiem, jak on ma na imię. - Szuka chłopaka z długimi włosami. Ma tatuaże na rękach.

- Znajdzie go pani w tamtym budynku - wskazuje mały damek, stojący tuż przy murze.

Serce mi wali. Sama nie wiem dlaczego. Zatrzymuję się przed drzwiami. Zastanawiam się, co za nimi zobaczę.

Pukam. Nikt nie otwiera. Naciskam klamkę. Popycham drzwi. W środku wiszą płótna. Unosi się zapach farby. Podchodzę do obrazu, na którym przedstawiony został mały chłopiec. Siedzi na podłodze obok łóżka. Patrzy na misia. Na jego twarzy widnieje zaciekawienie. Zastanawiam się w jaki sposób ten obraz odnosi się do osobowości autora.

Z sąsiedniego pokoju wychodzi dwóch mężczyzn. To on w towarzystwie znajomego.

- Witam w moich skromnych progach.

- Cześć.

- Ja już wychodzę - rzuca jego towarzysz.

- Może dzisiaj zaczniemy jak ludzie. Na imię mam Iza.

- Bartek. Więc zdecydowałaś się na tatuaż.

- Tak. Chcę motyla.

- Motyla? Dlaczego motyla?

- A dlaczego nie?

- To dosyć oklepane.

- Oklepane? Zniechęcasz tak wszystkich swoich klientów?

- Wykonuję jedynie tatuaże, które coś oznaczają, oddają twoją osobowość.

- Szczerze mówiąc, to nie wiem, jaki tatuaż odzwierciedlałby moje wnętrze.

- Czyli jesteś zagubiona.

- Trochę jestem - mówię, a mam ochotę krzyknąć `jak cholera`.

- Mogę namalować na tobie motyla farbą. Zobaczysz, jak się będziesz z nim czuła.

- Dobrze.

- Gdzie chcesz go mieć?

- Na pupie.

- Przejdźmy do drugiego pomieszczenia. Położysz się na wersalce.

Wchodzimy do pokoju, w którym stoją stare, zabytkowe meble. Przez wielkie okna wpada słońce.

- Skąd masz takie meble? Pewnie dużo kosztowały.

- Nic nie kosztowały. Kazik je odnowił.

- Kazik?

- Kiedyś był tapicerem. Później został alkoholikiem.

Rzucam plecak na podłogę. Zdejmuję spodnie. Kładę się na wersalce. Podkładam ręce pod głowę. Patrzę na niego. Szuka czarnej farby w otwartej na oścież szafie. Siada obok mnie. Przechyla się i wybiera cienki pędzelek, który stoi w słoiku na stole ustawionym obok wersalki.

- Na którym pośladku?

- Na prawym.

Włosie pędzelka muska delikatnie moją skórę. Czuję na ciele wilgotną farbę. To mnie podnieca. Chciałabym, żeby przestał malować i dotkną dłońmi mojej pupy. Muszę się opanować.

- Mieszkasz tu?

- Pracuję.

- A gdzie mieszkasz?

- Ostatnio w tym starym pałacu. Jeszcze się nie urządziłem. Zimą nie da się tam żyć.

- Możecie tu przebywać?

- Tak. Gmina użyczyła nam ten budynek. I tak niszczeje. W zamian my go odnowimy.

- Czy do tego nie potrzeba zgody konserwatora zabytków?

- Mamy zgodę.

- Jak się tu znalazłeś?

- To długa historia. Może kiedyś ci opowiem. Teraz muszę się skupić.

Leże tak bez ruchu przez chwilę. Zasypiam. Gdy się budzę, zapada już zmrok. On siedzi na krześle obok i maluje.

- Co malujesz?

- Ciebie.

Staję obok niego.

- Na obrazie jestem naga.

- Tak sobie ciebie wyobrażam. Mam nadzieję, że będę mógł zobaczyć oryginał, żeby móc nanieść poprawki.

- Zacznij od lewej łopatki. Mam tam pieprzyk.

Co za absurd! O czym ja w ogóle z nim rozmawiam. Irracjonalna historia, ale mi się podoba.

Przypominam sobie o rysunku na pośladku. Staram się go dojrzeć.

- Skorzystaj z lustra.

Podchodzę do wielkiego lustra, stojącego pod ścianą. Motyl wygląda fajnie. Mój tyłek w stringach również.

- Będziesz musiał jeszcze dorysować tego motyla na obrazie.

- Nie. On do ciebie nie pasuje. Ty jesteś smutna.

- Psycholog się znalazł.

Patrzy na mnie. Łagodnie się uśmiecha. Zastanawiam się o czym myśli. Może o tym jaka w dotyku jest skóra na moim brzuchu.

Co ja robię? Nie sypiam z facetami, których nie znam. W ogóle nie sypiam z facetami. Obecnie. Seks zawsze kojarzył mi się z miłością. Zawsze byłam grzeczna i rozsądna. W życiu spałam tylko z jednym mężczyzną, o którym myślałam, że mnie kocha.

- Ile masz lat? - pytam.

- Dwadzieścia osiem. A ty?

- Dwadzieścia sześć.

Uśmiecha się. Na zagraconym stole stoi stary adapter. Podchodzi do niego i nastawia starą, winylową płytę. Fog! Ta ostatnia niedziela! Wyjmuje butelkę wina z kredensu. Nalewa je do grubych, kryształowych kieliszków. Zaczynam się śmiać. Stoję w stringach w jakiejś opuszczonej ruderze. Próbuje mnie uwieść anarchista. Podaje mi wino.

- Sami je robicie?

- Ta nalewka to specjał starej Wandy. Nieźle się sprzedaje.

Smakuję. Słodka. Z alkoholi toleruję jedynie wytrawne wina. No chyba, że chcę się skurwić.

- A ile kosztuje butelka?

- Nie wiem. Dostałem za darmo.

- Tak całkiem?

- Namalowałem jej na ścianie pejzaż.

Patrzę w jego oczy. Podoba mi się jego pewność siebie i spokój. Mi tego brakuje.

Odstawia kieliszki. Zaczynamy tańczyć. A przynajmniej próbujemy. Nigdy nie daję się nikomu prowadzić. Przywieramy do siebie. Zaraz zwariuję. W jego oczach widzę pożądanie.

No i seks. Dziki seks. Rozrywa mi majtki. Ściągam z niego koszulkę. Jest dobrze zbudowany. Ma silne ramiona. Nie mogę poradzić sobie z jego paskiem, a on z moją bluzką. W końcu rozrywa guziki. Dobrze, że chociaż spodnie zdjęłam sama. Całuje mnie namiętnie, głęboko. Całuje moją szyję. Dotyka ud. Krąży wokół piersi. Jakby przypadkiem muska sutki. Doprowadza mnie tym do szału.

Kochamy się szybko. A potem nastaje spokój. Opadają wszystkie nagromadzone emocje. Opieram głowę na jego ramieniu. Stoimy tak przez chwilę. Do oczu napływają mi łzy.

- Dlaczego płaczesz?

- Nie wiem.

Ubieram spodnie i stanik.

- Dasz mi jakąś koszulkę?

- Tak.

Rzuca mi t-shirt z Ya Bastą. Wychodzę.

- Co robisz?

- Idę do domu.

- Tak po prostu? Po tym co tu się stało?

- Przecież to był tylko seks.

- Tylko?

- Daj spokój. Nie oszukujmy się, że chodziło nam o coś więcej.

- Mi nie chodziło tylko o to.

- A mi tak.

Nie mogę uwierzyć, że to mówię. Chyba muszę zacząć się leczyć. Moja kondycja emocjonalna jest fatalna. On stoi osłupiały. Powinnam coś powiedzieć, ale nie wiem co. Zostawiam go i odchodzę.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Odważny, trochę jakby prowokujący tekst, mówiący o mentalności i obyczajach współczesnych, ale także o odwiecznym konflikcie płci.Sporo tak zwanej prozy życia emocjonalnego, sprzeczności, rozmijania się ludzi, błądzenia, zagubienia w świecie wartości, pożądań i uczuć. Kilka literówek, świadczących może o pośpiechu, może o roztargnieniu, może o zmęczeniu, nie obniża mojej oceny.
avatar
Bardzo dobrze napisany tekst,wciagajacy,z napieciem i zwrotem zdarzeń, którego bym sie nie spodziewała. Dwie osobowości, które się mijają z powodu jednej,uciekajacej.Warte zastanowienia zachowania,mysli i czyny. Nasuwajace się pytanie: dlaczego? Pozdrawiam serdecznie!
avatar
Dawno nie czytałam czegoś, co miałoby ze mną tyle wspólnego i wcale nie chodzi tu o treść ani konkretną historię. Dla mnie subiektywnie super tekst.
© 2010-2016 by Creative Media