Go to commentsGęgałka wczorajszego człowieka
Text 32 of 89 from volume: Zrzędzian
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2018-01-04
Linguistic correctness
Text quality
Views1997

Możemy być dumni: technika  coraz szerzej wkracza do naszego świata. Jeszcze 15 lat temu nie istniała tak rozbudowana, szybka i sprawna wymiana informacji; razem z rozwojem wynalazczości, zmieniło się życie. Na naszych oczach poprzedni sen przerodził się w jawę.

Elektroniczny papier, czcionka, fotografia, taśma magnetyczna, cyfrowy zapis na płycie, aparaty telefoniczne bez połączenia z drutem, poczta elektroniczna ułatwiająca kontakt z całym światem, wynalazki te zmuszają do refleksji nad czekającą nas przyszłością. Ale zmuszają kogo?

*

Telefon przyspieszył obieg wiadomości, samolot skrócił subiektywny czas i zmniejszył obiektywną przestrzeń. Jak wynalezienie fotograficznej rejestracji miało wpływ na poszukiwania w malarstwie i doprowadziło do odmiennego spojrzenia na jego funkcję (poprzez rezygnację z wiernego odzwierciedlania rzeczywistego obrazu), tak wynalezienie doskonalszego sposobu wyławiania i gromadzenia informacji, pozwoliło artystom przeznaczyć więcej sił na właściwą twórczość.

O ile jeszcze nie tak dawno temu autor naukowego opracowania, np. historycznego, całymi latami biedził się nad zgromadzeniem niezbędnych danych i w tym celu musiał przedzierać się przez dziesiątki tomów, roczników, starodruków, map porozsiewanych po różnych archiwach, to teraz, mając bezkolizyjny dostęp do Internetu, może (bez opuszczania swojego pokoju) uzyskać potrzebne wiadomości z każdej biblioteki na Ziemi.

Przypuszczam, że cieszący się uznaniem dzisiejszy mól książkowej erudycji, straci uprzywilejowaną rangę, jeżeli nie będzie człowiekiem światłym w pojęciu jutrzejszym, jeżeli jego wiedza polegać będzie tylko i wyłącznie na szczegółowym gromadzeniu faktów, a nie na szybkości ich kojarzenia, przetwarzania i wyszukiwania istniejących między nimi połączeń.

Tak więc jego dotychczasowa zaleta (mrówcza pracowitość) stanie się jego błachostką, bo jeśli nadal miałby gromadzić informacje bez ich przetworzenia, zostanie uznany za oczytanego analfabetę, nie będzie zaś, jak do tej pory, użyteczną i cenioną osobowością.

Nauka rozwija twórcze możliwości. W miarę powiększania się obszaru naszej wiedzy, przesuwają się granice poznawanego świata, a znaczenie faktów niezbitych do wczoraj, dzisiaj jest już wątpliwe.  Zatem w nieodległej przyszłości ulegną diametralnej zmianie obecnie obowiązujące kryteria dotyczące wkładu pracy; społeczną pochwałę zyska to, co pozwoli uczynić świat lepszym i szybciej mądrym.


Szybciej mądrym, lecz nie wszędzie jednakowym!

*

Postęp w sprawach technicznych jest nierównomiernie rozłożony: dajmy na to w Indiach, lepianki z gliny i nawozu sąsiadują z wieżowcami naszpikowanymi elektroniką.

Przeciętny nomada z Arabii Saudyjskiej, legitymujący się ilorazem inteligencji nieco mniejszym od swojego wielbłąda, posiada telefon satelitarny.

W Korei Północnej większość społeczeństwa opycha się trawą po to, by kilku kacyków mogło sobie pozwolić  na atomową broń.

Do jakiej dziury nie wejdziesz i gdzie nie zajrzysz, widzisz podejrzliwców, nieufniaków i węszycieli, a wszyscy ci szpiegunowaci ludzie są zaflegmieni podsłuchami, kamerami przemysłowymi, chipami.

Są wyposażeni w jednakie metki, stroje, fryzury, kałasznikowy i reklamy.

Mają bidony, wiaderka, lekuchne butelki z masy plastycznej; cała globalna wiocha upstrzona jest jednakowymi dekoracjami: od Alaski po Madagaskar ciągną się bezmiary McDonaldów i nadruki pepsi na koszulkach z Chin.

Od tajnych lodowców na pustyni Hulajdusza po niewidoczne lasy deszczowe Islandii, mamy namiastki luksusu.

Mamy atomowe sposoby na udowodnienie, że panujemy nad florcią i fauną.

Powiodły się nam eksterminacyjne obozy i odfajkowaliśmy palący problem ludobójstwa.

Wyszło nam z efektem cieplarnianym i przeludnieniem, chodzimy w skórach owiec zżerających wilki.

Polujemy na cudze kły, wieloryby i lwy.

Nie obcyndalamy się z Puszczą Białowieską i wycinamy w pień wrażą deltę Amazonki.

Przymierzamy się do jawnego klonowania człowieka, a jednocześnie pchamy się na Marsa, by i tam zaszczepić swoje mózgowe osiągi i wykony.

Z jednej strony jedziemy, by  chwalić się myślowym prostactwem, a z drugiej - nie możemy uporać się z nędzą i życiem na własnoręcznie skonstruowanej bombie zegarowej.

W miłej i rozkosznie jałowej atmosferze akademickich dyskusji, spędów i kongresów, przy stole uginającym się od zmodyfikowanej żywności, debatujemy o głodzie i zarobkowych dysproporcjach.

Umożliwiamy narodziny  warunków do rozszerzania się stref powstawania konfliktów po to, by się im na zimno przypatrywać i mieć co zażegnywać, gdy się za bardzo przybliżą do naszych granic.

Dla uspokojenia wiotkich sumień tworzymy Komitety Zwalczające Niekonstytucyjną EtykęMiędzynarodowe Trybunały do rozkładania rąk i łagodzenia skutków własnych pomyłek.

A równocześnie brakuje nam elementarnej wiedzy o odrębnych obyczajach i temperamentach tamtejszych mieszkańców, o ich odmiennej kulturze.

Z premedytacją nie wnikamy w przyczyny takiego czy innego ukształtowania ich losów, ich historii i naukowych osiągnięć.

Ze złośliwą zajadłością nie chcemy mieć pojęcia o istnieniu  państw, odrębnych wierzeń i ziem, które  pacyfikujemy i ugniatamy na swoją modłę.

Na wzór własny, zapyziały, ponieważ jesteśmy przekonani, że tylko nasza kultura i religia zasługują na istnienie i tylko one warte są narzucenia światu, a inne powinny sczeznąć.

Tak to w aspektach mentalnego rozwoju jesteśmy duchowymi paralitykami.

Tum się rozmarzył: ech, gdyby nie było  telewizji, atomówek, cybernetycznej pajęczyny i nagraniowych urządzeń w rzyci!

Do Australii jechało by się z pół roku.

A z powrotem, to najmarniej ze dwa, bo tyle do zobaczenia po drodze!

O Marksie, Leninie  i pomniejszych Putinach nie byłoby wzmianek, bo zanim by trafiły pod moją strzechę, już byłyby nieaktualne.

Nie trapiłaby mnie informacyjne chaosy i natłoki zbędnych wrażeń.

Byłbym wolny od powierzchownego rozumienia świata.

Nie miałbym oczopląsu do obserwowania szybkich zmian i jeszcze szybszego ich porzucania.

Nie doskwierałaby mi zblazowana nuda i rącza dekoncentracja, ta programowa niemożność skupienia uwagi przez dłuższy czas.

Nie dręczył by mnie przymus pogoni za coraz to nowszymi wrażeniami.

Nie byłbym wielozadaniowym połykaczem doznań, w zamian zaś wolałbym być wczorajszym człowiekiem!


Lecz wykrzyczawszy to, co rychlej wycofałem się z niewczesnych marzeń, bo uświadomiłem sobie, że w takim razie i mojego felietonu by nie było!



  Contents of volume
Comments (4)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Nie lekce bym ważyła marnego IQ ni wielbłąda, ni tym bardziej jego właściciela. Podczas gdy tutaj nasz geniusz tak na tych naszych himalajach - także intelektualnych - śmieci góruje, tam, na pustkowiach Sahary z jej ofertą NICZEGO, i ten czworonóg, i czworonoga dwunóg genialnie od tysiącleci? sobie radzą??

Ale fakt faktem: dzisiaj bez wirtualu jesteś jak bez głowy
avatar
Znajome spostrzeżenia, świetnie zebrane w felietonie.
Ostatnie zdanie pobudza do śmiechu.
avatar
Emilio!
W żądnym wypadku nie szło mi o lekceważenie, ale kontrast warunków bidy z technologicznym przepychem, A ze w tych pustynnych warunkach umie sobie Arab poradzić, zaowocowało powstaniem odrębnej kultury. Co, niestety, stało się przyczyną nierozumienia ich postępowania. O czym znajdziesz w książkach Ryszarda Kapuścińskiego.
pozdrawiam
avatar
Świat pustyni i jej nomadów zrodził lud Aramejczyków, których językiem mówił Chrystus.

Jako spadkobiercy po Nim powinniśmy mieć dużo więcej respektu dla synów tamtej ziemi
© 2010-2016 by Creative Media