Go to commentsPasztet z borsuka
Text 3 of 9 from volume: Opowiadania różne
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2011-09-28
Linguistic correctness
Text quality
Views10434

P A S Z T E T  Z  B O R S U K A


Tylko raz jadłem potrawę z borsuka,  pasztet zrobiony przez mamę. Nie zdarzyło mi się też nigdy, abym gdziekolwiek widział jakieś danie z tego, będącego pod ochroną, sympatycznego zwierzaka, jakkolwiek w wydanej nie tak dawno książce kucharskiej  spotkałem, ku memu zaskoczeniu, kilka przepisów na danie z mięsa borsuczego, między innymi na pasztet.

Późną jesienią roku czterdziestego piątego znaleźliśmy się w zupełnie obcym dla nas kraju, w opuszczonym gospodarstwie, wśród  różniących się od nas ludzi, dla których byliśmy śmiesznymi dziwolągami z zacofanych i biednych kresów. Zbliżało się Boże Narodzenie, a my mieliśmy na stół świąteczny trochę ziemniaków, mąki , oleju  i  słoniny, a Biała dawała codziennie trochę mleka, nie było więc głodu.

Ojciec z małym wujkiem Adasiem potrafili jednak, w razie potrzeby, z pełnej trudu i mało romantycznej epoki rolnictwa  cofnąć się do  wcześniejszej,bardziej ryzykownej i wymagającej więcej sprytu, epoki myślistwa. To, co robili w polu, mogło dać plony dopiero za rok, zaś święta były za miesiąc. Sama natura podsunęła im świąteczne danie.

„Jak oni złapali tego borsuka” - myślałem zaglądając i wkładając kij do każdej nory w zagajniku nad torami kolejowymi, gdzie chowały się dzikie króliki, zakładały gniazda wrony  i rosły jeżyny. Nory były ciche i zdawały się puste jak klepisko naszej nowej wielkiej stodoły. Całego borsuka nadzianego farszem z cebuli, kaszy i słoniny, z zaszytym nićmi brzuchem, obłożonym plasterkami słoniny, upiekła mama w piecu chlebowym, w którym piekła również pampuszki, podpłomyki,  kucmaki i kiszki. Nikt w okolicy nie miał na stole świątecznym tak wyszukanej potrawy. Zaden z moich rówieśników w Wieldządzu nie nosił też robionych własnoręcznie przez ojca butów z cholewami. Całą zimę smarowałem je borsuczym sadłem.

Skóra borsuka, porośnięta długimi włosami w czarno - białe cętki, wisiała długo na strychu, dopóki nie posiekały jej na sitko mole i ojciec musiał wyrzucić ją na gnojownik. Gdy zjedliśmy borsuka, codziennie na śniadanie były gotowane ziemniaki, na obiad ziemniaki odgrzewane ze skwarkami, zaś na kolację cebula z olejem i chleb. Urozmaicałem sobie ten jadłospis pestkami dyni, oraz buczyną.

Potem już nasz świąteczny jadłospis nie różnił się od potraw spożywanych przez naszych sąsiadów i nie było w nim oryginalnych dań. Na każde święta ojciec zabijał tłustą świnię, z której szynki, boczki, słonina i kiełbasy wisiały na strychu przy kominie, gdzie była wędzarnia. Całą świnię po zabiciu opalało się na dworze za świniarnią wiechciami słomy tak długo, aż  skórka na słoninie zarumieniła się na kolor złocistobrązowy. Dzieci dostawały czasem do zabawy, szeleszczący po wysuszeniu, balon z nadmuchanego pęcherza świni.

  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Bardzo wzruszające i niezwykle ciekawie napisane wspomnienia. Były to czasy!
Doskonała kompozycja, piękny i barwny język to dodatkowe atuty tego opowiadania. Warto przeczytać i przemyśleć.
avatar
Początkowo miałem ochotę napisać, że w stu procentach zgadzam się z komentarzem napisanym przez Przek. I zasadniczo tak jest. Jednak po kilku zdaniach dostrzegłem trochę potknięć interpunkcyjnych, ale nie tylko. Pomijam też nadmiar lub brak spacji oraz brak znaków diakrytycznych, gdyż to się zdarza każdemu. Ale w słowie "czarno - biała" to już nie jest przypadkowy nadmiar spacji, to jest zwyczajny błąd, który w wielu komentarzach już wskazywałem. Nie wiem też, skąd u tak wytrawnego prozaika mógł pojawić się zapis: "Jak oni złapali tego borsuka" - myślałem spoglądając...". Po jakie licho ten cudzysłów? Przecież autor nie cytuje kogoś, tylko zapisuje swoją myśl. Zamiast cudzysłowu przed początkiem zdania należało postawić myślnik. Trochę zalatuje mi to derylakowszczyzną, a Autor wie, co mam na myśli. Ponadto w tym samym zdaniu (złożonym) brakuje przecinków między dwoma sąsiadującymi czasownikami, a właśnie ten przecinek powinien rozdzielać zdania pojedyncze.
avatar
To makabryczne były czasy i ludzie by przeżyć uciekali się do zadziwiających rozwiązań. Borsuk do konsumpcji? Sam nigdy bym na to nie wpadł. Ale mój znajomy, który często odwiedza Ukrainę, przywoził stamtąd też borsuczy smalec nabywany tam w aptekach bez recepty. Tańszy niż psi, dostępny w tych samych miejscach. Więc tam, na wschodzie, borsuk pod różnymi postaciami jest też zwierzęciem do konsumpcji.
avatar
Mniam-mniam-mniam... co za pychoty!

W chudych latach 50-tych sto lat temu Mama karmiła całą naszą trójeczkę suchym chlebkiem

- i był wtedy w naszym sklepie sanatoryjnym tylko J E D E N jego gatunek, tzw. chleb sitowy -

zagryzanym łyżeczką drobno posiekanej posolonej cebulki wymieszanej z łyżką oleju /w tamtych czasach był dostępny tylko J E D E N jego rodzaj/.

Do szkoły Mama na śniadanie dawała nam owinięte w serwetki /w papierowej torebce po cukrze / pajdki tego chlebka posmarowane "murzynkiem" czyli słodką margaryną z czekoladą.

Obiady /trzydaniowe/ jadaliśmy w sanatoryjnej stołówce.

A na kolację był ten sam chlebek - tym razem ze smalcem.

Wszyscy - chłopcy i dziewczynki -powyrastaliśmy na schwał, i żadne z nas nie cierpiało ni na krzywicę, ni na kurzą ślepotę, ni na wodogłowie
avatar
Dieta musi być nie tyle zróżnicowana - jak to mamy dzisiaj - ile dobrze

z b i l a n s o w a n a.

Jako Polacy jeść powinniśmy nie banany, nie homary, nie mascarpone i nie ciorizo /bo to skutkuje problemami trawiennymi i nieuchronną otyłością/

a to, co mamy od zawsze tutaj u siebie za miedzą.

Czym jest makrobiotyka /ucząca nas jeść to, co masz w zasięgu rąk/ i jej dobroczynne błogosławieństwo?

Pasztetem z borsuka??

(patrz tekst i tytuł)
avatar
Dzisiaj bez opamiętania kłusowane przez dziesięciolecia borsuki są

POD CAŁKOWITĄ OCHRONĄ,

ale może powróćmy do hodowli zapomnianych gatunków rodzimych zbóż, ziemniaków, owoców i warzyw, zapomnianych rodzimych ras kur, ras świń, zapomnianych ras krów, kóz, królików czy owiec, bo

ta różnorodność potraw i dań w Polsce kiedyś była na-co-dzień.

Dlaczego w miastach nie jemy polskiej jagnięciny? Koźlęciny czy gęsiny? Przecież hodowla tych zwierząt jest relatywnie najtańsza, bo one s a m e skubią sobie trawkę i piją wodę nie z wodociągu a ze studni
© 2010-2016 by Creative Media