Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2018-02-03 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2759 |
O obyczajach kotów i ich psychice
Niemal ćwierć wieku temu mój młodszy, wówczas dziesięcioletni syn Łukasz oznajmił, że przestaje wydawać swą odręcznie pisaną „Gazetkę taką sobie”, gdyż chce być, jak to wówczas nazwał, przyrodnikiem na żywo. A oznaczało to tyle, że chce mieć w mieszkaniu kota lub psa. Na nic zdały się przekonywania, że nie mamy odpowiednich warunków mieszkaniowych, a tym bardziej przydomowego ogródka lub choćby dużego podwórka. Nie pomogła też próba przekupienia go lnianą torbą z napisem „Krajowa narada młodych działaczy Ligi Ochrony Przyrody” i wizerunkiem okazałego żubra jako symbolu tej organizacji. Pies lub kot miał być i koniec.
Wkrótce nadarzyła się niespodziewana okazja, by uratować przed uśpieniem kilkutygodniowe, szarobure kocię z bialutkimi łapkami. Psotka była z nami ponad szesnaście lat i miała status pełnoprawnego członka rodziny. Od innych kotów odróżniała się tym, że regularnie wychodziła na spacery prowadzona na smyczy, co czasami, przynajmniej na początku, wzbudzało sensację. Nie była ważna pora roku i doby, ona musiała wyjść i już. Pierwsze w danym dniu spacery odbywały się niekiedy o trzeciej lub czwartej nad ranem, kiedy żona wracała z pracy w redakcji jednego z ówczesnych wrocławskich dzienników. Psotka zawsze czekała na balkonie przynajmniej godzinę przed jej powrotem. Bardzo lubiła też podróżowanie samochodem, siadając na półce nad tablicą rozdzielczą i obserwując trasę jazdy. I jeszcze jedna nietypowa cecha Psotki. Uwielbiała ona zielone oliwki i potrafiła nawet wyrwać je z ust osoby jedzącej.
Jej następczyni Zuzia, również ze statusem członka rodziny, bialuteńka kotka z szaroburymi łatami i smutnymi oczami, trafiła do nas ponad siedem lat temu z Fundacji Kocie Życie, kiedy była zagrożona śmiercią z powodu biegunki głodowej. Chyba rozumiała, że uchroniliśmy ją przed niechybną śmiercią, bowiem natychmiast po powrocie do zdrowia okazywała i okazuje nam do dzisiaj niebywałą wdzięczność i chyba nawet miłość. Wita nas, kiedy wracamy do domu ocieraniem się o nasze podudzia, mruczeniem i jakby nieco uśmiechniętymi oczętami. Podobnie żegna nas podczas naszych wyjść. A kiedy ktokolwiek z nas usiądzie, ona natychmiast pojawia się na naszych kolanach, mruczy, przeciąga się, trze główką i grzbietem o nasze nogi i co jakiś czas spogląda nam w oczy, jakby sprawdzała, czy patrzymy na nią oraz zapraszała, by ją głaskać, co uwielbia. Zuzia w odróżnieniu od Psotki nie lubi spacerów na zewnątrz budynku i nie znosi jazdy samochodem. Kiedy przeczuwa, że planujemy jechać z nią do kliniki weterynaryjnej, zaszywa się w najgłębszy kąt mieszkania i milczy oraz nie wychodzi z ukrycia, kiedy ją przywołujemy. Uwielbia natomiast spacery i gonitwy z młodszą koleżanką Kajtusią na klatce schodowej. Na pierwszą tego typu przygodę oczekuje codziennie już od godziny siódmej, a kiedy zdarzy się, że czas wyjścia opóźnia się, skacze do klamki, przywołując w ten sposób na spacer swoja panią. Zuzia, wbrew powszechnemu przekonaniu nie pije mleka i nie jest zwierzęciem nocnym. Regularnie chodzi spać niemal z kurami, czyli około godziny dwudziestej. Śpi całą noc, wstając czasami w środku nocy, by posilić się suchą karmą, ale robi to cicho i dyskretnie, nikogo nie budząc. Ponadto bardzo lubi mieć obcięte pazurki. Kiedy dokonuję tego higienicznego zabiegu, Zuzia leży spokojnie, mruczy i od czasu do czasu podnosi główkę, jakby sprawdzała, czy jestem przy niej. Bardzo też lubi się fotografować. I chyba ostatnia jej charakterystyczna cecha. Ona w ogóle nie miauczy, a usłyszenie jej cichuteńkiego miauknięcia graniczy niemal z cudem.
Od prawie trzech i pół roku nieodłączną koleżanką Zuzi jest Kajtusia, piękna, szarobura kotka z dużymi, zielono-czarnymi, wyrazistymi oczami i potężnymi wąsiskami. Jako dzikie kocię wychowywała się przed blokiem, zwracając na siebie uwagę nie tylko urodą, ale przede wszystkim właśnie swoją dzikością. Około dwóch miesięcy żona dokarmiała stadko kotów, próbując jednocześnie jakoś obłaskawić i ucywilizować tę najpiękniejszą, mając nadzieję, że może wreszcie uda się ją chwycić i udomowić. Chwycić się ją jakoś udało, chociaż z wielkimi trudnościami, natomiast udomawianie trwa do dzisiaj. Jest dzika i nieufna, a szczególnie wobec mężczyzn; prawdopodobnie kiedyś była skrzywdzona przez jakiegoś mężczyznę. Do żony czasami podchodzi, ociera się o jej nogi i cudownie, donośnie mruczy. Wtedy pozwala się jej nawet pogłaskać. Zdarza się też, że sama wskoczy na chwilę na kolana swojej pani, ale każdy jej ruch czy nawet próba pogłaskania lub mój głębszy oddech albo mrugniecie powiekami kończy się ucieczką. Do mnie zbliża się jedynie wtedy, gdy jem jakąś pachnącą wędlinę. Wskakuje wtedy na stół i zachowując odległość ponad metra, patrzy na mnie prosząco swoimi pięknymi oczami. Zazwyczaj coś wyprosi, a wtedy odrobiną pokarmu kładę jej do miseczki i stawiam pod stół. Zje to dopiero wtedy, kiedy nie będę w zasięgu jej wzroku.
Kajtusia opanowała sztukę aportowania i robi to z zabawkową myszką. Kiedy chce się bawić, natarczywie miauczy, wzywając w ten sposób swoją panią. Żona rzuca jej myszkę, a ona biegnie za nią, chwyta do pyszczka, czasami nawet w locie, przynosi i miauczy, prosząc o kolejne rzuty. Zabawa ta może jednak odbywać się jedynie wtedy, kiedy mnie nie ma w pobliżu. Mój widok lub nawet najmniejszy ruch w innym pomieszczeniu powoduje przerwanie zabawy. Kajtusia lubi też bawić się wszelkimi szpulkami i kłębkami nici, włóczki lub wełny. Najczęściej robią to razem z Zuzią i wtedy zdarza się, że pomiędzy przyjaciółkami dochodzi do nieporozumień, zatargów, a nawet delikatnych bójek. Jednak pojawienie się mnie kończy te nieporozumienia, gdyż młodsza kotka natychmiast ucieka. Kajtusia, podobnie jak poprzednio Psotka i obecnie Zuzia nie pije mleka, ale w odróżnieniu od tamtych bardzo mało śpi. O każdej porze dnia i nocy jest na posterunku, pilnie obserwując otoczenie.
Zauważyłem, że Kajtusia szczególnie lubi obserwować mnie. Patrzy na mnie niemal zawsze, ale zazwyczaj z ukrycia. Nieustannie musi mieć mnie na widoku. Czasami dyskretnie wygląda zza ościeżnicy, zza węgła lub też patrzy przez lekko uchylone drzwi. Nawet kiedy śpię, ona cichutko wchodzi do pokoju, wskakuje na szafę i z góry obserwuje. Zawsze jednak zachowuje bezpieczną odległość.
Z tym ostrożnym i zachowawczym postępowaniem naszej Kajtusi kojarzy mi się pewne zdarzenie sprzed kilku dni. Byliśmy z żoną w jednym z hipermarketów, do którego raz w tygodniu chodzimy kupować karmę dla naszych kotek. W pewnym momencie dostrzegłem, że obserwuje mnie jakieś człekokształtne, wymoczkowate stworzenie z ospowatą twarzą, ciemnymi, podniesionymi brwiami i łysą glacą. Stworzenie to, podobnie jak Kajtusia, wnikliwie patrzyło na mnie, cały czas zachowując jednak bezpieczną odległość. Ja do przodu, ono też, ja się cofam, ono również, ja za regał, ono także. Pojawiły się wówczas u mnie dziwne, najprzeróżniejsze skojarzenia i przypuszczenia. Nie mogło to być jednak alter ego naszej pięknej Kajtusi, bowiem nie ma ona ospowatego pyszczka, czarnych, łukowatych brwi i łysej glacy.
Wrocław, 3.02.2018 r.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Ona Ciebie nie obserwuje, ona Ciebie pilnuje, żebyś się nie naraził komuś na Publixo.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeszcze raz dziękuję.
ratings: perfect / excellent
Widzę, że nie tylko ja jestem źródłem natchnienia dla dwóch popaprańców, ale nawet moje kotki. Jestem ciekaw, czy gdybym napisał o świniach, to też świnie były dla nich źródłem natchnienia i emocji? Sądzę, że tak, dlatego komunikuję, że o świni też już pisałem. Łatwo odnaleźć w cyklu "Przyjaciele z dzieciństwa" tekst pt. "Łatka". Możecie z nią lub nawet z każdą inną świnią się utożsamiać.
ratings: perfect / excellent