Author | |
Genre | common life |
Form | article / essay |
Date added | 2018-07-03 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1508 |
Wszystko, co do nas przychodzi, ma sens...
Ani i Jackowi
Truizm?! To prawda znana i powtarzana, której nie da się podważyć. Ale kiedy przychodzi coś nagle, często wywołuje silne emocje i pytania, na które brakuje odpowiedzi; dlaczego teraz, skąd się to wzięło, jak wytłumaczyć i po co, jaki w tym sens?
Jeśli wiedzie się życie tylko w jednym miejscu, nie odczuwa się wielu zaskoczeń, zdziwień czy oryginalnych przeżyć; jeśli więc zdarza się coś nagłego, to każe myśleć o tym długo, nawet latami.
Ania – moja bratowa od dwudziestu pięciu lat – ma mnóstwo powabu. Gdyby chcieć opisać jej przymioty, trzeba by poświęcić niejeden poemat. W elegancji i szyku niewiele kobiet może jej dorównać, w aranżowaniu otoczenia – jeszcze mniej, w układaniu kwiatów – żadna, przynajmniej mi znana, która zawodowo nie para się dekoratorstwem. Od zawsze była dla mnie niedościgłym wzorem, który po cichu obserwowałam, naśladując z miernym efektem.
Nagłe przyszło z rana. Jakoś na początku września. Byłam w klasie, gdy ktoś wezwał mnie do sekretariatu, by odebrać telefon. Już po pierwszym słowie zorientowałam się, że naszą rodzinę dotknęła tragedia. Ciągle nie dowierzając, zadawałam tysiące pytań: jak to się stało, czy aby na pewno, kiedy, gdzie, kto to widział, dlaczego ona, co dalej? Pytania te jeszcze długo mi towarzyszyły, choć nie odpowiadałam na nie głośno, co najwyżej w ciszy mojego domu czy serca.
Kiedy odłożyłam słuchawkę i rozejrzałam się dookoła, zrozumiałam, że ani lekcje, ani uczniowie, ani pytający wzrok dyrektora a tym bardziej zdziwione oczy sekretarki nie są nic warte, bo naszej Ance (jak ją często określamy) nagle zawalił się cały świat.
Od tego dnia nie ma lewej ręki; siewnik, do którego włożyła dłoń, poszatkował ją na części aż po łokieć. Lekarzom nie udało się nic uratować. Ręki nie można było przyszyć, nawet poskładać, została w częściach, cząstkach, fragmentach, fragmencikach na trybikach, bębenkach, przekładniach, w całym mechanizmie siewnika. Gdy nasz ojciec wyjmował te „Ancyne” części z maszyny, płakał jak dziecko.
To nagłe, które przychodzi do nas, najlepiej mówi o tym, jacy jesteśmy. Tuż po wypadku nasza mama opowiadała, że Anka, trzymając kikut zdruzgotanej ręki, przenoszona właśnie do helikoptera, prosiła swoją siostrę, żeby zająć się Jackiem. Powiedziała, że on ma chore serce i może coś mu się stać... Jej mąż – właśnie Jacek, który wcześniej siedział za kierownicą traktora, ciągle był w szoku i rzeczywiście doznawał silnych emocji. Krzyczał i płakał, rzucał bezwładnymi rękami, siłą myśli próbował zmienić to, co właśnie się działo.
Nieraz wyobrażałam sobie ten wypadek, zastanawiałam się nad słowami Anki, nad tą chwilą, jej odpryskiem, gdy ręka mojej bratowej przepadła w czeluściach szarpana przez nagłą okoliczność. Myślałam o rozpaczy mojego brata, który w bezsilności nie mógł się bardzo długo odnaleźć a życie musiał zbierać kawałek po kawałku.
I naprawdę zazdroszczę im takiej miłości, która między ja i ty, każe wybierać TY. Taka miłość poskleja wszystko, choćby było rozbite na tysiące cząstek.
ratings: perfect / excellent