Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2018-08-21 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1628 |
CZY TO WIDZICIE?
Kłótnia, awantura, nieustająca zadyma polityczna –to odbywa się na ulicach i w salonach pomiędzy obozem rządzącym a proponujących się w tej roli, ale tymczasem odepchniętych od koryta. Jedni i drudzy mówią, że to co robią, czynią w imię prawa. I konstytucji. W mediach wypowiadają się autorytety – o tym, kto ma rację, a kto nagina interpretacje rzeczywistości i sytuacji do swoich oczekiwań. Różnice interpretacyjne istnieją nawet wśród sędziów Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. W telewizji widzę paradę specjalistów, czyli wykładowców prawa z różnych, często „renomowanych” uczelni, kształcących przyszłych prawników. Jedni mówią tak, inni inaczej. Rzecz okazuje się zaskakująco trudna w ocenie. Kiedy na to patrzę, widzę spore różnice zdań między „fachowcami” od stanowionego prawa. Tymi, którzy doradzają przy jego tworzeniu i pomagają je interpretować.
Ci wielokrotni współtwórcy aktów prawnych nie są zgodni co do własnych wytworów. A są oceniani jako AUTORYTETY i tak prezentowani w mediach. Ale bez problemu jest znalezienie takiego, który powie „to dobre”, by zaraz potem pokazać takiego, który powie „to głupi bełkot”. Jedni i drudzy uczestniczyli jako doradcy w tworzeniu prawa stanowionego.
Czy to widzicie, że „autorytety” w dziedzinie prawa stanowionego w Polsce nie są zgodne, co do jego interpretacji? Ja jestem przerażony tym stanem rzeczy. Obecny konflikt między władzą a proponującym się na ich miejsce odsłania mroczny fakt, że rządzące naszym życiem akty prawne są zrobione z gówna. Prawo jest twarde, ale to raczej pochodna obstrukcji jego twórców.
Człowiek ma 18, 19 lat, kiedy udaje mu się rozpocząć studia prawnicze. Ma lat 23, 24, może 25 kiedy zaczyna realizować jakąś specjalizację. Czyli wgryza się w jakieś pojedynczy aspekt tematu. Potem może zrobić doktorat z tej dziedziny. Ma lat ponad 30, kiedy nieszczęśliwie spotykamy go jako sędziego lub prokuratora na sali sądowej, gdzie mówi nam, że powinniśmy znać prawo równie dobrze jak on i mamy pecha nie posiadając równorzędnej wiedzy, bo gdyby tak było moglibyśmy przysiąść do dyskusji o interpretacji paragrafów.
W szkole mamy matematykę, język polski, ewentualnie jakieś przedmioty specjalistyczne – a ja oddam wszystkie swoje włosy za wskazanie szkoły, która uczy podstaw prawa, którego wszyscy mamy przestrzegać. Jako, że niektórzy powstrzymują się od dalszej edukacji na poziomie gimnazjum, pytam gdzie w podstawówkach i gimnazjach uczy się prawa? Bo prawnicy spotkani na sali sądowej są bardzo zdziwieni tym, że świadkowie, ofiary, oskarżeni nie studiowali prawa tyle lat, co oni. I, w efekcie, nie znają go tak dobrze, jak oni.
Ale to co w mediach ostatnio oglądamy to prezentacja tego, że nawet twórcy tego prawa też go nie znają. To chyba jest koń. Nie, to raczej krowa. A mnie się wydaje, że to dwa psy i kaczka.
Nikt mnie prawa nie uczył, choć oczekuje się ode mnie, że będę go przestrzegał. Kilkakrotnie zadałem sobie trud i przeczytałem różne akty prawne blisko mnie dotykające. I wiem z tych doświadczeń, że znajomość prawa pomaga. Lektura Kodeksu Wykroczeń ( przed tą haniebną nowelizacją wprowadzającą penalizację za picie alkoholu w miejscach publicznych) postawiła mnie na całkiem nieoczekiwanej pozycji w dyskusji z przedstawicielami organów władzy. Ich konsternacja to bezcenne doświadczenie. Świadomość regulacji zawartych w Prawie Energetycznym i tych dwóch rozporządzeniach o wykonywaniu prac szczególnie niebezpiecznych ( z 1997 i 1999) znacząco wpłynęła na moje życie zawodowe – chiński żyd, u którego pracowałem nie przedłużył mi umowy o pracę, gdy domagałem się respektowania tych aktów prawnych.
Ale ja zapoznałem się z tymi książkami, bo chciałem napić się piwa po pracy, a tą wykonywać rozsądnie.
Wiele jednak z aspektów mego życia dotyka Kodeksu Karnego, Kodeksu Prawa Cywilnego, Prawa Handlowego i pewnie jeszcze jakiejś innej grubej książki o mało wciągającej intrydze. Kto zna to wszystko? Odpowiem: nikt. Mamy takie prawo, które powinni znać wszyscy, ale którego nie zna nikt. Cywilista radzi się karnisty. A ja mam to wiedzieć zanim podejmę jakieś działanie.
I na dodatek mamy co czas jakiś przykłady prawników, którzy, mimo świadomości tego, że robią rzeczy podlegające penalizacji, ochoczo się w nie angażują. I ja, patrząc na nich z boku, bez świadomości tego, że oni z pełną świadomością to robią, mogę zostać przez nich do tych aktywności przyhołubiony jako leszcz albo „słup”.
Prawo naturalne jest proste. Nie zabijaj. Nie kradnij. Nie kłam. Ogólnie: nie rób krzywdy tym wśród których żyjesz. I do jego interpretacji nie potrzeba prawników.
Dziś jednak oglądam kłótnię prawników co do prawa stanowionego, którego w dużej części są twórcami. Mam ich traktować jako autorytety w sprawie jego interpretowania?
A wreszcie, skoro nikt mnie nie uczył prawa, bo jestem tylko pracownikiem fizycznym, CZY MAM TO PRAWO RESPEKTOWAĆ? Wiem, muszę to robić. Choć nawet jego współtwórcy nie są zgodni co jego interpretacji i stosowania.
Otóż nie. Jest z porcelany, którą chamowi łatwo potłuc.
Całkowicie się zgadzam, że poziom edukacji w zakresie prawa jest beznadziejnie niski. Przecież to proste, ktoś kto go nie zna ma się bać wszystkiego, zapytać o wszystko, czy mu wolno i o to chodzi. Wyobraź sobie, że zamiast religii w szkołach uczyłoby się propedeutyki prawa poświęcając na to tyle samo godzin.
Pozdrawiam,
ratings: perfect / excellent
Nie może być, żeby oszukany/potrącony/ograbiony/napadnięty/pobity/zgwałcony miał się z napaści po wielekroć jeszcze tłumaczyć!
Poprzednia władza ustanawiała prawo tak, żeby "pierwszy milion" można było ukraść zgodnie z zasadą "wszystko, co nie jest zabronione prawem, jest dozwolone". Etykę pominięto milczeniem.
Obecna władza zmienia to prawo, jednak zpotrzeby bieżącej rozgrywki politycznej zdecydowanie przeważają nad dążeniem do stworzenia stabilnego i zrozumiałego systemu prawnego.
Już starożytni mówili "Leges ab omnibus intellegi debant". Rzadko można usłyszeć tę maksymę, która brzmi po polsku: "Prawo powinno być zrozumiałe dla wszystkich". Prawnicy na pewno nie są tym zainteresowani, bo z czego by żyli?
W obecnym konflikcie wokół Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego i KRS mam wrażenie, że instytucje te oraz rząd i parlament są sędziami we własnej sprawie. Ale kto ma byc tym sędzią? Ot, pułapka trójpodziału władzy, bo takie spory są nie tylko u nas.
Pozdrawiam
Indolencja wśród ekspertów - a za takiego przecież również Wysoki Sąd trzeba uznać - kładzie nas na łopatki.
Od ognia, moru i głodu -
Oraz od sędziów
Niekumatego narodu -
Wybaw nas, Panie!