Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2018-09-04 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1680 |
teraz kiedy wiemy
że potężne grawitacje naprawdę zwalniają czas
za późno by wracać
gdy godziny odciskają się latami
a słowa przenikają mimo próżni
boli brak dodatkowych wymiarów
spotkajmy się na granicy snu
tam gdzie jeszcze lekko mrowią palce
a niewiara przestaje mieć znaczenie
centymetr poniżej Twojej skroni
Leżał przede mną wiersz.
Nie taki ekranowo-ulotny, którego może zabić byle skok napięcia czy fałszywy impuls w komputerze, ale namacalny, na kartce papieru.
Mogłem go dotknąć, powąchać, przytulić policzek do śliskiej powierzchni i wdychać.
Albo spopielić w ogniu wydarzeń i czasu lub zamknąć w koszu, zmiętego w kulkę przez zbyt dokładną sprzątaczkę.
To był wiersz Magdy.
Specjalnie napisany dla mnie.
Wersy wrzały emocjami, bólem, miłością. I rezygnacją niemożności.
Takie rzeczy czyta się naprzemiennie. Góra – dół, w huśtawce nastrojów i tęsknot.
Trwała zagrożona ciąża kochania niedotykalnego. Po arteriach tętnic i żył krążył chemiczny neutralizator w kapsułkach, którymi mnie faszerowano.
Poprzez naczynia włosowate, środek docierał do każdej komórki ciała, rozbrajając tkwiące w nich mikroładunki, gotowe do eksplozji. Tykające bomby mogły wybuchnąć w każdej chwili i wynieść do niej z siłą jądrowego odrzutu.
Właśnie tego nie wolno było zrobić.
Właśnie dlatego potulnie łykałem tę truciznę, która miała za zadanie ją zabić. Czyli mnie też.
Zostawić pustą skorupę niespełnienia, która będzie chodziła, mówiła, ale już nic nie będzie czuła.
I nawet może wyglądać tak samo, jak przed jej istnieniem.
W oknach kraty, a za nimi potulny pan mrok.
Przylepiający się do niewielkich wspomnień i malutkich marzeń. Głaszczący ciemną ręką, ból i podający ze zrozumieniem w oczach, napar z melisy i ukojenia.
Jednak strasznie boli, panie mroczny doktorze.
Warknęły werble szpitalnej codzienności.
Przyszli we trzech. Przysiedli na łóżku, gniotąc swoje nakrochmalone kitle.
Konsylium.
Zadają pytania, na które nie ma odpowiedzi. Do dupy z takimi lekarzami.
Kolejne medyczne terminy, nazwy nowych leków, ustalanie przebiegu terapii.
Poszli.
Na korytarzu słyszał rosnący gwar, takich jak ja, pacjentów. Chorych na miłość.
Zamknąłem oczy i położyłem dłoń na kartce.
Palce prześlizgnęły się pomiędzy literami. Po chwili znalazłem się w mlecznej przestrzeni, zawieszony bez ciążenia. Gdzieś wysoko w górze kłębiły się światy. Mieszające się w pozornym bezładzie, galaktyki, czarne dziury, czerwone karły i białe olbrzymy. Węzły newtonowskich i einsteinowskich równań spajały ten chaos. Czasoprzestrzeń czujnym okiem śledziła grę, nie dopuszczając do odstępstw od odwiecznych zasad.
Ona tam jest. Wiedziałem to, czułem.
Uwięziona między wymiarami, makrokosmosem i liniami przeznaczenia, pewnie woła bezgłośnie moje imię. Otwiera z wysiłkiem usta i nic.
A ja słyszę. Trzeba wejść i ratować.
Wirujące bezładnie, litery wiersza zaczęły układać się pod nogami w schody, prowadzące na górę.
Zacząłem wspinaczkę. Co chwila przystawałem, opierając dłonie o uda i ciężko dysząc.
Cholerne papierosy.
Ale zbliżałem się powoli do szaleństwa wirujących zjawisk. Jeszcze tylko parę stopni...
Trzasnęły o ścianę otwierane drzwi. Zadzwoniła źle zamocowana szyba.
Śliczna była ta pielęgniarka w króciutkim fartuszku, który w bardzo niewielkim stopniu przesłaniał kształtne uda. Uśmiech też miała czarujący.
– Panie Piotrze. Czas na leki. Mamy trochę nowych, przepisanych dziś przez lekarzy. Jak minął dzień?
Otwarte na oścież skrzydło okienne uderzyło z hukiem o framugę. Po chwili otworzyło się znowu. Zafalowały rzęsy firanek. Przeciąg.
Zabrał podstępnie kartkę, która zawirowała wściekle za oknem.
ratings: perfect / excellent
Więcej nic.
Jakby dwoje obserwowało tą samą sytuację.
Narrator i peel.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Dzięki.
W zasadzie oceniamy literaturę na literackim portalu, ale znowu adminka przysypia wybiórczo.
Co ci się stanęło, refluksjo refluksowa? :)