Go to commentsCesia, Mela i ja
Text 4 of 15 from volume: Różne
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2018-09-27
Linguistic correctness
Text quality
Views1435

Cesia, Mela i ja


Odkąd pamiętam, zawsze w tej konstelacji coś nie grało. A to Ceśka strzelała focha, kiedy Mela i ja nadawałyśmy na tych samych falach, chodziła wtedy z zadartym nosem, twierdząc, że nie potrzebuje łaski. Innym razem Mela, to jedna z tych, co to ze wszystkich śmiać się będą, ale nie żartuj z niej, boś wrogiem do końca życia. No i ja, a tak właściwie najczęściej to ja byłam poza zasięgiem, pewnie za sprawą natury dość zalęknionej i skłonnej do uników. Dziwny to był układ, bo w sumie wszystkie się bardzo lubiłyśmy, ale w trójkącie nie było nam po drodze… I tak od przedszkola razem, podstawówkę też razem, znaczy się w jednej klasie byłyśmy. Prócz szkoły łączyła nas drużyna harcerska, do której trafiłyśmy za sprawą Cesi i jej starszej siostry. Fajne to były czasy, wszyscy mieliśmy po równo, to znaczy g… mieliśmy, no z małymi wyjątkami, bo akurat tato Cesi był za granicą, skąd słał paczki żywnościowe. Raz nawet, będąc u Cesi przed szkołą, zostałyśmy obdarowane bananem, to jest Cesia kroiła banana na kawałki i dawała z widelca prosto do ust naszych. Pyszny ten banan był, słodziuchny, no i amerykański, nie polski tak jak teraz. I tak nam czas leciał, na zabawach, nauce i biwakach harcerskich. Miałyśmy taką tradycję, że przed szkołą spotykałyśmy się u jednej z nas i gotowałyśmy jakieś dania. Różne to były dania, najczęściej wymyślane przez nas, do ulubionych należały frytki i omlety. Trzeba było tylko dobrze wywietrzyć potem mieszkanie, bo rodzice od razu by wiedzieli, co się wyprawiało…


Tego dnia siedziałyśmy u Meli. Do szkoły było na popołudnie, więc miałyśmy sporo czasu. A że wtedy jeszcze byłyśmy w porozumieniu z chłopakami z klasy, do Meli przyszli Bronek i Jasiek. I Bronek właśnie, stojąc na balkonie Meli, wykrzyczał w pewnym momencie:

- Helka, ktoś jest w twojej kuchni! Z balkonu Meli był świetny widok na moje mieszkanie na czwartym piętrze w bloku naprzeciw. Zamarłam, bo w domu nie mogło być nikogo, rodzice w pracy, brat w szkole, no i ja u Meli.

– Niemożliwe – powiedziałam wychodząc na balkon. - Przyjrzyj się dobrze – nie odpuszczał Bronek – o firanka się rusza, widzisz? Teraz to już wszyscy staliśmy na balkonie i wpatrywaliśmy się w okno kuchni. Faktycznie firanka ruszała się nieznacznie. Serce zaczęło mi bić szybciej, bo to z pewnością musiał być złodziej. Tylko wypowiedziałam swoją obawę na głos, a tu już grzmieli mi do ucha: dzwoń do taty, trzeba zgłosić na milicję. Aha, zapomniałam nadmienić, że tato mój milicjantem był, co więcej w pracy wtedy dyżurował, więc zadzwoniłam natychmiast i zgłosiłam tacie osobistemu włamanie z zamiarem kradzieży w naszym mieszkaniu. Tatuś wysłuchał, wypytał raz jeszcze, co widziałam, a darli się, że wysoki… ten złodziej, rzecz jasna, no i przyjechało trzech milicjantów, w tym tato. Do tego czasu mieliśmy czekać i nic nie robić, broń Boże wychodzić na górę. Dziarskim krokiem weszli panowie stróżowie prawa do klatki i się zaczęło: niuch, wzdryg, podbieg, niuch, wzdryg, podbieg. Jak te surykatki w „Królu lwie” przemierzali po trzy schody naraz, by w końcu stanąć pod naszymi drzwiami. Dwóch osłaniało tatusia, który był głowę przyłożył do drzwi i nasłuchiwał. Faktycznie dało się słyszeć dobiegające z mieszkania jakieś kroki. W końcu otworzył drzwi, wpadł do środka, a za nim dwaj koledzy mundurowi. Sceny rodem z 007 zgłoś się ukazały się naszym oczom. Tatuś wpadł do jednego pokoju – pusto, dyla do drugiego też pusto, w tym czasie kipisz w szafach robili koledzy taty, sądząc, że włamywacz się schował. Po dokładnym przeszukaniu mieszkania i nieujęciu złodzieja, którego najwyraźniej nie było, tato pogratulował nam odwagi i rozsądku, po czym odjechał z kolegami na służbę.


I tak skończyła się akcja milicyjna. Firanka w oknie ruszała się za sprawą przeciągu, gdyż w kuchni był uchylony lufcik, a odgłosy, które słyszeliśmy, dobiegały z innego mieszkania, w bloku bowiem akustyka pozostawia wiele do życzenia.


  Contents of volume
Comments (11)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ech, ta młodzieńcza fantazja. Uśmiałam się. :D Ale najważniejsze, że czujność była zachowana. Zwłaszcza milicjanta Taty i jego towarzyszy milicjantów.
avatar
O tak Michalszko, fantazją mogliśmy się wtedy dzielić:)
avatar
I tak oto przeciąg w kuchni został namierzony i pojmany! :))) Bardzo sympatyczne opowiadanie. Z pzyjemnością... :)
avatar
Chyba miałem coś tu zaproponować w konstrukcji, ale zginął mój koment.
To nic nie zaproponuję, jak sobie ktoś nie życzy.
Pozdrówka.
avatar
ale fajowe! mię sie przypomniały przygody Pana Samochodzika i Wakacje z duchami
świeży powijew wspomnien jeee
braaawwo
avatar
Gruszko i Angelo dzięki za wizytkę.:)

Puszczyku to w obyczaju o rodo proponowałeś korektę i koment jest nadal, ja nigdy niczego nie usuwam i nie blokuję:)
avatar
Nie czaję, Erato.
Jam prosty historyk, a komentu nie ma.
Co ma do tego RODO?
avatar
Erato nie daj sie wciągnąć w psychoze znikających komętarzy! nie ić tą drogą! Ludwiku Dornie! Sabo! Nie idżcie tą drogą...
prosty historyk z zadęciem specjalysty od spraw wszelakych he he
ciekawe jak bardzo puszczyk bal sie prawdy o swoich wjerszowanych ekspertyzach że aż musiał Angelikę zaczernic hehe
avatar
Oczywiście, że nie musisz dać się wciągnąć.
Stwierdziłem po prostu, że nie ma mojego, wcześniejszego komentu.
Kto chce mnie znaleźć i mną się zająć, to znajdzie, ale nie na swoich warunkach.
I pogrąża się coraz bardziej.
Jeśli masz życzenie, to prześlę własną konstrukcję na PW, bo tu się duszno robi.
Od nieznanych mi osób i ich klonów.
avatar
Erato i Michalszka oraz Arcydzielo (od wczora wieczora) zostały utożsamjone ze mła! maj gad :)
dawej, czekam na ten PW he he
avatar
Wspomnień dawnych czar... Świetne charakterystyki bohaterek, zdrowy dystans do wszystkiego, życzliwe nastawienie do ludzi i świata, no, i ta przygoda z włamywaczem.

Erato, gdzie Pani jest

??
© 2010-2016 by Creative Media