Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2018-10-13 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1138 |
Kraków, 1957 r.
Spełniły się więc moje najgorsze obawy.
Nie będę mógł już więcej wypić szkolnej kawy.
Trafiłem do poprawczaka nie z własnej winy.
Nie przypuszczałbym, że to się stanie za chiny,
Ale zawsze znalazł się jakiś wyższy chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym:
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany,
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją nie korzyść upośledzonego.
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej
I zacząłem od nędznej przygody sromotnej:
Inny wyższy kondony w łazience rozwiesił,
Jakiś gówniarz mnie jako kapusia polecił,
Pobity i srogo znieważony zostałem
Oraz zemścić się natychmiast postanowiłem.
Uderzyłem więc Wyższego cegłą prosto w łeb
I do poprawczaka wysłał mnie kurator-zjeb.
Tak znalazłem się w poprawczaku zaniedbanym
Z bandą chuliganów oraz księdzem nachalnym.
Z początku nie było wśród nas żadnej dziewczyny,
Ale jedynie kwestią czasu były zmiany.
Trafiła do nas długowłosa białogłowa.
Była z trudnego domu – jej matka to wdowa.
Ciekawe jak bardzo musiała narozrabiać –
By tu trafić trzeba się naprawdę postarać.
Od razu większość chłopaków się zakochało,
Drzwi z toalet starannie zamykać zaczęło.
Towarzyszka chamska się jednak okazała
Oraz pracować za bardzo z nami nie chciała.
Minął miesiąc i ogłoszono czyn społeczny.
Kopać rowy musiał każdy młokos niegrzeczny.
Prace przedłużyły się nam aż do wieczora:
Przy sztucznym świetle pracowała nasza sfora,
Zasilanym z dość dużego generatora.
Pilnujący poszedł zapalić papierosa,
A nam od razu znudziła się więc robota.
Odwróciłem się trochę rozmyślać nad życiem
I nad tym, co będę znów robił pod prysznicem…
Nieopodal generatora sobie stałem,
Kiedy silne odepchnięcie nagle poczułem.
Odruchowo również tego kogoś popchnąłem,
Nim że to wyższa dziewczyna się zorientowałem.
Facetka na generator tyłem wleciała
I na domiar złego włosy w silnik wkręciła.
Usłyszałem okropny dźwięk jak darcie pasów,
Zagłuszony zaraz przez gamę różnych wrzasków.
Maszyna za włosy towarzyszkę wciągała,
A banda moich kolegów ją ratowała.
W końcu wyszarpnęliśmy ją ze szpon stalowych.
Nie znaleźliśmy nigdzie jej włosów skrwawionych.
Jej głowa była jedną pulsującą raną
Z zapłakaną, pośrodku, przerażoną twarzą.
Jej zsikane spodnie widziałem mimo mroku.
Pamiętałem pod prysznicem o tym widoku…
Natychmiast pomoc zdecydowałem udzielić.
Wiedziałem, że ranę trzeba szybko odkazić,
Więc flaszkę z napisem: „alkohol etylowy”
Wylałem prosto na jej krwisty czubek głowy.
Koledzy ledwo dawali radę ją trzymać,
Bowiem zaczęła przeraźliwie się wydzierać.
Widowisko przerwał dopiero pilnujący
Zaraz po tym jak potłukłem flaszkę niechcący.
Ze względu na to, że skalpu nie znaleziono,
Głowę dziewczyny na zawsze okaleczono.
Alkohol, którego użyłem do jej głowy,
Na domiar złego, okazał się być skażony.
Metanol przedostał się do jej krwioobiegu
I pozbawił dziewczynę zmysłu wzrokowego.
Teraz, łysa i ślepa w depresji leżała.
Pewnie nigdy więcej nie będzie się ruchała…
Podczas rozprawy nie liczyła się łaskawość.
W sumie wszyscy stracili do mnie cierpliwość.
Lania jakie dostałem nie sposób opisać:
Po miesiącu mogłem jeszcze strupy zdrapywać.
Zostałem umieszczony w zakładzie zamkniętym,
Gdzie rozmyślałem nad własnym życiem poczętym.
Jak to jest, że mogę mieć pecha tak strasznego,
Że też wszędzie, gdzie jestem, stanie się coś złego?!
Podjęto decyzję, by mnie wysłać do wojska -
Surowe zasady, a atmosfera swojska.
Jaki więc będzie morał tejże opowieści?
W pędzącej maszynie niemal wszystko się zmieści…