Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2018-10-14 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1189 |
Kraków, 1957/1954 r.
Zawsze znalazł się obok jakiś wyższy chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym:
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany,
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją nie korzyść upośledzonego.
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej
I zacząłem od nędznej przygody sromotnej:
Inny wyższy kondony w łazience rozwiesił,
Jakiś gówniarz mnie jako kapusia polecił,
Pobity i srogo znieważony zostałem
Oraz zemścić się natychmiast postanowiłem.
Uderzyłem więc Wyższego cegłą prosto w łeb
I do poprawczaka wysłał mnie kurator-zjeb.
Tam dopiero wydarzyła się rzecz straszliwa:
Popchnąłem dziewczynę, wciągnęła ją maszyna.
Oskalpowana cała jej głowa została.
Odkaziłem metanolem. Oślepła cała.
Po tym wcielono mnie do jednostki wojskowej.
Nie mogłem lecz sam dotykać broni gotowej.
Musiałem za to ciągle sprzątać i gotować.
Absolutnie nic nie mogło się tam marnować.
Uczestniczyłem także w ćwiczeniach na basenie,
Gdzie niezwykle ważne było filtrów czyszczenie.
Nocne pływanie kapral sobie upodobał.
Wysoki mężczyzna wspaniale też nurkował.
Pewnego dnia sprzątałem tam prosto z przepustki.
Na umycie filtrów zużyłem wszystkie chustki.
Rozkojarzony zapomniałem o osłonce,
Co niestety miało tragiczne konsekwencje.
Kapral wieczorem przyszedł jak zwykle popływać.
W tym czasie ja zaczynałem naczynia zmywać.
Nagle cała jednostka usłyszała wrzaski.
Upadły mi talerze, każdy słyszał trzaski.
Czym prędzej szeregowi na basen pobiegli,
A widok, który ich czekał każdego zemdli.
Nasz kapral został tyłkiem do filtra przyssany.
Woda wokół niego przybrała kolor rdzawy.
Jeden żołnierz pobiegł na dół wyłączyć pompę,
A dwóch innych bohatersko skoczyło w wodę.
Wyciągnięto kaprala, gdy pompa zwolniła.
Nie zapomnę jak za nim smuga krwi się wiła.
Kapral doznał poważnych obrażeń wewnętrznych.
Takich rzeczy nie było w horrorach najcięższych.
Jelita chłopa zostały niemal wyssane.
Całą noc starano się je zszyć popękane,
Jednak kapral zmarł niestety o wschodzie słońca.
Mało kto by życzył komuś takiego końca.
Nie była dobrym zabiegiem ta lewatywa.
Winny byłem ja oraz od filtra pokrywa.
Sprawę przeciw mnie prowadził prezes Jan Mitek –
Sędzia, którego obchodził jedynie przybytek.
Ku rozpaczy rodziców na śmierć mnie skazano
I w trybie natychmiastowym mnie rozstrzelano.
Zamknąłem oczy, a pociski wystrzeliły
I błyskawicznie me ciało przepołowiły.
Ogarnął mnie mrok. Ujrzałem światło w tunelu.
Myślałem, że będą tam kobiety w burdelu,
Acz ku mej rozpaczy był tam on: Wyższy Chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Toż to od niego wszystko, co złe, się zaczęło,
A teraz moje marne życie się skończyło.
Wyższy z uśmiechem wchłonął mnie do swego świata.
Ujrzałem, że każdy w tym uniwersum lata.
To musiał być jeden z piekielnych kręgów,
A Wyższy sam w sobie musiał być jednym z diabłów.
Pokazał mi obrazy: jak w szatni mnie strącił,
Jak spaliłem piwnicę, jak mi w klasie mącił.
Zobaczyłem też moje późniejsze ofiary:
Dziewczynę bez włosów i inne nocne mary.
Był tam też kapral ze zwisającym jelitem,
Ten z rozbitą głową i ten, którego biłem.
Wszyscy mnie chwycili. Zacząłem krzyczeć głośno.
Wtem nagle poczułem jak ktoś mnie szturcha mocno.
Znalazłem się w klasie tuż obok Franka.
Więc przyśniła mi się ta cała rymowanka
Oraz cztery poprzednie! Cóż za dziwna sprawa!
Za mą postawę nie należały się brawa.
Spanie na lekcji odnotowano w dzienniku
I za karę nie mogłem więcej chodzić siku.
Od Wyższego trzymałem się z bardzo daleka.
Nie wiadomo było z kogo z nas będzie kaleka…