Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2011-12-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 2439 |
Diabli nadali taką pogodę. Ciężkie, brunatne chmury zakryły Tatry. Nie było nic widać powyżej miejsca, gdzie zaczyna się rozbieg skoczni narciarskiej na zboczu Wielkiej Krokwi. Zakopane skryło się we wrześniowym, ulewnym deszczu. Wieczorem przestało trochę padać a wtedy z hotelu „Hyrny” stojącym u stop Krokwi zaczęli wychodzić uczestnicy seminarium dla dyrektorów zakładów gospodarki komunalnej. Przewodnik prowadził ich ku miejscu, gdzie w stylizowanej na góralski szałas restauracji czekała kolacja z niespodziankami. Woda chlupotała pod płytami betonowego chodnika, gdy szli obok siebie dyrektorzy z Gomunic i Kamieńska. Trzeba było jeszcze podejść pod górę po oślizłych stopniach. Było przeraźliwie zimno. Krople wody spadające z przemoczonych koron drzew wpadały im za kołnierze wywołując nieprzyjemne dreszcze. Drzwi do chaty były szczelnie zawarte. Przewodnik walił w nie mocno jakimś ciężkim przedmiotem. Po chwili nerwowego oczekiwania wierzeje otwarły się z trzaskiem i stanął w nich tęgi zbój z siekierą.
-A wy tu, po co – zapytał groźnie.
- Na biesiadę – odpowiedział przewodnik.
- No to witajcie i wchodźcie – zawołał zbój.
Ledwie przekroczyli próg rozległ się jakiś piekielny rumor. To drugi zbój walił siekierą w jakieś żelastwo na powitanie a jeszcze inny pięknie uśmiechnięty zapraszał do zasiadania za stołami. Stoły i ławy wykonano z bali sosnowych tak potężnych, że można by ich używać do taranowania bram. Na wielkim palenisku ułożonym z bazaltowych głazów płonął ogień. Pod sufitem na dziwacznym rusztowaniu wisiało sporo krawatów, biustonoszy i innych części damskiej garderoby. Stoły były ustawione wzdłuż ścian, za nimi ławy, na których siadali goście wystraszeni przez złośliwych zbójów owym, głośnym umotaniem. Po środku chaty niby polana w lesie ścieliła się spora, wolna przestrzeń, na której stał pień potężny, taki, co zazwyczaj juhasom do rąbania szczap drewnianych służy. Czterech obrotnych zbójców roznosiło w glinianych kubkach herbatę.
- Pijcie zbójnicką herbatę – zachęcali.
Przemarzniętych i mokrych gości nie trzeba było długo namawiać. Po kilku minutach błogie ciepło zaczynało krążyć w ich żyłach za sprawą szlachetnego ducha napoju, którego zbóje dolewali po 50 mililitrów na kubek. Późna pora kolacji i świetna herbata wzmagały apetyt gości, tym bardziej, że z kuchennego zaplecza dochodził wspaniały zapach pieczystego. Wtedy właśnie zbóje wnieśli na wielkich tacach baranie udźce. Nożami wielkimi jak maczety sprawnie kroili porcje. Do pokaźnych porcji mięsa dodano pieczone ziemniaki i warzywne surówki. W dwadzieścia minut zbóje obsłużyli sprawnie kilkudziesięciu gości a w izbie słychać było chrobot sztućców i cały zestaw odgłosów pośpiesznego jedzenia. A jedzenie było wspaniałe. Miękki, soczysty udziec z kruchymi, pieczonymi w całości ziemniakami mógł zaspokoić najwybredniejszych smakoszy.
Kiedy zebrano już ze stołów naczynia i kości ci sami czterej zbójnicy, którzy pełnili niedawno rolę kelnerów wzięli się do góralskiego muzykowania. Towarzyszyły im trzy urodziwe, kolorowo ubrane góralki. Wypełniła izbę rzewna, góralska nuta a potem muzyka się wzmagała przechodząc w szybkiego zbójnickiego. Goście z przerażeniem spostrzegli, że po chacie przelatują lśniące ostrza siekier, niekiedy tuż obok nich. Zbójnicy tańczyli z wielkim wigorem. Wyrzucali i łapali w powietrzu swoje ciupagi. Goście oswoiwszy się latającym żelazem okazywali im entuzjastyczny podziw.
Natenczas młody, przystojny zbój przerwał granie i w ciszy, która zaległa zawołał:
- Czy jest na sali, choć jeden odważny mężczyzna?
Zgłosiło się trzech rozgrzanych zbójnicką herbatą. Tego, co zgłosił się pierwszy zbójnicy podprowadzili pod pień do rąbania drewna. Kazano mu uklęknąć i oprzeć o pień brodę a krawat zawiązany na szyi na pniu rozciągnąć.
Zbój uniósł siekierę za własną głowę i błyskawicznie uderzył w pień, tuż przy głowie odważnego ochotnika. Goście wydali okrzyk przerażenia, lecz mężczyzna o własnych siłach staną na nogi zostawiając na pniu krótko obcięty krawat. Podczas tej mrożącej krew w żyłach zabawy dyrektor wszedł na zaplecze izby a gdy minął próg poczuł się tak, jakby z bacowskiego szałasu przeniósł się w świat nowoczesnej technologii. Za ścianą mieściła się błyszcząca chromem i szkłem wspaniale wyposażona kuchnia, spełniająca najwyższe wymogi sanitarne. Ot i cała tajemnica zbójnickiej chaty.
Nie koniec to jednak opowieści, bo goście zachęceni przez zbójów ruszyli do tańca. Zaczęła się świetna, spontaniczna zabawa. Niepostrzeżenie góralska nutę zastąpiły najnowsze światowe przeboje. Wśród tańczących najlepiej bawili się goście z Zachodniej Europy. Tańce trwałyby zapewne do białego rana, gdyby nie naczelny harnaś, który walnął z całej siły w owe żelastwo pozawieszane nad kominem dając znak, że goście dostali już swoją porcję wrażeń, za którą zapłacili i czas już kończyć imprezę.Uczestnicy tej świetnej zabawy opornie opuszczali zbójnicką chatę z żalem, że to już koniec bratania się z potomkami Janosika i Ondraszka. Najbardziej rozczarowane były dziewczyny, bo nie zostały do naga rozebrane jak obiecywali zbóje na początku spotkania. Wszyscy schodzili powoli po oślizłych kamieniach ku Krupówkom i dalej do hotelu pod Wielką Krokwią.
Nazajutrz na godzinę pokazało się słońce a Giewont spowity lekką mgiełką pozwolił się podziwiać ceprom
Wykładowcy z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej kończyli ostatnie wykłady. Kończyło się seminarium i zbójowanie. Dyrektorzy zakładów komunalnych z Kamieńska i Gomunic szykowali się do powrotnej drogi. Wiedza, którą przekazali im czołowi polscy ekonomiści nie przydała im się niestety w macierzystych gminach. Nie byli w stanie przełamać niechęci do zmian i lęku samorządowych decydentów przed wprowadzeniem nowoczesnych form organizacyjnych.
Na odjezdnym Giewont znikł zalany deszczem. Może szkoda było tych kilkuset złotych na trzydniowy pobyt w ukrytym w deszczu kurorcie. Pozostało tylko wspomnienie o współczesnych zbójnikach potrafiących zarabiać pieniądze, jako nauka praktycznej ekonomii.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
Pikne syćko,
A w dolinie
Syćko w glinie.
Hej!