Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2019-02-06 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1137 |
Jak mali wobec świata jesteśmy. Jak kruche jest nasze życie. Jak bardzo o tym zapominamy. Zatrzymałam się dzisiaj na dłuższą chwilę. Z okna kawiarni, delektując się kawą, obserwowałam tłum ludzi. Jak łatwo odczytać z ludzkich twarzy ich historie. Jak łatwo jest ulec tłumowi i beznamiętnie podążać jeden za drugim, jak owce prowadzone na rzeź. Choć każdy z nich pozornie inną drogą, innym planem działania, jednakże w podobnym celu, podąża. By mieć. By brać. By jakoś przetrwać. By byle jak aby do przodu. Gdyby nie to miasto, piękne w swej doniosłości. Widok byłby nie do zniesienia. Jeszcze chwilę delektuje się kawą i ruszam wraz z tłumem. Jednakże ja znam cel. Szlak który sobie wyznaczyłam, to nie droga na skróty. To szlak, gdzie to co mi zostanie dane, nie będzie moje na zawsze. Darami, które otrzymam będę musiała się podzielić. Za dobro zostanę nagrodzona, za zło zaś rozliczą mnie srodze. Na szlaku tym każdy moment może być tym ostatnim. Tego uczy mnie ta droga. Ale z niej nie zboczę. Dzięki niej czuję się bardziej wartościowa, dumna z każdej kolejnej wygranej, bo to poniekąd walka. O to by być. O to by trwać mimo wszystko w zgodzie z otoczeniem. Walka o to by każdy kolejny krok był tym rozsądniejszym. Pamiętam uśmiechniętą dziewczynę, dobrą dusze. Przechodziła moim szlakiem. Spotkałyśmy się na nim na chwilę. Chwila na szlaku trwa zazwyczaj kilka lat. Pamiętam doskonale i nigdy już nie zapomnę wspólnie spędzonego czasu. Czas ten uczył nas pokory. Bo szkoła, bo studia, praca. Gdzieś po drodze mąż i to co najważniejsze, dzieci. Potykałyśmy się idąc tym szlakiem. Obydwie o swe słabości. Lecz to wszystko dodawało odwagi, był w tym wszystkim upór by iść dalej, by na nim wytrwać. W drodze zawsze coś nas rozpraszało. Odrywało naszą uwagę, często od ważnych spraw. Odkładałyśmy to na potem. Czasem to potem nigdy się już nie zdarzało. Zdarzały się momenty postoju. Gdy był czas na obecność. Gdy był czas na rozmowę, gdy był czas na konstruktywną krytykę która motywowała i pozwalała ciągle iść do przodu. Wspólne pauzy przypominały o wartościach rodziny, przywracały pamięć o tym co trzymało nas zawsze blisko siebie, miłość. Pewne przywiązanie, którego potrzebujemy by żyć. Oczywiście gubiłyśmy się niejednokrotnie. Zapominałyśmy o sobie na chwilę. Jak łatwo jest znaleźć na wszystko wytłumaczenie. Ten brak czasu który niejednokrotnie wynika z lenistwa jest okropny. Jak strasznie to boli z perspektywy czasu, gdy cofnąć się go już nie da. Tego czasu już nie ma. Pamiętam mężczyzn na szlaku. Podczas gdy jedna z nas rozsądnie dobierała sobie własną strategię. druga ulegała porywom serca. Gdy jedna z nas obdarzona została prawdziwym uczuciem, a druga jedynie złudzeniem. Jedna zawsze pełna nadziei na szczęśliwe zakończenie, druga rozbijającą się o własne rozczarowanie. Choć dane nam było spotkać się na szlaku w podobnych sytuacjach, ja byłam tą silniejszą. Były momenty wchodzenia pod górę i drogi z górki. Uczucia, związki... Jeden z mężczyzn został dla niej na zawsze. Dla mnie pozostawało to wszystko ciągle do zdobycia. Jak łatwiej musi być podążać wspólnie tą samą drogą. Pamiętam jak naszym wspólnym szlakiem podążały osoby które pozostawiały na nim swe ślady. To były dobre i złe doświadczenia. To byli godni zaufania ludzie, jak i tacy którzy wyssali z nas to co dobre i odchodzili w nieznane. Nie chciałyśmy ich pamiętać ale pozostawili ślady. Jak dobre lekcje od życia z morałem. Inni ludzie uczą nas więcej niż nam się wydaje. Choć kroczą naszym szlakiem jedynie przez chwilę niosą ze sobą dobre słowo. Niosą złą wiadomość. Są zazdrośni, są nie obecni choć idą obok nas. Są źli że idą, są źli bo nasza strona szlaku wydaje im się ciekawsza, może nawet łatwiejsza. Przechodzili Ci którzy pomagali za wszelką cenę. Pomagali dźwigać nasz bagaż, podawali pomocną dłoń. Przechodzą naszym szlakiem wspomniani już mężczyźni. I wtedy zazwyczaj zaczyna się gra. Dzisiaj zupełnie nie wiem po co. Gramy bo wydaje nam się, że tak jest lepiej, ciekawiej, atrakcyjniej. Ale to tylko gra. I nic ona nie znaczy. Nikt jej nie rozumie. Więc po co to wszystko. Właśnie kolejny raz potknęła się na drodze, bo znowu gram zamiast swobodnie podążać szlakiem. Udaje coś co częścią mnie nigdy nie było i nigdy nie będzie. Potykam się a moja bratnia dusza mnie podtrzymuje. Była zawsze blisko, widziała żałosne przedstawienie. Teraz mnie skrytykuje. A ja mimo że to boli, będę jej za to wdzięczna. Spoglądałam na nią zawsze wtedy z uwielbieniem. Była kimś kto był obecny. Jak łatwo jest wtedy otrzepać się z rozczarowań i otrzeć łzy. Jak o wiele łatwiej było wstać i iść dalej. Z nadzieją spoglądając w przyszłość Mężczyźni, jak i my kobiety. Temat rzeka. Każda historia podobna choć zupełnie inna. Rozbite serca, stracone nadzieje, przyjaźń, bezinteresowna miłość. Tyle historii ilu nas samych. Pamiętam kiedy naszym wspólnym przez chwilę szlakiem przechodziły dzieci. Jaka to była radość. Pamiętam w nas niepokój, niepewność zdarzeń. Pamiętam radość ze wspólnego szczęścia. Rodziły się dzieci. Wypełniały nasz czas. Odrywały nas od siebie bo były najważniejsze dla każdej z nas. Zbliżały nas do siebie bo mimo ciężkiego odcinka szlaku wspierałyśmy się nawzajem. Doradzałyśmy sobie w temacie dzieci. Szukałyśmy wspólnie łatwiejszych rozwiązań tak by na tym szlaku wytrwać. By nikt nie ucierpiał i nie odczuł trudów wędrówki. Byłyśmy jak ogień i woda. Byłyśmy jak niebo i jasne na nim słońce. Byłyśmy takie podobne a jednocześnie zupełnie różne. Dzieci kroczyły obok nas. Rosły. Nasza radość. Nasza motywacja. Nasza miłość nieskończona. Nasze wszystko. Zmieniał się świat wokół, zmieniał on nas same. Czasem od siebie oddalał. Czasem scalał w jedno nierozerwalne ciało. Jak wtedy chłonęłyśmy się nawzajem. To były nasze momenty. Cudowne jest to że gdy kochamy szczerze, to wszystko wokół nam sprzyja. Daje radość i poczucie bezpieczeństwa. Bliskość jakiej doświadczyłyśmy została na zawsze. Świat się zmienił i ludzie wokół nas również. Lecz nie nasze serca. Serca są jak tajemne schowki. Najsilniejsze, szczere uczucia mają w nim swe miejsce. Schowane w bezpiecznej jego części pozostają już tam na zawsze. Mimo że wielu nie kroczy już z nami naszym szlakiem. Gdy wszystko wokół się zmienia w sercu pozostańmy niezmienni. Pamiętam jak zamiast uczyć się od starszych, sama ich uczyła. Starsi w zmęczeniu swym szlakiem, u kresu celu, gubili siłę woli, gubili wiarę we wszystko dookoła. A ona ponownie uczyła ich radości życia. Wiary w drugiego człowieka. Nie zawsze się z tym zgadzałam, choć chciałam wierzyć że ma w tym rację. Pamiętam jak ludzie zarażeni jej dobrem i optymizmem, nieśli to dobro i dzielili się nim z innymi. Pamiętam że, mimo dobrego serca, bywała smutna. Bo zbyt mocno kochała. Bo znowu dała z siebie wszystko. Bo ktoś tego nie odwzajemnił. Wtedy byłam ja. Nie musiałam nic robić. Wystarczyła jej moja obecność. To pewna symbioza, pewna nierozerwalna nić. To miejsce w moim sercu które będzie należało już tylko do niej. Pamiętam jak zmęczona wędrówką zatrzymałam się na dłuższą chwilę. Próbowałam złapać oddech. Potrzebowałam pewnego rodzaju stabilizacji w życiu, pewnego jutra. Lecz przecież nikt i tak nie wie co ono przyniesie. Był moment gdy wydawało mi się, że utrzymuje balans pomiędzy swoją naturą a bagażem jaki na siebie narzuciłam. Zmęczenie szlakiem dało o sobie znać. Postanowiłam zatrzymać się na dłuższą chwilę. Wtedy właśnie zgubiłyśmy się gdzieś na nim. Ona poszła przodem. Miała siłę by iść. Miała siłę by trwać. Miała pomysł na siebie i nie chciała z niego zrezygnować. Oczywiście nigdy nie poprosiłabym jej by została. Choć podążałyśmy tym samych szlakiem, każda z nas miała wolną wolę. Inną strategię. Inne pokłady siły. Ona właśnie nabierała wiatru w żagle. Jak cudownie było na to popatrzeć. Jej wola życia, jej ciężka praca by dojść do celu wzbudzały we mnie dumę za nią. Ładowały moje prawie już wyczerpane tym trudnym szlakiem baterie. Dzięki niej ponownie się podnosiłam. Dzięki niej ruszyłam do przodu. Lecz zbyt długo byłam bierna. Za daleko odeszła. Widziałam ją czasem jak kroczyła przede mną. Wiem, że gdybym poprosiła to by zaczekała. Nie chciałam by zwalniała. Była wtedy już moim przewodnikiem, o krok przede mną. Nie mogłam już nigdy nadrobić tej wędrówki. Jej trudy rozpraszały coraz częściej. Coraz trudniej było wstawać i iść bez uporu. W końcu się zgubiłyśmy. Pamiętam że nigdy więcej jej nie spotkałam. Miałam mnóstwo okazji by ją zatrzymać, by zwolniła na chwilę w swym biegu. Nie zrobiłam tego. Czasem mam o to żal do siebie samej, ale wtedy nie znałam konsekwencji tych wyborów. Odeszła.... Choć wiem że chciała zostać. Mam żal również o to że nie pożegnałam się z nią, nie zdążyłam. Czy to w porządku? Tak powinno to wyglądać? Wiem, że nie podąża już tym samym szlakiem. Wiem że, nie podąża już żadnym ze szlaków. Wiem, że nigdy już jej nie spotkam. Mimo to zawsze mogą ją kochać, tego nikt odebrać mi nie może. Mogę ją kochać i nigdy już jej tego nie powiem, a właśnie dzisiaj wykrzyczałabym to całemu światu. Pamiętam ją. Wspominam. Była mi potrzebna. Była dla mnie ważna. Teraz gdy spotykam ludzi, których szlakiem również przeszła, wiem że, wniosła w nich dobro. Zmieniła nas. Obudziła lepszą cząstkę nas samych. Pokazała że drugi człowiek jest naprawdę ważny. Pokazała że można walczyć i wygrywać. Uświadomiła mi jak wiele posiadam i jak kruche jest to co dostałam od losu. Los mi ją odebrał. Jak ważne jest by być nie tylko dla siebie, lecz także dla innych. Pokazała mi jak ważny jest nasz czas. Ten tu i teraz. Jutro jest nieznanym światem. Wystarczy jedna sekunda by nasze życie się zmieniło. Nie wyglądajmy jutra. Żyjemy dziś. Pamiętam uśmiechniętą dziewczynę, przechodziła moim szlakiem. Nigdy więcej jej już nie spotkam. Mam pewien niedosyt tej znajomości. Chciałabym ponownie zapytać ją o radę. Usłyszeć jej zdanie dotyczące trudu mych zmagań na szlaku. Porozmawiać o tym jak lubię gdy słońce dla nas świeci. I jak jest mi źle, gdy znowu pada a wokół szaro i zimno. Chciałabym by raz jeszcze podała mi swą dłoń. Choć niejednokrotnie nauczyła mnie wstawać gdy upadałam. Pamiętam, że mogłam lepiej wykorzystać czas jaki spędziłyśmy razem. Ale czy rzeczywiście mogłam. Chciałabym móc cofnąć czas, lecz nikt z nas tego zrobić nie może. Zatrzymałam się ponownie na szlaku drogi życia. Mój bagaż lżejszy nie jest choć napewno rozsądniej dobrałam doposażenie. Jutro, jeśli nadejdzie, ponownie ruszę tym szlakiem. Raz jeszcze wspominam i strasznie za nią tęsknie. Nie rozpamiętuje. Pamiętam.
Drażni mnie brak akapitów. Taka ściana testu zniechęca do czytania.
ratings: perfect / excellent
Kim jest klasyczna słaba baba - 1.osobowa narratorka - bohaterka tej miniatury filozoficznej? Matką dzieciom, jedną z nas, anonimową "ja", która spotyka na swej drodze różnych ludzi, różnych mężczyzn i różne kobiety, boryka się ze swoimi własnymi słabościami - oraz ułomnościami kolejnych życiowych partnerów - potyka się i przewraca /jako człowiek/, ale...
...ale ZAWSZE może liczyć na wsparcie tej, która - jak to w standardzie - jest wśród nas WSZĘDZIE & ZAWSZE tylko od tego, by wyciągać do nas pomocną dłoń i ratować z wszelkich opresji.
To, co wyraźnie wybrzmiewa poza wierszami tego tekstu, to pytanie
CZY MAMY PRAWO SPOWALNIAĆ CZYJĄKOLWIEK ŻYCIOWĄ DROGĘ??
PRZECIEŻ - TAK SAMO JAK KAŻDY Z NAS - MAJĄ ONI JEDYNIE TE SWOJE 5 MINUT??