Go to commentsCzemu...?
Text 3 of 14 from volume: Z szuflady @specjalkii
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2010-12-17
Linguistic correctness
Text quality
Views3631

CZEMU…?


„Co to jest miłość

powiedz

albo nic nie mów.

Ja chcę Cię mieć

przy sobie

i nie wiem

czemu...”

Jonasz Kofta


Ostatni dzień roku zaczął się fatalnie. Nie, raczej ponuro. Co i tak na jedno wychodzi.

Gipsowy but ciążył jak kula u nogi. Ołowiany dach nieba zwisał ciężko nad moim kawałkiem świata. Domy i drzewa dusiły się w mglistym, zastanym powietrzu, gęstym i lepkim jak budyń.

Niech ten rok wreszcie się skończy!

Tylko co to da poza zamienieniem starej nadziei na nową nadzieję?

Myśl pozytywnie, do cholery! Jesteś tym, o czym myślisz!

I - tym - co - jesz – wyskandowałam omiatając wzrokiem wnętrze lodówki. Nie uda mi się powitać nowego wystawnie. Trzeba coś zorganizować. Tylko jak? Jak? – Popatrzyłam z niechęcią na przybrudzony gipsowy opatrunek. Znów będę musiała prosić o pomoc. Nie cierpię tego.

Pani! SMS czeka! Prosić do salonu?

Muszę zmienić to idiotyczne powiadomienie. Na zwykłe pi–pip.

Pokuśtykałam do sypialni po telefon.


Zerwałem z Olą.


O Matko! W Sylwestra? A tak w ogóle to co mnie to obchodzi? Czemu we mnie upatrzył sobie powiernicę? Nie jestem odpowiedzialna za jego decyzje i nie muszę ani dzisiaj, ani jutro, ani po pojutrze roztrząsać z nim wszystkich za i przeciw. A może jestem? A może powinnam? Do mnie, nie do niej, dzwonił z każdym problemem. Mnie się żalił i wypłakiwał. Wiedziałam kiedy pierwszy raz się pocałowali i kiedy pierwszy raz poszli do łóżka. Wiedziałabym więcej, gdybym wyraźnie nie powiedziała mu, że są granice tego, co muszę wiedzieć i intymne szczegóły nie powinny wyjść spod ich kołdry. Naprawdę nie nadaję się dzisiaj na chusteczkę do nosa. Ile z nią był? Niech policzę… Pięć miesięcy. Hmmm… Krótka ta największa miłość jego życia.


Jak to zrobiłeś? SMS-em?


Do mnie zadzwonił. Inną mieliśmy umowę – gdy jedno dojdzie do wniosku, że kończymy nasz związek, powie o tym drugiemu osobiście. Ale my byliśmy tylko kochankami w luźnym związku opartym na obustronnych korzyściach, nieprawdopodobnym pociągu fizycznym i lubieniu się. Bez miłości, wzdychania i obiecywania sobie nawzajem czegokolwiek, poza uczciwością. No i co? Zadzwonił! I tak lepiej niż SMS…


Umówiłem się z nią wczoraj wieczorem i powiedziałem, że nie powinniśmy się już spotykać. Przeprosiłem i życzyłem szczęśliwego Nowego Roku.


Jezuuu!!! Biedna dziewczyna. Niektórzy faceci są bez serca i bez wyobraźni! E tam. Jacy niektórzy? Większość!


I co powiedziała? Co zrobiła?


Poza planami na Sylwestra mieli przecież plany na życie. Robek o wszystkim na bieżąco mnie informował.


Nic. Zapaliła papierosa i poszła do domu.


Zabrała łzy do domu.


Coś Ty narobił, Robert?


Misia:) Mogę przyjechać do Ciebie na dzisiejszy wieczór? Przecież i tak siedzisz sama w domu:)


Nie mam szampana, wina ani nic do żarcia poza kawałkiem szynki ze Świąt:(


Będę przed siódmą z wałówką.


No, dobra. Czekam:)


Zeszłego Sylwestra spędziliśmy osobno. On w barze ze znajomymi. Ja w Bieszczadach. Nie byliśmy oficjalną parą. Chyba nikt nie wiedział co nas łączy. Seks friends. Jak w amerykańskim filmie.

Chociaż przynajmniej dwa razy w tygodniu gadaliśmy przez telefon, to jednak od rozstania nie spotkaliśmy się ani razu. Robert chciał być w porządku wobec Oli. Ja nie chciałam kusić losu.


Ściemniło się. Stałam na balkonie i myślałam. Latarnie w rzednącej mgle wyglądały jak odległe galaktyki. Zaczął łapać mróz. Balustrada była w dotyku gładka, jak polukrowana. Na południowym niebie przez chmury prześwitywał Księżyc.

Dzisiaj jest pełnia – pomyślałam. – Księżycu? Spełniasz życzenia? Pamiętasz? Kiedyś prosiłam Cię o coś. O mężczyznę. Lojalnego, kochającego, ciepłego, wiedzącego czego chce od życia. I co? Do dzisiaj nic. Proszę. Postaw na mojej drodze kogoś odpowiedniego dla mnie dla kogo ja będę tą właściwą. Kogoś, kto pozna mnie lepiej niż sama jestem w stanie siebie poznać. Kogoś, kto nie będzie chciał mnie zmieniać, kto zawiązując mój świat otworzy mi go jeszcze szerzej.

Szkoda, że nie umiałam pokochać Roberta – westchnęłam.

Dwie galaktyki zaczęły się przybliżać, usłyszałam silnik. Tego diesla rozpoznałabym zawsze i wszędzie.

– Witaj Księżniczko – wysiadł i pomachał do mnie.

– Łap. To klucz od bramy. Wjedź na podjazd i wejdź przez garaż. Schody mogą być oblodzone. Jeden gipsowy kulas wystarczy.

– Przyjechałeś na tydzień? – Robert wtargał do kuchni trzy pełne reklamówki jedzenia i pudełko z fajerwerkami. – Kto to zje?

– I wypije.

– I wypije – zgodziłam się z nim.

– Michasia, wyglądasz jak elf ale żresz jak górnik. Wolałem nie ryzykować. Pstrągi, kurczak, makaron, szczypiorek i mandarynki. Nie pamiętam co jest na co, ale to wszystko ma gwarantować szczęśliwy rok. A tu specjalnie dla ciebie limonki, oliwki, anchois, avocado i krakersy.

– Dla mnie? Ty obłudniku!

– No przecież lubisz.

– Lubię, ale przy Tobie nie mam szans na więcej niż spróbowanie.

– Misia – chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie wtulając nos w moją szyję. – Misia – powtórzył. – Jak cudnie cię znów przytulić. Pachniesz Misią.

Ale mu blisko z jednych ramion w drugie – pomyślałam i przytuliłam się do niego. Pachniał Robertem i mroźnym powietrzem. I nagle w brzuchu włączyła mi się wirówka, szarpnęła trzewiami zamieniając żołądek w kamień, który pognał w górę i w głowie zamienił się w cyklon. Poczułam się wytrącona z równowagi, biedna, niechciana, niekochana, zapomniana przez przyjaciół i nikomu niepotrzebna. I rozpłakałam się jak dziecko. Z samotności, z nieuświadomionych żalów, lęków i oczekiwań. Nie wiedziałam, że noszę tyle tego wewnątrz. Dopiero ramiona Roberta uwolniły te uczucia. A to ja miałam robić za chusteczkę na łzy.


Leżeliśmy przytuleni. Robert delikatnie wysunął się z moich objęć. Wrócił z szampanem.

– Już północ?

– Nie wiem Misiu. Chyba jeszcze nie. Ale czas na toast.

– Za co wypijemy?

– Za Nowy Rok, za szczęście, za miłość – umościł się koło mnie i zaczął odkręcać drucik z butelki. Szampan strzelił nie roniąc ani kropli. – Proszę – podał mi kieliszek. – Pij ostrożnie – spojrzał na mnie rozbawiony.

Na dnie kieliszka leżał pierścionek. Już to widziałam w jakimś filmie – przebiegło mi przez głowę. Maleńka, cieniuchna obrączka z trzema kamykami. Włożyłam palec do kieliszka i wyjęłam go.

– Co to jest? – spytałam zdumiona.

– Pierścionek.

– Robert. Takiego prezentu nie daje się kobiecie ot, tak.

– Nie daję ot, tak.

– A jak?

Wyjął mi pierścionek z dłoni i włożył na palec.

– Chcę z tobą spędzić życie.

– Czemu? Zwariowałeś? A miłość? Bez tego się nie uda. Nie można budować na seksie.

– Kocham cię.

– Nie kochasz. Mylisz namiętność i pożądanie z miłością. Boże! Dolej mi szampana i przynieś papierosa.

– Przecież nie palisz.

– Nie palę. Przynieś.

– Misia. Ty też mnie kochasz – powiedział podając mi zapalonego papierosa.

– Nie kocham cię. Skąd taki pomysł? – Zaciągnęłam się i poczułam nikotynę rozchodzącą się po całym ciele. – Jeszcze wczoraj miałeś dziewczynę. Piękną, piękniejszą ode mnie. Młodą. Młodszą nie tylko ode mnie, ale i od ciebie. To ją kochasz. Dla niej zrezygnowałeś z naszego związku i nawet nie zdobyłeś się aby mi to powiedzieć w oczy. – Znów się zaciągnęłam. – Jak mogłabym cię kochać nie wiedząc, że kocham? No jak? Miłość jest zaborcza, bezkompromisowa. A ja oddałam cię innej kobiecie bez żalu i zazdrości. – Zgasiłam prawie całego papierosa, strasznie kręciło mi się w głowie. – Gdybym kochała, walczyłabym o ciebie. Czemu miałabym cię kochać i rezygnować z ciebie jednocześnie? No, czemu?

– Miśka. Tego nie wiem. Wiem, że zrobiłem Oli krzywdę. Ale większą krzywdę zrobiłbym jej, gdybym z nią został. Ciągle szukałem w niej ciebie a ona nie była tobą. Chciałem ją kochać, nie wiesz jak bardzo. Ale nie potrafiłem. Bo kochałem ciebie, ale nie chciałem się sam przed sobą do tego przyznać.

– A ja teraz mam cię przyjąć z otwartymi ramionami? Tak? Bo tobie się wydaje, że cię kocham? Tak? Nie kocham cię, Robert. A nawet jak cię kocham, to nie chcę nic o tym wiedzieć.

Wpatrując się w sufit rozmyślałam nad tym, co powiedziałam. Jak zwykle działam w odwrotnej kolejności – wkurzałam się na siebie. – Najpierw gadam, potem myślę. – Zerknęłam na Roberta. Papieros drżał mu w dłoni, po policzku płynęła łza. Przysunęłam się do niego i złapałam jego wzrok.

– Ale to nie będzie proste życie. Wiesz o tym?

Pokiwał głową i uśmiechnął się.

Odrzuciłam kołdrę wywracając tacę z szampanem i pokuśtykałam do łazienki. W połowie drogi zawróciłam i podeszłam do okna w kuchni. Księżyc bezczelnie zaglądał do środka. Srebrna poświata kładła się na podłodze świecącym prostokątem. Stanęłam w smudze światła.

– To twój pomysł? – spytałam wyciągając rękę z pierścionkiem. – Może nie taki głupi – westchnęłam. – Dziękuję. Już wiem jak to działa. Słuchasz życzeń wypowiadanych przez usta a spełniasz marzenia schowane na samym dnie serca.

Trzeba uważać na marzenia. Czasem się spełniają.


  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ciekawie opowiedziana, niemal prozaiczna historia, pokazująca, że w każdej chwili może spotkać nas uczuciowa niespodzianka, z najmniej oczekiwanej strony.
avatar
Czyta się jednym tchem, pomimo iż temat niby już znany, troszkę banalny, ale ciekawie przedstawiony. Takie opowiadania dają nadzieję na szczęście, które nawet jeśli go nie zauważamy, jest z pewnością gdzieś niedaleko. Warto marzyć. Ja wciąż marzę i może jak ta Misia z opowiadania, doczekam się spelnienia tych marzeń? Pozdrawiam
avatar
Prawdziwie - i bez łzawych melodramatów - o pustej lodówce, przypadkowej miłości i oświadczynach, ale...

Czemu? (patrz nagłówek)

Też mnie to dziwi
© 2010-2016 by Creative Media