Autor | |
Gatunek | obyczajowe |
Forma | proza |
Data dodania | 2010-12-17 |
Poprawność językowa | |
Poziom literacki | |
Wyświetleń | 3606 |
CZEMU…?
„Co to jest miłość
powiedz
albo nic nie mów.
Ja chcę Cię mieć
przy sobie
i nie wiem
czemu...”
Jonasz Kofta
Ostatni dzień roku zaczął się fatalnie. Nie, raczej ponuro. Co i tak na jedno wychodzi.
Gipsowy but ciążył jak kula u nogi. Ołowiany dach nieba zwisał ciężko nad moim kawałkiem świata. Domy i drzewa dusiły się w mglistym, zastanym powietrzu, gęstym i lepkim jak budyń.
Niech ten rok wreszcie się skończy!
Tylko co to da poza zamienieniem starej nadziei na nową nadzieję?
Myśl pozytywnie, do cholery! Jesteś tym, o czym myślisz!
I - tym - co - jesz – wyskandowałam omiatając wzrokiem wnętrze lodówki. Nie uda mi się powitać nowego wystawnie. Trzeba coś zorganizować. Tylko jak? Jak? – Popatrzyłam z niechęcią na przybrudzony gipsowy opatrunek. Znów będę musiała prosić o pomoc. Nie cierpię tego.
Pani! SMS czeka! Prosić do salonu?
Muszę zmienić to idiotyczne powiadomienie. Na zwykłe pi–pip.
Pokuśtykałam do sypialni po telefon.
Zerwałem z Olą.
O Matko! W Sylwestra? A tak w ogóle to co mnie to obchodzi? Czemu we mnie upatrzył sobie powiernicę? Nie jestem odpowiedzialna za jego decyzje i nie muszę ani dzisiaj, ani jutro, ani po pojutrze roztrząsać z nim wszystkich za i przeciw. A może jestem? A może powinnam? Do mnie, nie do niej, dzwonił z każdym problemem. Mnie się żalił i wypłakiwał. Wiedziałam kiedy pierwszy raz się pocałowali i kiedy pierwszy raz poszli do łóżka. Wiedziałabym więcej, gdybym wyraźnie nie powiedziała mu, że są granice tego, co muszę wiedzieć i intymne szczegóły nie powinny wyjść spod ich kołdry. Naprawdę nie nadaję się dzisiaj na chusteczkę do nosa. Ile z nią był? Niech policzę… Pięć miesięcy. Hmmm… Krótka ta największa miłość jego życia.
Jak to zrobiłeś? SMS-em?
Do mnie zadzwonił. Inną mieliśmy umowę – gdy jedno dojdzie do wniosku, że kończymy nasz związek, powie o tym drugiemu osobiście. Ale my byliśmy tylko kochankami w luźnym związku opartym na obustronnych korzyściach, nieprawdopodobnym pociągu fizycznym i lubieniu się. Bez miłości, wzdychania i obiecywania sobie nawzajem czegokolwiek, poza uczciwością. No i co? Zadzwonił! I tak lepiej niż SMS…
Umówiłem się z nią wczoraj wieczorem i powiedziałem, że nie powinniśmy się już spotykać. Przeprosiłem i życzyłem szczęśliwego Nowego Roku.
Jezuuu!!! Biedna dziewczyna. Niektórzy faceci są bez serca i bez wyobraźni! E tam. Jacy niektórzy? Większość!
I co powiedziała? Co zrobiła?
Poza planami na Sylwestra mieli przecież plany na życie. Robek o wszystkim na bieżąco mnie informował.
Nic. Zapaliła papierosa i poszła do domu.
Zabrała łzy do domu.
Coś Ty narobił, Robert?
Misia:) Mogę przyjechać do Ciebie na dzisiejszy wieczór? Przecież i tak siedzisz sama w domu:)
Nie mam szampana, wina ani nic do żarcia poza kawałkiem szynki ze Świąt:(
Będę przed siódmą z wałówką.
No, dobra. Czekam:)
Zeszłego Sylwestra spędziliśmy osobno. On w barze ze znajomymi. Ja w Bieszczadach. Nie byliśmy oficjalną parą. Chyba nikt nie wiedział co nas łączy. Seks friends. Jak w amerykańskim filmie.
Chociaż przynajmniej dwa razy w tygodniu gadaliśmy przez telefon, to jednak od rozstania nie spotkaliśmy się ani razu. Robert chciał być w porządku wobec Oli. Ja nie chciałam kusić losu.
Ściemniło się. Stałam na balkonie i myślałam. Latarnie w rzednącej mgle wyglądały jak odległe galaktyki. Zaczął łapać mróz. Balustrada była w dotyku gładka, jak polukrowana. Na południowym niebie przez chmury prześwitywał Księżyc.
Dzisiaj jest pełnia – pomyślałam. – Księżycu? Spełniasz życzenia? Pamiętasz? Kiedyś prosiłam Cię o coś. O mężczyznę. Lojalnego, kochającego, ciepłego, wiedzącego czego chce od życia. I co? Do dzisiaj nic. Proszę. Postaw na mojej drodze kogoś odpowiedniego dla mnie dla kogo ja będę tą właściwą. Kogoś, kto pozna mnie lepiej niż sama jestem w stanie siebie poznać. Kogoś, kto nie będzie chciał mnie zmieniać, kto zawiązując mój świat otworzy mi go jeszcze szerzej.
Szkoda, że nie umiałam pokochać Roberta – westchnęłam.
Dwie galaktyki zaczęły się przybliżać, usłyszałam silnik. Tego diesla rozpoznałabym zawsze i wszędzie.
– Witaj Księżniczko – wysiadł i pomachał do mnie.
– Łap. To klucz od bramy. Wjedź na podjazd i wejdź przez garaż. Schody mogą być oblodzone. Jeden gipsowy kulas wystarczy.
– Przyjechałeś na tydzień? – Robert wtargał do kuchni trzy pełne reklamówki jedzenia i pudełko z fajerwerkami. – Kto to zje?
– I wypije.
– I wypije – zgodziłam się z nim.
– Michasia, wyglądasz jak elf ale żresz jak górnik. Wolałem nie ryzykować. Pstrągi, kurczak, makaron, szczypiorek i mandarynki. Nie pamiętam co jest na co, ale to wszystko ma gwarantować szczęśliwy rok. A tu specjalnie dla ciebie limonki, oliwki, anchois, avocado i krakersy.
– Dla mnie? Ty obłudniku!
– No przecież lubisz.
– Lubię, ale przy Tobie nie mam szans na więcej niż spróbowanie.
– Misia – chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie wtulając nos w moją szyję. – Misia – powtórzył. – Jak cudnie cię znów przytulić. Pachniesz Misią.
Ale mu blisko z jednych ramion w drugie – pomyślałam i przytuliłam się do niego. Pachniał Robertem i mroźnym powietrzem. I nagle w brzuchu włączyła mi się wirówka, szarpnęła trzewiami zamieniając żołądek w kamień, który pognał w górę i w głowie zamienił się w cyklon. Poczułam się wytrącona z równowagi, biedna, niechciana, niekochana, zapomniana przez przyjaciół i nikomu niepotrzebna. I rozpłakałam się jak dziecko. Z samotności, z nieuświadomionych żalów, lęków i oczekiwań. Nie wiedziałam, że noszę tyle tego wewnątrz. Dopiero ramiona Roberta uwolniły te uczucia. A to ja miałam robić za chusteczkę na łzy.
Leżeliśmy przytuleni. Robert delikatnie wysunął się z moich objęć. Wrócił z szampanem.
– Już północ?
– Nie wiem Misiu. Chyba jeszcze nie. Ale czas na toast.
– Za co wypijemy?
– Za Nowy Rok, za szczęście, za miłość – umościł się koło mnie i zaczął odkręcać drucik z butelki. Szampan strzelił nie roniąc ani kropli. – Proszę – podał mi kieliszek. – Pij ostrożnie – spojrzał na mnie rozbawiony.
Na dnie kieliszka leżał pierścionek. Już to widziałam w jakimś filmie – przebiegło mi przez głowę. Maleńka, cieniuchna obrączka z trzema kamykami. Włożyłam palec do kieliszka i wyjęłam go.
– Co to jest? – spytałam zdumiona.
– Pierścionek.
– Robert. Takiego prezentu nie daje się kobiecie ot, tak.
– Nie daję ot, tak.
– A jak?
Wyjął mi pierścionek z dłoni i włożył na palec.
– Chcę z tobą spędzić życie.
– Czemu? Zwariowałeś? A miłość? Bez tego się nie uda. Nie można budować na seksie.
– Kocham cię.
– Nie kochasz. Mylisz namiętność i pożądanie z miłością. Boże! Dolej mi szampana i przynieś papierosa.
– Przecież nie palisz.
– Nie palę. Przynieś.
– Misia. Ty też mnie kochasz – powiedział podając mi zapalonego papierosa.
– Nie kocham cię. Skąd taki pomysł? – Zaciągnęłam się i poczułam nikotynę rozchodzącą się po całym ciele. – Jeszcze wczoraj miałeś dziewczynę. Piękną, piękniejszą ode mnie. Młodą. Młodszą nie tylko ode mnie, ale i od ciebie. To ją kochasz. Dla niej zrezygnowałeś z naszego związku i nawet nie zdobyłeś się aby mi to powiedzieć w oczy. – Znów się zaciągnęłam. – Jak mogłabym cię kochać nie wiedząc, że kocham? No jak? Miłość jest zaborcza, bezkompromisowa. A ja oddałam cię innej kobiecie bez żalu i zazdrości. – Zgasiłam prawie całego papierosa, strasznie kręciło mi się w głowie. – Gdybym kochała, walczyłabym o ciebie. Czemu miałabym cię kochać i rezygnować z ciebie jednocześnie? No, czemu?
– Miśka. Tego nie wiem. Wiem, że zrobiłem Oli krzywdę. Ale większą krzywdę zrobiłbym jej, gdybym z nią został. Ciągle szukałem w niej ciebie a ona nie była tobą. Chciałem ją kochać, nie wiesz jak bardzo. Ale nie potrafiłem. Bo kochałem ciebie, ale nie chciałem się sam przed sobą do tego przyznać.
– A ja teraz mam cię przyjąć z otwartymi ramionami? Tak? Bo tobie się wydaje, że cię kocham? Tak? Nie kocham cię, Robert. A nawet jak cię kocham, to nie chcę nic o tym wiedzieć.
Wpatrując się w sufit rozmyślałam nad tym, co powiedziałam. Jak zwykle działam w odwrotnej kolejności – wkurzałam się na siebie. – Najpierw gadam, potem myślę. – Zerknęłam na Roberta. Papieros drżał mu w dłoni, po policzku płynęła łza. Przysunęłam się do niego i złapałam jego wzrok.
– Ale to nie będzie proste życie. Wiesz o tym?
Pokiwał głową i uśmiechnął się.
Odrzuciłam kołdrę wywracając tacę z szampanem i pokuśtykałam do łazienki. W połowie drogi zawróciłam i podeszłam do okna w kuchni. Księżyc bezczelnie zaglądał do środka. Srebrna poświata kładła się na podłodze świecącym prostokątem. Stanęłam w smudze światła.
– To twój pomysł? – spytałam wyciągając rękę z pierścionkiem. – Może nie taki głupi – westchnęłam. – Dziękuję. Już wiem jak to działa. Słuchasz życzeń wypowiadanych przez usta a spełniasz marzenia schowane na samym dnie serca.
Trzeba uważać na marzenia. Czasem się spełniają.
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
oceny: bardzo dobre / bardzo dobre
oceny: bezbłędne / znakomite
Czemu? (patrz nagłówek)
Też mnie to dziwi