Go to commentsRozdział 6
Text 6 of 18 from volume: A jednak Cię kocham
Author
Genreromance
Formprose
Date added2019-11-17
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1054

Rozdział 6

Drzwi otworzyła mama. Nawet jeśli zdziwił ją widok córki stojącej na progu z torbą podróżną, nie dała tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się ciepło.

- Emily. Cześć kochanie!- jak dobrze cię widzieć- objęła córkę.

Dziewczyna wtuliła się w ramiona mamy. Ona zawsze ją rozumiała, była blisko, gotowa, by wysłuchać. Gdyby nie to, że mama miała lekko siwiejące włosy i małe zmarszczki, ktoś mógłby pomyśleć, że są siostrami.

- Cześć mamo- starała się, by nie zabrzmiało to żałośnie.

- Wchodź do domu, zrobię naszą herbatkę, porozmawiamy sobie.

Gdy już siedziały przy herbacie, mama zaczęła rozmowę.

- No to mów, co cię trapi.

- A skąd wiesz, że coś się dzieje? Nie mogłam po prostu was odwiedzić?

- Ależ oczywiście kochanie. Po prostu umawialiśmy się, że odwiedzisz nas w następny weekend.

- Jeśli ci przeszkadzam, to po prostu powiedz- Emily odpowiedziała zaczepnie.

- Ale co ty mówisz. Coś się dzieje, teraz już wiem na pewno.

- Przepraszam mamo, dzieje się, bo... ja się chyba zakochałam.

- I to jest powód do płaczu?

- Tak. Nie znasz go.

- Ale ty go znasz. A jeśli coś do niego poczułaś, to mam nadzieję, że jest tego wart. Czy on odwzajemnia twoje uczucie?

- Nie wiem, chyba nie. On jest inny...

- Inny? To znaczy? Innej narodowości?

- Nie. Ale w sumie tak, jakby był z innej bajki.

- To znaczy?

- Jesteśmy zupełnie różni. Zupełnie. Znasz mnie. Wiesz, że ciężko mi zaufać ludziom, jestem zamknięta w sobie, nn ma wielu znajomych, właśnie otworzył pub, prowadzi też chyba jakiś inny biznes.

- I w tym jest problem? Kochanie, przecież ludzie są różni. Nie ma dwóch takich samych osób. Zobacz, ja i tata też mamy różne charaktery, a jesteśmy małżeństwem ponad 20 lat. W związkach bardzo ważna jest umiejętność kompromisu.

- Nawet jeśli on kocha się z inną dziewczyną zaraz po tym jak postanowiliśmy spróbować być razem?- Emily wybuchła. Już nie mogła powstrzymać płaczu.

- Jak to spróbować być razem? Albo się razem jest, albo nie. Nie ma uczuć i związków na próbę.

-  Mamo! Uczepiłaś się tej próby! A on mnie zdradził, nie rozumiesz? Otworzyłam się przed nim, powiedziałam co czuję, czego się boję. Rozstaliśmy się na niecałe dwie godziny, a potem znalazłam go. Ich. Półnagich. Robiących to na biurku. A ja już uwierzyłam, myślałam, że po tym co było z Derekiem będę w końcu szczęśliwa. Że tym razem się uda. Czy ja naprawdę tak wiele chcę od życia?- rozszlochała się na dobre.

- Emily. Kochanie....

- Mamo, czemu ja nie mogę być jak inne dziewczyny w moim wieku? Takie wyzwolone, wyluzowane?

- A chciałabyś? Tak naprawdę?

- Nie, chyba nie... Tylko teraz tak...

- Wiem, że pomyślisz, że mówię tak, bo jestem twoją matką. Ale dla mnie naprawdę jesteś wyjątkowa. I chłopak, który to dostrzeże i obdarzy cię uczuciem, które ty odwzajemnisz, będzie wielkim szczęściarzem. Chodź tu. Przytul się i przestań płakać. Zrobimy jakieś pyszne ciasto, moja malutka-dorosła córeczko.



Minęły  dwa dni. Emily, choć cieszyła się z czasu spędzonego z rodzicami, tęskniła do własnego życia, mieszkania, przyjaciół. Nawet za ciszą. W domu rodziców ciągle ktoś gościł, nie miała dużo czasu dla siebie, pomagała mamie. Z jednej strony to dobrze, bo nie miała czasu na myślenie, z drugiej- marzyło się jej trochę spokoju. Przez cały ten czas dziewczyna nie używała komórki. Po prostu o niej zapomniała.

W końcu sprawdziła telefon. Mnóstwo nieodebranych połączeń i sms`ów od przyjaciółek.

„Co się z Tobą dzieje?”

„Emily, gdzie jesteś?”

„Martwimy się!”

„ODEZWIJ SIĘ!”

„ Jak nie dasz znaku życia do środy, to zgłaszamy zaginięcie na policję.”

„Zadzwonimy do Twoich rodziców.”

Tych sms`ów było wiele. Odpisała, że jest u rodziców, bo potrzebowała dystansu, wytchnienia. I, że jest dobrze. „Dobrze”- pomyślała. Heh. Przyjaciółki znają ją i i tak się domyślą, że dobrze nie jest. Pierwsza odpisała Carla.

„Mogę zadzwonić do Ciebie?”

„Lepiej nie. Rozbeczę się.”

„Emily, nawet nie wiem co ci mam powiedzieć...:

„Więc Wam powiedział?”

„Tomowi. A Tom mi, rozumiesz...”

„Super.”

„Emily, martwiliśmy się o Ciebie. Nie powiedział mi o tym ot tak sobie, baliśmy się.”

„Wiem. Przepraszam. To drażliwy temat. Powinnam Wam wcześniej napisać, że wszystko ok.”

„ Może przyjedziemy do Ciebie?”

„Nie, dzięki. Wracam do siebie za kilka dni, musiałam ochłonąć.”

„A co z Jacksonem?”

„Jak to co? Carla...”

„Słuchaj, ja wiem, że zachował się jak dupek. Już mu się od nas dostało. Ale może warto dać mu jeszcze jedną szansę?”

„Carla, proszę...”

„Emily, ja wiem.... Ale on jest w bardzo kiepskim stanie..”

„No tak, a ja się czuję świetnie!”

„Kochanie, mogę się domyślać jak się czujesz. Boję się. Boimy się o Was.”

„Ale nie ma żadnych nas. Dajmy temu spokój. Nasz „związek” trwał 2 godziny i niech tak zostanie”.

„Przynajmniej spróbuj...”

„Carla, po czyjej Ty jesteś stronie? Koleś mnie zdradza jak tylko postanowiliśmy być razem, a Ty go bronisz. A może to moja wina?”

„Przepraszam, po prostu myśleliśmy, że Wam się uda. Oboje zasługujecie na szczęście.”

„No to je znajdziemy. Osobno. Naprawdę nie chcę o tym gadać. Przepraszam, ale jestem zajęta.”

„Pamiętaj, że zawsze jestem i będę z Tobą.”

„Dzięki.”

Emily przejrzała resztę wiadomości. Było wiele smsów od nieznanego numeru.

„Emily, to ja, Jake. Pogadajmy...”

„Emily, proszę....”

„Odezwij się. Obiecałaś, że porozmawiamy, a uciekłaś.”

„Daj mi to wytłumaczyć.”

„Cholera, odezwij się!”

„Martwię się o Ciebie, daj znać, że nic Ci nie jest.”

„Skarbie...proszę....”

Od razu wykasowała wszystkie.

Miała tez mnóstwo połączeń od numeru, którego nie znała. Nie pomyślała wcześniej o tym, że mógłby to być ktoś z firmy, w której starała się o pracę. Oddzwoniła. I zamarła.

- Emily? Emily, skarbie, to ty?- To był Jackson. Zawsze poznałaby ten lekko zachrypnięty głos. - Proszę, nie rozłączaj się. Ja...

Nacisnęła klawisz kończący połączenie. Nie jest gotowa na rozmowę z nim. Nie wie czy jeszcze kiedyś będzie. Ciągle próbowała zrozumieć: dlaczego? Naprawdę myślała, że mu na niej zależy. Potem ją zdradził, a potem... Na samo wspomnienie o tym zaczerwieniła się. Znała Jacksona na tyle, żeby wiedzieć, że nie powiedział „o tym” Tomowi... Nie, nie znała Jacksona wcale...

Wtedy, przy tym murku przeżyła coś tak niesamowitego. Na co nie powinna pozwolić. Sobie. A przede wszystkim jemu. Jake. Nie pasuje do niego to imię. Ona cały czas będzie mówić na niego Jackson. Zaraz. Nie. Ona się już nigdy do niego nie odezwie... Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Przerażało ją, że będzie musiała go widywać. Zna go tak krótko, a już przeżyła z nim tyle pięknych chwil. I już ją zranił. Mocno. A ona nie umie sobie z tym poradzić. Mówią, że czas leczy rany. Spróbuje zapomnieć...

A jeśli Carla miała rację? Że powinna dać mu szansę? Zaraz, o czym ona myśli, jaką szansę? Przecież on o nią nie prosił, po drugie- na nią nie zasługuje. Emily nie umiała znaleźć żadnego powodu, dlaczego mógłby tak postąpić. Dla niej było nie do pomyślenia, żeby będąc z kimś (nawet tak krótko) móc go zdradzić. A potem? Co prawda, wtedy czuła się cudownie, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że potraktował ją jak dziwkę. Jakie on ma o niej zdanie, jeśli robił tak... i to na ulicy! Przecież w każdej chwili mógł tamtędy ktoś przechodzić. Ale byłby wstyd! Dobrze, że ta okolica była dość bezpieczna i nie ma na budynkach pozakładanych kamer... Jak to możliwe, że ona dała aż tak ponieść się chwili? Przecież on, tylko palcami..., a ona już roztopiła się jak masło. Co gorsza, chciała więcej... Musi przestać o tym myśleć! Ten krótki etap w jej życiu już się skończył i niech tak zostanie.

Po obiedzie Emily postanowiła trochę poczytać. Chciała uciec od myśli o Jacksonie i tak po prostu odpocząć, nacieszyć się ciszą. Nagle ktoś mocno zapukał do drzwi.

- Otworzę kochanie- mam podeszła do drzwi.- Tak?

- Dzień dobry, jest Emily?

- Emily, kochanie, ktoś do Ccebie- mama zawołała ją.

- Do mnie? - Emily podeszła do drzwi, a widząc, że to Jackson- zdrętwiała. - Co tu robisz?

Serce zaczęło mocniej bić. Miał na sobie czarne dżinsy i czarną, przylegającą koszulkę. Włosy jak zawsze w nieładzie. Zauważyła mały zarost, chyba nie golił się kilka dni. Wyglądał na zmęczonego. Głupia jest. Czemu on tak ją pociąga?

- Przyjechałem do ciebie.

- Niepotrzebnie- Emily odwróciła się, chcąc zamknąć drzwi.

- Porozmawiamy- powiedział, glanem blokując drzwi.

- Tak, bo co? Bo tak chcesz? Zawsze robisz co chcesz?

- Nie zawsze, Emily...

- Nie, Jackson. To już było. Wracaj do domu.

- Nie.

- Emily, może zaprosisz kolegę do domu? Nie stójcie w progu- wtrąciła się mama.

- To nie jest mój kolega, poza tym już wychodzi.

- Wręcz przeciwnie, wejdę, dziękuję. Co do tego, że nie jestem kolegą Emily- zgodzę się, jestem jej chłopakiem.

- Chyba nie- prychnęła.

- Oczywiście, że tak. Nie zaprzeczaj.

- Chciałabym zapomnieć. Nic dobrego mi z tego nie wyszło.

- Naprawdę, nic dobrego?- uśmiechnął się porozumiewawczo.

Oszalała. Uwielbia ten uśmiech. Taki łobuzerski, z błyskiem w oku. Zaczerwieniła się. Mama spoglądała zdezorientowana to na jedno, to na drugie.

- No cóż... Hm... Myślę, że w takiej sytuacji warto się poznać. Jestem Sally Watson, mama Emily- podała mu rękę.

- Jackson Spenser- jej chłopak. Tylko, że na chwilę obecną, jestem zawieszony- uśmiechnął się i pocałował ją w rękę.

- No cóż...- mama Emily również się uśmiechnęła.- Zostawiam was, wychodzę do pani Struss. Będę za około dwie godziny. W razie czego- dzwoń.

- Dobrze mamo!

- Dziękuję pani- Jackson znów się uśmiechnął i puścił do niej oko.


Gdy wyszła, Emily, zrezygnowana usiadła na kanapie w salonie, gestem pokazując chłopakowi, żeby również usiadł. Naprzeciwko. Milczeli. Powietrze było ciężkie, naładowane. Dziewczyna uciekała wzrokiem od Jacksona. Chłopak wstał i zbliżył się do dziewczyny.

- Uciekłaś.

Milczała.

- Mieliśmy porozmawiać.

- Uznałam, że nie ma o czym... Już nie ma o czym.

- Nie dałaś mi wytłumaczyć.

- Bo tu nie ma nic do tłumaczenia. Wiem co widziałam, Jackson.

- Do cholery, wiem jak to wyglądało, ale...- Jackson z nerwów zaczął krążyć po pokoju.

- To nie wyglądało. To się działo- przerwała. Wstała z kanapy. Gdy chłopak tak górował nad nią, czuła się osaczona.

- Łapiesz mnie za słówka. Dobrze, działo się. Ale to nie tak jak myślisz.

- Aha. Czyli miałam jakieś urojenia. Ona wcale nie siedziała prawie naga na biurku, a ty miałeś zapiętą koszulę i spodnie. Graliście w karty, wcale się nie kochaliście- Emily krzyknęła.

- Nie kochaliśmy się- Jackson również podniósł głos.

- Nie kłam!- Emily impulsywnie uderzyła Jaksona w twarz.

Sama się zdziwiła. Nigdy nikogo nie uderzyła. Patrząc w zdumione oczy Jacksona i odbicia swoich palców na jego policzku- poczuła wstyd.

- Przepraszam... Nie powinnam była...- zaczęła płakać.

- Emily- chłopak chciał podejść i ją przytulić.

- Nie podchodź do mnie- dziewczyna odsunęła się.- Nie dotykaj mnie! Daj mi zapomnieć.

- Nie! Nigdy o mnie nie zapomnisz! Nie pozwolę Ci na to! Skreśliłaś mnie, nie dałaś wytłumaczyć. To nie jest ok.

- A to co ty zrobiłeś było ok? Otworzyłam się przed tobą, rozmawialiśmy szczerze. Powiedziałam ci, że ja nigdy... Raptem dwie godziny później ty... Jak mogłeś?- dziewczyna schowała twarz w dłoniach.

Jackson miał wielkie wyrzuty sumienia. Sam nie wiedział, że jest aż takim gnojem. Ale dopóki nie pojawiła się Emily, jego życie uczuciowe było takie proste.... Lubił sex. Od zawsze. Rozluźniał się wtedy, uwielbiał poeksperymentować. Zawsze uprawiał sex z dziewczynami, które myślały tak jak on. Nie wierzył w miłość do grobowej deski. Dopóki taka relacja odpowiadała obu stronom- było ok i dobrze się bawili. Jeśli zaczęło zgrzytać- rozstawali się bez kłótni i pretensji, na spokojnie. Zdarzyło się kilka razy, że jakaś dziewczyna angażowała się za bardzo, wtedy również znajomość się kończyła. On się nie wiązał. Zawsze układ był jasny. Nie ma żadnych obiadków, randek, poznawania rodziców. Czysty sex. Aż do teraz. A do tego Emily była dziewicą. Nie żeby nie był nigdy z dziewicą (zdarzyło się kilka razy i szczerze mówiąc, „po” były zadowolone), ale Emily jest inna. Nie powinien jej straszyć. A on co robi? Ale, do cholery, jest tylko facetem! Napalił się na nią jak cholera, nie mógł jej ruszyć, a Sandra była chętna (szczerze mówiąc bardziej niż chętna, bo to ona zaciągnęła go do pokoju). Nie to, że chciał się wybielić, wiedział przecież po co go tam ciągnie...

- Skarbie, nie chcę się usprawiedliwiać. Wiem, że teraz pewnie mnie nienawidzisz, ale wysłuchaj mnie do końca.

Powiedział jej. To o czym myślał przed chwilą, bez owijania w bawełnę. Obserwował jej reakcję. Słuchała go. Z czasem przestała płakać. Kucnął przy niej.

- Emily, ja taki jestem, rozumiesz? I cholernie ciężko jest mi się zmienić. Tamta dziewczyna...Ona wcale mnie nie kręciła. To na ciebie byłem napalony, ale nie mogłem tak po prostu wziąć cię do pokoju i bzykać na sto różnych sposobów. Nie jesteś taką dziewczyną. A wtedy... musiałem się wyładować. Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Czy ty się słyszysz? Napaliłeś się na mnie, a kochałeś się z nią?!- krzyknęła.

- Nie kochałem się z nią! Nie rozumiesz? Ja się nie kocham! Ja się bzykam, pierdolę, pieprzę! Nigdy nie kochałem się z żadną dziewczyną! Do żadnej nic nie czułem! To był sex, czysta przyjemność, wyładowanie. Lubię to. I w ten sposób. Lubiłem. Bo teraz pojawiłaś się ty i mam cholerny problem!

- Skoro jestem twoim problemem, to co przyjechałeś, po co wtedy za mną szedłeś?- teraz na dobre się zdenerwowała.

- Bo cię chcę, do cholery! Nie rozumiesz? Chcę cię, chcę być z tobą!- Jackson też krzyczał.- Ale nie umiem, kurwa! Dopiero się tego uczę. A ty mi nie ułatwiasz!

- Dla mnie nie musisz nic robić ani zmieniać, rozumiesz? Bądź sobie jaki jesteś. Po prostu nie pasujemy do siebie i już! Proszę cię, idź stąd!- łzy kapały jej po policzkach. Zaczęła popychać chłopaka w stronę drzwi.

- Skarbie, nie płacz- podszedł do niej i chciał przytulić.

- Zostaw mnie!- zaczęła się wyrywać. I płakać. Coraz mocniej.

Chłopak mocno ją trzymał.

- Zostaw.. Jak mogłeś? Jak? -zaczęła okładać go pięściami.

Jackson zrobił rzecz, na którą miał ochotę odkąd wszedł do jej domu. Złapał ją za ręce i unieruchomił, po czym wpił się jej w usta. Był niecierpliwy, zachłanny. Tęsknił za nią. Jej usta były mu tak posłuszne. Całował boleśnie. Miażdżył jej usta swoimi. Nie zważał na to czy sprawia jej ból. Smakowała jednocześnie słodko i słono. Scałowywał łzy z kącików jej ust. Ich języki tańczyły jak szalone.

Wypełniał jej usta swoim językiem. Nie prosił. Żądał. I dostawał to, czego chciał. Nie mogli złapać tchu. Tak bardzo brakowało im swojego dotyku. Jackson nie był delikatny, ale sądząc po reakcji Emily- wcale tego nie oczekiwała. Wręcz przeciwnie. Podnieciła się. On też. I to jak! Działała na niego lepiej niż najlepszy afrodyzjak. Sam jej widok sprawiał, że czuł jak mu staje.

Nie poznawał siebie. Czuł, że ta dziewczyna, która teraz tak żarliwie odpowiada na jego pocałunki jest dla niego coraz ważniejsza.

Całowali się długo, namiętnie. Jego ręce dotykały całego jej ciała. Emily wplotła palce w jego przydługie, potargane włosy. Nieogolona broda delikatnie drapała, co jeszcze bardziej potęgowało rozkosz.

Chłopak dotknął piersi Emily. Otworzyła oczy, na chwilę zesztywniała. Po chwili jednak uśmiechnęła się. Jackson odetchnął. Bawił się jej piersiami, ugniatał je. Były takie miękkie, pełne. Zapragnął poznać ich smak. Po mału podniósł jej koszulkę do góry. Czuł jak drży. Widział w jej oczach i strach, i oczekiwanie. Ściągnął koszulkę i popatrzył z zachwytem. Choć miała na sobie zwykły stanik, jej piersi były najpiękniejsze z tych, które widział do tej pory. Nie były ani za duże, ani za małe. Z trudem pohamował się, żeby nie rozpiąć jej stanika. Wiedział, że wtedy by się nie powstrzymał i wziął ją na kanapie, w salonie jej rodziców. A ona zasługiwała na wyjątkowy pierwszy raz.

Wziął ją za rękę i poprowadził na kanapę, oparł o poduszki. Widział, że jest zaciekawiona. Czuł, że gdyby chciał, oddałaby mu się teraz. Och, chciał! I to jak! Ale ona ma być pewna tej decyzji. Obserwując jej twarz, pocałował ją w pierś. Cicho westchnęła. Oparła się mocniej na poduszkach, widać było, że jej się podoba. Pocałował drugą pierś. Uśmiechnęła się. Chciał pójść dalej. Dotknął językiem jej piersi. Zaczął lizać, to jedną, to drugą. Emily szarpała się i pojękiwała. Uwielbiał obserwować jak się podnieca. Przestał ją całować i znów spojrzał na jej twarz. Widząc grymas niezadowolenia- uśmiechnął się. Oj tak- bardzo jej się podobało. Z jękiem dezaprobaty przyciągnęła jego głowę do swoich piersi, domagając się pieszczot. Zaczął się rozkręcać, smakować ją. Językiem tworzył tatuaże na skórze. Czuł, że jest rozpalona, wiła się na kanapie. Nagle przyszedł mu do głowy szatański plan- miejsca gdzie przed chwilą był jego język – teraz leciutko chuchał. Głośno jęknęła. Zagłębił twarz w rowku między jej piersiami. Jak bardzo jej pragnął! Kusiła go, prowokowała, całkowicie nieświadomie. I to go najbardziej podniecało. Jak ona mogła nie wiedzieć jaka jest seksowna? Doprowadzała go do szaleństwa. Bawił się jej piersiami, ale ani jemu, ani jej już to nie wystarczało. Czuł coraz większe wybrzuszenie w spodniach. Najchętniej by je ściągnął, ale nie chciał nic przyspieszać. Mogłaby się przestraszyć takiego tempa. Zamiast tego włożył rękę między jej nogi, dotknął majtek. Jak dobrze, że nosiła spódniczki, to znacznie ułatwiało sprawę. Jej majtki były wilgotne.. Cholernie go to wzięło. Odsunął majtki i palcem dotknął warg sromowych. Delikatnie podrapał je paznokciem. Usłyszał jak spazmatycznie wciągnęła powietrze. On też ciężko, szybko oddychał. Zaczął bawić się nią tam w środku. Penetrować ją. Włożył środkowy palec trochę głębiej. Zaczęła wić się z pojękiwać coraz bardziej i głośniej. Wiedział, że zaraz dojdzie. Chciałby, żeby miała orgazm kilka razy. Sam będzie musiał się powstrzymać. Lędźwie aż go bolały. Zaczął brać ją palcem. Wyjmował, wkładał. Wyjmował, wkładał. Pokazał jej jak dostosować się do ruchu jego palca. Poruszała biodrami. Do tyłu, do przodu. Do tyłu, do przodu. W rytm jego palców. Oboje przyspieszyli. Napawał się jej widokiem, cieszył się z jęków. Razem galopowali. W pewnym momencie ciało Emily napięło się, aby po chwili rozluźnić. Dziewczyna czuła jakby unosiła się w powietrzu. Było jej tak dobrze, tak wspaniale. Leciała ku górze. Po chwili bez sił opadła z powrotem na poduszki. Czuła się cudownie rozleniwiona, wypełniona szczęściem. Chciała przyciągnąć do siebie Jacksona, ale on nadal trzymał rękę między jej nogami i uśmiechał się zadziornie. Patrząc jej w oczy, palcami ponownie doprowadził ją do szaleństwa. Drugi raz. I trzeci. Gdy czuła, że już więcej nie da rady, że się dosłownie rozpadnie, Jackson wyjął rękę z jej krocza. Była cała mokra od jej soków. Pokazał jej to, a następnie wolno, palec po palcu językiem zaczął to zlizywać. Obserwując to, patrząc na jego twarz, zadowolenie na niej- szczytowała po raz czwarty, głośno wykrzykując jego imię. Opadła zmęczona na poduszki. Cztery razy. Nieźle. A wręcz bardzo dobrze. A to dopiero początek!- pomyślał Jackson. Korzystając z okazji, że Emily leżała z zamkniętymi oczami, wstał z łóżka, odwrócił się i rozpiął spodnie. Szybko nałożył prezerwatywę i teraz on szczytował. Długo i mocno. Sperma leciała, wypełniając gumkę. Nogi tak mu drżały, że musiał oprzeć się na kanapie. Gdy się już uspokoił, ściągnął i związał prezerwatywę. Cholera. W zasięgu wzroku nie było śmietnika, z resztą- chyba nie śmiałby wyrzucać jej w domu jej rodziców. Położył ja na podłodze- zajmie się nią później.

Kucnął obok Emily. Dotknął jej ręki. Otworzyła oczy.

- Skarbie, jak się czujesz?- widział, że jest zmęczona.

- Hm... Chyba dobrze- odpowiedziała. Nadal trochę drżała.

- Emily, chciałbym z tobą porozmawiać. Naprawdę. Chciałem też wyjaśnić...

- Jackson...

- Nie przerywaj mi. Powiedz, że dasz mi jeszcze jedną szansę. Skarbie... Nie wiem co zrobię jeśli się nie zgodzisz.... Ja... Czuję, że z tobą wszystko jest inaczej, że kiedyś... nie byłem pełen. Żyłem wygodnie, tak jak chciałem, byłem zadowolony. Dopiero teraz widzę, że to wszystko było takie byle jakie, płytkie. Z tobą jest inaczej. Te kilka dni bez ciebie, gdy wiedziałem, że cię zraniłem, że zaprzepaściłem to co między nami się zaczynało.... To był dramat. Skarbie, cholernie żałuję, że to zrobiłem. Ale musisz mi wybaczyć! Obiecuję, że będę facetem na jakiego zasługujesz i jakiego pragniesz. Tylko mi pozwól- poprosił.

- Przecież tylko ciebie pragnę- odpowiedziała, biorąc jego twarz w swoje dłonie i pocałowała go delikatnie w usta.

Jackson pomyślał, że to chyba najdelikatniejszy pocałunek w jego życiu. Podobała mu się taka delikatność. Przytulił mocniej dziewczynę, chciał czuć ją jak najbliżej siebie. Emily wtuliła twarz w jego ramię.

-Tęskniłam.



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media