Go to commentsRozdział 14
Text 14 of 18 from volume: A jednak Cię kocham
Author
Genreromance
Formprose
Date added2019-11-25
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1085

Rozdział 14


Rano obudził ją sms.

„Dziś, 20:00 w barze?”

„Tak.”- odpisała.

A potem cały dzień cisza. Bała się tego spotkania, bo nie wiedziała jak Jackson będzie zachowywał się wobec niej.

Po wejściu do klubu od razu skierowała się w stronę biura.

- Nie ma go tam- zawołał barman. Z tego co kojarzyła, miał na imię Jeff.

-A gdzie jest?- spytała. Czyżby jednak nie chciał się z nią zobaczyć?

- Wiesz co, konkretnie to nie wiem. Ale dzwoniła Sandra i ruszył do niej, aż się zanim kurzyło.

- Dawno?

- Jakieś dwie godziny temu. Nie dzwonił do ciebie?

- Nie....

- Wiesz, to wyglądało na coś naprawdę pilnego. Może ty do niego zadzwoń?

- Nie, odezwie się jak będzie miał chwilę. To ja już będę szła- Emily chciała wyjść.

- Nie, no poczekaj! Zrobię Ci drinka i pogadamy. Nie ma na razie dużego ruchu, więc wiesz...

- Nie wiem...

- Nie daj się prosić samotnemu barmanowi. Twoje towarzystwo rozweseli mnie i sprawi, że mój ciężki żywot biednego chłopka choć na chwilę stanie się lepszy- Jeff teatralnym gestem złapał się za serce i zrobił błagalną minę.

- O, zacny rycerzu! Ulegnę Twej prośbie- zaśmiała się Emily.- Ale zamiast drinka, poproszę sok z soczystej pomarańczy, gdyż przyjechałam tu na swym dwukołowym rumaku.

Na rozmowie i żartach upłynęła im kolejna godzina. Dziewczyna nie wiedziała, że Jeff  jest taki zabawny, nigdy wcześniej tak długo z nim nie rozmawiała. Dodatkowo, tak jak ona, był wolontariuszem (udzielał się w schronisku dla zwierząt). Choć bawiła się dobrze, niepokoiła się o Jacksona. Czemu wyszedł? I czemu się nie odzywa? Co się stało?

Gdy roześmiała się głośno z kolejnego dowcipu Jeffa, poczuła na swoich plecach czyjś wzrok. Chłopak spojrzał na kogoś za nią i spoważniał. Odwróciła się z uśmiechem na ustach, ale na widok Jacksona, zamarła. Miał zmęczoną, ale wściekłą minę i patrzył na nich. W jego oczach było coś wrogiego, jakiś niebezpieczny błysk. Pomimo tego podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Była sporo niższa, więc żeby dosięgnąć do jego twarzy, musiała stanąć na palcach. Jackson nie pochylił się do pocałunku, nie dotknął jej. Nagle zauważyła krew na jego ręce.

- Co się stało?- spytała przestraszona.

- Nic takiego, skaleczyłem się. Co robicie?

- Nic, rozmawiamy. Czekałam na ciebie.

- Aha.

- Jackson...

- Chodź- wziął ją za rękę i stanowczo pociągnął za sobą do gabinetu. Dziewczyna uśmiechem chciała podziękować barmanowi za miło spędzony czas, ale on już nie patrzył w ich stronę. Głowę miał spuszczoną i i szybko wycierał szklankę. Emily powiązała zachowanie Jeffa z postawą Jacksona, był wściekły, więc pracownik nie chciał denerwować go jeszcze bardziej. Ale przecież lubili się, więc dlaczego chłopak wyglądał jakby bał się swojego szefa?

Gdy znaleźli się w gabinecie, usiadła na jego fotelu i zapytała.

- Gdzie byłeś?

- Nieważne- odpowiedział.

- Dobrze. Co się stało? Czemu masz krew na ręce? - spytała zmartwiona.

- Mówiłem już. Skaleczyłem się - nie chciał wyjaśnić więcej.

- Ok. Powiesz mi w końcu prawdę czy mam sobie iść? Nie będę tu stała i słuchała tych bzdur, więc albo się dowiem co się stało, albo sobie pójdę i już.

- O, proszę jaka stanowcza- zaśmiał się Jackson.

- Rozumiem, to odezwij się jak naprawdę będziesz chciał się ze mną spotkać- wstała z fotela i skierowała się w stronę drzwi.

- Przepraszam, miałem parszywe popołudnie - westchnął.

- To widzę. Powiesz mi co się stało?

- Jakieś trzy godziny temu zadzwoniła do mnie Sandra. Płakała. Jej nowy facet okazał się damskim bokserem. Już wcześniej był agresywny, ale nie myślała, że aż tak. Zazwyczaj krzyczał, rzucał pilotem od telewizora itd., ale nigdy jej nie uderzył, aż do dziś. Pobił ją tak, że przez kilka dni będzie musiała zostać w szpitalu, żeby porobili jej badania, wykluczyli wstrząs mózgu itd. Wpadł w jakiś szał. Uciekła do łazienki i zadzwoniła do mnie, zaraz potem wyważył drzwi i dorwał się do niej. Zawiadomiłem policję, ale dojechałem tam przed nimi i zdążyłem już parę razy zdefasonować mu gębę.

- To stąd ta krew?

- Tak. Ale sam też niechcący się zraniłem, nie zdążyłem umyć ręki.

- Ale może przecież wdać się zakażenie. Gdzie trzymasz apteczkę? - chcąc go opatrzyć, złapała go za rękę.

- Zostaw to, to nic takiego - wyrwał ją.

- Ale i tak to opatrzę - nalegała.

- Dobrze, bądź sobie pierdoloną pielęgniarką. Myślisz, że jak mnie kochasz, to możesz mnie niańczyć? - krzyknął.

Emily stanęła jak wryta. Jackson stał z zamkniętymi oczami i rękoma zaciśniętymi w pięść.

- Chyba się przesłyszałam...- zaczęła.

- Nie przesłyszałaś się.

- Aha.

- Zrozum, już taki jestem. Nie przejmuję się byle gównem, nic się nie stało. Nie pierwszy raz mam coś takiego i już. Mam większe problemy niż jakieś tam małe rozcięcie czy rana.

- Domyślam się.Chcę Ci pomóc, nie wiem jak, więc chociaż opatrzę ci rękę. Chyba, że jednak mogę coś dla ciebie zrobić?

- Pieprz się ze mną.

- Co?

- Pytałaś czy możesz mi w czymś pomóc. Możesz. W tym. Pieprz się ze mną.

- Daj spokój. Pokaż rękę- zirytowana podeszła do chłopaka. Nagle podniósł ją i posadził na biurku, jednocześnie jedną ręką unieruchamiając jej dłonie.

- Co ty robisz!- krzyknęła.- Przestań- próbowała go odepchnąć, ale on nie reagował. Zaczął ją całować, mocno i brutalnie. Bolało, więc zaczęła wyrywać się coraz bardziej. Nie bała się. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi, ale nie lubiła go takiego. Nie chodziło o brutalność- nie jest lalką z porcelany. Chodziło o to, że zachowuje się tak, jakby chciał ją za coś ukarać, upokorzyć. Ugryzła go mocno w wargę. Odepchnął ją mocno, musiała złapać się krawędzi biurka, żeby z niego nie spaść.

- Kurwa, co robisz?!- krzyknął.

- To ty zastanów się co robisz!- też krzyczała.- Umawiasz się ze mną, potem lecisz do jakieś laski i nawet nie zadzwonisz. Wiem, że to była wyjątkowa sytuacja i rozumiem, że chciałeś pomóc. Ale potem wpadasz wściekły i napadasz na mnie, zachowujesz się jak wariat!

- Taki już jestem.

- To sobie taki bądź, ale nie wyładowuj się na mnie! Ani na Jeffie. Co ci zrobiliśmy? Myślisz, że nie widziałam jak piorunowałeś go wzrokiem!? Zawsze tak terroryzujesz pracowników? Jesteś beznadziejny, wiesz?!- krzyczała.

- Wiem - odparł spokojnie.

- To dobrze, że wiesz! I wiesz co jeszcze? Nie mam ochoty dziś już z tobą gadać. Odezwij się jak ochłoniesz- powiedziała i wyszła, zostawiając osłupiałego chłopaka samego.

Jackson patrzył cały czas na drzwi. Ależ Emily go kręciła! I nie chodziło tylko o sex (choć o to oczywiście też). Zawsze utożsamiał ją z aniołem: spokojna, niewinna, czysta, oddana innym ludziom itd. Dziś zauważył w niej też diablicę. I jeszcze bardziej mu się spodobała. Wiedział, że ją wkurzył. Sam pewnie tez byłby zły za taką sytuację. Ale dużo się na niego dziś zwaliło. Najpierw przez pół dnia czekał na spotkanie z Emily, układał sobie w głowie co jej powie, co ona zrobi, jak zareaguje. I cholernie się tym denerwował. A potem nagle zadzwoniła Sandra i rozpętało się piekło. Ten skurwiel zatłukł ją prawie na śmierć. Co prawda, sam nieźle oberwał (Jackson potrafił się dobrze bić), ale to jak ją urządził w pełni usprawiedliwiało zachowanie Jake`a. Chłopak nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Gnój zasłużył na wiele więcej. Jak można tak pobić kobietę? To prawda, Sandra nie była święta; puszczała się na prawo i lewo, czasem od jednego faceta pędziła do drugiego. Była dziwką, ale przede wszystkim była kobietą! A kobiet się nie bije! Cała sytuacja wkurwiła go, ale też uruchomiła w nim coś, o czym chciał zapomnieć. I po tym wszystkim marzył tylko o tym, żeby zobaczyć Emily, przytulić ją i się uspokoić, a tu przy barze jego dziewczyna flirtuje na całego z Jeffem. Jeff zna Jacksona i wie na co może sobie pozwolić. Może ich rozmowa była zupełnie niewinna, ale on i tak się wkurwił widząc ją taką roześmianą, rozmawiającą z innym facetem. Poczuł się zazdrosny. Myśl, że ona mogłaby być kiedyś z innym mężczyzną wywoływała u niego bunt. A z drugiej strony, wiedział, że zasługiwała na normalnego faceta, który by ją kochał, a w przyszłości wziął z nią ślub. Zasługiwała na gromadkę dzieci, szczęśliwe, bezpieczne i spełnione życie rodzinne. Z nim tego nie doświadczy... Chociaż?.... Nie! Jackson nie poznawał sam siebie. Za dużo myślał o tym wszystkim. Miał wrażenie, że ostatnio nie robił nic innego tylko analizował swój związek z Emily. Nie chciał tego. Powinien przestać to ciągnąć, ale nie potrafił. To śmieszne. Nie chciał z nią być, bo wiedział, że prędzej czy później ją zrani, a z drugiej strony- zrywając z nią- też ją skrzywdzi. Pytanie: kiedy bardziej będzie cierpiała? Nie wiedział jak przekonać ją do tego, że on naprawdę nie jest dla niej odpowiednim facetem. I jak przekonać samego siebie, że ona nie jest odpowiednią dziewczyną dla niego. Wiedział natomiast jedno- powinien ją przeprosić.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jest troche bledow, ale to nie jest powod zeby kogos gonic doprowadzajac do tego zeby ten ktos sie musial zamknac w lazience. Nie oceniam. Coz. Skoro juz tu jestem to wypada powiedziec to i owo nt Jacksona. To jest ktos, kto trafi do pierdla. Emily mu nie pomoze. Ale wszysto w rekach autorki. To mi sie wlasnie podoba w pisaniu. Ze czlowiek sie moze poczuc jak Bog
© 2010-2016 by Creative Media