Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2019-12-07 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1043 |
Niedziela, 11.01.15`
1.
Pomimo tego, że już właściwie nie pracowała (!), Anna kupiła sobie bilet miesięczny, ze względu na wygodę. Teraz, dzięki temu, że nie musiała kasować jednorazowego, zajęła sobie miejsce siedzące w tramwaju. A był dziś dosyć przepełniony, chociaż to niedziela.
Postanowiła pojechać do TVP. Miał być Dzień Otwarty, zwiedzanie budynku od wewnątrz, dużo obcych ludzi, zamieszanie na całego. Dzisiaj gra Orkiestra. „Łapanka” z puszkami była już na jej przystanku, blisko domu. Z dużą satysfakcją wrzuciła jakiejś małolacie pięć dych do pojemnika i przykleiła sobie serduszko na kurtkę. Potem, siedząc przy oknie, widziała w różnych miejscach na mieście grupki młodzieży z puszkami. Dobra robota, pomyślała, uśmiechając się wewnętrznie.
Od wielu lat pomagała młodzieży jak mogła w organizacji imprezy w Oddziale. Nie dość, że szczytny cel, to jeszcze świetne show, z ogromną oglądalnością. Poza tym dobrze wiedziała, że wielokrotnie powtarzane newsy, entuzjazm na twarzach prowadzących i gości przed mikrofonami, może znacząco podnieść i rangę imprezy i efekty finansowe. Co wieczór tego szczególnego dnia Owsiak podliczał wpływy i zawsze tak było, że były rekordowe. Rosły z roku na rok. Dlatego w niedzielę z WOŚP Anna dawała z siebie wszystko, żeby miał co liczyć. Na jaki konkretnie cel zbierano w tym roku nie miało znaczenia, bo zawsze był właściwy. Tyle zakupionego sprzętu... To właściwie źle, że szpitale dostają sprzęt medyczny ze zbiórek charytatywnych, powinny dostawać z budżetu państwa, ale sama akcja była super. I jak jednoczyła ludzi...
Co prawda, bolało ją, że znaleźli się i przeciwnicy. Oszołomy i idioci. Dewoci i zawistnicy. Co z tego, że Owsiak jest taki, jaki jest? Ale jest autentyczny. Tego mu nikt nie odmówi. I robi świetną robotę. Że podobno „podkrada” młodzież? Komu? Prawicowcom? „Moherowym beretom”? Bigotom, nie nadążającym za przemianami? A te są szybkie, jak starzenie się komputerów co dwa lata... Młodzież myśli dziś inaczej niż ich rówieśnicy te pół wieku temu, jest już bardziej świadoma, a „oni” nie są w stanie tego przyjąć do wiadomości, sami „nie nadążają”... Tak. Za parę lat pewnie „pęknie” miliard złotych. No, to robi wrażenie. To już fakt. A kościelny Caritas nawet nie może marzyć, żeby się zbliżyć do tego wyniku, co wkurza świętoszkowatych polityków. Nawet ich najczarniejszy PR tego nie zmieni.
PR... Właśnie. To teraz i ona będzie w tym robić... Hm... Technicznie, nic się nie zmieni. Co za problem, naskrobać parę słów w tę czy w tamtą stronę... Tylko, że... Hm... E, tam...
Przecież praktycznie zawsze pisała na zamówienie. Albo na konkretną osobę. Niby zawsze tak samo, ale jednak inaczej mówi prezenter, inaczej prezenterka. Nie mówiąc o obrazie, który dają sobą. Przekaz. Osobowość. Emocje. Profesjonalizm. Zaufanie.
Ale co ja mam właściwie pisać? I o czym, albo o kim? I gdzie?
Ten Krzychu, no... Wsadził mnie na minę... Niby mogę odmówić, ale nie mogę, no bo niby jak? I jeszcze bezczelnie mówi, że to wszystko zgodne z jej światopoglądem. No, właściwie zgodne. Że niektórym nie podoba się Orkiestra, a jej tak? Niech spadają, głąby jedne...
Dobra, coś się tam naskrobie przecież... Bezproblemowo.
A bo to raz kleiła tak materiał, żeby był przychylny albo nie? Bez względu na jaki temat. Na każdy. Wszystko można podać albo na słodko, albo na kwaśno. Wystarczy jedno zdanie, ba, jedno słowo. Nawet nie. Kropka na końcu zdania, albo wykrzyknik, albo znak zapytania. Nawet ten pytajnik, sam jeden, może mieć różne odcienie. Ironiczne, albo szczere. Albo nie. Albo rzucone znacząco przez spikera „ale...”, mimika twarzy... Nie mówiąc o obrazie, który może (albo i musi) się negatywnie kojarzyć. Działania podprogowe. Nie to, żeby potajemnie wkleić jedną klatkę z czymś „ujemnym”. Zresztą, to jest zakazane, szczególnie w reklamie. Człowiek nawet tego nie zauważa, a mózg to podświadomie rejestruje i przetwarza. Nie, nie. Jedna sekunda z twarzą Adolfa i ten jego wąsik przy omawianiu spraw polsko – niemieckich wystarczy, żeby przekaz był negatywny. A jak do tego dodać jeszcze odpowiedni komentarz, artykulację głosu...
A jak Kurski załatwił Tuska? Dziadkiem z Wehrmachtu. Że był? I co z tego? Ponad trzysta tysięcy Polaków było w Wehrmachcie. Trzon polskich oddziałów na Zachodzie, u Maczka na przykład, to dezerterzy z armii niemieckiej. Ale takiemu durnemu „scyzorykowi” z Kielc niemiecki mundur kojarzy się jednoznacznie. Negatywnie przecież. I już. Że siedział w Stutthofie? Ważniejsze, że potem był w Wehrmachcie. Ciebie okradli, czy ty ukradłeś, nieważne. Jesteś zamieszany w kradzież. Tak to działa przecież. A bo to raz robiłam takie rzeczy, całkowicie świadomie... Działa. Zawsze.
No, ale to, co zaproponował mi Krzychu... Trochę błota, brudu, trochę pomyj...
Nie ma się co zastanawiać. Wielkie mecyje. I tak to zrobię przecież...
Tramwaj dojeżdżał już do Oliwy, więc wstała z siedziska i przeszła do drzwi. Wysiądzie tutaj, przejdzie się jeszcze przez Park, pouśmiecha do dzieciaków zbierających pieniądze. Może nawet coś tam im jeszcze dorzuci...
Ależ psia pogoda dzisiaj. Styczeń i plus dwa. I mokro na dodatek. Mżawka. Dobrze, że nie pada. Co to się dzieje z tą pogodą? Klimat naprawdę się zmienia, czy co? Biedne te dzieciaki. Tak stać na dworze w taką pogodę...
2.
Przed budynkiem gdańskiego Oddziału TVP było sporo ludzi, przeważnie młodzież. A w środku, pomyślała Anna, pewnie dziki tłum dzieciaków. Wolontariusze. Wesoło. Chociaż tu, bo taka psia pogoda dzisiaj...
Przed drzwiami wejściowymi stało kilkoro palaczy, między innymi portier Mietek. Jak ją zobaczył, zesztywniał z lekka i skrzywił się w uśmiechu niepewności. Podszedł do niej, gdy zmierzała do drzwi.
– Pani Aniu, nie może pani wejść.
– Ale dziś jest przecież Dzień Otwarty? – zaoponowała Anna, przystając.
– No tak, ale to przecież nie dotyczy Pani, tylko tych dzieciaków. I zwiedzających. A co Pani chce tu zwiedzać?
– Co to, muzeum jakieś, czy co?
– No przecież Pani wie... Mamy wyraźne polecenie, żeby was nie wpuszczać... – Skręcał się Mietek. – Sama Pani wie, jak jest. Jest zakaz i tyle.
– A nikogo z tych ostatnio zwolnionych dzisiaj jeszcze nie było?
– Był Pawłowski, ale pokręcił się trochę i poszedł.
– Umówiłam się tu dzisiaj z kolegami.
– Aha...
– Nie muszę wchodzić do środka, niech pan się nie boi.
– Aha.
– No, widzi pan? Zwolnił osiem osób, a reszta trzęsie portkami ze strachu.
– Pani się dziwi? Przecież mnie też może wywalić, jak mu coś odbije. – Portier zgasił papierosa w popielniczce kosza na śmieci.
– To mówi pan, jestem na czarnej liście?
– No tak. Razem z innymi. Dosłownie. Mamy listę w dyżurce, żebyśmy nie mieli wątpliwości. No, i żeby ten nowy też wiedział.
– Poważnie?
– No tak.
– Panie Mietku, a może mi pan pokazać tę listę? Co?
– No...
– Przecież nie będę wchodzić do Telewizji, tylko tu, do pana, na portiernię, nie?
– No... – Portier rozejrzał się dookoła. – Właściwie... Dzisiaj tu taki tłum, na kamerze się pani przemknie w sekundę... Dalej nie, ale na portiernię... – Weszli oboje do trochę zatłoczonego holu.
Mietek otworzył drzwi do przeszklonego pomieszczenia służbowego i wpuścił ją do środka. Właściwie, nigdy tu nie była. Ostatnie miejsce w całym budynku chyba. To, co zawsze widziała z zewnątrz, znała, oczywiście. Monitory, gabloty z kluczami, zegar ścienny, duży kalendarz, szafa, blat długiego biurka, dwa fotele, ciemna lada przy szklanej tafli. A między ladą a niższym blatem biurka wąski pas ściany, niewidoczny z zewnątrz, z przypiętymi kartkami. Różne tabele, wydruki, numery telefonów, przeróżne informacje. Między innymi „Zakaz wejścia”. Grubym drukiem, czerwonym tuszem. I osiem nazwisk z imionami pod spodem.
Anna wyciągnęła komórkę i strzeliła szybko fotkę.
– To tak na pamiątkę, panie Mietku, że byłam kiedyś na czarnej liście... Czerwonej...
– No...
– Dobrze, nie będę pana narażać... Poczekam na chłopaków na zewnątrz, powinni już tu być.
Anna schowała komórkę do torebki i wyszła z portierni i holu. Mietek pozostał w środku. Pomyślała, że mogłaby właściwie sobie zapalić papierosa. Rzuciła kilka lat temu, ale od czasu do czasu nachodziła ją taka ochota... Dwa, trzy razy na miesiąc zapaliła, poczęstowana przez kogoś. Czasami kupowała całą paczkę, wypalała może ze dwa papierosy, potem paczkę wyrzucała do śmieci albo dawała ją komuś.
O, Jurek. Zauważyła go, jak śpiesznie podchodził do wejścia od strony parkingu.
– Cześć.
– Cześć, Anka, cześć. Spóźniłem się?
– Nie, chyba jeszcze nie... – Anna wyciągnęła z torebki komórkę, żeby sprawdzić, która jest godzina. – Zresztą, co za różnica... Za trzy.
– Aha. No...
– Możesz mnie poczęstować fajką? Muszę sobie kupić paczkę.
A, pewnie. – Jurek wyciągnął papierosy i zapalniczkę z kieszeni kurtki. – Byłaś już w środku?
Zapalili papierosy. Jurek zerknął do holu.
– I tak i nie.
– Aha, jasne.
– A ty? Chcesz wejść?
– A na jaką cholerę? Ja już tu nie pracuję.
– A chcesz wrócić?
– Jeszcze nie wiem, tak do końca.
– A masz coś nowego?
– Niby kiedy miałem szukać, Anka? W czasie Świąt?
– No właśnie. To tak, jak ja.
Pomilczeli przez chwilę, paląc papierosy i przypatrując się „obcym”, szwendającym się po „ich” parkingu i placu przed budynkiem Telewizji.
– Dostałeś już pismo od twojego Związku, że składamy wspólnie pozew? Także w twoim imieniu?
– Do sądu?
– O bezpodstawne zwolnienie z pracy.
– No, ja nie mam żadnych podstaw prawnych, właściwie... Ty, jako przewodnicząca „Solidarności”, to co innego. A ja? Pracowałem tu cztery lata, nasz malutki Związek liczy sześć osób... Chciał, to zwolnił.
– No tak. O, idzie Wojtek. – Anna kiwnęła głową w stronę ulicy.
– Aha... Zbychu dzwonił do mnie, że go nie będzie.
– A Pawłowski już był i się zmył. To jeszcze Waldek.
– Cześć. – Przywitał się z nimi nowo przybyły. – Palimy? – Wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę. – Co tam słychać?
– Czekamy jeszcze na Waldka. – Jurek przypalił mu papierosa.
– Dzięki. I co dalej? Wchodzimy, czy jak? – Wojtek spojrzał na Annę pytająco.
– Mamy zakaz – odparła. – Idź, spytaj portiera.
– Zakaz? Jaki zakaz? – zainteresował się Jurek.
– Kartka wisi w portierni. „Zakaz”. Tak, żeby nie było jej widać z zewnątrz.
– Ale tak można?
– A ja wiem?
– No, poczułem się jak złodziej.
– To gnój jeden... – podsumował Wojtek.
Anna wypatrzyła nadchodzącego od strony parkingu Waldka i pomachała mu ręką. Odwzajemnił się jej szerokim uśmiechem i kiwnięciem głowy.
– No to jesteśmy w komplecie, jakby... – powiedziała Anna. – Wiecie co? Chodźmy gdzieś na kawę, pogadać, bo do środka nie wejdziemy, a jest zimno.
– Jasne. – Jurek zgasił papierosa. – Idziemy.
3.
(...)
wczoraj trafiłem milion w totka. Ale nikomu nie pokaże tej kasy. Tak jak Owsiak swojej.
Przecież co najwyżej połowa z tych zebranych pieniędzy idzie na sprzęt medyczny! A reszta to tzw. „koszty”. Fundacja wydaje miliony na wlasna siedzibę, nowe samochody, sprzęt studyjny, etaty pracowników i inne takie... Sprawozdanie finansowe można znaleźć w internecie. Nie wszyscy artyści na imprezach grają za darmo, trzeba im zapłacić „gaże”. Są pewnie i inne „koszty”...
Czy wiecie, że zebrane w styczniu pieniądze leżą na koncie do jesieni? Z odsetek finansują Przystanek Woodstok. To kilka milionów złotych. A ja nie chcę, żeby moje datki, czy odsetki od nich, szły na imprezę, gdzie młodzież pije alkohol, narkotyzuje się i „robi co chce”... Żadnych zasad moralnych, deprawacja młodzieży... Za nasze pieniądze...
Koszty obsługi WOŚP to też budżet telewizji publicznej, policja, straż pożarna, samorządy, MON i inne. To są publiczne pieniądze, z naszych podatków... A kupowany sprzęt dla szpitali często stoi nierozpakowany, bo albo szpital nie ma pieniędzy na mat. eksploatacyjne,albo na dodatkowy etat do obsługi. Kupuja bez przetargu, szpitale nie maja wpływu na to, co łaskawie dostają...
W jakiejś audycji radiowej kilka dni temu naiwna słuchaczka stwierdziła, że wszystko, podczas jej pobytu w szpitalu, pochodziło z WOŚP. Nawet waciki. Bo przecież wszystko było oblepione serduszkami. „Orkiestrowicze” wpadli pewnie na oddział i obkleili wszystko jak leci, jak ta szarańcza. Zaczyna się niewinnie. Młodzi, naiwni... A to wszystko zmierza do wielkiej manipulacji. Potem „wybiórcza” podzieli naród na tych dobrych i „toruński ciemnogród”...
…a Caritas zbiera co roku kilka razy więcej i się nie chwali!
Tak jest! Ja daję na CARITAS. Bo nigdy nie dam komuś, do kogo nie mam zaufania. Tak samo nie daję żebrakom pod kościołem bo oni pewnie później przepiją to, co dostaną...
„Nie taki Owsiak święty, jak go malują!” – cytuję za jakimś księdzem. Ma rację.
Cytuję wypowiedź Owsiaka dla „Dziennika”: „Osobiście dopuszczam taki sposób pomocy, bo ja to tak rozumiem – eutanazja to dla mnie pomoc starszym w cierpieniach”. No, to jak to jest z tym niesieniem pomocy? On chce zabijać ludzi?... Może chce za te datki kupować PAVULON?
Zebrane pieniądze trafiają do „chorych”, niedofinansowanych instytucji publicznych, to znaczy naszych szpitali, a nie dla tych naprawdę chorych. Odciążamy budżet, jakbyśmy płacili dwa razy za to samo. A te nasze datki powinny trafiać właśnie do konkretnych osób, to jest właściwa działalność charytatywna. Tak jak to robi Caritas ( miłosierdzie).
Mam dawać na takie ohydy jak ten pajac w czerwonych spodenkach i żółtym kubraczku??? Maja rację ci, co nie dają na tą WOSP ani grosza!
A na tym Woodstoku sami sataniści, narkomani, orgie...To ma być wychowanie młodzieży!?
Jakoś ten Owsik nie chwali się tatusiem – pułkownikiem Milicji. Matka też milicjantka. Daleko nie pada jabłko od jabłoni. Przecież on jest częścią tego polityczno – medialnego układu. Spadkobierca komuchów i stalinowców. I będzie promowany tak długo, jak ta zaraza będzie trwała w naszym kraju!
Cała ta „orkiestra” gra na fałszywą nutę...
Nie daję pieniędzy ani na Owsika, ani na żadnego innego Lisa. To telewizja publiczna. Publiczna! Bankrutuje, ale na takich „celebrytów” zawsze znajdzie miliony. Ale na walkę z Kościołem nie będą przecież oszczędzać, prawda? Ja do tego ręki nie przyłożę.
Jak może robić „dobre dzieło” człowiek, który propaguje aborcję, eutanazję, wychowuje młodzież nie w duchu katolickim? Co robi Hare Kriszna na tym Woodstocku? Mało tego, to jeszcze pijaństwo, dzikie orgie, narkotyki, to się tam przecież promuje...
„Róbta co chceta”! Przecież to „ściema”, mówiąc językiem młodzieżowym. To taki wentyl bezpieczeństwa. Owsiak porywa swoim entuzjazmem kolejne pokolenia młodych, zbuntowanych. Manipuluje nimi, by nie ruszali establishmentu. By mieli inne zajęcia. Także ataki na Radio Maryja, wyśmiewanie „Naszego Dziennika” na Woodstocku czy innych imprezach, właśnie to mają na celu. Żeby młodzież „właściwie ukierunkować”. Stare, stalinowskie metody.
(...)