Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2019-12-13 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 931 |
Nie widzieliśmy się już od dłuższego czasu. To było jedno z tych dłuższych rozstań, gdy nie wiedziałem, czy Cię jeszcze zobaczę. Wiedząc, że jesteś zaangażowana w inny związek, powoli wysychałam i bledłam, jak opadnięte liście pod stopami.
W pracy natłok zajęć sprawiał, że mogłem zapomnieć o Twoim nieistnieniu. Potem wychodziłam z psem i czułam w kieszeni milczący telefon, jak nadwerężone kolano, albo otartą piętę. Z każdym krokiem milczał coraz bardziej.
Kiedy przechadzka była wystarczająco długa, kłąb myśli rozluźniał się, rozplątywał i można było dostrzec otaczający świat. Wtedy działo się tak, jakby ktoś pstryknął palcami wyrywając mnie z hipnotycznego snu, przynosząc ukojenie, prawie ekstazę.
Była wiosna i szłam w lekkiej mżawce. Drozdy, zwykle rozwrzeszczane, śpiewały tak słodko i przejmująco, jakbym był na planie filmowym, a nie nad rzeką. Powoli kończył się dzień i wiedziałam, że nie zadzwonisz. Mgła otulała zarośla. Chciałem, żeby i mnie tak otuliła, żeby Twoja twarz zniknęła z mojego umysłu. Żeby myśli i emocje stały się czymś, co zostaje kilka kroków dalej i ginie w białych oparach.
Odezwał się kos i wtedy przypomniałam sobie ten poranek, kiedy w pojechałam rowerem o świcie na grzyby. Wokół wszystko jeszcze spało, a ja pedałując powoli leśną dróżką słuchałem śpiewu ptaków i pierwszy raz w życiu czułem, że naprawdę żyję.
Naprawdę żyję…