Go to commentsByć Serbem
Text 39 of 76 from volume: Opowieści o ludziach i miejscach
Author
Genrenonfiction
Formprose
Date added2020-01-01
Linguistic correctness
Text quality
Views1514

Dotychczas wydawało mi się, że my Polacy jesteśmy najbardziej schorowanym mentalnie narodem w Europie. W czasie rozbiorów uważaliśmy się za Winkelrieda narodów i Chrystusa Europy, a tymczasem tylko krwawiliśmy w nieudanych powstaniach. Podczas pierwszej wojny światowej strzelaliśmy do siebie w obcych mundurach, a z drugiej wyszliśmy niby zwycięsko, ale ze stratami terytorialnymi jak żadne inne państwo. Od ponad półtora wieku staramy się wykazać, jacy jesteśmy wspaniali, a tymczasem życie pokazuje, że jesteśmy tacy sobie. Świat idzie swoją drogą, a my nie bardzo umiemy się w nim odnaleźć. Dlatego nasza duma narodowa cierpi, a ego puchnie.

Tak myślałem do niedawna, ale od jakiegoś czasu widzę, że nie jesteśmy w tej chorobie odosobnieni. Wydarzenia na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych XX wieku pokazały, że jeszcze bardziej od nas chorzy są Serbowie. Ich choroba jednak jest groźniejsza; jest jak zapalenie płuc z powikłaniami, podczas gdy nasza to tylko zwykłe przeziębienie. Nasze opuchnięte ego najczęściej tylko nas ośmiesza i szkodzi nam samym, podczas gdy serbskie doprowadziło do zbrodni na innych narodach.

Jadąc przez Bośnię i Hercegowinę, co krok spotyka się nowe cmentarze. Składają się z kilku do kilkunastu grobów i są porozrzucane przy drogach lub na polach. Spoczywają w nich ofiary serbskich czystek z lat 1992–1995. Uczciwie trzeba przyznać, że tamtych czasach Chorwaci też nie byli lepsi, ale Serbom nie dorównywali.

Niemcy i Sowieci dokonywali mordów w wyniku obłąkańczych ideologii i prowadzeni przez wodzów zbrodniarzy. A dlaczego robili to Serbowie?

Wydaje mi się, że ta serbska choroba zaczęła się w roku 1389, kiedy to na Kosowym Polu wojska tureckie pod wodzą sułtana Murada I pokonały dowodzoną przez księcia Lazara Hrebeljanovića armię, złożoną z Serbów i ich sojuszników. Obaj wodzowie zginęli, a pół wieku później Serbia dostała się pod okupację państwa osmańskiego. Niepodległość odzyskała dopiero w XIX wieku.

O bitwie tej lud śpiewał pieśni, a wieszcze pisali wiersze i poematy historyczne. Militarną klęskę przedstawiano w nich jako zwycięstwo w wymiarze duchowym, zapewniające zbawienie uczestniczącym w niej Serbom. Podobnie wypowiadała się też Serbska Cerkiew Prawosławna i starcie to urosło do rangi wydarzenia sakralnego, potwierdzającego to, że dzieje Serbii są historią świętą. Od tamtego czasu padli w bitwie kosowskiej, ofiary późniejszych represji tureckich, wojen bałkańskich i obydwu światowych, a nawet zabici w Bośni i Hercegowinie w latach dziewięćdziesiątych XX wieku traktowani są jako święci polegli w obronie narodu i wiary. Dla wielu bitwa kosowska w wymiarze duchowym nigdy się nie skończyła, a jej kontynuacją jest każde starcie Serbów z dowolnym przeciwnikiem, w dowolnym miejscu i czasie.

Powstał nawet tzw. „mit kosowski” opisujący bitwę i czyny jej głównych uczestników: Lazara Hrebeljanovića, Miloša Obilića i Vuka Brankovića, czyli triady świętości, męstwa i zdrady.

Według tego mitu Lazar Hrebeljanović to szlachetny wojownik, który ofiarował Bogu śmierć własną i towarzyszy w zamian za królestwo niebieskie. Za tak wielką ofiarę został przez Serbską Cerkiew ogłoszony świętym.

Miloš Obilić to bohater który zakradł się do sułtańskiego namiotu i zabił Murada I. Czyn ten został podniesiony do rangi zemsty uświęconej, który powinna być powtarzana przez wszystkich Serbów, walczących za wolność i wiarę.

Vuk Branković zaś to zdrajca, który uciekł z pola walki. Zasłużył tym samym na wieczne potępienie i to nie tylko on. Na potępienie zasługują też wszyscy, którzy kiedykolwiek zdradzili lub zdradzą serbską sprawę.

W tym miejscu dotykamy chyba najgłębszego podłoża serbskich zbrodni w Bośni i Hercegowinie. Razem z Vukiem Brankovićem bowiem z bitwy wycofali się też Bośniacy, którzy z czasem w większości przeszli na islam i trwają w nim do dzisiaj. Dlatego w serbskich oczach są oni podwójnym zdrajcami. Zasługują tym samym po wsze czasy na ową Obilićową „zemstę uświęconą” i Serbowie dokonali jej częściowo w latach 1992–1995.

W czasie wizyty w Sarajewie wiele słyszałem o serbskich zbrodniach z tego okresu. Opowiadano mi, że serbscy snajperzy strzelali do cywilów w mieście, tylko dlatego że wyglądali na muzułmanów. Podobno byli wśród nich też tzw. „weekendowi strzelcy”, czyli cywile przyjeżdżający z Serbii na weekendy, żeby sobie postrzelać.

Kilka dni później zapytałem o to serbskiego przewodnika po Nowym Sadzie i w odpowiedzi usłyszałem:

– Nie wiem, jak było z tymi weekendowymi strzelcami, ale szkoda że nie udało się nam wtedy zrobić tam porządku do końca. I tak świat będzie nas obwiniał za wszystkie popełnione i niepopełnione zbrodnie, a przynajmniej skończylibyśmy z tymi bośniackimi zdrajcami.

– Zdrajcami? A co macie przeciwko nim? – zapytałem.

– Szkoda gadania, bo i tak nie zrozumiesz. Najlepiej przyjmijcie sobie do Polski z pół miliona tych uchodźców z krajów islamskich pchających się do Europy i pomieszkajcie z nimi kilka lat. Zobaczycie, że też będziecie do nich strzelać. My wytrzymujemy z muzułmanami już kilkaset lat, ale u was to pójdzie szybciej, bo wy jesteście bardziej katoliccy niż my prawosławni.

Drugim zdradzieckim narodem w mniemaniu Serbów są Albańczycy, którzy w piętnastym wieku po upadku powstania Skanderbega również przeszli na islam.

– Skanderbeg przewraca się w grobie, widząc jak te albańskie pastuchy zmarnowały to, o co walczył – powiedział nasz belgradzki przewodnik. – My do końca broniliśmy naszej ziemi i wiary przed muzułmańskim potopem, a oni w tym czasie lizali Turkom dupy.

Ci zdrajcy z czasem dopuścili się kolejnej zbrodni. Zasiedlili Kosowe Pole i sztandar Mahometa załopotał nad tym świętym dla Serbów miejscem. Na domiar złego, z czasem zaczęli się domagać niepodległości, co doprowadziło do serbskich represji i wybuchu otwartych walk. W wyniku interwencji NATO Serbia musiała ustąpić i tak powstało nowe państwo – Kosowo. Uznało je ponad sto krajów, w tym Polska. Dla Serbii był to policzek. Nigdy Kosowa nie zaakceptowała, a wielu Serbów przyjęło wręcz jego powstanie jako upokorzenie osobiste.

Takim urażonym Serbem jest selekcjoner piłkarskiej reprezentacji tego kraju Ljubiša Tumbaković. Swego czasu prowadził on reprezentację Czarnogóry, ale gdy przyszło do meczu z Kosowem, w dniu spotkania odmówił prowadzenia drużyny. Wyleciał za to z pracy, ale już miesiąc później został zatrudniony w Serbii.

Serbowie nie lubią też Niemców. Jak na ironię wielu z nich pracuje i dorabia się w Niemczech, bo zły los tak sprawił, że Niemcy są bogate, a Serbia nie. Zgrzytają więc zębami i przy każdej okazji podkreślają swoją niechęć do tej nacji.

W czasie zwiedzania Belgradu zaprowadzono nas pod pomnik o nazwie „Pobednik” (Zwycięzca). Postawiono go przy ujściu Sawy do Dunaju ku pamięci serbskich zwycięstw w czasie wojen bałkańskich i pierwszej wojny światowej. Jest to kolumna zwieńczona posągiem nagiego wojownika z sokołem w jednej i mieczem w drugiej ręce. Nasz serbski przewodnik opowiadał, że pomnik ten już w trakcie budowy budził kontrowersje. Chodziło o to, że wojownik był nagi, co uznano za niemoralne. Kłócono się też o lokalizację, aż w końcu w roku 1928 stanął tam, gdzie stoi teraz. Skończywszy opowiadanie przewodnik zapytał:

– Czy wiecie Państwo, dlaczego Pobednik stoi przodem na zachód, a tyłem na wschód?

Oczywiście nie wiedzieliśmy, więc nasz cicerone wyjaśnił:

– Żeby Niemcy mogli mu zrobić loda, a Turcy w dupę pocałować.

Myślałem, że to taki marny przewodnicki żart, ale opiekun rozwiał moje wątpliwości, dodając:

– To samo mogą zrobić nam Serbom.

Trudno na podstawie wypowiedzi pojedynczych ludzi oceniać cały naród. Uważam, że przewodnicy w czasie pracy nie są osobami prywatnymi i powinni ważyć swoje wypowiedzi – szczególnie w obecności obcokrajowców. Skoro więc nie boją się publicznie wypowiadać takich sadów, znaczy to, że są one powszechnie akceptowane.

Nie jest łatwo być Serbem, bo serbska dusza ciągle krwawi. Podobno gdzie dwóch Polaków, tam trzy poglądy. Serbowie są inni i wszyscy mają jeden pogląd. Uważają się za wielki, lecz pokrzywdzony naród. Wierzą też, że kiedyś nastanie czas pomsty za wszystkie krzywdy i czekają na to. Są jak granat, który w niewłaściwych rękach wcześniej czy później wybuchnie i dlatego mogą być groźni. Tak groźni, że podobno nawet Chuck Norris, który umie i może zrobić wszystko, w Serbii na wszelki wypadek robiłby tylko to, co by mu kazano.



  Contents of volume
Comments (10)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Podziwiam niezwykłą fachowość w przedmiotowej sprawie. Natomiast serbski nacjonalizm jest chyba powszechnie znany, niemal jest symbolem tego zjawiska.
Barwny i bogaty język. Kilka drobnych potknięć interpunkcyjnych, z których trzy uważam za zupełnie przypadkowe. Mam na uwadze brak przecinków przed: który zakradł się, bowiem, że wyglądali. Natomiast w dwóch pozostałych przypadkach być może to nie jest przypadek. Mam na uwadze zwrot: "że my Polacy jesteśmy". Polaków wyodrębniłbym przecinkami jako wtrącenie lub dopowiedzenie. Podobnie w końcówce tekstu rzecz dotyczy Serbów.
avatar
Serbia. Kraj terytorialnie 4x mniejszy od Polski z liczbą ludności 6-krotnie od naszej mniejszą (nie licząc sporej serbskiej w Ameryce i Australii diaspory).

Z zaszłościami historycznymi i problemami geopolitycznymi, przerastającymi ludzkie możliwości.

Genius loci - to nie tylko przyjazny duch opiekuńczy, to często przekleństwo ojczystego gniazda
avatar
Dziękuję Janko za wizytę, komentarz i uwagi na temat interpunkcji. Bardzo mi te uwagi pomagają.

Emilio, Tobie też dziękuję za wizytę. Tak, serbski genius loci to istne przekleństwo.
avatar
Kawałek historii i porównań. Z przyjemnością przeczytałem.
PS. O ile dobrze pamiętam, serbski hymn jest prawie kopią naszego, nawet w melodii.
avatar
Dzięki Hardy za odwiedziny.
Serbski hymn nie jest podobny do naszego, ale podobny był Jugosławiański.
avatar
Faktycznie, Marianie - jugosłowiański hymn, nie serbski. Pzdr.
avatar
Wspaniały reportaż. Jestem pod wielkim wrażeniem. Dosadnie ująłeś temat. Serbów znam doskonale. Mieszkam w Niemczech i też bywałam w byłej Jugosławii, a potem parokrotnie nawet w czasie ich wojny. W pracy też ich poznałam. Wszystko się zgadza, co piszesz.
Prywatnie to mili ludzie, ale tylko do momentu, aż im się na odcisk nadepnie (nieważne, czy celowo, czy niechcący), wtedy potrafią być bardzo niebezpieczni... nawet dla swoich bliskich.
avatar
Dzięki Michalszo za odwiedziny.
Miło mi, ze Ci się moje pisanko spodobało.
Pozdrawiam serdecznie.
avatar
Jak mały /chociaż wielki/ naród może obronić swoją tożsamość narodową, nie wchodząc innym wielkim /acz małym/ ludom w paradę?? Jak to jest z braćmi Węgrami? Z Finami? Z Baskami? Z Belgami??

Nasze polskie drogi są jednokierunkowe i wszystkie prowadzą wyłącznie ze wschodu na zachód
avatar
Dzięki Emilio za ponowne odwiedziny i mądry komentarz.
© 2010-2016 by Creative Media