Go to commentsBiała Chmurka
Text 91 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2020-01-07
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1237

W dziecinnym przytulnym pokoju, słychać jedynie miarowe tykanie starodawnego zegara, wiszącego na ścianie oraz jednostajny oddech siedmioletniej Joasi. Zielone ściany i niebieski sufit z uśmiechniętym słoneczkiem, kojarzą się z ogrodem zatopionym w dziecinnym umyśle. Śpi spokojnie w swoim drewnianym łóżku, ozdobionym na bokach: rzeźbami czterolistnych koniczynek. Zapewne śni o tym, jak to będzie, gdy wiele lat upłynie, a ona lepiej zrozumie otaczający ją świat. A może wcale nie o tym. Wiadomo to, o czym może śnić taka mała rezolutna dziewczynka. Lepiej nie zaglądajmy do jej snu, bo jeszcze na nas nakrzyczy.


Zaczyna świtać. Przez kolorową zasłonkę uchylonego okna, wpadają radosne i ciepłe promienie słońca. Czyżby były niegrzeczne i chciały zbudzić smacznie śpiącą? Pewnie tak. Cóż poradzić. Głaszczą nie tylko buzię dziewczynki, ale też wiele zabawek, stojących na półce. Jedna z lalek mruży oczy, a dziadek do orzechów groźnie trzeszczy zębami. Dziecko uśmiecha się przez koniec snu. Przeciąga rozkosznie niczym leniwy kotek. Otwiera jedno zaspane oko.


Nagle zegar spada ze ściany. Łoskot uderzenia jest tak donośny, że rozbudza dziewczynkę całkowicie. Otwiera drugie oko i patrzy przestraszona. Dostrzega pusty haczyk na ścianie. Gdzie się podział zegar? Po chwili wie co się stało. Wstaje z łóżka i podchodzi do miejsca upadku. Zaczyna płakać. Tak bardzo lubiła na niego patrzeć. Był to jej najukochańszy. Na szczęście nie jest rozbity, ale mimo to wygląda żałośnie.


– Co ty teraz zrobisz? Cały czas z ciebie wyleciał. Ale nie przejmuj się. Mama coś zaradzi.


Właśnie wchodzi do pokoju, zbawiona dziwnym hałasem. Widzi zapłakaną córkę klęcząca przy zegarze.


– On biedny spadł i umarł, bo cały czas z niego wyleciał.


Matka przytula dziecko, mówiąc cicho:


– Nic mu się nie stało. Wcale nie umarł.

– Czy każdemu kiedyś urwie się trzymanko i wtedy spadnie i cały czas z niego wyleci?

– Co tobie za pytanie przyszło do głowy.

– Powiedz... proszę.

– No... tak... kiedyś każdemu. Ale ty jesteś jeszcze mała.

– A należy pomagać zwierzątkom i ludziom. Należy?

– Oczywiście, ty mój: Pytajniczku.

– Będę o tym pamiętała.


Sama wychowuje swoją pociechę. Została wdową cztery lata temu. Już nie chce więcej rozmyślać jak do tego doszło. Rozgrzebywać ran i wywlekać wszystko na nowo. Można powiedzieć, że ma teraz troje oczu. Dwa swoje a trzecim oczkiem w głowie jest jej córka, Joasia. Mieszkają w małym parterowym domu, otoczonym niewielkim ogródkiem. Teraz latem jest w nim wiele kolorowych kwiatów, oraz małe oczko wodne, w którego wnętrzu odbija się niebo.


Słońce pomału zachodzi na horyzoncie. Czerwonawa poświata w kolorze rozrzedzonej krwi, kładzie prześwitujący delikatny całun, na różnorodne kwiatki i wszystko wokół. Śmieszny gipsowy krasnal z urwanym nosem, nadal stoi przy wejściu. Joasia nie pozwoliła go wyrzucić, chociaż jest brudny i nieładny. Matkę kiedyś zdenerwował jego widok i powiedziała, że krasnoludek jest brzydki i trzeba go wywalić. Wtedy usłyszała, że gips w środku jest: czysty i biały. Taka była zdziwiona odpowiedzią, że już więcej nie wracała do tego tematu.


Na zewnątrz robi się ciemno. Joasia leży w swoim łóżeczku, przykryta - jak to ona nazywa - kołderką z marzeń. Zegar znowu wisi na ścianie. Cały i zdrowy. Odmierza miarowo czas, tykając, by nie było mu nudno, a złotawe wahadło, wierci się z kąta w kąt z zniekształconym odbiciem wiszącej lampy. Matka siedzi przy niej, chcąc jak zwykle opowiedzieć bajkę.


– Mamo. Wiesz co. Dzisiaj nie chcę słuchać bajki.

– Przecież zawsze chciałaś.

– Dzisiaj nie chcę i już... bo chcę tobie coś powiedzieć. Coś, co jeszcze nie powiedziałam i jest mi... no wiesz... strasznie głupio.

– Chętnie się dowiem, co chcesz mi powiedzieć.

– Tylko sobie pomyślałam, że to jest takie ważne, że musi być bardziej... no wiesz... odświętnie. Rozumiesz?

– Staram się.

– Pod koniec miesiąca mam siódme urodziny. Chyba o tym wiesz?

– Oczywiście, że wiem.

– No to posłuchaj mamo. Jeżeli przed urodzinami, pojawi się biała chmurka nad naszym domem, zaczepiona o błękitne niebo, to wtedy tobie powiem. Jeżeli się nie pojawi... no to wiesz... powiem tobie w moje urodziny. I co ty na to? Cieszysz się?

– Bardzo. Nawet nie wiesz jak bardzo. Będę ją wypatrywać na niebie. A teraz śpij. Pamiętasz, że jutro mamy iść nad rzekę, oglądać w wodzie... jak ty to nazywasz?

– Słoneczne migotki.


Matka z córką idą nad rzekę. Piękna słoneczna pogoda, przykrywa kołderką z marzeń cały świat. W cieniu drzew jest chłodniej. Można odpocząć od trochę męczącego upału. Siadają na ławce, pod rozłożystą koroną dębu, przez którą prześwitują złociste promienie złotej tarczy. Kładą się na wodę, jakby miały ochotę na rześką kąpiel. Dziewczynka wyciąga z plecaka dwie bułki z pomidorem. Powietrze jest ciężkawe i trochę nużące. Jedzą w milczeniu, popatrując na rzekę. Widzą to, po co tu przyszli. Hipnotyzujące migotki.


~~~~~~~

Joasi nie zdołano uratować, mimo, że przypadkowy człowiek, szybko wyłowił ciało. Przyjechała karetka. Dziewczynkę reanimowano jakiś czas, ale na próżno. Matka nie potrafiła powiedzieć, jak to się stało. Była w szoku. Na jakakolwiek rozmowę, nikt nie mógł w tej chwili liczyć.

Nie poszła do więzienia. Może uznano, że życie bez córki, będzie dla niej wystarczającą karą. Przecież jej nie zabiła. Powtarzała tylko w kółko, że przez kilka chwil, patrzyła w błękitne niebo. Jakby czegoś tam wypatrywała.

~~~~~~~


Joasia nie bardzo wie, co się z nią stało. Pamięta tylko, że była z matką nad rzeką. Reszta jest spowita dziwną mgłą. Wie, że jakiś czas upłynął od tego wydarzenia, ale odczuwa to wszystko jakoś: inaczej. Ramki obrazów bez obrazów. Jakby została wymazana z tego świata, ale jeszcze niezupełnie. Zdaje sobie sprawę, że nadal jest Joasią, ale siebie nie widzi. Wie tylko, że istnieje nadal. Ma poczucie dziwnej sytuacji, lecz wcale nie męczącej. W oddali dostrzega coś w rodzaju: przyjaznego światła. Do jej umysłu docierają słowa, które słowami nie są. O czymś jej przypominają, przed wędrówką do miejsca, z którego już nigdy nie powróci. Wie teraz więcej, dużo więcej, chociaż wiele spraw jeszcze nie rozumie.


Nagle przypomina sobie o słowach, które obiecała, a które nie zdążyła powiedzieć. Ma nadzieję, że jeszcze zdąży... że światło jej pozwoli. Szybuje do swojej matki. Już z daleka widzi białą chmurkę, wiszącą nad ich domem. Ma nawet wrażenie, że nią jest. I tu i tam. Cieszy się ogromnie, bo już wie, że zdąży. Matka na pewno o niej myśli. Tęskni za nią. Za tymi właśnie słowami. Widzi z góry krasnala. Jest prawie cały biały. Stara brzydka farba z niego odpadła.


Wlatuje do mieszkania. Do swojego pokoju. Postanawia skryć się w zegarze. Przenika przez zamknięte drzwi. Wie na pewno, że matka tutaj przyjdzie. Odczuwa za sobą ruch wahadła i miarowe tykanie. Dla niej za chwile czas przestanie istnieć. Tutaj jeszcze będzie płynąć. Jak ta rzeka z migotkami.


Jest tak jak pomyślała. Matka wchodzi do pokoju. Ma łzy w oczach. Trzyma w rękach tort urodzinowy. Widnieje na nim siedem zapalonych świeczek i napis: Joasia 7 lat. Kładzie tort na stoliku przy łóżku i siada obok, wpatrując się w kołderkę z marzeń.

Dziewczynkę bardzo cieszy, lecz jednocześnie przygnębia obraz, który ma przed sobą. Z jednej strony myśli nadal tak naiwnie, tak po prostu jak dziecko, a z drugiej, na pewne sprawy, patrzy teraz zupełnie inaczej. Wspomnienia płyną w umyśle jak strumień szczęśliwych chwil. Lecz z drugiej strony wie, że to wszystko skończyło się raz na zawsze, bo tak na prawdę, przynależy już do innego świata. I wcale nie odczuwa lęku. Bardziej to, co odczuwała w tym domu. Była kochaną.


Oprócz tykania nic nie słychać. Matka milczy. Bo niby z kim ma rozmawiać? Nawet opowiedzieć bajki nie ma komu. Joasia musi się spieszyć z wypowiedzeniem słów, bo nie wie, ile ma jeszcze czasu na tym świecie. Czuje, że za chwilę zniknie stąd na dobre.


– Mamo! Widziałaś białą chmurkę? Na pewno tak. Zdążyła w sam raz na moje urodziny. Ale fajnie. Ładny tort dla mnie kupiłaś. Chcę tobie powiedzieć, jak bardzo cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. To są te słowa, które nie zdążyłam wypowiedzieć. Przepraszam za tego kotka. Przecież nie mogłam pozwolić... no wiesz... żeby się utopił. Chyba mnie rozumiesz?


Patrzy na matkę, ale nie widzi żadnej reakcji. Czyżby ją nie słyszała? Przecież do niej głośno mówi. Nie wylatuje z miejsca gdzie siedzi, bo wierzy, że tu jest najwłaściwsze miejsce.


– Mamo! Przecież mówię do ciebie! Dlaczego mnie nie słyszysz? Powtórzę jeszcze raz to samo. Głośno i wyraźnie. Może chociaż na mnie spojrzysz. Na pewno odczuwasz moją obecność. Za chwilę stąd zniknę. Poszyuję w innym miejsce, przed którym nie odczuwam lęku. Wiem, że będę tam kochana, jak ty mnie kochałaś. Ty też kiedyś znikniesz. Może się wtedy znowu spotkamy. Ale nie wiem tego na pewno. Jeszcze nie. Tak bardzo cię kocham. Spójrz na mnie. Dopóki jeszcze możesz. Dopóki tu jestem z tobą. Proszę.


* * * * * * *

Matka spogląda zamyślona w stronę zegara. Zaczyna wybijać godzinę: siódmą. Po chwili, w zupełnej ciszy, świeczki na torcie gasną.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media