Author | |
Genre | prose poetry |
Form | prose |
Date added | 2012-01-18 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 2607 |
Mgła spowijała w swych objęciach cały dworzec. Na opustoszałym peronie stało dwoje ludzi: Starszy Pan i Starsza Pani.
Stali tak naprzeciwko siebie.
Co jakiś czas jedno z nich otwierało nieznacznie usta, jakby chciało coś powiedzieć, po czym nagle rezygnowało, wydłużając tym samym i tak już długą chwilę ciszy.
- Podobała mi się ta spódnica – powiedział nagle Starszy Pan, wskazując na ubiór Starszej Pani. Zmarszczył przy tym swoje gęste białe brwi, które wyglądały, jakby nad powiekami osiadły mu dwa otyłe persy.
Starsza Pani zmieszała się lekko. Jej wzrok powędrował w stronę zimnej i betonowej posadzki peronu.
- Wziąłeś wszystko, co ci potrzeba? – spytała wymijająco.
- A cóż mogłoby mi być potrzebne w tej chwili? – zdziwił się Starszy Pan. – Zawsze podobał mi się ten kok – dodał, obserwując w zamyśleniu kok Starszej Pani.
Jej wzrok przeniósł się teraz z powrotem na niego.
- Spotkamy się wkrótce? – wypełzło powoli z jej ust, obkute z zewnątrz gustowną płachtą nadziei.
Starszy Pan otworzył lekko usta, zamknął je i wyraźnie pogodniał.
- To bardzo prawdopodobne – odparł.
Starsza Pani zdawała się być teraz mniej smutna. Na jej bladej cerze pojawiło się kilka zmarszczek, które mogły świadczyć o zalążkach uśmiechu ulgi.
Ich cichą i urywaną rozmowę przerwał hałas wywołany przez wjeżdżający pociąg. Pas bordowych wagonów zatrzymał się za Starszym Panem, a wejścia otworzyły się przy akompaniamencie zgrzytów i skrzypienia.
Starszy Pan spojrzał na otwarte wejście i zauważył nad nim koszyk z krukiem. Nad każdym wejściem wisiał identyczny mały koszyk z identycznym krukiem. Przez chwilę zastanawiało go, po co w pociągu tyle ptactwa nad wejściem, lecz gdy zastanowił się głębiej, nie było to wcale dziwne.
Dziwniejsze było to, iż dalej wydawało mu się, że na dworcu jest tylko On i Starsza Pani.
Spojrzał jeszcze raz w jej stronę i stanął w prześwicie.
Kruki zaczęły krakać wściekle, miażdżąc nieznośną ciszę dworca.
Wpatrywali się w siebie, gdy pociąg ruszał.
Nim zamknęły się drzwi, Starszy Pan uśmiechnął się lekko i posłał ze spokojem całusa w stronę starszej Pani. Zdawało się, że to właśnie ten całus przykleił jej stopy do zimnej posadzki; że to właśnie on smagał jej starą spódnicą. Wiedziała, że lubił tę spódnicę. Starsza Pani wiedziała o wszystkim, co lubił.
Gdy ostatni promyk światełka na tylnym wagonie zniknął we mgle, a hałas pracujących silników był już tylko wspomnieniem, po policzku Starszej Pani spłynęła łza. Wbiła się w betonową i martwą posadzkę niczym szpadel w ziemię.