Go to commentsRobotniczy żarcik
Text 20 of 22 from volume: Bizarre
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2020-04-04
Linguistic correctness
Text quality
Views1128

ROBOTNICZY ŻARCIK

Taki żarcik to z reguły grubo, dosadnie i najczęściej boleśnie. Po efektach wydawać by się mogło, że ich autorami są dzieci – taki jest ich poziom – ale te dzieci są bardzo duże, a ich złośliwość nie ma granic. Ocieramy się tu o  horror klasy gore, bo autor rzadko myśli o konsekwencjach.

Kiedy zaczynałem pracę najczęściej spotykanym żarcikiem, takim dyscyplinującym napomnieniem, było wykorzystanie czyjegoś pośpiechu. Szafki ubraniowe starego typu, te zamykane na kłódkę. Wystarczyło ją w pośpiechu zamknąć i przytrzasnąć drzwiami rękaw lub nogawkę, tak by wystawały na zewnątrz. Żartownisie wyciągali ile się dało na zewnątrz, moczyli i zaciągali na supeł tak mocno jak zdołali. Następnego dnia, gdy nogawka lub rękaw wyschły, taki supeł był nie do rozwiązania, a część ubrania nie do użycia.

Drugi żarcik dotyczył prysznica. Woda doń szła wprost z wymiennika i miała 70, 80 stopni. Aby się wykąpać dodawało się zimnej, której zawór odcinający znajdował się w szatni – cały czas otwarty. Wystarczyło go zakręcić, by biorący prysznic zaczął się wydzierać wniebogłosy.

Kolega Apacz pracując w „Exbudzie” był obiektem drwin kolegów. Pewnego dnia, gdy oni pracowali dalej od baraku z szatnią, wrócił do niej, gdy tego nie widzieli i sprajem pomalował ich gumowce i płaszcze przeciwdeszczowe w czerwone kropki. Opowiadał potem, że gdy się w nie przebrali to wyglądali jak zmutowane biedronki.

Tak, zdarzają się i bardziej wymyślne, nie tak bolesne, ale potem wspominane przez lata, ze wstydem.  W NSK, gdy zwalniano brygadę hydraulików i przejmowała ich firma zewnętrzna, jednemu z kolegów powiedziano, że NSK zwalnianym daje fant na do widzenia i Andrzej ma wybrać zegarek czy aparat cyfrowy. Andrzej zegarek już miał, więc poszedł do kierownika i powiedział, że on chce aparat.

Można chodzić po hali z kartką na plecach, co widzących bawi, a obnoszący nie wie, że dostarcza im wiele radości. Miałem już nalepkę z nosaczem i napisem „prawdziwy Janusz”, a także kartkę „lubię chłopców”.

Dziś robotnicy często dostają markery. Przy ich pomocy opinie o kolegach i kierownictwie ujawniają na ich szafkach, na drzwiach ubikacji.

Jeden z moich kolegów ( jego dowcipowi poświęcę osobny tekst, bo tak rozbudowana jest jego dramaturgia) na co dzień „wkręca” wszystkich, którzy się napatoczą – Byłeś u kierownika? Szukał cię i mówił, żebyś do niego przyszedł. Albo: byłeś w magazynie? Bo tam mają konserwy dla ciebie. Wielu daję się nabrać i chodzi do kierownika albo do magazynu po konserwy.

Oczywiście te interakcje między pracownikami są głębsze i płytsze. Otwarte szafki kuszą, a niektórzy są skąpi i korzystają z zasobów kolegów. Nie wszyscy się na to godzą. Ja przestałem korzystać, a więc i kupować cukier do pracy. Ale inni, ograbiani, dodają do cukru środków na przeczyszczenie.

A kiedy ktoś ma do kogoś żal, uraz, to kończy się to tak, że Artur przychodzi do pracy i spotyka swoją szafkę ubraniowa odwróconą drzwiczkami do ściany.

Niektórzy buty robocze stawiają na szafce zamiast schować je środka. I pewnego dnia Artur ( inny niż tamten) spotkał swoje buty pełne wody. Regułą jest to, że ma się jedną parę.

Najbrutalniejszą chyba historię spotkałem w „Chemarze”. Jeden ze śruciarzy nasypał drugiemu do przyłbicy pyłu, który jest separowany jako odpad przy śrutowaniu ( to taka poważniejsza odmiana piaskowania). Robert nałożył przyłbicę, do której dostarczane jest powietrze z zewnątrz i wtedy ten pył buchnął mu w twarz. Była o to gruba awantura, behapowiec się musiał wtrącić. Wzajemne animozje doprowadziły do zagrożenia zdrowia o poważnym kalibrze - ten pył dostał się do płuc i skutki mogły być poważne.


Biuraliści w biurze, nauczyciele w szkole też sobie robią głupie dowcipy. Ale robotnik dysponuje większym zasobem środków i szerszą ma paletę możliwości, by uskuteczniać grube żarty. Ja oczywiście mówię tu cały czas o fizyczności, bezpośredniości, bo świat wirtualny  osobom kreatywnym, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, daje nowe, szerokie możliwości i otwiera nowe perspektywy.

Dziecięca radość jeśli chodzi o dowcip.

Czasem jest to też dziecięce niemyślenie o konsekwencjach.


  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Ponieważ żartowniś nie odczuwa konsekwencji na WŁASNEJ skórze, a koledzy /z aprobatą/ inteligentnie rechocą, mamy to, co dookoła każdy głupi widzi.

A wystarczyło spuścić tylko j e d n ą porządną kocówę wesołkowi, by natychmiast nie tylko spoważniał, ale i DOJRZAŁ.

Co dojrzał?

Skutki własnej kreatywności??

Autor ma rzadki bezcenny dar widzenia, czego inni nie zobaczą, choćbyś im to nałożył łopatami. Do głowy
© 2010-2016 by Creative Media