Author | |
Genre | common life |
Form | drama |
Date added | 2020-05-13 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 927 |
Scena 8.
Salon na plebanii.
Bogate wyposażenie. Suto zastawiony stół z kolacją. Marek siedzi przy stole, coś je. Andrzej wprowadza Teo, siadają przy stole. WSZYSCY jedzą i piją.
TEO
No, taki to pożyje.
MAREK
Chodź, siadaj.
ANDRZEJ
I nie gadaj. Jak moja Agata się dowiedziała, że przychodzisz, to się kręciła w kuchni cały dzień. Ty cholero. Jak ty to robisz, co? Dla mnie to ona by najchętniej robiła same parówki. Na okrągło. Stara jędza.
TEO
Trzeba mieć podejście do kobiet.
ANDRZEJ
Ta. Trzeba mieć gadane. Chcesz herbatę?
MAREK
Weź te śledziki. W kurii takich nie ma.
TEO
Dzięki.
ANDRZEJ
Nie, lepiej zacznij od pasztecików. Jeszcze gorące.
TEO
A poszła już do domu?
ANDRZEJ
Tak, z pół godziny temu.
TEO
To przekaż jej moje gorące pozdrowienia i podziękowania. To może dostaniesz jutro jakieś lepsze śniadanie.
ANDRZEJ
Słyszałeś go, cwaniaczka? Ty byś tutaj był grubszy ode mnie.
TEO
Nie wiem, po co.
MAREK
Kaczuszka z jabłkami...
ANDRZEJ
No, niczego, niczego... Palce lizać.
TEO
A ja muszę wszystko sam sobie robić. Klechy cholerne.
MAREK
Żałuj.
TEO
A jak „Flaszka”?
ANDRZEJ
Zadowolony, ręce zaciera...
MAREK
Ale ma cykora, jak zawsze.
TEO
No i co, chce ją sprzedać do Radia?
MAREK
Tak, ale wiesz... On to musi mieć „procul dubio”. Ponad wszelką wątpliwość.
ANDRZEJ
Nie popisuj się łaciną, to nie kuria.
TEO
To zorganizuj mu paru swoich koleżków. Mówisz, śledziki?
MAREK
Yhm. Pycha. Weź coś polej. Rybka lubi pływać.
ANDRZEJ
No. Do śledzia nie ma jak czysta.
Andrzej nalewa wódkę do kieliszków. Wypijają.
MAREK
Już dzwoniłem. Kilku będzie jutro.
TEO
Ty. Tylko mi tu starych dewotów nie przysyłaj, kurwa.
MAREK
Nie bój, nie bój. Tylko ten jeden z Radia, staruch pieprzony... Może namieszać.
ANDRZEJ
No?
MAREK
Ma klapki na oczach. Ma takiego konika, wiecie. Grzech pierworodny. Skaza pokoleniowa. Znalazł sobie taki casus i wszędzie go szuka.
ANDRZEJ
O ile się orientuję, to to nie ma żadnego potwierdzenia.
MAREK
Kwestia interpretacji.
TEO
E tam. Że kogoś babka była szamanką, woo doo, czy inną czarownicą... Normalnie, średniowiecze. Tylko stosu brakuje.
MAREK
Też tak sądzę. „In dubio pro reo”.
ANDRZEJ
Pewnie. „Czym skorupka za młodu”...
MAREK
No. Ale ma hysia na tym punkcie.
TEO
Sami tworzycie demony, jakbyście nie mieli co robić.
MAREK
Strażak ma zboczenie zawodowe, wszędzie widzi pożary, to my też. Jak piromani.
TEO
O, grzybki. No, chodź tu, mały.
ANDRZEJ
A jak tam twoje polowania na sekciarzy?
TEO
No, jedną dziewczynę wyłowiłem z twojej parafii.
ANDRZEJ
O, poważnie? Coś dużego?
TEO
Badziewie. Zwykła turystyka religijna. Taki trochę kurs pozytywnego myślenia, poszerzanie świadomości, trochę holistyki, gnozy... Mało wciągające. Jakiś prymityw to chyba wymyślił.
ANDRZEJ
Ale, mówisz, coś złapał?
TEO
E, to się szybko rozpadnie. Parę osób trzeba będzie wyprostować...
MAREK
A ja sobie kaczuszkę... Pierś jest najlepsza. Jabłuszka, śliwki...
ANDRZEJ
I co z tą dziewczyną?
TEO
Już ogarnąłem. Tylko nie wiem, czy będzie chciała do ciebie wrócić.
ANDRZEJ
No, to musi trochę potrwać. To mówisz, coś nowego?
TEO
Nic poważnego.
ANDRZEJ
Za Jehowych byś się wziął. Sterczą mi przy kościele...
TEO
E tam. Szkoda czasu.
ANDRZEJ
No pewnie. Ty byś od razu chciał scjentologów.
TEO
No.
MAREK
Andrzej, polałbyś lepiej.
TEO
Właśnie.
Andrzej nalewa wódkę.
ANDRZEJ
A tak, tak, Sorki. No to co? Na drugą nóżkę?
Wszyscy wypijają wódkę.
MAREK
Zimna.
TEO
Dobra.
ANDRZEJ
A ja sobie kacze udko wezmę...
TEO
Kuper sobie weź.
ANDRZEJ
Nie, tobie zostawię. Jesteś stary wdowiec, może ci się nada?
TEO
Trochę mały i spieczony. Ale... takie piersiątko?...
MAREK
Bardzo dobre. Będziesz jutro, nie?
TEO
Ehe... Trochę za szybko to idzie. Jeszcze mi się rozreguluje.
MAREK
No, trochę tak. Ale może dobrze...
TEO
Tylko, żeby jej nie spłoszyli, kurde. Pogadaj z nimi. To nie sąd, a ona nie oskarżona.
MAREK
Oczywiście. My tu sobie możemy gadać bez kadzidła, ale ona...
ANDRZEJ
Fakt. Świeżynka.
TEO
Na nią trzeba chuchać.
MAREK
Chciałem powiedzieć: „nie ucz księdza pacierza”, ale to by źle zabrzmiało...
TEO
To i tak źle brzmi.
MAREK
Przepraszam. Mam za długi jęzor czasami.
ANDRZEJ
Po drugim kieliszku?
TEO
Polej. Ciekawe, co mi sprzeda po dwunastym.
MAREK
Przeprosiłem. Szczerze, Teo. A ty polej.
TEO
Okej.
ANDRZEJ
No.
Andrzej nalewa wódkę.
ANDRZEJ
Zupełnie niepotrzebny zgrzyt.
MAREK
Nie, bo Teo chciałby wszystko sam. A to się tak nie da. Znowu idealista z ciebie wyłazi.
TEO
Fakt.
ANDRZEJ
No to się napijmy na zgodę. No...
Wypijają wódkę.
MAREK
No... Tak, że jutro „Flaszka” będzie miał pełne rozeznanie. Pozytywne.
ANDRZEJ
No... I upewnienie.
TEO
A jakieś splątanie? Jakiś „ukryty kamuflaż”?
MAREK
Nie. Bardzo wątpię. Zapominasz o braku świadomości. To niepodważalna teza.
ANDRZEJ
Oczywiście.
TEO
Ale ona sama może się zaplątać, jak ją zaczną maglować. Wiecie, jak to jest. Ja nie mówię, że masz dobrać samych miło nastawionych, czy co...
MAREK
Zależy, na czym się spląta. Teo. Przecież, jeśli nawet na czymś się potknie, to nawet lepiej. Co mam ci takie podstawowe rzeczy tłumaczyć? Nadgorliwość jest zawsze podejrzana.
ANDRZEJ
Ty myślisz, że ja tak bardzo kocham te wszystkie stare dewotki, co przesiadują w kościele? Taca ważna rzecz, jasne. Niektóre przychodzą z nudów, inne z przyzwyczajenia. Ale większość tych fałszywych babsztyli nie zna znaczenia słowa „miłosierdzie”. A słyszą je codziennie, nie?
MAREK
Oczywiście.
TEO
No tak, tak.
ANDRZEJ
A advocatus diaboli?
MAREK
Później. I razem z Teo.
TEO
Ja pier... Już mi jej szkoda.
MAREK
Ma być „procul dubio”? To będzie.
TEO
Tylko żebyś nie zarżnął kury. Bo nie będzie złotych jaj.
MAREK
Nie zarżnę, nie zarżnę. Już ty się o to nie bój. A że trzeba na nią chuchać, to prawda.
ANDRZEJ
No. To najważniejsze ustalone. To za Urszulę.
Andrzej nalewa wódkę do kieliszków.
ANDRZEJ
Żeby zdrowiała.
TEO
Siebie, czy innych?
MAREK
(śpiewa, sięgając po kieliszek)
„Wszystkie owieczki nasze”...
ANDRZEJ
No, chłopaki...
Wszyscy piją wódkę.
TEO
Co by tu jeszcze dziabnąć...
ANDRZEJ
Weź coś z wędlin. Bardzo dobre. Ekologiczne.
TEO
O. Uhm... Dobre...
MAREK
No, coś by tu trzeba...
TEO
Klechy cholerne... Nie macie wy za dobrze? Reformacja by się wam przydała. Sutanny by wam trzeba przetrzepać...
ANDRZEJ
Nie narzekaj, nie narzekaj.
MAREK
A ty co? Sukienki nie nosisz i to wszystko.
TEO
Co? Agaty mi brakuje.
ANDRZEJ
A, to już twój wybór.
MAREK
Tak jest. I teraz się pętasz po jakichś przychodniach, szpitalach, tropisz sekty...
ANDRZEJ
No. A ty byś, z nas trzech, najprędzej awansował.
MAREK
Nalej mu, bo smutny.
ANDRZEJ
Tak jest.
Andrzej nalewa wódkę do kieliszków.
TEO
Ale was zakotwiczyło, ja pierniczę...
MAREK
Kotwica... Dobre. Nośne.
TEO
No, nie wiem, czy takie nośne.
ANDRZEJ
Widzisz go. „Drugi sort” się odezwał.
TEO
O, w mordę. He, he, dobre.
MAREK
No, to za... „zaplutych karłów reakcji”...
Wszyscy śmieją się i piją wódkę. Teo szturcha Andrzeja w bok.
TEO
Gruby się robisz, jak beczka.
ANDRZEJ
Altruista pieprzony... Ty. A może ty się weź za tę Ulę? Co? Piękna para z was będzie. Sam was poprowadzę do ołtarza.
TEO
Tylko się wyspowiadaj przedtem, grubasie.
ANDRZEJ
Ha, ha. Ale śmieszne.
MAREK
No to mamy jeszcze dobry tydzień, nie? A ty już coś ustaliłeś z lekarzami i tym Mirkiem?
TEO
Nie. Najpierw jedno załatwmy.
MAREK
No dobra. No to jutro możesz z nimi pogadać.
ANDRZEJ
A konkretnie o czym?
TEO
No, robimy tak. Ty, Andrzejek, kontaktujesz się z Radiem. Wszystko co tam... Wiesz. To twoja działka. Marek, wiadomo. A ja sprzęgam medycynę.
ANDRZEJ
Aha.
TEO
Bo że ona coś tam ma, to nie znaczy, że umie z tego korzystać. Nie?
MAREK
Oczywiście.
ANDRZEJ
Jeśli jej nie minie.
MAREK
Jeśli. Ale raczej nie. I dlatego, jak słusznie Teo mówi, musi się tego i tamtego naumieć.
ANDRZEJ
No tak. Jasne.
TEO
To trochę potrwa, wiecie. Nie wiem. Z pół roku? Żeby i w tym było wszystko „ponad wszelką wątpliwość”.
MAREK
Otóż to. Otóż to. To musi być tip – top.
ANDRZEJ
To co? Pojedli? Kawę chyba zrobię, co?
TEO
No, dobry pomysł.
ANDRZEJ
Najpierw jeszcze poleję.
Andrzej nalewa wódkę do kieliszków.
MAREK
To musi być wszystko naprawdę na mur. Na beton. Taki zbrojony. Pewnie, fajnie by było, żeby to już, tak z marszu. Ale to wszystko musi być na pewniaka.
TEO
Pewnie, że tak. Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł.
ANDRZEJ
No to łapcie się...
Wszyscy piją wódkę.
TEO
Andrzej. Musisz mi znaleźć kogoś z Radia, co się zajmuje Pi-erem. Tym czarnym najlepiej.
ANDRZEJ
No?
TEO
Jak wprowadzasz na rynek nowy produkt, trzeba go dobrze zareklamować.
MAREK
Pewnie.
TEO
Ale, oprócz tego, trzeba mieć przygotowane działania wyprzedzające. Na antyreklamy.
ANDRZEJ
A, ty cholero... Nie pomyślałem. No...
MAREK
A widzisz. I kto by tu pierwszy z nas dostał czerwony kapelusik? Ty. Diable nasienie...
Scena 9.
Wnętrze samochodu.
Teo i RYSIEK siedzą na przednich fotelach, Rysiek za kierownicą. Teo wyciąga z kieszeni telefon komórkowy, otwiera obudowę, wyciąga baterię i kartę SIM, kładzie wszystko na kokpicie.
TEO
Nie mam nic innego. Jak chcesz, możesz sprawdzić. No i sam możesz nagrywać, jeśli chcesz.
RYSIEK
Dobra, wierzę.
TEO
To jest nasza wspólna sprawa, ale wiesz, zaufanie...
RYSIEK
Okej.
TEO
Hm... Nie wiem, od czego zacząć. I ile ty już wiesz.
RYSIEK
Coś tam wiem.
TEO
Jasne. Ale może tylko z jednego źródła. A tu trzeba spojrzeć na to pod różnymi kątami...
RYSIEK
Inne aspekty?
TEO
Są, a jakże... Podstawowa sprawa. Ty się znasz na swojej robocie, ja na swojej. Nie chcę się wcinać. Jeżeli coś powiem, to to są tylko luźne sugestie. Ale istotne. Ani ty, ani ja nie decydujemy o całości, ale...
RYSIEK
Jasne.
TEO
Zastanawiałem się, jak z tobą rozmawiać. Całkowita szczerość jest najlepsza. I dlatego, jeśli nagrywasz dla kogoś, niektóre rzeczy wytnij, a sobie zostaw oryginał. Taka luźna sugestia.
RYSIEK
To, widzę, chcesz być bardzo szczery.
TEO
Są różne aspekty.
RYSIEK
Okej. Złapałem.
TEO
Dobra... Nasza droga Urszula robi postępy. Naprawdę jest dobra. Ale dopóki nie będzie miała jakichś, nie wiem, osiemdziesięciu procent trafnych diagnoz i wyleczeń, potwierdzonych, nie ma co robić szumu. A na antenie musi mieć sto. Nie? Przecież nie będziesz sam sobie pluł do talerza.
RYSIEK
No chyba. Jasne. Trafne, nietrafne, a ustawić i tak trzeba.
TEO
O. Świetnie się rozumiemy. Dlatego, wcale się nie spieszymy.
RYSIEK
Absolutnie.
TEO
I wy dostaniecie po dupie i ją zlinczują, zanim na dobre zacznie.
RYSIEK
Nie, nie. To musi być pewniak. Absolutny pewniak.
TEO
No... Rysiek, jedno niedyskretne pytanie. Nie musisz odpowiadać. Pracujesz dla Radia. Dla naszej, jedynie słusznej partii też? Nie odpowiadaj.
RYSIEK
Nie odpowiadam.
TEO
Rozumiem, że parę ładnych haseł jest twoje. „Rewolta”, „ruina”, „kondominium”, „pasożyty”...
RYSIEK
Bardzo mi się podoba słowo „warchoł”, ale wiesz...
TEO
No... Nasza góra bardzo kocha władzę. Ale muszą się nią dzielić między sobą. Jeden drugiego by w łyżce wody...
RYSIEK
Potwierdzam.
TEO
To, że „Flaszka” znalazł Ulę, trochę go podnosi. Ale zaraz inni usiądą mu na ogonie. A wam jeszcze bardziej.
RYSIEK
Jasne. To pewne.
TEO
Jedziecie na jednym wózku. Chociaż on z boku, w cieniu, cykor... Grasz w szachy?
RYSIEK
Bardzo mądra gra.
TEO
Te kilka ruchów do przodu... Działania wyprzedzające... Ty o tym wiesz, a ja przypominam jedynie, żeby cię uczulić na niespodziewane, a pewne, uderzenie z boku. Z naszej strony.
RYSIEK
Jak to miło porozmawiać z kimś mądrym... Tak w ogóle, nie chcę przyspieszać, ale kiedy ona do nas trafi? Mniej więcej. I jak?
TEO
Scenariusz jest na razie w fazie pisania fiszek. A kiedy? Kilka miesięcy, może parę...
RYSIEK
Ale kampanię już delikatnie można rozkręcać?
TEO
Powoli, ale tak. Nasi się jeszcze muszą porozumieć dokładnie, ale możesz już powoli rozpoczynać, myślę. To jest ta łatwiejsza część, wiesz... Ważniejsze jest miękkie lądowanie awaryjne.
RYSIEK
Zdecydowanie. To... bardzo śliskie.
TEO
No. Raczej.
RYSIEK
Mówiłeś coś jeszcze o partii.
TEO
A, tak. To są przecież ci sami ludzie. Ale... gdzie dwóch się bije...
RYSIEK
No... Mów.
TEO
Niby nic konkretnego... Ale... taki języczek u wagi jest bardzo ważny. I bardzo korzystnie położony.
RYSIEK
Korzystnie. Rozumiem.
TEO
To jest doskonała broń. Mało to „czarni” dostali od partii? No... A to jest straszak, co prawda, ale...
RYSIEK
Ale broń.
TEO
Jak to miło porozmawiać z kimś mądrym. Bo to nie jest jeszcze nic pewnego, rozumiesz. A po co wdepnąć w gówno... Buty tylko sobie człowiek zabrudzi. No, ale to przecież... Nie my.
RYSIEK
Właśnie. Ale... Ten aspekt, z tą wagą, jest... bardzo ważny... Teodor... Wiesz, parę osób chciałoby się spotkać...
TEO
Rozumiem. Trzeba coś zorganizować. Mam tu dla ciebie wizytówkę z moim drugim telefonem. Nówka nielatana.
Teo daje Ryśkowi wizytówkę.
RYSIEK
Aha. No to się zdzwonimy. Oczywiście.
TEO
To, w zależności od sprawy, dzwoń na jeden czy drugi. Bo jeszcze parę rzeczy trzeba będzie przecież dograć. No i zawsze coś nowego może wyskoczyć...
RYSIEK
Jasne. Ja też mam jedno niedyskretne...
TEO
Oczywiście.
RYSIEK
Więc wprost. Jaki ty masz w tym... interes?
TEO
Miękkie lądowanie. Dla niej i dla mnie... Jestem do dyspozycji. Jakieś dodatkowe sugestie... Ale...
RYSIEK
Aha. No. To stoimy na twardym gruncie. I spokojnie mogę wyłączyć dyktafon.
TEO
Twoje nagranie, twoja wola.
RYSIEK
Wbrew pozorom, lubię konkrety.
TEO
Ja też.
Teo składa swój telefon.
Scena 10.
Gabinet lekarski w szpitalu (jak w scenie 5.).
Ula, Waldek i MIREK siedzą przy stole, oglądają zdjęcia chorych na ekranie laptopa.
MIREK
Sala dwieście szesnaście, trzeci od drzwi.
WALDEK
A, nie. Ten, to nie.
MIREK
A on co?
WALDEK
Jest już po. Laparoskopia. Woreczek żółciowy.
URSZULA
To znaczy?
WALDEK
Sam mu wczoraj wyciągałem. Ładna, matowa perła, ze dwanaście milimetrów. Prawie idealnie okrągła.
MIREK
A, to teraz tylko specjalna dieta, kilka miesięcy i będzie jak nowy.
WALDEK
No... I następny. Numer cztery... Co o nim sądzisz, Ula? Pamiętasz go?
URSZULA
Hm... Trochę... Podeszłam, no i tak jak Mirek mi pokazywał... Nie. Nic z tego nie będzie. Ja nie chcę nikomu zaszkodzić. A przecież ja nic nie wiem.
MIREK
To znaczy, odniosłaś niekorzystne wrażenie?
URSZULA
Tak. A przecież, nie powinnam. Jak ja mam pomagać ludziom, którzy mi się nie podobają?
WALDEK
Hm, hm, hm. No... To jest ten dylemat...
URSZULA
Jakbym ci zaglądała w duszę, co?
WALDEK
Czy ty wiesz, że to jest najgorsza rzecz w naszym zawodzie? Przywiozą ci takiego zafajdanego, zarzyganego pijaka, albo śmierdzącego bezdomnego... A ten tu? Alkoholik. Marskość wątroby.
MIREK
A widzisz. Wyczuwasz. Ty nie leczysz. Ty ich czujesz.
WALDEK
A widzisz.
(kiwa głową)
URSZULA
Chyba nosem. A tamten wcześniejszy... Wydawał mi się rozpalony. Powinien?
WALDEK
No, stan podgorączkowy. Taa... Jutro powinien minąć. Ano, zobaczymy, czy minie. Jeśli nie, to czy uznać, że już teraz czujesz, że coś jest nie tak? Technicznie, wszystko przebiegło sprawnie.
MIREK
Więc to tym bardziej argument za tym, że powinnaś ich oglądać. A my ciebie.
WALDEK
Musisz się „skalibrować”, Ula. Nauczyć się rozpoznawać. Po swojemu. Ja ci w tym nie pomogę, raczej Mirek. Co będziemy mogli, to zrobimy, ale... Rozumiesz...
MIREK
Jasne. A z tą marskością, to jest tak. Widzę człowieka pierwszy raz. I od razu mam jakieś wrażenie. Na plus, albo na minus. Ale ja to niweluję. Bo inaczej nie można. Ale... To jest zmora, która do mnie wraca. Koszmar, który mi się czasem śni. I bardzo boli. Dosłownie.
URSZULA
A jak to się stało, że zacząłeś uzdrawiać ludzi?
MIREK
Zawsze byłem dziwolągiem. W szkole wszyscy patrzyli na mnie jak na jakiegoś niedorozwoja. Słabo się uczyłem... Bardzo lubiłem psy, koty, wszystkie zwierzaki... Od małego. Miałem papużki, chomiki... Bawiłem się z młodszymi chłopakami, bo starsi... Albo się ze mnie śmiali, albo mnie lali.
Słychać PUKANIE do drzwi.
WALDEK
Tak?
Otwierają się drzwi i wchodzi PIELĘGNIARKA.
PIELĘGNIARKA
Panie doktorze, doktor Marszewska prosi pana do czwórki.
Waldek wstaje.
WALDEK
No dobra. Muszę iść. Przeglądajcie dalej te zdjęcia.
Waldek wychodzi z Pielęgniarką.
URSZULA
A jak?...
MIREK
Jak zacząłem leczyć? Moja babcia była chora. Stara, słaba. Serce, ciśnienie, miażdżyca... Wiesz. Opiekowałem się nią. Zawsze mówiła, że mam takie gorące dłonie... Zmarła. Po pogrzebie zacząłem coś tam czytać na te tematy, był jakiś kurs, zapisałem się. No i tak, powoli, zacząłem wszystko w sobie układać... Kiedyś się bałem, że wezmą mnie całkiem za czubka, bo widziałem jakąś poświatę. Nie wiedziałem co to jest, ale wiedziałem, że lepiej się do tego nie przyznawać. Czubek i tyle.
URSZULA
To to jest ta aura, tak?
MIREK
Ehe. Ty ją też widzisz, nie?
URSZULA
A powinnam?
MIREK
Jeśli to ma ci pomóc, to nie przyznawaj się do tego.
URSZULA
Jezu...
MIREK
Już masz dosyć kłopotów. Wiem.
URSZULA
Nie mam.
MIREK
No. I koniec tego tematu. Za samo takie gadanie to by nas kiedyś spalili na stosie.
URSZULA
Matko... Po co mi to wszystko...
MIREK
To nie tak. Wcale nie musisz nikogo leczyć. Jasne, że emanujesz energią. I ty i ja to wiemy i widzimy. Chodzi o to, żebyś nikogo nie skrzywdziła. Mimowolnie. Bo ci się nie podoba. To na takim podstawowym poziomie. Mnie bardzo dużo dał kurs, potem zrobiłem ratownika medycznego... Musisz się „skalibrować”, jak powiedział Waldek. Dobry lekarz. Hipokrates powiedział: „po pierwsze, nie szkodzić”. To tak jest. A my, swoimi złymi myślami, możemy zaszkodzić. A chyba nie chcesz, żeby jakiś egzorcysta pomyślał, że twoja moc pochodzi od...
URSZULA
Jezus, Maria...
MIREK
Ludzie sobie w ogóle nie zdają z tego sprawy. A my się czujemy jak jakieś cholerne mutanty, nie? To znaczy, kilku w naszym kraju, może kilkunastu. Reszta, to hochsztaplerzy.
URSZULA
To mnie dobiłeś teraz...
MIREK
Wcale nie. Jest jedno, bardzo dobre rozwiązanie. Bądź wewnętrznie uśmiechnięta. Po prostu. Ja jestem, na przykład, bardzo religijny. Serio. Modlę się codziennie. Chodzę do kościoła... Staram się po prostu być dobry. A do tego, że wszyscy mnie mają za stukniętego, zdążyłem się przyzwyczaić. Dziwak i tyle.
URSZULA
Co za życie... Całkiem ładna perspektywa przede mną. Że też ja się musiałam obudzić. I to taka popieprzona...
MIREK
Nie narzekaj.
URSZULA
Dar... To jest raczej kara. Ale za co? Co ja komu zrobiłam?... A co to za różnica, czy ja żyję, czy nie? I po co? Już bym chyba wolała siedzieć w więzieniu.
MIREK
Nie gadaj głupot, Ula.
URSZULA
A co? Mam się z tego cieszyć? Gdyby nie ta przerwa w życiorysie... Jestem tu zupełnie obca, sama... Co mi z tego, że mam dzieci, rodzinę, dom... To wszystko jest obok. Obok, rozumiesz?... I co ja mam teraz zrobić?... Nic nie mam. Nie ma mnie. Nie ma. Zupełnie. Nic.
MIREK
Jesteś w szoku.
URSZULA
Tak. Wydedukowałeś to, czy zobaczyłeś?
MIREK
Ja się z tym oswajałem powoli, latami. A ciebie ścięło to w jednym momencie.
URSZULA
Ścięło. Jasne. Samotny pień... Boże...
(wyciera oczy)
MIREK
Popłacz sobie... Sama. Człowiek zawsze jest sam. Nawet, jak kogoś bardzo kochasz, męża, dziecko, to jesteś tylko ty. Nikt inny. Jak zamkniesz oczy, nie ma nic. Bo nic wtedy nie istnieje. Tylko twoja świadomość. Jakbyś była jakimś programem w komputerze... Czy pamiętasz coś z tego twojego długiego snu?
URSZULA
Nie.
MIREK
Może z czasem coś ci się przypomni. To by było ciekawe. Co ci się może przypomnieć? Zapach, kolor? I skąd? Z zewnątrz, jakaś pielęgniarka miała ładne perfumy? Czy ze środka? Wspomnienia jakieś, co? Światełko w tunelu?...
URSZULA
Przestań już gadać.
(wyciera oczy)
Męczysz mnie tylko.
MIREK
Ale to głęboko poszło... A mają mnie za idiotę...
URSZULA
Strasznie jesteś upierdliwy...
MIREK
Czasami. To dziwne. Bo ja kiedyś byłem naprawdę głupi, wiesz? Ledwo co zdawałem do następnej klasy...
URSZULA
Często tak sobie mędrkujesz?
MIREK
Czasami. A może to my na siebie tak działamy? Nie. Ty dojrzewasz.
URSZULA
Aha... Faktycznie.
MIREK
Dochodzisz. Do spokoju. To dobrze, dobrze... Ale na dzisiaj chyba wystarczy.