Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1276 |
- Na co to nam? - któryś z nas zapytał.
- Lepiej, żebyś się tego nigdy nie dowiedział, - śmieje się nasz unter. - Jak umrzesz, rozłamiemy twoją blaszkę na dwoje i jedną z tych połówek wsadzimy ci między zęby, a drugą włożymy do twoich akt. Teraz rozumiesz?
Jakżeż tej wesołej informacji nie zrozumieć! Wszelkie komentarze są tu zbyteczne. Dostaję blaszkę z numerem 99, przewlekam przez dziurkę cienki szpagat i wieszam sobie na szyi. A więc zostaliśmy prawdziwymi więźniami. Brakuje tylko więziennych pasiaków. Już niebawem prowadzą nas na górę na ostatnie piętro do magazynu, gdzie wczoraj wydawano nam miski i kubki oraz materace, i wściekły herr Koller wyrzuca nam kolejno jak leci portki, kurtki, berety, furażki... Próbujemy to na siebie przymierzać, lecz rudzielec drze mordę:
- Won mi stąd! Zabierajcie te lumpy, i wynocha!
Zostajemy właścicielami jakichś zgniłozielonych płaszczy wojskowych - umundurowania piechoty francuskiej - i idiotycznych brązowych beretów z pomponami. Nic na nikogo nie pasuje. Kiedy się w to wszystko przebieramy, wyglądamy jak jakieś żałosne ostatnie pajace. Kto chciał, dostał też holenderskie drewniane saboty. Weifel na nasz widok mówi, parskając śmiechem:
- Teraz możecie iść nawet na audiencję do Stalina. - po czym dodaje: - Na dzisiaj to już wszystko. Idźcie na dwór na spacer.
Chętnie byśmy nawet tam poszli, ale najpierw dajcie coś do żarcia; w brzuchu kiszki marsza grają, i niecierpliwie czekamy na obiad. Ten jednakże nie przynosi żadnej ulgi. Miska rzadkiej brei z brukwi, cztery niewielkie kartofelki - ot, i twój cały obiadeczek. To chyba nawet jest gorsze jak w Berlinie. Rozczarowani i głodni wstajemy od stołów.
- Czy to możliwe, że tak będzie już każdego dnia? - pyta ze strachem Sasza Antonow. To jego wybraliśmy na naszego rozlewajłę. To niewdzięczna i odpowiedzialna funkcja. Rozlewajła powinien być kryształowo uczciwy, pilnie patrzeć, by wszyscy dostali tyle samo, i sobie nalewać jako ostatniemu. Teraz właśnie siedzi i z żalem patrzy w swoją miskę. Zostało mu tylko pół porcji. Coś nie tak chyba wyliczył. A czymś to sobie jakoś zrekompensować? Czym? Wszyscy swoje breje dawno już zjedli.
Chodzimy potem aż do kołowacizny po placu, o czymś rozmawiamy, wspominamy nasze osierocone w Blankenfelde dziewczęta, snujemy plany wezwania tutaj szwedzkiego konsula... Toż Szwecja jako kraj neutralny musi ochraniać interesy internowanych. Zaczynamy marzyć, jak to i nam będą przysyłać tutaj paczki z *Czerwonego Krzyża*, a w głowie jedna tylko myśl: *Boże, kiedyż ta kolacja?!*
ratings: perfect / excellent